piątek, 27 stycznia 2012

Rozdział 20 cz. 1

- Ona wróciła, czy ty to rozumiesz? WRÓCIŁA!
- Czekaj, chwila, kto wrócił? O co ci chodzi? - patrzyłam ze zdziwieniem na Brittany. Wyglądała na przerażoną.
- Jak to kto? Lexie! Skończył jej się okres zawieszenia. Na twoim miejscu schowałabym się gdzieś.
- Ta cała Lexie może mi nakichać. I tak nic mi nie zrobi, bo tym razem mogliby ją wyrzucić - odparłam i ugryzłam swoją kanapkę. Rozejrzałam się po stołówce, w której akurat siedziałyśmy. Wszędzie rozpoznałabym tę czarnowłosą oszustkę. W pobliżu jednak nie było ani jej, ani Victorii, z którą również nie chciałam się spotkać. Mimo wszystko cieszyłam się z powrotu na uczelnię. Lubiłam chodzić na wykłady, które w większości były naprawdę ciekawe. No i mogłam razem z przyjaciółmi doświadczać każdego aspektu życia studenta, a tego typu wspomnienia są bezcenne. Na przykład ta kanapka. Nie wiem, z czego oni robili ten chleb, ale musieli użyć sporo piachu... Kończyła się przerwa, więc poszłam znaleźć Jasona, który miał pożyczyć mi długopis, bo mój oczywiście musiał się wypisać. Kierowałam się właśnie w kierunku schodów, kiedy usłyszałam, jak ktoś mnie woła.
- Monica! Dawno się nie widziałyśmy - odwróciłam się i spojrzałam na uśmiechającą się bezczelnie Lexie, stojącą obok Victorii, która swoim zwyczajem żuła głośno gumę do żucia.
- Lexie. Jak minęły ci te dwa tygodnie zawieszenia? - spytałam, starając się zachować wredny ton. Ostatnie co chciałam, to wyjść przed kimś takim na tchórza. Musiałam pokazać, że jestem lepsza.
- To przez ciebie, idiotko, oblali mnie z ekonomii i musiałam zaliczać cały materiał! - wydarła się, żeby wszyscy na korytarzu ją usłyszeli. Osiągnęła zamierzony cel, wokół nas zebrał się zaciekawiony tłum gapiów.
- Sorry, ale to twoja głupota cię do niego doprowadziła. A teraz wybacz, spieszę się gdzieś - zwróciłam się do niej, a niezadowoleni "widzowie" zaczęli domagać się bójki. Tak, nie ma to jak się laski piorą.
- Chyba nie sądzisz, że puszczę ci to płazem. To, że owinęłaś sobie wokół palca One Direction nie znaczy, że jesteś jakaś wszechmocna. Jeszcze cię dopadnę, dziwko! - obiecała dziewczyna, wspierana przez grupę studentów, którzy nie mieli zielonego pojęcia o sprawie, ale traktowali tę kłótnię jako świetną rozrywkę.
- Myślałam, że ten tytuł jest zarezerwowany tylko dla twojej przyjaciółki - odezwałam się z perfidnym uśmiechem, spoglądając w kierunku Victorii, która aż otworzyła usta z oburzenia. Na podłogę z plaskiem wypadła przeżuta, różowa masa, czyli innymi słowy jej guma. Obrzydlistwo. Moje słowa wywołały prawdziwą burzę oklasków i śmiechów. Zniszczyłam te lalunie! Zarzuciłam włosami, odwróciłam się i niczym Horatio Caine z CSI: Miami ruszyłam, zostawiając za sobą równie spektakularny co w serialu wybuch, złożony z fantastycznej reakcji spragnionego wrażeń tłumu. Brakowało tylko tych słynnych okularów przeciwsłonecznych i odpowiedniej muzyki. W myślach krzyknęłam : "Yeeeah!" i postawiłam stopę na pierwszym schodku. Nagle ktoś pchnął mnie, a ja poczułam się, jakbym leciała. Ziemia niebezpiecznie się zbliżała, a może to ja zbliżałam się do niej? Ostatnie, co zobaczyłam, to marmurowy stopień. Potem urwał mi się film.
*
- Monica, wstawaj! Spóźnisz się do szkoły! - obudził mnie głos z dołu. Podniosłam z jękiem głowę i zerknęłam na zegarek. Siódma trzydzieści pięć. Mama jak zwykle obudziła mnie dokładnie o czasie, kiedy spokojnie mogłam sobie poleżeć jeszcze parę minut. Co z tego, że potem musiałam biec na autobus...
- Już wstaję, nie wściekaj się. Przecież nigdy się jeszcze nie spóźniłam - odpowiedziałam, przeciągając się na łóżku. Ziewnęłam porządnie, wsunęłam stopy w puchate kapcie i podeszłam do okna, żeby otworzyć je na oścież i odetchnąć świeżym, majowym powietrzem. Pomachałam panu, który rozwoził swoim rowerkiem gazety, odmachał. Ubierając się, spojrzałam w duże, wiszące na ścianie lustro. Naturalnie widok ten nie spodobał mi się. Miałam piętnaście lat (za kilka dni szesnaście!), aparat ortodontyczny na zębach, kłopoty z trądzikiem, kilka kilogramów za dużo (BMI prawidłowe, ale brzuch wcale nie taki płaski, jak u innych dziewczyn ze szkoły, mam na myśli cheerleaderki), w dodatku moje włosy w ogóle nie chciały się układać, a nos zdobiły okulary. Wyglądałam strasznie! Z westchnieniem zeszłam na dół, do kuchni. Pogłaskałam po głowie mojego małego braciszka, który siedział w specjalnym siedzeniu i bawił się samochodzikami.
- Wszystkiego najlepszego, młody! - odezwałam się, choć nie sądziłam, że dwuletnie dziecko będzie umiało mi podziękować. Matthew uśmiechnął się słodziutko, co mi wystarczyło. Usiadłam przy stole nad miską płatków i szklanką soku pomarańczowego, które przygotowała moja mama. Z góry zbiegł tata, który akurat codziennie się spóźniał, chociaż miał budzik. Porwał ze stołu lunch, pocałował żonę w policzek, synka w czoło, przybił ze mną piątkę i życzył dobrego dnia w szkole. Odpowiedziałam:
- Będzie dobrze, jak zwykle! - to nie była do końca prawda. Owszem, uczyłam się świetnie, osiągałam wysokie wyniki, wygrywałam konkursy. Ale szkoła to nie tylko nauka, to także relacje z rówieśnikami. To było właśnie to, co mi nie wychodziło kompletnie. Nie chciałam jednak martwić tym rodziców, w szczególności, że już raz przez to przeszli. W podstawówce dzieciaki zrobiły ze mnie kozła ofiarnego i swój worek treningowy, a nauczyciele nie dość, że udawali, że nic nie widzą, to jeszcze brali stronę moich prześladowców i robili ze mnie "czarny charakter". Kiedy ze strachu uciekłam ze szkoły, rodzice zainteresowali się sprawą. Zdecydowałam się, że powiem im o tym, jak mnie biją, wyzywają. Myślałam, że po ich interwencji będę miała wreszcie spokój. Niestety, przeliczyłam się. Kazano nam na lekcji wypełnić ankietę dotyczącą szkoły, a w szczególności pracy nauczycieli. Napisałam prawdę, czyli: nauczyciele ignorują fakt, że niektórzy uczniowie znęcają się nad innymi, faworyzują swoich ulubieńców i nie popierają właściwych stron, działając tym na szkodę tych "dobrych" uczniów. Co się okazało? Ankieta, choć anonimowa, była dokładnie sprawdzana i rozpoznano mnie po charakterze pisma. Dyrektorka zamiast zainteresować się sprawą i zachowaniem swoich pracowników, ślepo słuchała ich słów i w rezultacie moi rodzice zostali wezwani do szkoły. Na szczęście oni nie dali się oszukać i uwierzyli w to, co mówiłam im ja. Wtedy zdecydowali się mnie przenieść do innej podstawówki. Ile się przy tym nadenerwowali... nie miałam serca powiedzieć im, że w Abraham Moss High School (nazwa własna...), która była pierwszą i jedyną szkołą średnią, do jakiej uczęszczałam, sytuacja wygląda równie beznadziejnie. Nie, problem nie tkwił w nauczycielach, oni byli w porządku. Nikt mnie też nie bił. Ale życie nauczyło mnie, że najbardziej bolą słowa, a tych każdego dnia słyszałam wiele. Skończyłam śniadanie, wzięłam z blatu kanapki, spakowałam do torby i wyszłam z domu, kierując się w stronę przystanku autobusowego. Po około dziesięciominutowej wędrówce dotarłam na miejsce i usiadłam na ławeczce. Wyciągnęłam z torby podręcznik do historii i zaczęłam powtarzać w razie odpytywania. Właśnie czytałam o wojnie secesyjnej w Stanach Zjednoczonych, kiedy usłyszałam znajomy odgłos skrzypiących butów sportowych. Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do biegnącej równo z nadjeżdżającym autobusem koleżanki z klasy. Tak, miałam koleżanki, ale to była taka... trochę lakoniczna znajomość. Żadna wielka przyjaźń, tyle tylko, że spędzałyśmy razem przerwy.
- Hej Livy, uprawiasz bieg po zdrowie? - powitałam ją, gdy wsiadałyśmy.
- Raczej po autobus - odpowiedziała, oddychając głośno ze zmęczenia. - Zapomniałam nastawić budzik.
- Cała ty - skomentowałam krótko, starając się nie wdychać toksycznych oparów wydobywających się spod pachy stojącego obok mężczyzny. Uroki komunikacji miejskiej. Podróż trwała piętnaście minut, odliczając standardowy korek. Wreszcie wysiadłyśmy na przystanku niedaleko szkoły.
- Jak wyglądam? - spytałam, choć wiedziałam, że wyglądam źle.
- Lepiej ode mnie. Znowu przybyło mi pryszczy i przytyłam - powiedziała Livy, a ja się już więcej nie odzywałam. Chociaż ona do najchudszych nie należała i też miała trądzik, nie wyglądała gorzej. A przynajmniej nikt jej tego nie powiedział, a znając moich rówieśników, na pewno by to zrobili. Usiadłyśmy na podłodze przed klasą, a ja zaczęłam śpiewać. To dziwne, ale nie potrafiłam bez tego przeżyć dnia. Na każdej przerwie śpiewałam jej, Molly i Alex do kanapek. Mówiły, że poprawiam im apetyt. Starałam się śpiewać w miarę cicho, żeby nikt poza nimi mnie nie usłyszał. Jeszcze tego by brakowało... Właśnie udawałam, że się cieszę z oklasków za wykonanie "I will love again" Lary Fabian, kiedy ukląkł przy nas Peter i oczywiście wyjechał z pytaniem:
- Masz biologię?
- Czy kiedyś nie miałam? Jasne, że mam - przewróciłam oczami i wyczekiwałam prośby, która powtarzała się każdego dnia, nie tylko od niego.
- A dasz spisać?
- Taaa... czy kiedyś nie dałam? - odparłam i wyciągnęłam zeszyt z torby, podając go chłopakowi.
- Dzięki - rzucił i już go nie było.
- Prosz... kurwa - mruknęłam pod nosem i spojrzałam na Livy. - To się nigdy nie skończy! Jestem zmuszona do odrabiania prac domowych za więcej niż pół klasy. Te "dzięki" to se mogą w dupę wsadzić.
- Nie możesz im po prostu... nie dać? - zasugerowała dziewczyna, wgryzając się w bułeczkę z czekoladą.
- Olivia, przecież wiesz, co się działo rok temu, jak nie dałam! Nie mam zamiaru przeżywać tego ponownie!
- Używasz mojego pełnego imienia, musisz być wkurzona. Czyli jesteś tą, co wszystkim daje?
- Nie przeginaj. Cześć Molly - odezwałam się do koleżanki, która właśnie przyszła. Potem pomogłyśmy jej pozbierać do teczki rysunki. Molly ma wielki talent, ale nie chwali się nim zbytnio.
- Zapisałaś się już do szkolnego chóru? - zapytała mnie, a ja pokręciłam głową.
- Mówiłam już, że za żadne skarby tego nie zrobię! Fałszuję, poza tym obecne członkinie nie są moimi dobrymi znajomymi. Mam się z nimi męczyć, bo wy chcecie, żebym śpiewała na scenie?
- Masz talent, powinnaś iść do jakiegoś programu...
- Porąbało cię? Jaki talent - zdenerwowałam się i wstałam, otrzepując spodnie z kurzu. Zadzwonił dzwonek i poszłyśmy do klasy. Miałam rację z tym odpytywaniem, dobrze, że sobie powtórzyłam. Dostałam kolejną w tym półroczu piątkę, jak się z resztą spodziewałam. Uważam na lekcjach i oto efekty. Koleżanka z ławki miała jednak inne zdanie. Przed chwilą dostała marną dwójkę za swoją odpowiedź, więc koniecznie musiała skomentować mój stopień, jakby to była moja wina, że jej poszło tak słabo.
- Kujonka. I z czego się tak cieszysz, co? Ciągle się przechwalasz i wywyższasz - powiedziała, patrząc na mnie z nienawiścią.
- Eeee? Ja się tylko uśmiechnęłam. Nie cieszyłabyś się z piątki?
- Dobra, zamknij się. Ty to chytra jesteś, nie chciałaś mi podpowiedzieć, nie solidaryzujesz się w ten sposób.
- Nie skomentuję tego... - odparłam i posłałam błagalne spojrzenie w stronę ławki Molly i Livy. Czemu im nikt nie robił podobnych uwag, kiedy dostały dobrą ocenę? Może dlatego, że one chodziły razem z nimi do podstawówek, a ja byłam zupełnie nowa w tym otoczeniu? W ogóle, czy można tu mówić o byciu nowym, kiedy byłam z nimi już przeszło sześć lat? Najwyraźniej to wciąż za mało. Trwała lekcja, robiłam notatki, Eve wszystko równo zrzynała i kazała mi ją zasłaniać, kiedy poprawiała sobie fryzurę, makijaż albo kiedy jadła chipsy schowane w piórniku. Na następnej godzinie była biologia, pani sprawdzała zadanie domowe. W duchu śmiałam się gorzko, że gdyby nie ja, przynajmniej z pięć osób dostałoby jedynki za brak. Ale nie, ja jestem CHYTRA! Daję spisywać, podpowiadam, pozwalam ściągać nawet na testach, byle tylko mieć spokój. No to mam spokój i miano chytrej. Nie rozumiem swoich rówieśników. Kolejna lekcja, czyli w-f nie należała do moich ulubionych, ale miałam już niemal wyleczoną astmę i nie mogłam już brać zwolnienia. Po rozgrzewce uciekłam na ławkę rezerwowych, bo grali w siatkówkę. Mam uraz z dzieciństwa do wszelkiego rodzaju piłek, kiedy to dostałam jedną w twarz pewnego razu, jeszcze w szkole podstawowej. Tak, ktoś to zrobił celowo. Myślałam, że spokojnie sobie posiedzę do końca lekcji, ale nie! Wuefista uparł się, żebym dołączyła do drużyny. Nie pomogły ich zapewnienia, że dadzą sobie beze mnie radę, ani moje, że puszczę każdą piłkę i pogrążę cały zespół. Tak też się stało, wszyscy byli na mnie wściekli, na próżno przepraszałam. Na długiej przerwie siedziałyśmy na zewnątrz na ławce w kolejności: ja, Livy, Molly, plecak Molly i Alex. Śpiewałam akurat "Because You Loved Me", kiedy głos uwiązł mi w gardle. Poczułam dziwny ucisk w sercu i brzuchu. Mój mózg na moment totalnie zwariował. Moje oczy patrzyły w JEGO oczy, a ja...
- Hej! Ziemia do Monici! - wydarła mi się prosto do ucha Molly i zamachała swoim najnowszym dziełem przed nosem. - W co się tak zapatrzyłaś?
- Albo w kogo - wyszczerzyła się Alex i zaczęła się rozglądać. Livy od razu wiedziała, gdzie spojrzeć.
- To Lukas, chłopak ze starszej klasy. Przeniósł się do nas na początku roku, ale przyznam, że bardzo się zmienił... w sumie to jakoś przez jesień i zimę nie zwracałam uwagi na chłopaków, poza tym to duża szkoła.
- No... - przyznałam jej rację. Jak mogłam wcześniej nie zauważyć takiego ciacha? Przecież on jest idealny!
- Monica chyba utonęła w jego oczach. A to dziwne, przecież on nie jest w jej typie - powiedziała Molly.
- No bo on totalnie nie jest w moim typie! Ma brązowe oczy i ciemnobrązowe, prawie czarne włosy. I trochę ciemniejszą skórę. Żadne z kryteriów się nie zgadza, ale kurczę, przystojniak z niego! - uśmiechnęłam się i zerknęłam w stronę chłopaka.
- O matko, gapi się, gapi się! - potrząsnęła mną podekscytowana Livy. Faktycznie, koleś patrzył się na nas... a może na mnie? Tak, na mnie! Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się. Odpłynęłam, miał obłędny uśmiech. Niestety nie mogłam go odwzajemnić, bo wystraszyłabym go aparatem. Chociaż... skoro w tym tłumie to właśnie ja przyciągnęłam jego uwagę, to może moje klamerki nie będą mu przeszkadzać? W końcu zęby miałam już równe, a w te wakacje pozbywałam się drutów... uśmiechnęłam się, starając się to zrobić uroczo. Chyba podziałało, nie przestał patrzeć! Niestety, chwilę potem podeszli do niego moi koledzy z klasy i zajęli go rozmową. No cóż, nie będę mu zabraniać. Wróciłam do domu w lepszym, niż zazwyczaj humorze, co nie umknęło uwadze mamy. Wykręciłam się mówiąc, że cieszę się tak z tej piątki z historii. Pognałam na górę i włączyłam kompa. Weszłam na swoje konto na portalu społecznościowym i po namyśle zaprosiłam Lukasa do znajomych. Z wrażenia aż pierdolca dostałam, włączyłam muzę i skakałam po całym pokoju. Czułam się tak dobrze, wreszcie dostałam szansę na zdobycie chłopaka i to nie byle jakiego!

Musiałam podzielić na dwie części, bo całość wyszłaby za długa. Mam nadzieję, że po tej drugiej części większość z was powie: aha... dlatego... Póki co możecie tylko skomentować, czy się podoba. Jeśli czegoś nie wiecie, pytajcie lub czekajcie na cz. 2

wtorek, 24 stycznia 2012

Rozdział 19

Kamień spadł mi z serca. Wiadomość, że Zayn i Meg wszystko sobie wyjaśnili i wrócili do siebie niezmiernie mnie ucieszyła. Przyjaciółka posłuchała mojej rady i zdobyła się na szczerość, nie wyjechała mu z samobójczym tekstem "wróć do mnie". Przekonałam Zayna, żeby się zgodził na spotkanie z nią. Czekała na niego w parku, za dużym drzewem, które miało utrzymać prywatność rozmowy z dala od paparazzi. Choć ci wcale nie nękali zespołu ani ich znajomych, lepiej było zapobiegać. Zayn opowiedział mi, że Meg na jego widok rozpłakała się i padła na kolana, przepraszając i łając się. Mówiła, że nie zasługuje na niego, jest okropną dziewczyną, głupią, tępą i pustą. Mówiła mu także, że na nic już nie liczy, ale nie będzie mogła żyć ze świadomością, że chłopak, którego kocha, nienawidzi ją.
- Wtedy on ukląkł przy mnie, przytulił mnie i spytał ze łzami w oczach, czy ja go naprawdę kocham - słuchałam przez słuchawkę telefonu nieco roztrzęsioną przyjaciółkę.
- Odpowiedziała "bardziej, niż własne życie" - opowiadał Zayn, siedząc u mnie na kanapie. To był dla niego dramatyczny, ale i piękny dzień. Wybaczył Meg, porozmawiał i zrozumiał. Byli razem tacy szczęśliwi... zupełnie jak kolejna idealna para, Niall i Claudia. Dobrali się perfekcyjnie. A ja, wciąż sama, chociaż dwa razy całowałam się z Harrym i byłam w dwuznacznych sytuacjach z Louisem. Mogłabym coś zrobić, wykonać jakiś ruch, ale bałam się. Może i jestem staroświecka, ale chcę być księżniczką, po którą przyjedzie jej książę. To mężczyzna powinien mnie zdobyć!

*

Liam leżał na swoim łóżku i przeglądał Twittera. Mnóstwo spamu, zdesperowane fanki, dziwaczne wyznania miłości, czyli jak zwykle. Odpowiedział na kilka pytań, pozdrowił parę osób, dodał tweeta o zbliżającym się koncercie w Leeds. Po naradzie z chłopakami i menedżerem zdecydowali, że zabiorą ze sobą Meg, Claudię i Monicę. Jako ważne dla nich osoby. Liam przekręcił się na plecy. Jak ważna jest dla niego Monica? Poświęciłby dla niej życie, ale czy to może być znak, że się w niej zakochał? Wiedział tylko, że mu na niej zależy. Musiał zrobić coś, żeby się przekonać...
- Liam, masz chwilę? Chcę pogadać - do drzwi zapukał Harry. Jego przyjaciel podniósł się i usiadł.
- Jasne, wchodź - odpowiedział i wskazał zielonookiemu miejsce obok, na granatowej pościeli.
- Mam problem. Chodzi o dziewczynę... - zaczął Harry, a Liam lekko się poruszył. Czyżby... - Dobra, nie będę owijać w bawełnę ani niczego przed tobą ukrywać. Podoba mi się Monica - odezwał się chłopak i spojrzał na kumpla, oczekując jego reakcji. W Liamie się zagotowało, ale grał opanowanego. To on sobie myślał, żeby nie uderzyć do tej uroczej sąsiadki, a tu proszę, ma wysokiej klasy rywala! Mógł się wcześniej domyślić, że te drobne gesty przyjaciela to oznaka czegoś poważnego. Czy on się dla niej nadaje? No i teraz, kiedy są we dwóch, jak on może się przekonać, czy czuje do Monici coś więcej i nie zranić przy tym Harry'ego? Będzie musiał narazić przyjaźń...
- Od jak dawna? - spytał, nie do końca pragnąc poznać odpowiedź. Był wkurzony na swoją nędzną zdolność obserwacji. To było aż śmieszne.
- Od kiedy ją pierwszy raz zobaczyłem - powiedział Harry, a Liam w duchu gorzko się zaśmiał. Pięknie. Prawie cztery miesiące..
- "Czy ja byłem ślepy??" - jęknął w duchu i podniósł oczy na przyjaciela - Mogę ci powiedzieć jedno... dobry wybór - poklepał Loczka po plecach, a ten z ulgą się uśmiechnął.
- Już myślałem, że mnie skrzyczysz za kolejną próbę poderwania starszej od siebie. Ja po prostu podziwiam jej dojrzałość, inteligencję, piękno... Ona jest taka śliczna! Tylko haczyk tkwi w tym, że Monica nie jest jak inne dziewczyny. Jej trzeba pokazać, że jest najważniejsza, trzeba ją docenić...
- I dać świadectwo swojego uczucia. Coś mi mówi, że ona wcale nie chce wpakować się w młodzieńczy związek bez zobowiązań. Takie najczęściej kończą się bolesnym rozstaniem. Nie chcę, żeby ona cierpiała.
- Ja też nie, ale muszę powoli wykonywać ruchy. Jeśli wyjadę jej z jakąś śmiałą propozycją, wystraszę ją. Ona w ogóle nie wierzy w siebie, a mimo to każdego wspiera i pomaga mu zaakceptować siebie samego. Sama sobie zaprzecza, jest niezdecydowana, ale ja ją rozumiem. Ona też się boi, co powiedzą inni.
- Pasujecie do siebie - przerwał mu Liam, wypowiadając na głos swoje przemyślenie. Tak naprawdę nie wiedział, co odczuwa ta dziewczyna. Nie sądził, by mógł to kiedykolwiek zrozumieć. Musiałby to przeżyć, jak Harry. Tę niepewność, odrzucenie, strach. Payne poczuł, że jego szanse znacznie zmalały.
- Powinienem się do czegoś przyznać... tam wtedy w szafie, my... no...
- Całowaliście się? - zapytał Liam, choć doskonale znał już odpowiedź. Monica ma słabość do jasnych oczu, co za tym idzie, ma słabość do Harry'ego. Poza tym już raz się całowali, w Sylwestra. Pewnie samo wyszło.
- Wykłócaliśmy się, kto gorzej całuje i ona zaproponowała powtórkę. No i trochę mnie poniosło... - przyznał się Harry, robiąc sobie zamieszanie na głowie.
- Kto GORZEJ całuje? Rany, ale macie problemy. Czyli to nie było tak na poważnie?
- Uch... powiedziałem jej potem, że dla mnie to coś znaczyło. Wiem, idiota ze mnie, możliwe, że właśnie tym zgasiłem swoje światełko w tunelu. To nie miało być na poważnie, tak jak tamto na imprezie. Ale ona tak na mnie działa... - wyznał Loczek, kręcąc się po pokoju. Liam analizował to, co przed chwilą usłyszał. Ona prawdopodobnie już się domyśliła, że Styles na nią leci. I ten pocałunek... ona nie potraktowałaby go jako zabawę. Ale z drugiej strony to jeszcze niczego nie dowiodło. Pocałowała go, bo go lubi i najpewniej on też jej się podoba. Jednakże nic poważnego się z tego jeszcze nie wykluło. Liam był wdzięczny, że sprawy nie idą za szybko.
- Jeśli ci zależy, musisz wziąć się w garść i pokazać jej to. Mam tylko jedno pytanie...
- No?
- Kochasz ją? - zdobył się na odwagę Liam. Jeśli jego przyjaciel kocha Monicę, on zrezygnuje. Nie był pewien swoich uczuć, więc nie mógł konkurować z prawdziwą miłością. Harry zamyślił się.
- Nie... nie wiem. To znaczy, zależy mi na niej i ona mi się podoba, ale czy to jest miłość?
- Jeśli sam tego nie wiesz, to znaczy, że nie. Kiedy kogoś kochasz, czujesz to - odparł Payne. Był rad z tego, że wiedział, o czym mówi. Na szczęście tamten epizod miał już za sobą. Czyli on jej jeszcze nie kocha. Jeszcze. Ta odpowiedź rzuciła cień szansy, ale też nutkę zmartwienia. Ta dziewiętnastolatka potrzebowała kogoś, kto będzie ją kochał, kto będzie jej księciem z bajki. To piękne, że wciąż są takie dziewczyny, ale tych książąt jest niewielu. Czy "książę Harry" mógłby być przyszłością Monici?
- Dzięki za wysłuchanie. Głupio mi trochę, że przyłażę do ciebie z tak osobistymi problemami, ale jesteś tu najmądrzejszy. Chyba zacznę coś robić... chociaż teraz po tym, co jej powiedziałem, nie powinienem poruszać przez jakiś czas tematu. Stąpam po kruchym lodzie - powiedział Harry i uściskał przyjaciela. Zostawił go samego, przytłoczonego nadmiarem myśli i uczuć. Przez to nie mógł się spakować.

*

Gdy zapytali, czy nie zechciałabym pojechać z nimi do Leeds, gdzie będą grali koncert, poczułam się wyróżniona. W przeciwieństwie do Meg i Claudii nie byłam niczyją dziewczyną, tylko zwykłą przyjaciółką. Niall powiedział mi jednak, że jestem dla nich niezwykła i stałam się częścią ich rodziny, dlatego jadę. Zapakowaliśmy się w ich duży autobus, przeznaczony na trasy. Louis koniecznie chciał przedparty, żeby rozkręcić się przed koncertem. Nie wiedziałam, że coś takiego jak przedparty istnieje ^^ Ale sam pomysł jak najbardziej przedni, dadzą na scenie większego czadu. Zapuściliśmy muzę i zgasiliśmy światła, włączając te wielokolorowe. Było śpiewanie, tańczenie i wygłupy. Cieszyłam się, że nie mieli żadnych wolnych kawałków, bo po ostatnich wydarzeniach nie miałam zbytnio ochoty na przytulańca z Harrym. Ja się nikomu nie podobam, a niechcący zrobiłam mu krzywdę tym pocałunkiem. Coś to dla niego znaczyło, ale nie widziałam tego jako swoją szansę na zmianę statusu z "wolna' na "w związku". To niemożliwe, żebym spodobała się Harry'emu Stylesowi. Muszę przestać mieć nadzieję i więcej go nie całować, bo jeszcze się zakocham! Tańczyłam sobie z Liamem, działało to oczyszczająco. Dobrze jest mieć przyjaciela. Od kiedy Niall zaczął się spotykać z Claudią, nie mogłam już mu siadać na kolanach ani wymieniać czułości, bo to były od teraz przywileje tylko jego dziewczyny. Dlatego cieszyłam się, że tak wiele mnie łączyło z Paynem. Mogłam przytulić się do niego i powiedzieć mu o wszystkim, a on zawsze mnie wysłuchał i pocieszył. Pojechaliśmy zakwaterować się w hotelu. Pokoje były dwuosobowe, bo tylko tak mogliśmy zająć to samo piętro. Zayn i Niall chcieli być ze swoimi dziewczynami, więc ja musiałam pójść do Liama, Louisa albo Harry'ego. Wydawało mi się, że ci dwaj, to znaczy Larry, ostatnio nie mieli dla siebie czasu, więc pociągnęłam za sobą Liama i pomachałam im. Lou rzucił się z przesadną radością na Hazzę i obiecał mu, że oka nie zmrużą. Wiedziałam, że te Red Bulle w autobusie to nie był dobry pomysł ^^ Około dwóch godzin przed występem zjawiliśmy się na backstage'u, żeby chłopcy mogli jeszcze poćwiczyć i zapoznać się ze sceną. Dostałyśmy z dziewczynami przepustki VIP, specjalny pokój i własnego kelnera. Full wypas, jakbyśmy były nie wiadomo kim. Nie chciałam siedzieć w miejscu, więc zaproponowałam Claudii, żeby się ze mną przeszła. Meg wolała zostać i rozkoszować się luksusowymi warunkami. Szłyśmy korytarzem i zaglądałyśmy do różnych pomieszczeń, w których przygotowywali się kolejno nasi przyjaciele. Znalazłyśmy Liama, Harry'ego i Zayna w charakteryzatorni, gdzie zostawali poddani różnym zabiegom kosmetycznym. Makijażystki uwijały się przy głowie Harry'ego, próbując ułożyć jego loki i nałożyć mu odrobinę pudru na twarz, co było trudnym zadaniem, gdyż Loczek strasznie się krzywił i kręcił. Liam czesał sobie brwi... a Zayn walczył z fryzurą, która non stop oklapywała. Pośmiałyśmy się z nich, poprawiłyśmy przy okazji nasz wygląd i poszłyśmy dalej, szukać reszty. Niall i Louis stali bezradnie nad stertą ubrań, nie mogąc się na nic zdecydować. Pomogłyśmy im wybrać coś stylowego, a potem za ich namowami same się przebrałyśmy i wzięłyśmy coś ładnego dla Meg. Plusy znajomości z gwiazdorami ^^ Zbliżał się czas koncertu, widownia zapełniła się po brzegi, a niemal każde wejście za kulisy było oblegane przez nachalne fanki. Chłopcy poprosili mnie, żebym wybrała kilka dziewczyn i zaprosiła na backstage, bo przyjechała gazeta i telewizja, które domagają się wywiadu również z fankami. Wyszłam wyjściem awaryjnym i stanęłam naprzeciwko barierki, za którą ciągnęły się tłumy rozwrzeszczanych małolat. Wybrałam te, które najmniej albo w ogóle nie krzyczały i wzięłam je ze sobą. Przy okazji dałam paru innym autografy i złapałam je za ręce, co potraktowały chyba jako błogosławieństwo... ale jaja XD Po udzieleniu wywiadu poszliśmy za scenę, na której zaraz mieli wystąpić chłopcy. Życzyłyśmy im powodzenia i obiecałyśmy, że będziemy zaraz obok, by wszystko doskonale widzieć. Zgasły światła, zabrzmiała muzyka, a One Direction wybiegli na środek, powitani przez bardzo głośnie piski Directionerek. Koncert się rozpoczął, zaśpiewali na początek "Use Somebody". Covery wychodzą im równie świetnie, co ich własne piosenki.
- Dziękujemy Leeds, że jesteście dziś z nami! - krzyknął Louis.
- Zanim zaczniemy, chcemy wam jednak kogoś przedstawić. Bez nich nie bylibyśmy w tak dobrych humorach - uśmiechnął się tajemniczo Harry, a mnie, Meg i Claudii zmiękły kolana. Wrobili nas!
- Uwaga, zróbcie hałas dla mojej cudnej dziewczyny Meg! - powiedział do mikrofonu Zayn, a ja wypchnęłam na scenę moją przyjaciółkę. Chłopak podbiegł do niej i przytulił ją, biorąc za rękę i prowadząc do chłopaków. Dziewczyna była zmieszana, ale uśmiechała się dzielnie. Tłum gwizdał i bił brawo. Niall wyszedł naprzód i odezwał się:
- A teraz wielkie brawa dla mojej wspaniałej Claudii! - jej na szczęście nie zżerała trema (w końcu modelka) i śmiało wyszła zza kulis, pozdrawiając tłum. Przytuliła Nialla, a on niespodziewanie pocałował ją w usta na oczach wszystkich zebranych i powiedział:
- Prawda, że pięknie dziś wygląda? - fanki zgodnym chórem przyznały mu rację, co mnie ucieszyło, bo sądziłam, że zaczną okazywać niezadowolenie. Widać szczęście ich idoli jest jednak najważniejsze.
- Zapraszamy też osobę, która rozjaśnia nam każdą chwilę. Monico, pozwól - rzekł Liam, wyciągając rękę. Zdecydowanym krokiem wyszłam i powiedziałam do stojącego obok niego mikrofonu:
- Myślałam już, że o mnie zapomnieliście - widzowie roześmiali się. - To co, gotowi na One Direction? - spytałam, a kiedy usłyszałam głośne "TAK!", powiedziałam, że zostawiam chłopców do ich dyspozycji. Zeszłyśmy z dziewczynami ze sceny i usiadłyśmy na wygodnej kanapie za kulisami. Były dwie przerwy, na każdej doprowadzałyśmy do porządku spoconych i zmęczonych piosenkarzy. To, co oni robią, to naprawdę ciężka praca i każdy powinien to docenić. Harry'ego i Zayna zaczęły pobolewać gardła, jak zwykle, bo oni mają najgłośniejsze i najwyższe partie. Dałyśmy im ziołowe pastylki, a potem namówiłyśmy do wypicia odrobiny oliwy z oliwek. Chociaż to może niezbyt przyjemne, pomaga na struny głosowe. Niektórzy w ten właśnie sposób zwalczają bolące od śpiewu gardło. Taki patent gwiazd. Po koncercie razem z chłopakami udzieliłyśmy jeszcze wywiadu dla lokalnej prasy i kilku popularnych w internecie tabloidów. Potem jeszcze telewizja, kilka prezenterek poprosiło mnie o wizytówki do kancelarii (na szczęście wzięłam ze sobą). Szef każe się nam promować, więc myślę, że kilku nowych klientów go ucieszy. Wróciliśmy do hotelu późno, byliśmy dość zmęczeni. Weszłam z Liamem do pokoju i padliśmy na dwuosobowe łóżko. Zerknęłam na stojący na szafce zegarek.
- Pięć po dziewiątej. Nie chce mi się spać, ale jakoś też nie chce mi się wstać - zaśmiałam się, a Liam wymamrotał coś w poduszkę. Zwlokłam się z pościeli i powiedziałam:
- To ty sobie leż, a ja pójdę się umyć. Nie będę siedziała długo... przynajmniej się postaram. Znasz mnie - wzięłam z walizki kosmetyczkę i poszłam do łazienki. Prysznic po całym dniu był wprost genialny.
- Już skończyłam! - zakomunikowałam, ale nikt mi nie odpowiedział. Pokój był pusty, ale na łóżku leżała kartka: "Jestem na basenie. Jak chcesz, to możesz do mnie dołączyć". Stwierdziłam, że nie zaszkodzi skorzystać z okazji i popływać, więc ubrałam swoje fioletowe bikini, spakowałam do torby ręcznik i poszłam do windy, którą zjechałam na parter. Basen był zupełnie pusty, z wyjątkiem pływającego w nim Liama. Usiadłam na brzegu i patrzyłam, jak umięśniony chłopak pruje przez wodę, jakby w ogóle nie stawiała mu żadnego oporu. Zauważył mnie i podpłynął.
- Jednak jesteś... masz ochotę na mały wyścig?
- Tylko, jeśli wygram - odparłam, mrużąc oczy.
- Dam ci fory - uśmiechnął się, a ja chlapnęłam mu wodą w twarz.
- Jeszcze czego! Pokonam cię bez wysiłku - powiedziałam i wskoczyłam do basenu. Niestety, przeliczyłam się. Był znacznie szybszy, choć ja przecież dobrze pływam. Wynurzyłam się, by zaczerpnąć powietrza. On zbliżył się i nagle zanurkował, biorąc mnie na barana i wywracając.
- Wciąż uważasz, że jesteś lepsza? - przekomarzał się, goniąc mnie i łaskocząc. Uciekłam mu i drabinką wyszłam z basenu, a on za mną. Złapał mnie i zaczęliśmy się turlać po podgrzewanych kafelkach, jak jakieś dzieci. Wpadliśmy na moją torbę i jego ubrania, leżące luzem na podłodze. Po chwili wszystko było mokre.
- Wiesz, na co mam ochotę? Skoczyć na bombę, ale tak porządnie, żeby powstał taki ogromny gejzer. Zawsze chciałam to zrobić. Wchodzisz w to?
- Kusząca propozycja. Na trzy?
- Nie wierzę, że to robimy. Raz, dwa, trzy! - krzyknęłam i pobiegłam w stronę basenu, trzymając za rękę Liama. Wskoczyliśmy i usłyszeliśmy potężne chlupnięcie. W obawie, że ktoś nas złapie i skrzyczy, postanowiliśmy wrócić do pokoju. Dość mokrzy wsiedliśmy do windy. Na pierwszym piętrze wsiadła do niej jeszcze trzydziestoparoletnia kobieta w zaawansowanej ciąży. Miała słuchawki na uszach, więc mogliśmy swobodnie rozmawiać.
- Szybko pływasz, zaskoczyłaś mnie - powiedział Liam, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Dużo ćwiczyłam, żeby móc potem utrzeć ci nosa! Haha, żartuję. Po prostu, kiedyś często pływałam.
- Ładnie wyglądasz, jak jesteś mokra - odezwał się, a ja zaczęłam się śmiać.
- To był najdziwniejszy komplement, jaki w życiu usłyszałam. W każdym razie dziękuję.
- Uwielbiam twój śmiech... dobra, już przestaję. To silniejsze ode mnie - wyznał, a ja wyczułam lekkie napięcie. O co mu chodziło? Nie zastanawiałam się jednak nad tym długo, bo nagle windą szarpnęło, zapaliła się lampka i stanęliśmy pomiędzy piętrami. Kobieta wyjęła słuchawki i rozejrzała się.
- Wygląda na to, że zrobiło się jakieś zwarcie. Ale nie włączył się alarm, co oznacza, że nikt nie został poinformowany. Macie komórki? - zapytała, a ja spojrzałam na Liama. On wyciągnął z kieszeni telefon.
- O nie, nie działa... musiał zamoknąć, kiedy się tego...
- Dobra, wiem. No to poczekamy, aż ktoś zauważy, że winda się zepsuła. To nie potrwa długo - powiedziałam, a kobieta przytaknęła i z powrotem włożyła do uszu słuchawki. Oparłam się o przyjaciela i westchnęłam. Liam pogładził mnie machinalnie po odsłoniętym ramieniu.
- Wiesz, że cię lubię i możesz na mnie liczyć, prawda? - spytał, a ja przytaknęłam. - Skoro już tu tak stoimy, muszę ci coś powiedzieć...
- Coś się stało? - wystraszyłam się tonem jego głosu i obróciłam. Chłopak wziął mnie za ręce i spojrzał w oczy.
- Zależy mi na tobie i to bardziej, niż mogłabyś pomyśleć. I zaczęłaś mi się podobać jako dziewczyna, tylko sam nie wiem, czy to coś silnego, czy nie... muszę się przekonać, ale najpierw powiedz, czy masz coś przeciwko, żebym... - urwał i nieco się przysunął. Denerwował się.
- Żebyś co?
- Żebym cię teraz pocałował - odpowiedział, a ja postanowiłam nie robić zbędnych analiz.
- Nie mam nic przeciwko. Rób, co uważasz za słuszne - odparłam, a on delikatnie chwycił dłonią mój podbródek. Wiedziałam, że ten jeden pocałunek może zmienić jego, a nawet i moje życie, ale może warto? Jego usta były prawie na moich, kiedy kobieta odezwała się:
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale wody mi odeszły! - odskoczyliśmy od siebie i wybałuszyliśmy na nią oczy. Faktycznie, odeszły jej wody. Byliśmy uwięzieni w hotelowej windzie, a ona zaczęła rodzić. Schyliłam się do brzucha i powiedziałam:
- Nie mógłbyś trochę poczekać?
- Akurat to dziewczynka i mówi zdecydowane NIEEEEE! - krzyknęła kobieta, a Liam przytrzymał ją. Skurcze były coraz silniejsze i częstsze, dziecko za wszelką cenę chciało się wydostać i nie przyjmowało odmowy. Nie było wyboru, kobieta musiała urodzić w windzie. Kazałam Liamowi wrzeszczeć i walić w ściany, żeby zaalarmować kogoś. Sama uklękłam przy kobiecie (powiedziała, że ma na imię Vivien) i wyjęłam z torby suchy ręcznik, bo na szczęście wzięłam dwa. Z góry od kostiumu wyciągnęłam ozdobną blaszkę i zaostrzyłam jej brzeg o metalowe drzwi, by mogła posłużyć jako narzędzie do przecięcia pępowiny. Nie wiedziałam jednak, czym mam ją odkazić. Vivien wyciągnęła z torebki zapalniczkę.
- W innym przypadku gniewałabym się na męża, że mi ją włożył, ale teraz może się przydać. AAAAAA! - krzyknęła, dając mi do zrozumienia, że muszę się już przygotować. Na kursie medycznym uczono nas, jak odebrać poród w takich warunkach, ale w praktyce było to o wiele trudniejsze. Liam wołał: "Ratunku! Czy ktoś nas słyszy?", a ja wołałam "Przyyyyj!". W końcu ktoś usłyszał i pobiegł po pomoc, a córeczka Vivien przywitała świat. Owinęłam płaczące dziecko w ręcznik i delikatnie otarłam je z krwi. Liam przeciął pępowinę, a potem musiał usiąść, bo zrobiło mu się słabo. Typowy facet. Dziewczynka otworzyła na moment oczy, duże i brązowe.
- Jakie dasz jej imię? - spytałam kobiety, podając jej córeczkę.
- Masz drugie imię? - odpowiedziała pytaniem i pocałowała maleńką główkę.
- Leslie.
- Więc będzie Leslie. Piękne imię.
- Dla pięknej dziewczynki - wzruszyłam się. Drzwi windy otworzyły się i do środka wpadł kierownik, lekarz i... Louis z Harrym. Spojrzeli na mnie, całą zakrwawioną, a potem na owinięte w mój ręcznik dziecko oraz na Liama, również uwalonego krwią i na leżący obok niego sznur pępowinowy.
- Wow. Przegapiliśmy coś? Was gdzieś samych puścić - skomentował Lou, a ja padłam mu w ramiona, szczęśliwa, że go widzę. Okazało się, że to oni nas usłyszeli, kiedy spacerowali sobie po korytarzu. Kierownik hotelu przedstawił się jako mąż Vivien i podziękował nam za pomoc, dając mi i Liamowi specjalne karty na darmowe zabiegi w hotelowym SPA i duży rabat przy okazji następnego pobytu. Późno w nocy, kiedy leżałam w pokoju w łóżku, leżący obok Liam odezwał się:
- Dobrze, że cię dzisiaj nie pocałowałem. To byłby duży błąd. Bo tak, kocham cię... ale jako przyjaciółkę. To taka dziwna miłość...
- Braterska. Cieszę się, że mam cię z powrotem - powiedziałam i przytuliłam się do niego. Przyznam, że uradowało mnie to wyznanie. Nie nadawaliśmy się na parę, ale teraz wiedziałam, że zawsze będę miała do kogo wracać. Zawsze będę miała swojego kochanego Liama. Kolejny brat... a przepraszam bardzo, HAAALO, gdzie się podziewa mój przyszły chłopak?

Zaczynam ustatkowywać. Wybaczcie te, które głosowały za Liamem... mam nadzieję, że mimo wszystko nadal będziecie czytać. Podoba się? Komentujcie ^^

niedziela, 22 stycznia 2012

Rozdział 18

Nie mogłam przekonać Meg, żeby porozmawiała z Zaynem i wyjaśniła swoje zachowanie. Oficjalnie nie zerwali, ale ich związek stanął przed znakiem zapytania. Wiem, że ona wcale nie chciała go zdradzić, ale stało się to, co się stało, ona zraniła jego uczucia... Cholera, chłopak nie zasługuje na takie coś! Ale znam Meg, to nie jest żadna zdradliwa suka, więc nie odwrócę się od niej. Jednak na razie trzymam z chłopakami, Zayn to docenia. Wybrałam jego zamiast mojej najlepszej przyjaciółki, ale on potrzebował wsparcia... Wracając do moich spraw, tulipan od Lou był uroczy. Zapamiętał nawet kolor, to znaczy, że uważnie słuchał. Lubię, kiedy ktoś mnie słucha, Louis zarobił dużego plusa w moim notowaniu znajomych. Jadłam płatki, gdy zadzwoniła Alyssa i kazała mi opowiedzieć, jak poszło mi na "polowaniu na singla".
- Nijak, same napakowane bałwany... na szczęście zjawił się Louis i mnie wybawił, resztę nocy spędziłam z nim.
- To pewnie się dobrze bawiłaś. Rozumiecie się prawie bez słów, no i oboje jesteście równie szaleni. Chociaż dobrze udajesz poważną...
- Bo mój zawód tego wymaga. Uwierz, kiedy tylko mogę, pozwalam by mi totalnie odpaliło! Te moje huśtawki nastrojów są niesamowite. Raz szaleję i zachowuję się jak nienormalna, a drugi raz potrzebuję, by ktoś mnie przytulił i okazał wsparcie, kiedy indziej znowu jestem opanowana i poważna... Gram mnóstwo postaci, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Ale jedno się nie zmienia: potrzebujesz faceta, który będzie się tobą opiekował, ale którym też mogłabyś się zaopiekować. Damsko-męska równowaga - powiedziała Alyssa, a ja aż przestałam jeść ze zdumienia.
- Nie wiem, jak to robisz, ale chyba czytasz mi w myślach. Wszyscy na twoim wydziale tak mają? - spytałam, będąc w głębokim szoku. Wszystko o mnie wiedziała, choć ja to ukrywałam...
- Przeważnie. Może ja po prostu jestem dobrym obserwatorem. Co robisz dzisiaj?
- Spędzam dzień z chłopakami i Claudią, stęsknili się za nami - odpowiedziałam, wkładając pustą miskę do zmywarki. Zakończyłam rozmowę i poszłam się ubrać. Założyłam ciemnopomarańczowe rurki i białą tunikę, a na szyję wisiorek z tygrysim okiem, moim kamieniem zodiakalnym. Podobno moje oczy wyglądają dokładnie jak ten kamień i czasem mam wzrok tygrysicy XD Kilka kroków i już byłam pod ich drzwiami. Nie zdążyłam nawet zapukać, porwali mnie do środka i prawie zadusili podczas zbiorowego miśka.
- To co chcecie dzisiaj robić, dziewczyny? - zapytał mnie i Claudię Liam. Ona popukała w kalendarz i powiedziała:
- Z tego, co widzę, idziemy do przedszkola. Mogliście nam wcześniej powiedzieć, mam kilka bajek z dzieciństwa w domu, wzięłabym - chłopcy zrobili zdezorientowane miny, a potem Harry pacnął się w czoło.
- Zupełnie o tym zapomnieliśmy, pani Figgles zaprosiła nas już dawno temu... przepraszamy was, nie musicie iść z nami, jeśli nie chcecie - powiedział, a ja wzięłam na bok Claudię i chwilę omawiałyśmy tę kwestię.
- Pójdziemy z wami i wesprzemy was, bo piętnaścioro dzieci to dość spora grupa - oznajmiłam, a im wyraźnie ulżyło. No, może oprócz Louisa, który stwierdził, że lubi dzieci i ta piętnastka to żadne wyzwanie. Parę ulic dalej znajdowało się owo przedszkole, dość niewielkie, ale o dobrej renomie. W jakimś rankingu w Timesach dostało czwarte miejsce, czyli całkiem wysoko. W drzwiach wejściowych stała starsza kobieta, gestem zaprosiła nas do środka. Wprowadziła nas do sali, w której siedziało na dywanie piętnaścioro dzieci w wieku około 4-5 lat. Gdy tylko zobaczyły chłopców, zaczęły piszczeć i podbiegły się do nich przytulić. Louis natychmiast otworzył szeroko ramiona i pozwolił, by gromadka uwiesiła się na nim i powaliła na ziemię.
- Wasi najmłodsi fani - powiedziała z uśmiechem kobieta. - Jestem zaszczycona, że przyjęliście moje zaproszenie, dla tych dzieci wasza wizyta znaczy bardzo wiele. Widzę, że przyprowadziliście swoje dziewczyny, przyda się każda pomoc.
- Ja jestem tylko przyjaciółką - sprostowałam, żałując, że tak brzmi prawda. Starsza pani zawołała swoich małych podopiecznych i nakazała im dobrze się zachowywać, bo "ci mili panowie" będą się z nimi dzisiaj bawić.
- Niestety muszę wyjść, ale zastąpi mnie jedna z moich pracownic, zaraz powinna przyjść. To licealistka, dorabia sobie na studia, postanowiłam jej w tym pomóc. Miła dziewczyna, ale trochę roztrzepana. Na szczęście ma podejście do dzieci, a te ją polubiły. Jeszcze raz dziękuję - powiedziała i wyszła. Spojrzeliśmy na przedszkolaki, a one na nas.
- Poczytać wam coś? - zaproponował Liam, a mała dziewczynka podała mu książkę z obrazkami. - "My little pony"... No dobra, to kto chce, niech usiądzie o tam - Liam wskazał ręką kilka poduszek na końcu sali. Zayn i Louis dmuchali balony, które potem formowali w różne kształty. Miały być zwierzęta, ale spasowali, bo zamiast piesków wychodziły im trójnogie mutanty ^^ Niall spojrzał na bawiącą się w berka grupkę.
- Kiedyś nasze dzieci będą tak biegały – powiedział, przysuwając do siebie i całując Claudię. Ta spłonęła rumieńcem, ale uśmiechnęła się. Kiedy rozmawiałyśmy przez telefon, opowiadała mi, że on jest taki czuły i dobry, tak o nią dba i to chyba ten jedyny. No to teraz ma niepodważalny dowód! Myślę, że Niall sprawdziłby się w roli ojca, choć byłby pewnie jak Steve Martin w komedii „Fałszywa dwunastka”. Byłam jednak pewna, że jego uczucia są prawdziwe, a w każdym związku to jest najważniejsze. Usłyszałam skrzypiący dźwięk roweru, który ledwo wyrobił na zakręcie. Przez okno zauważyłam młodą dziewczynę na rozklekotanym, starym pojeździe jednośladowym. Ewidentnie po przejściach. Jakimś cudem zaparkowała, nie wywracając się przy tej czynności. Spod czapki wyfruwały czarne włosy, podobne trochę do ptasich piór. Skierowała się do drzwi, dobrze zgadłam, że to ta przedszkolanka. Wyszłam jej na powitanie i na dzień dobry o mały włos nie zostałam znokautowana gryfem jej gitary.
- O mój Boże, bardzo cię przepraszam, niezdara ze mnie! – odezwała się cienkim głosikiem, a ja przyjrzałam się jej bliżej. Była niska, szczupła, miała bladą cerę i piegi na nosie oraz policzkach. Jej oczy, duże i jasnoniebieskie, były pełne naiwnego zdziwienia. W momencie jednak stały się buntownicze, a dziewczyna zmarszczyła brwi i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Kim jesteś i co tu robisz? - zapytała, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że ona nie miała pojęcia o tym, że chłopcy przyprowadzili kogoś ze sobą. Wyciągnęłam rękę i spokojnym, dojrzałym tonem odpowiedziałam:
- Wybacz, nie przedstawiłam się. Jestem Monica Whister, przyjaciółka zespołu One Direction.
- Martha Calloay. Oni są w środku?
- Tak, bawią się z dziećmi. Oprócz mnie jest jeszcze dziewczyna Nialla, Claudia. Zaszło pewne nieporozumienie co do czasu wizyty, ale twoja szefowa nie miała nic przeciwko dodatkowej pomocy - rzekłam, z lekkim uśmiechem obserwując, jak Martha usiłuje ujarzmić fryzurę w zabrudzonym lusterku jej roweru. Wyjęłam więc z torebki swoje lusterko i małą szczotkę, proponując pomoc. Gdy już skończyłyśmy poprawiać jej wygląd, ona weszła do holu i odwiesiła na wieszak ciemnozielony płaszcz. Zerknęłam na jej strój: dżinsy i czarna bluzka z logiem One Direction z przodu i napisem HARRY STYLES MARRY ME z tyłu. Wywnioskowałam, że dość zdesperowana fanka. Wkroczyłyśmy na salę, zauważyłam, że Martha wyraźnie się denerwuje, więc postanowiłam ją przedstawić.
- Chłopaki, to jest Martha Calloay, ta dziewczyna, o której mówiła nam pani Figgles. Martha, to są...
- OMG One Direction! Prawdziwi, niesamowici, kocham was! - zakrzyknęła, podskakując w miejscu. Moi przyjaciele spojrzeli na siebie i powstrzymali się od wybuchnięcia śmiechem. Wiem, że to trochę wredne, ale zawsze nabijamy się z dziwnych ludzkich zachowań. A zbytnio nakręcone fanki są takie zabawne! ;D Louis podszedł i ukłonił się.
- Louis Tomlinson, do usług. Fajna koszulka - powiedział, a ona zamrugała i wyszczerzyła się w uśmiechu. Następny w kolejce był Harry. Zatrząsnął włosami, uśmiechnął się słodko i... i to był błąd.
- Haa... Haaaa.... Harry Styles - wydukała Martha z miną w stylu "zobaczyłam Boga". Chłopak podał jej rękę, a ona nie wytrzymała tego napięcia i zemdlała. Upadając, pięknie zaryła twarzą w grzejnik, a z jej nosa popłynęła krew. Sam nos dziwnie zmienił kształt, Claudia skrzywiła się i uklękła przy dziewczynie, oglądając jej twarz z dwóch stron.
- Brawo Harry, twój urok złamał jej nos. Trzeba ją zawieźć do szpitala, bo jeszcze się jej odwidzi z tą miłością i cię pozwie - oznajmiła, wyciągając z torebki chusteczkę. - Louis, Zayn, weźmiecie ją? Wyglądacie na zmęczonych... My z Monicą ją ocucimy, a wy biegiem po samochód. Nieładnie to wygląda.
- Robi się - odparł Lou i razem z Zaynem wyszli. Kazałam Liamowi i Niallowi zająć się dziećmi, a ja, Claudia i Harry położyliśmy Marthę na kanapie. Zrobiliśmy jej kompres z lodu na nos, na którym rozszedł się sporej wielkości siniak. Biedna dziewczyna... Gdy się ocknęła, poradziłam Harry'emu wyjść, by sytuacja się nie powtórzyła. Wrócili chłopcy, zabrali ją do samochodu i odjechali, zostawiając nas z dzieciakami. Takim oto sposobem zostałam wrobiona w robotę przedszkolanki, do której szczerze mówiąc niezupełnie się nadaję.
- To co robimy? - zwróciłam się do moich przyjaciół w akcie bezradności. Harry pokręcił głową, dając mi do zrozumienia, że jemu też wyczerpały się pomysły. Kiedy jeszcze mieszkałam z rodzicami, bawiłam się z Matthew w sklep, więc postanowiłam spróbować. Rozłożyliśmy z Niallem zabawkowe towary, Claudia robiła za ekspedientkę, a Harry za sprzątaczkę, bo nie mogliśmy mu znaleźć nic innego ^^. Dzieciaki pokazały nam pudełko z zabawkowymi pieniędzmi, więc wszystko wyszło całkiem realistycznie. Mieliśmy pół godziny względnego spokoju. No, może z wyjątkiem małej bijatyki o ostatni kawałek plastikowego tortu. Pięciolatki są bardzo żywiołowe, a szczególnie w grupie. Pokuszę się o stwierdzenie, że to takie "zwierzęta stadne", jako samodzielne jednostki bezbronne, ale razem... wtedy nawet najpotężniejszy drapieżnik może nie dać im rady. Wyciągnęliśmy puzzle. Tysiąc kawałków (pomijając fakt, że większość się zgubiła), powinno zająć ich małe rączki do końca dnia. W zamierzeniu.
- Puzzle są nudne! - odezwał się kolejny chłopczyk, wytykając język. - Nie możecie nam czegoś zaśpiewać?
- Jasne, że możemy - rozpromienił się Niall i wziął z kanapy gitarę Marthy. - Co mam zagrać?
- "One Thing"! A potem jeszcze coś! Jesteście One Direction, dalej! - zachęcały dzieci, a my usiedliśmy w kółku. Dałam się namówić i też zaśpiewałam. W sumie to nie trzeba mnie było długo namawiać, kocham śpiewać i nic tego nie zmieni. Wykonałam wersy Zayna i Louisa, a także dołączałam w refrenie. Głos Harry'ego idealnie współgrał z moim, jakbym była jego damską wersją. Po "One Thing" było jeszcze "More Than This" i kilka piosenek dla dzieci. Potem znowu nie wiedzieliśmy, co robić. Nagle Liam wpadł na pomysł:
- Hej, a może pobawimy się w chowanego? Wszyscy kochają tę zabawę! - zaproponował, a przedszkolaki z radością się zgodziły, ale pod warunkiem, że to on będzie szukał, a my też mamy się chować. Liam stanął tyłem do ściany, zatkał uszy i zaczął odliczać. Przypomniało mi się dzieciństwo i ta śmieszna adrenalina, kiedy próbowałam znaleźć najlepszą kryjówkę. Tylko teraz byłam za wysoka, żeby zmieścić się  w kredensie albo pod łóżkiem, więc miałam utrudnioną robotę. Mój przyjaciel zbliżał się do końca liczenia, a ja wciąż niczego nie wyszukałam. Wtem moja uwaga skupiła się na stojącej w rogu ogromnej, drewnianej szafie, trochę przypominającej tej z "Opowieści z Narnii".
- Lepsza Narnia, niż przegrana - mruknęłam pod nosem i otworzyłam dość ciężkie drzwi.
- Monica?
- Harry?
- Dwa, jeden, szukam! - powiedział głośno Liam, a ja uśmiechnęłam się szeroko, zrobiłam proszące oczy i weszłam do szafy, w której stał sobie Harry. Zamknęliśmy drzwi i zrobiło się ciemno. Chłopak wyjął komórkę i dotknął ekranu. W jarzącym świetle zobaczyliśmy swoje uśmiechnięte twarze. Przytknęłam palec do ust i wyszeptałam:
- Dzięki za pożyczenie kryjówki, głupio by było wpaść jako pierwsza.
- Zobacz, co mam - Harry wyciągnął dłoń z maleńkim kluczykiem. - Był zawieszony od wewnątrz, mogę nas zamknąć i wtedy nikt nas nie znajdzie. Jak bardzo chcemy wygrać?
- Hmm. Bardzo - odpowiedziałam, a on włożył kluczyk do zamka i przekręcił. - Kurczę, zachowujemy się jak dzieci. Dość duże z nas dzieci! - roześmiałam się, a on zawtórował mi.
- Czy jak zobaczyłaś tę szafę, też najpierw pomyślałaś o Narnii? - spytał, a ja poczochrałam mu loki.
- Tak! Mam ochotę sprawdzić, czy za tymi futrami nie ma jakiegoś ośnieżonego lasu.
- Idę pierwszy - powiedział i dał kroka w głąb. Usłyszałam pisk i aż podskoczyłam, on również. Schyliłam się i wyciągnęłam gumowego kurczaka. Zaczęliśmy się śmiać, ale Harry'emu zrzedła mina. Pomacał nerwowo kieszenie i zaczął świecić ekranem telefonu na podłogę.
- No nie mów, że klucz ci wypadł - odezwałam się szeptem, a potem zauważyłam przez maleńką szparkę naszą zgubę, która obecnie znajdowała się na zewnątrz, zupełnie poza zasięgiem naszych rąk. Zostaliśmy udupieni, póki jakiś miłosierny Samarytanin nie podniesie klucza i nam nie otworzy. Usiedliśmy naprzeciwko siebie i postanowiliśmy, że nie będziemy się jak głupi drzeć, tylko spokojnie poczekamy, aż ktoś będzie przechodził. No i najpierw upewnimy się, że wygraliśmy ^^. Harry był dziwnie małomówny, ale ja nie lubię siedzieć z kimś w ciszy, więc podjęłam rozmowę.
- Niedługo twoje urodziny, a ja kompletnie nie wiem, co ci dać.
- Za to ja kompletnie nie wiem, co chcę dostać - uśmiechnął się, ale nie wyglądał na specjalnie radosnego. - Naprawdę uważasz, że nie zepsułem tego pocałunku w Sylwestra?
- Matko, Harry, już ci mówiłam. Rozumiem, że ja mogę się dręczyć, że beznadziejnie całuję, ale ty? Powinieneś być pewny siebie i uwierzyć mi, kiedy mówię, że było dobrze.
- Ty beznadziejnie całujesz? Proszę cię, nie żartuj sobie. Twój brak wiary w siebie jest przygnębiający.
- To nie brak wiary, tylko smutna prawda. Jeśli ktoś tu źle całuje, to na pewno nie ty - ciągnęłam tę bezsensowną rozmowę, która była aż nazbyt szczera. Jesteśmy tak cholernie podobni charakterami!
- Moje pocałunki są hmm biedne - powiedział, czym mnie już zdenerwował.
- Nie są! A jeśli chcesz, możemy to powtórzyć i udowodnię ci, że całujesz o sto razy lepiej ode mnie - wypaliłam w przypływie nagłej i śmiałej myśli. Wstałam, a on spojrzał na mnie, również wstał i powiedział cicho:
- Nie chcę cię do niczego zmuszać, żebyś potem nie żałowała...
-Och, zamknij się - przerwałam mu i przyciągnęłam go do siebie za jego koszulę. Pocałowałam go, a on odwzajemnił, zachłannie wpijając się w moje usta. Poczułam rozchodzące się po moim ciele gorąco. Oderwaliśmy się od siebie, chłopak miał minę, jakby dostał tępym narzędziem w głowę. Położył rękę na mojej talii i przysunął się, chwytając mnie za podbródek. Złożył na moich wargach kolejny pocałunek, który z delikatnego zmienił się w namiętny. Było mi dobrze, pozwalałam mu na każdy ruch, nie przestawaliśmy. Nie zaprotestowałam, gdy jego dłoń wsunęła się pod tunikę, by potem wodzić po plecach. Było to jednak całkiem niewinne, wiedziałam, że nie posunąłby się dalej. W końcu znajdowaliśmy się w przedszkolu, w dodatku w szafie.
- Ej, jest tam ktoś? - usłyszałam znajomy głos. Liam pukał w drzwi mebla. Przestaliśmy się całować, poprawiłam tunikę, a Harry fryzurę, bo mu ją trochę zmierzwiłam. Dotknął palcami ust i uśmiechnął się pod nosem, myśląc, że tego nie zauważyłam.
- To ja, Monica, jestem tu zamknięta z Harrym, bo klucz nam wypadł. Leży obok ciebie na podłodze - poinformowałam przyjaciela, a on podniósł go i włożył do zamka. Drzwi się otwarły i wyszłam z szafy, mrużąc oczy, które próbowały się zaadoptować z powrotem do światła dziennego.
- Kto wygrał? - spytał Harry, jakby to było teraz najważniejsze.
- Wy, szukam was od piętnastu minut, reszta poszła coś zjeść. Nie nudziło wam się w tej szafie? - zadał pytanie Liam, a ja przygryzłam wargę i na szybkiego wymyśliłam sensowną odpowiedź.
- Nie, my... sobie porozmawialiśmy o różnych rzeczach, wiesz, takie tam bzdury - wystękałam, a Harry spojrzał na mnie z wdzięcznością. No co, jestem prawnikiem, muszę mieć gadane! Dołączyliśmy do pałaszujących kanapki dzieci, których pilnowała Claudia. Niall nie pilnował tylko jadł, ale ten typ tak ma. Po posiłku jeszcze pośpiewaliśmy, a potem już przyszła pani Figgles i rodzice. Musieliśmy jakoś wyjaśnić nieobecność Marthy, ale nie kłamaliśmy. Szczęśliwie starsza kobieta powiedziała, że to było do przewidzenia i całe szczęście, że nie stało się nic gorszego. Zrobiliśmy sobie z dzieciakami i ich rodzicami wspólne zdjęcie, które pozwolono mi zanieść do gazety. Szef na pewno się zgodzi, żebym przygotowała artykuł na ten temat. Odebrali nas Lou z Zaynem, już wrócili ze szpitala. Nos był faktycznie złamany, ale po krótkiej operacji chirurg przywrócił mu normalny wygląd. Dziewczyna nie gniewała się za to całe zajście i wzięła winę na siebie. Chłopcy zostawili ją w szpitalu, skąd miał ją potem odebrać starszy brat. Nie chcieli poczekać z nią i go poznać, bo Martha powiedziała, że to zawodowy bokser. Zostałam odwiedziona pod same drzwi, odprowadził mnie Harry. Weszliśmy do środka a on złapał mnie za ręce.
- Nie całujesz źle. Masz więcej tak nie mówić.
- Dobrze, ale stawiam tobie ten sam warunek - powiedziałam i przytuliłam się do niego. Kiedy się żegnaliśmy, on chciał coś powiedzieć, ale widziałam, że czegoś się obawia. W końcu w połowie drogi do ich willi zatrzymał się, jakby walczył z własnymi myślami. Stałam w otwartych drzwiach, zaciekawiona. Nagle chłopak odwrócił się, podbiegł do mnie i patrząc mi w oczy rzekł:
- Ja wiem, że chciałaś mi po prostu coś udowodnić, ale ten pocałunek coś dla mnie znaczył. Powinnaś to wiedzieć - pogładził mnie lekko po policzku i wrócił do siebie. Teraz to już zupełnie nie wiedziałam, co myśleć. A w moim życiu miłosnym miało się jeszcze bardziej zamieszać.

Chciałyście wątek z Harrym? Dobrze! Komentujcie ^^

piątek, 20 stycznia 2012

Rozdział 17

- Aww, spójrzcie, jak ona pięknie wygląda, kiedy śpi. Jak aniołek.
- Mam ochotę ją przywiązać albo nagle zacząć się drzeć...
- Lou, stul dziób, bo ją obudzisz...
- Za późno - ziewnęłam i przetarłam oczy, obdarzając piątkę siedzących na moim łóżku chłopaków zaspanym uśmiechem. Mój wzrok spoczął na tacy, która leżała obok mnie, a ja zaczęłam się śmiać.
- Nie wierzę, zrobiliście mi śniadanie do łóżka... chyba już nigdy was stąd nie wypuszczę. Jak ja to wszystko zjem? - powiedziałam, patrząc na górę jajecznicy i tostów.
- Chyba nie sądzisz, że na to pozwolimy! - odparł Liam, wyciągając rękę z sześcioma widelcami. - Skoro już dałaś nocleg Hazzie i Niallowi, my postanowiliśmy chociaż zrobić to. Nie będziesz nam usługiwać, i tak mamy u ciebie dług. Oby ci smakowało, bo wszyscy staliśmy od rana nad kuchenką. Niestety, tylko Harry naprawdę zna się na gotowaniu... ale raczej się nie zatrujesz - zrobił niepewna minę, więc przytuliłam go i podziękowałam. Zabraliśmy się za jedzenie, było zaskakująco dobre. Napiłam się soku pomarańczowego i nagle uświadomiłam sobie, że przecież ja wcale nie mam w domu soku pomarańczowego!
- Skąd wzięliście sok?  Pojechaliście z rana do sklepu? - spytałam, a Lou uśmiechnął się dumnie.
- Nie, sam go zrobiłem z twoich pomarańczy z koszyka z owocami.
- Dałeś radę z moją sokowirówką? Przecież ona się ciągle zacina - powiedziałam, a on zrobił dziwną minę.
- Ty masz sokowirówkę? Oł... - spuścił głowę i przygryzł wargę.
- Lou, jak ty przygotowałeś ten sok? Czuję, że muszę zejść do kuchni - zsunęłam nogi z łóżka, ale chłopcy rzucili się do drzwi z przerażonymi minami. Harry złapał mnie za ramiona i rzekł poważnie:
- Uwierz mi, nie chcesz tam zejść. Wszyscy chcieli pomóc mi ze śniadaniem no i... - urwał, a ja domyśliłam się, o co im chodzi. Próbowali mnie zatrzymać, ale i tak poszłam. Zastałam istne pobojowisko, jakby w kuchni przeszło tornado. Na podłodze leżały roztrzepane jajka, na stole masa spalonych tostów i kilka brudnych patelni...
- To były pierwsze próby. Myślałem, że umiem zrobić tosta, ale zapomniałem, że twój toster ma inne ustawienia - wyjaśnił Liam, nerwowo przeczesując włosy.
- Ja i Niall chcieliśmy pomóc Harry'emu z jajkami, ale sama widzisz, chyba tylko przeszkadzaliśmy - powiedział Zayn, a Niall dyskretnie się oddalił, jakby w obawie, że wybuchnę. Podeszłam bliżej i odkryłam, że wszędzie jest pełno miąższu i soku z pomarańczy, nawet na ścianach (które chwała Bogu wyłożyłam kafelkami). Zadrgała mi powieka i z morderczym spojrzeniem odwróciłam  się do Louisa.
- Coś... ty... zrobił... z... moją... kuchnią! - wysyczałam, a on zrobił krok  w tył.
- Wyciskałem pomarańcze w sposób niekonwencjonalny. Nie pytaj, jak. I nie patrz tak, bo się ciebie boję! - krzyknął i udał, że ucieka. Kazałam reszcie dać mi chwilę, poszłam na górę się ubrać. Pobiegł za mną Liam.
- Nie gniewaj się, chcieliśmy ci zrobić niespodziankę. Posprzątamy to... umówmy się, że dzisiaj ty rozkazujesz, dobrze? - powiedział, pomagając mi zapiąć naszyjnik. Nigdy nie potrafiłam długo się gniewać, więc i tym razem szybko wybaczyłam. Wróciłam na dół i wyciągnęłam z komórki pod schodami dwa mopy, ściereczki i miotełki do kurzu, kilka worków na śmieci i odkurzacz.
- Skoro ja tu rządzę, ogłaszam wielkie sprzątanie. Zaczynacie od kuchni - oznajmiłam, wciskając Zaynowi i Niallowi po mopie. Louis wygrał wojnę o miotełkę, więc zostały jeszcze odkurzacz i worki.
- Jestem silniejszy, ja odkurzę. Sorry, takie życie - powiedział Liam do Harry'ego, który nie wydawał się zachwycony perspektywą wynoszenia śmieci. Z westchnieniem zabrał się do pracy. Po chwili każdy coś robił, ja pomagałam Lou ze ścieraniem kurzy z mebli i sprzętów. Włączyliśmy radio, żeby umilić sobie tę czynność i daliśmy się porwać muzyce.
- Odpowiesz mi na kilka pytań? - odezwał się Louis, zataczając kółka ze swoją miotełką.
- Jasne, pytaj o co chcesz - zgodziłam się, usiłując dosięgnąć górnej części ramy obrazu. On podszedł i wziął mnie na ręce, żeby mi pomóc.
- Twój ulubiony kwiat - powiedział, a ja chwilę się zastanowiłam.
- Tulipan. Najlepiej żółty albo taki biało-różowy.
- Ulubiony kolor?
- Fuksja - odpowiedziałam, a on przekrzywił głowę. - Taki ciemnoróżowy, soczysty - wyjaśniłam, a on pokiwał głową na znak, że zrozumiał. Mężczyźni i ich problemy z rozpoznawaniem odcieni kolorów... to coś, co się chyba nigdy nie zmieni.
- Ulubiona potrawa, deser, napój, pora roku? - pytał dalej Lou, ścierając kurz z telewizora.
- Spaghetti, tiramisu, herbata, lato. Albo zima, ale jak jest porządny śnieg. Czemu chcesz to wiedzieć?
- Dobrze jest znać ludzi, z którymi jest się blisko. Nie przeżyłabyś bez?
- Muzyki. No i jedzenia ^^ - zaśmiałam się, a w oczach Lou zauważyłam te wesołe iskierki. Pojawiały się zawsze, kiedy ktoś go rozśmieszył, a ja robiłam to kiedy tylko miałam okazję. Sama uwielbiam się śmiać, a najlepiej w towarzystwie ;D
- Gdzie chciałabyś być, kiedy ktoś wyzna ci miłość? No co, jestem z natury wścibski - powiedział, widząc moją minę. To było trudne pytanie, nigdy w sumie nie myślałam nad tym, gdzie bym chciała wtedy być.
- Uhm... najchętniej to na Wieży Eiffela nocą. Albo w Wenecji na gondoli... nie, wiesz co? Nieważne jest miejsce, ale koniecznie musiałaby być wtedy piękna, gwieździsta noc - na chwilę się rozmarzyłam, ale zaraz wróciłam do sprzątania. Zerknęłam na Nialla, który tańczył ze swoim mopem i na Zayna, śmiejącego się z Harry'ego, któremu rozwalił się worek, zmuszając biednego Loczka do bliższego kontaktu ze śmieciami XD Po kilku godzinach doprowadziliśmy willę do porządku, chłopcy dziwili się, że normalnie sama robię to wszystko, kiedy to takie męczące. Potem musieli pojechać do studia, a ja postanowiłam zadzwonić do mamy i porozmawiać. Rzadko się widywałam z rodzicami, chciałam wiedzieć, co u nich słychać. Ucieszyłam ją telefonem, miała mi jak zwykle mnóstwo rzeczy do powiedzenia. Opowiadała, jak Matthew świetnie liczy, że umie już czytać. Dla mnie mój brat to genialne dziecko, w jego wieku potrafić liczyć do tysiąca i wykonywać działania na dwucyfrowych liczbach to naprawdę wielki wyczyn. Potem, czego zupełnie się spodziewałam, mama spytała mnie, czy umawiam się z kimś.
- Nie, mamo, nie ma nawet na co liczyć. Smutne, ale prawdziwe - powiedziałam, patrząc na zdjęcie chłopców, które stało na mojej szafce nocnej przy łóżku.
- A ten uroczy przystojniak, który zaprosił ciebie na Sylwestra? Wydawało mi się, że...
- Louis? Niemożliwe. To tylko przyjaciel, nie nakręcaj się - zgasiłam jej myśli, spoglądając na jego uśmiechniętą twarz, uwiecznioną w brązowej ramce. Om na taki śliczny uśmiech...
- Monica, jesteś tam? Chyba są jakieś zakłócenia, bo cię nie słyszę - jakby z oddali dobiegł mnie głos matki.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Muszę kończyć, mam do zrobienia parę spraw dla szefa, a wieczorem idziemy z dziewczynami do klubu. Kocham cię, pozdrów tatę i Matta - powiedziałam i rozłączyłam się. Nie skłamałam, naprawdę musiałam coś załatwić dla The Times. To "coś" okazało się bardzo pracochłonne i zanim się obejrzałam, był późny wieczór. Przyszła Meg i załamała ręce, że wyglądam na szytwniarę i ona mnie musi porządnie odstawić, żeby można było mnie zabrać do klubu.
- No chyba chcesz w końcu poderwać jakieś ciacho? - mówiła, kręcąc mi włosy i nakładając cień na powieki. Kazała ubrać mi czarny, połyskujący top i jeansową mini, żebym jak ona to określa: "wyeksponowała swoje zajebiste nogi". Po ubraniu długich kolczyków i szpilek, oraz po zrobieniu dość mocnego jak dla mnie makijażu stwierdziłam, że wyglądam jak nie ja, za to Meg oceniła:
- Wreszcie wyglądasz jak dziewczyna. Chodź, bo musimy jeszcze skoczyć po Alyssę i Brittany. Zamówiłam taksówkę, bo nie pozwolę, żebyś wyszła z imprezy trzeźwa. Musimy się zabawić! - złapała mnie za rękę i wyszłyśmy. W klubie było duszno i głośno, ale miałam przy sobie przyjaciółki, więc zapowiadało się dobrze. DJ zapuścił fajny kawałek i zaczęłyśmy tańczyć. Alyssa natychmiast wyrwała przystojnego mięśniaka, z którym świntuszyła na parkiecie. Po około pół godzinie postanowiłam usiąść przy barze i zamówić jakiegoś drinka. Dołączyła do mnie Brittany, sącząc swoją margaritę. Ja wzięłam malibu, nawet mi się w sumie nie chciało pić, ale czasem trzeba XD Oceniałyśmy kręcących się wokoło chłopaków. Większość z nich wyglądało jak kulturyści albo casanovy, nie sądziłam, że znajduje się tu odpowiedni partner na całe życie. Brittany pozostała niezrażona i zawołała kilku najbliżej stojących. Podeszli, strasznie się wożąc, mieli "artystyczne niełady" na głowach, czyli prawdopodobnie masę żelu. Pierwszy podszedł, zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, potem zatrzymał się na dekolcie i rzucił tekst:
- No, mała, nie bolało jak spadłaś z nieba?
- O koleś, to było mega słabe - usłyszałam znajomy głos. Z tłumu wyłonił się Louis, podszedł i mnie przytulił. Na całe szczęście, bo ten frajer ewidentnie miał nieczyste zamiary.
- Z ust mi to wyjąłeś - szepnęłam mu do ucha, a on uśmiechnął się. Brittany poszła z odrzuconym przeze mnie chłopakiem, któremu chyba się spodobała  (choć na razie interesował go jej tyłek -.-') a ja zostałam przy barze z Lou, który spojrzał na mój kieliszek i skomentował:
- Widzę, że zamierzasz się upić. Oferuję swoją pomoc. Dla mnie tequilla - powiedział do bramana i puścił mi oko. - To co, do dna?
- Jasne - zaśmiałam się i na wyścigi opróżniliśmy nasze kieliszki.
- Widziałaś gdzieś Meg? Jestem tu z Liamem i Zaynem, on jej szuka  - powiedział, a ja rozejrzałam się.
- Gdzieś poszła, pewnie tańczy na środku sali... to zwierzę imprezowe, na pewno jest już wstawiona i musi się teraz wyszaleć. Może pójdę jej poszukać, skoro Zaynowi tak zależy... tylko nie chcę cię tu samego zostawić, bo będziesz łatwym celem dla zdesperowanych kobiet.
- Poradzę sobie, przecież mam już 20 lat, jestem stary i żadna nie zwróci na mnie uwagi.
- Powiedział sławny Louis Tomlinson. Za chwilę wrócę - zapewniłam i ruszyłam w głąb sali. Nie mogłam znaleźć mojej przyjaciółki, zastanawiałam się nawet, czy nie zapomniała o mnie i nie wyszła, ale wtedy zobaczyłam ją. Stała przy ścianie i całowała się z jakimś napakowanym kolesiem, a jego kumple robili im zdjęcia i nagrywali. Zagotowało się we mnie.
- Meg, coś ty narobiła... - szepnęłam, a wtedy ona odkleiła się od niego i niemal nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na mnie i wybełkotała:
- Oooo, hej Monica, co tu robisz?
- O to samo chciałam ciebie spytać, przecież ty masz chłopaka! A obściskujesz się z tym gościem! - krzyknęłam, a jego koledzy zaczęli głośno gwizdać i najwyraźniej dobrze się bawili. Wytknęłam im środkowy palec i kazałam spadać, więc ci poszli i wmieszali się w tłum. Usiadłam na jednej z kanap, sadzając pijaną przyjaciółkę obok. Odgarnęłam jej włosy z czoła i spojrzałam w oczy.
- Dziewczyno, co ci odbiło? Chodzisz z Zaynem, zapomniałaś?
- A on ciągle daje całusy fankom i je przytula, a na randkę to mnie zabrał dwa tygodnie temu! To sobie pomyślałam, że skoro on może flirtować z każdą dziewczyną, to czemu ja nie mogę mieć takiej swobody! Może jak się dowie, że pocałowałam Tylera... czy tam Trevora, nieważne, to się zrobi bardziej zazdrosny i mnie zauważy! - powiedziała, biorąc od przechodzącej kelnerki probówkę i jednym ruchem wypijając całą jej zawartość. Ukryłam twarz w dłoniach i wzięłam głęboki oddech.
- Meg, ja ci tłumaczyłam, że on cię nie zdradza, kiedy daje buziaki fankom. To się w ogóle nie liczy, on kocha cię i nigdy by się nie dopuścił zdrady. Masz szczęście, że on tego nie widział. Jedź do domu, zanim narobisz większych głupstw - poradziłam jej, a ona dała zaprowadzić się do wyjścia. Przypomniałam sobie, że obiecałam Louisowi wrócić, więc poszłam w kierunku baru. Czekał na mnie, popijając jakiegoś kolorowego drinka. Gdy tylko mnie zobaczył, odstawił go i wziął mnie za rękę, by potem pójść między tańczących. Tym razem nie miał oporów, żeby mnie poprosić do tańca, chyba wiedział, że się zgodzę. Czas biegł zdecydowanie za szybko. Niemal cały czas rozmawialiśmy albo śmialiśmy się z czegoś lub kogoś. W końcu złapał nas Liam i powiedział, że jest już prawie druga w nocy i powinniśmy się już zbierać.
- Nie ma z tobą Zayna, gdzie go zgubiłeś? - spytałam przyjaciela, a on odpowiedział:
- Zagadał się z jakimiś kolesiami, nie chciałem mu przeszkadzać. No a potem obskoczyły mnie fanki i nie mogłem się od nich uwolnić - roześmiał się. - To ja go zgarnę, wy macie jeszcze jedną piosenkę do dyspozycji, a potem wracamy. Monica, chcesz się z nami zabrać? - zapytał, a ja zgodziłam się. Liam poszedł, a ja zostałam z Louisem, czekając na następny utwór.
- Wolna - zauważył i uśmiechnął się w ten swój uroczy sposób. Przysunęłam się bliżej i pozwoliłam, by mnie objął. Zaczęliśmy powoli tańczyć, wsłuchiwałam się w słowa piosenki. Chłopak okręcił mnie i teraz stał za mną, łaskocząc oddechem w szyję i udając wampira, który chce się we mnie wgryźć. Wariat! Piosenka się kończyła, znów odwróciłam się do niego i nasze spojrzenia się spotkały. Lekko pogładziłam palcami jego szyję i odezwałam się:
- Lou... dzięki za wszystko - patrzyłam w te jego piękne, niebieskie oczy i jakoś nie mogłam powiedzieć nic więcej. Również on miał takie... dziwne spojrzenie. Nagle miałam wrażenie, że wszystko zwolniło. Jednak zanim zrozumiałam, co tak właściwie się zadziało, wrócił Liam. Nie wyglądał na zadowolonego, więc spytaliśmy, co się stało.
- Ci kolesie dostali jakiś filmik i razem z Zaynem go obejrzeli... nie zgadniesz, kto był na tym filmiku - powiedział, a ja zaklęłam w duchu. - Tam była Meg, która całowała się z jakimś napakowanym gościem. Jak Zayn to zobaczył, to gdzieś uciekł. Macie pomysł, gdzie mógł pójść?
- Coś mi mówi, że nawet się stąd nie ruszył. Rozdzielmy się - zarządziłam i poszłam do baru, gdzie zgodnie z przewidywaniami zobaczyłam chłopaka mojej przyjaciółki w dość, no, opłakanym stanie. Wlewał w siebie kolejne kieliszki koniaku i wódki, co jakiś czas pociągając łyk piwa. Faceci...
- Zayn, chodź, wrócimy do domu - powiedziałam, a on zignorował to i zamówił następną kolejkę. Wyjęłam  telefon i wybrałam numer Liama.
- Znalazłam go, jesteśmy przy barze.
- Co z nim?
- Nawalony w cztery dupy, ale jeszcze się trzyma.
- Już idziemy, postaraj się zabrać mu alkohol - poprosił Liam. Schowałam komórkę do torebki i usiadłam obok przyjaciela. Powiedziałam barmanowi, żeby nie sprzedawał mu więcej trunków, a sama odsunęłam kieliszki i kufel, co trochę wkurzyło Zayna.
- Kobieto, daj mi się porządnie zalać - wymamrotał, opierając się na ladzie.
- To, co zrobiła Meg było głupie, ale ona tak działa... to nie jest tak, że ona cię nie kocha...
- Zdradziła mnie! - wydarł się, aż mnie ciarki przeszły. Do baru przecisnęli się Louis z Liamem.
- Zayn, zabierzemy cię stąd, uspokój się - zaczął ten drugi, ale do czarnowłosego nic nie przemawiało.
- Zobaczyłem video, na którym moja dziewczyna obściskuje się z jakimś debilem i mam być spokojny?
- Chciała, żebyś był zazdrosny, ale za daleko się posunęła, była pijana... - próbowałam jakoś wytłumaczyć zachowanie Meg, ale wiedziałam, że mało tym zdziałam.
- Postanowiłem zagrać w jej grę i też dać się sfilmować podczas całowania jakiejś laski, ale spojrzałem na te plastiki i stwierdziłem "na trzeźwo nie da rady". To poszedłem się wpierw zachlać. A teraz wybaczcie, mam coś do załatwienia - Zayn wstał, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa i chłopcy musieli go zebrać z podłogi.
- Przynajmniej jedno ci się udało: jesteś nawalony jak 150. Dalej, zabierzmy go do taksówki, zanim wypatrzą nas paparazzi - powiedziałam i wymknęliśmy się bocznym wyjściem. Usiadłam z tyłu z Louisem, wciągnęliśmy Zayna, a ja położyłam jego głowę na swoich kolanach. Było mi go żal, doprowadził się do tak żałosnego stanu przez głupotę mojej lekkomyślnej przyjaciółki. Będę musiała z nią porozmawiać, jak procenty opuszczą nasze organizmy. Właśnie takie zdarzenia zniechęcają mnie do picia alkoholu. Unikaliśmy z Louisem rozmowy o tym, co się stało na parkiecie i w zasadzie prawie się do siebie nie odezwaliśmy. Poza tym nie byliśmy sami, z przodu siedział Liam, więc prywatność taka sobie. Ale ja wiedziałam, że COŚ się wtedy stało. Zanieśliśmy Zayna do jego pokoju, obudziliśmy Harry'ego i poprosiliśmy, żeby zrobił dla niego swoje paskudztwo na kaca. Ja wróciłam do siebie, umyłam się i poszłam spać. Następnego dnia jeszcze w szlafroku poszłam wyjąć ze skrzynki pocztę. Gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam, że na wycieraczce leży śliczny, żółty tulipan, a obok niego karteczka. Obróciłam ją i przeczytałam:
"Podobno lubisz tulipany. Louis xx"

Wybaczcie, że nie dodałam wczoraj... Internet mi odmówił posłuszeństwa, na szczęście zdążyłam zapisać w Wordzie. Mam nadzieję, że sprostałam oczekiwaniom. Komentujcie ^^

wtorek, 17 stycznia 2012

Rozdział 16

Szłam korytarzem uczelni, nerwowo się rozglądając. Wzrokiem szukałam jakiejś znajomej twarzy, starając się także wypatrzyć tę, która mimo tego, że znajoma, nie jest ani trochę przyjazna. Mocniej ścisnęłam ramiączko torby.
- Jeszcze kilka kroków, zaraz dojdziesz do sali i nic się złego nie stanie - powtarzałam sobie w duchu. Z dala zamajaczyła mi postać Brittany, pomachałam do niej, a ona podbiegła. Jej szmaragdowozielone oczy błyszczały wesoło, ich właścicielka jak zwykle miała szampański humor.
- Heeej, co tam u ciebie? Dawno nie gadałyśmy - zaczęła, podskakując w miejscu. Rozpoznałam ten stan.
- U mnie wszystko w porządku... kawa ze szkolnej kafejki? - spytałam, a tamta pokiwała głową. Zaczęłyśmy się śmiać jak wariatki, a Brittany odezwała się znowu:
- Nie pogratulowałam ci jeszcze najlepszego wyniku z testu z ekonomii. Pobiłaś cały kampus i utarłaś nosa tej rozpieszczonej córeczce tatusia! Facet mnie uczy matmy, ona do niego wydzwania co chwilę, a on wydaje się przez nią zupełnie zniewolony.
- Dzięki. Tak, to jego największy skarb... - znów rozejrzałam się wokoło.
- Kogo tak wypatrujesz? Czy jest coś lub ktoś, o kim nie wiem? - zmrużyła oczy moja koleżanka, a ja wyjaśniłam:
- Wiesz, że Lexie przyjaźni się z Victorią? Odnoszę dziwne wrażenie, że ona zechce się mścić. Jak na tych amerykańskich filmach, tylko wiesz, ta ruda, podstępna dziewczyna jest jakby uhm... sto razy gorsza? Słyszałaś, co zrobiła tej z pierwszego roku, która nie chciała jej ustąpić miejsca w stołówce?
- Nie, czy to było coś bardzo złego? - Brittany wyglądała na wystraszoną, a zarazem podekscytowaną. Nic dziwnego, skoro studiuje kryminologię. Zrobiłam poważną minę.
- Obcięła jej włosy - powiedziałam, a koleżanka otworzyła szeroko usta.
- Poważnie? I nie została ukarana? Przecież taka sprawa...
- Victoria zagroziła tamtej dziewczynie, że spali jej wszystkie notatki, jeśli ona coś komuś powie. Więc tamta po prostu udała, że fryzjer spartolił robotę. Teraz chyba rozumiesz, że obawiam się przychodzić na uczelnię, kiedy ta żmija jest na wolności. Chociaż, może się mylę... - jak na zaprzeczenie poczułam na głowie coś zimnego i lepkiego, co powoli zaczęło spływać po mojej twarzy, a potem po nowym, białym sweterku. Oblizałam się i starłam to coś z oczu.
- Sok porzeczkowy... - zgadłam, unosząc głowę do góry. Na barierce opierała się Victoria, obok niej stała grupka najwyraźniej jej wyznawczyń, wszystkie zanosiły się śmiechem.
- Czy ty masz nierówno pod sufitem? - wydarłam się, zanim zdążyłam ugryźć się w język. - "No ładnie, zadarłaś z wrogiem" - pomyślałam. Tymczasem rudowłosa zeszła po schodach i ruszyła krokiem modelki w moją stronę.
- Co proszę? Chyba zapomniałaś, kto tu jest górą, frajerko - wysyczała, przeżuwając głośno gumę do żucia. - Jeszcze się z tobą policzę, teraz idę na zajęcia - odwróciła się na pięcie (co nie powinno się udać, bo miała 20 cm szpile), zarzuciła farbowaną grzywą i strzeliła balona z gumy, co zabrzmiało jak wystrzał pistoletu. I tak, wewnętrznie krwawiłam, podziurawiona moją własną głupotą. Przy takich osobach, jak Victoria naprawdę trzeba uważać na to, co się mówi. Spojrzałam na sweterek, który miał teraz liliowy kolor i cały się kleił, podobnie jak moje włosy. Zerknęłam na zegar i westchnęłam.
- Nie zdążę pojechać do domu, przebrać się i wrócić, chyba muszę dzisiaj robić za żywą reklamę tego napoju.
- Mieszkam w akademiku, skoczymy do mnie i pożyczę ci jakieś ciuchy, nie będziesz chodzić po uczelni tak wyglądając - złożyła propozycję Brittany, a ja zapomniałam się i uścisnęłam ją  w podziękowaniu i w rezultacie obie byłyśmy całe w soku XD. Poszłyśmy do jej pokoju, wybrałam zwykły T-shirt, bluzę i jeansy, żeby nie pozbawiać jej najładniejszych ubrań. Przez następne godziny trzymałam się blisko mojej ekipy, unikając Victorii. Podczas przerwy obiadowej usiadłam przy stoliku z Meg, Alyssą i Jasonem. Nie było z nami Brittany, bo musiała coś sprawdzić w bibliotece. Zaczęliśmy rozmowę, Jay trochę kulawie skomplementował mój nowy strój, czym wywołał salwy śmiechu u dziewczyn. Musimy go trochę podszkolić, bo jak w ten sposób będzie podrywał laski, to katastrofa! Meg wyżaliła się, że Zayn ostatnio poświęca więcej uwagi fankom, niż jej i one dostają nawet więcej całusów, co jest już przesadą. Próbowałam jej wytłumaczyć, że on jest skazany na bliskie relacje z fanami i to część show-biznesu, ale ona jak zwykle miała SWOJE zdanie. Muszę przyznać, że ona jest nieco zaborcza, choć sama lubi mieć swobodę i zero ograniczeń.
- A jak tam reszta twoich uroczych sąsiadów? - zapytała Alyssa, bawiąc się końcówkami swoich mocno tlenionych włosów.
- Dobrze, Niall zaczął się umawiać z Claudią, zapowiada się ładny związek.
- Claudia... to ta modelka, której szukałaś mieszkania? - przytaknęłam, a ona zagwizdała z podziwem. - No to sobie chłopina znalazł... a co u Harry'ego, Louisa i Liama?
- Też dobrze... - mimowolnie dotknęłam łańcuszka od Stylesa, co nie uszło uwadze Alyssy.
- Wciąż go nosisz? Ja bym już zapomniała, że taki mam.
- Podoba mi się, poza tym nie mam zbyt wiele biżuterii. Nie chodzi o to, że jest od niego, chodź w sumie... - powiedziałam, a ona wyszczerzyła się i szturchnęła mnie w ramię.
- Lecisz na niego! - krzyknęła, a Jason zrobił dziwną minę, jakby go to coś obchodziło. Zatkałam przyjaciółce buzię.
- Nie tak głośno. No, może trochę... to znaczy, lubię to jego spojrzenie i dobrze się rozumiemy, ale nie powinnam na nic liczyć, za wysokie progi - wymamrotałam, czując na sobie spojrzenia Meg i Jasona.
- Za nisko się oceniasz. W ogóle to kiedy się razem uczyliśmy u ciebie w domu, trochę obserwowałam chłopaków... - nachyliła się do mnie, pociągając Megan za rękę, czym dała do zrozumienia, że Jay nie powinien tego słyszeć. On zrozumiał i powiedział:
- Tak, kumam, dziewczyny mają swoje tajemnice. Pójdę sprawdzić, czy mnie nie ma w bibliotece - wstał i się oddalił, a Alyssa zaczęła swój psychologiczny wywód. Tak, Alyssa jest na psychologii.
- Zauważyłam parę rzeczy. Po pierwsze, Harry stara się do ciebie zbliżyć i czeka na moment, kiedy będziecie sami. Wygląda na dobrego przyjaciela, ale myślę, że on chce czegoś więcej i czuje do ciebie pociąg.
- Tak, na pewno - skomentowałam, a dziewczyny przewróciły oczami.
- Zamknij się - odparła Alyssa i ciągnęła dalej. - Po drugie, nie wiem, czy ty Meg też tak uważa, ale moim zdaniem Louis ciągle ukradkiem się na ciebie patrzy, a kiedy mówisz, słucha cię bardzo uważnie i ma taki wzrok... co nie? - zwróciła się do Meg, a ona przytaknęła.
- Po prostu mnie lubi i szanuje, co w tym podejrzanego - powiedziałam, po czym utkwiłam spojrzenie w solniczce. Znalazła się, pani psychoanalityk...
- Poza tym zauważyłam, że Liamowi okropnie na tobie zależy i to chyba nie jest taka typowa braterska miłość, jak w przypadku Nialla. Gdy się dowiedziałam, że zasłonił cię własnym ciałem i mógł wtedy zginąć, to postanowiłam zbadać sprawę. Wiesz, co sprawiło, że to zrobił. Może to tylko niezwykła odwaga, albo on chce cię chronić i być z tobą, być dla ciebie - rozgadała się dziewczyna, ale ja już nie mogłam tego słuchać.
- Alyssa, czy ty się dobrze czujesz? To byłby cud, gdyby chociaż jeden z nich coś do mnie czuł, a ty próbujesz mi wmówić, że wszyscy trzej? Jeśli to w ramach pracy domowej, to znajdź sobie inny obiekt do analizy. Wybaczcie, muszę biec na wykład. Zobaczymy się później - powiedziałam i odeszłam od stolika. To sobie znalazła temat... może i dobrze zaobserwowała, ale zachowanie chłopaków na pewno nie ma nic wspólnego ze mną. To zwyczajnie dobre wychowanie, no i przecież są moimi przyjaciółmi. Zero nadziei.
W piątek nie miałam zajęć, ale musiałam po południu pójść do kancelarii. Do tego czasu byłam wolna i dałam się zaprosić do chłopaków na śniadanie. Poszliśmy z kanapkami na górę do pokoju Harry'ego i jedliśmy, siedząc na jego łóżku. Rozmawialiśmy akurat o ich ostatnim koncercie, na którym Loczek oberwał w twarz tamponami (fakt autentyczny ;D) i śmialiśmy się z tego incydentu. Harry podniósł do ust kanapkę i nagle wrzasnął, wierzgnął się i rzucił chlebem o ścianę. Otworzyliśmy oczy ze zdumienia.
- Fuj, fuj, fuuuj! W mojej mrówce jest kanapka! To znaczy, w mojej kanapce jest mrówka! - pisnął, a Niall niepewnie przeżuł to, co już znajdowało się w jego ustach.
- Tak czy inaczej, fuuuuj! - powiedziałam, odkładając swoją, bo nagle jakoś straciłam apetyt. Nagle Zayn wskazał ręką na nogę przyjaciela i wolno rzekł:
- Eee, Harry, nie chcę cię straszyć, ale MRÓWKI PO TOBIE ŁAŻĄ! - krzyknął, a chłopak poderwał się i zaczął otrzepywać. Zeszliśmy z łóżka, a Louis skrzywił się z obrzydzeniem i zaczął wycierać stopę o pościel.
- Ohyda, chyba właśnie w nie wdepnąłem. Ile ich tu jest?
- Dużo... - usłyszeliśmy Liama, który stał przed małą dziurką w listwie. Wychodziły z niej dziesiątki czarnych punkcików. - Harry, założyły sobie tutaj kolonię, trzeba będzie zadzwonić po specjalistę, chyba że nie przeszkadzają ci tacy współlokatorzy.
- Chłopaki, jak idzie u was wentylacja? - spytałam, patrząc na wychodzące z kratki na ścianie mrówki.
- Całe to piętro ma łączone, a co?
- No to ty i Niall macie problem - zakomunikowałam, a oni pobiegli do swoich pokoi. Po krzykach i przekleństwach zrozumiałam, że nieproszeni goście dotarli również do nich. Louis i Zayn śmiali się z nich, ale zaraz przestali, gdy wyjaśniłam im, że nie dojdą na strych do sypialni, kiedy będą dezynfekować piętro. Zeszliśmy do salonu i zaczęliśmy się zastanawiać, co zrobimy w związku z tym.
- Troje z nas przeboleją te kilka dni na kanapach, ale co z resztą? - odezwał się Louis, plotąc mi warkocza. Oparłam się na ramieniu Liama i powiedziałam:
- Nie będę miała nic przeciwko przenocować ich u mnie. Wybierzcie, który zostaje, a który wprowadza się do mojego domu, byle szybko, bo po południu muszę iść do kancelarii.
- Ciągniemy słomki? Dwie krótsze oznaczają koszmar z Monicą - zażartował Niall, a ja zdzieliłam go po głowie grożąc, że się rozmyślę. Wylosowali, los zdecydował, że Louis wraz z Zaynem i Liamem zostają, a Harry i zbuntowany Niall nocują u mnie. Poszli więc spakować rzeczy, opanowane w połowie przez mrówki. Mieli do dyspozycji mój pokój gościnny z wielkim łóżkiem i telewizorem, który swego czasu maltretował Caius. Zostawiłam im klucze i poprosiłam, żeby pod moją nieobecność nie roznieśli mi domu. Obiecali, a ja niezbyt uspokojona pojechałam do pracy. Wróciłam późno, gdy otworzyłam drzwi, poczułam wspaniały zapach. W kuchni stał Harry i coś pichcił, chyba spaghetti. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Pomyślałem, że będziesz głodna, jak wrócisz. Mam nadzieję, że lubisz spaghetti?
- Jesteś kochany, a twoje spaghetti uwielbiam - powiedziałam i podeszłam do niego, dając całusa w policzek. Z jadalni usłyszeliśmy głośne chrząknięcie.
- Harry, juuuuż? Ja tu z głodu umieram! - odezwał się Niall, a ja ze śmiechem poszłam go przywitać. Chwilę potem kolacja została podana, była naprawdę wyśmienita, Harry świetnie gotuje. Blondwłosy żarłok również przekazał wyrazy uznania, tradycyjnie biorąc dokładkę. Potem wymiękł i poszedł się położyć na kanapie, a ja z Loczkiem postanowiliśmy domęczyć to, co zostało w misce. Ledwo mogliśmy, ale jakoś zmuszaliśmy się do wciągania tych długaśnych nitek. Właśnie wsysaliśmy po jednej, gdy zauważyliśmy, że to ta sama. Spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać, a Niall nie wiedział, o co chodzi. Przeżyłam kolejną filmową scenę z Harrym, tylko bez pocałunku, który przecież i tak by się nie wydarzył, a na pewno nie w obecności mojego "braciszka". Zrobiło się naprawdę późno i stwierdziłam, że powinniśmy iść już spać, jeśli mamy jutro przygotować dla chłopaków śniadanie. Poszłam się umyć do łazienki na górze, a chłopcy do tej na dole. Godzinę później kładłam się do łóżka z książką, którą chciałam jeszcze moment poczytać. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Wejdź, są otwarte - zakomunikowałam, a do mojej sypialni wszedł ubrany tylko w bokserki (taak, zdążyłam przywyknąć XD) Harry.
- Śpisz? - spytał, a ja parsknęłam śmiechem.
- Głupie pytanie. Czy wyglądam, jakbym spała? - odpowiedziałam, a on również się zaśmiał, zdając sobie sprawę, jak się wygłupił.
- Nie mogę zasnąć, bo Niall strasznie chrapie. Nie idzie oka zmrużyć, on jest jak orkiestra dęta! To chyba wina mojego spaghetti. Masz jakiś koc, to pójdę na dół na kanapę... chyba, że dostąpię zaszczytu Louisa i pozwolisz mi spać w twoim łóżku... - rzekł, rozglądając się po pokoju. Uśmiechnęłam się.
- Jasne, w porządku. Mam duże łóżko, a spałam już z wami wszystkimi. Nie, jak to zabrzmiało - zaczęliśmy się śmiać, a on położył się obok, na kołdrze. Usiadłam i przykryłam go.
- Jeszcze się mi tu przeziębisz. Cały drżysz! - powiedziałam i znów się położyłam. Zaczęliśmy rozmawiać o bzdurnych tematach, w końcu zmęczenie wzięło górę. Harry pogładził mnie po włosach i ucałował w głowę.
- Dobranoc. Wiesz co, pachniesz czekoladą - szepnął, a ja podniosłam wzrok.
- Kakaowe mydło pod prysznic. I nie tylko ja, bo czuję, że mi go podebrałeś!
- No co, zapomniałem swojego, a Niall to sknera - odparł, przytulając mnie. Ponieważ lubiłam słuchać jego serca, położyłam głowę na jego klacie i zamknęłam oczy, pozwalając mu przeczesywać moje włosy. W końcu zasnęłam.

niedziela, 15 stycznia 2012

Rozdział 15

Rzeczywistość wróciła w całej swojej brutalności. Wraz z powrotem na uczelnię i do pracy zwaliło się na mnie tyle pracy, że przestałam mieć na cokolwiek innego czas. Musiałam zapomnieć o wieczorach z gitarą i szalonych wypadach do miasta z chłopakami. Zbliżały się jedne z obowiązkowych egzaminów, więc ryłam i ryłam. Czasem przychodził Liam i tłumaczył mi coś z matmy, ale ogólnie to siedziałam sama. Szef kazał przygotować spis umów z całego 2011 roku, więc roboty od cholery. W poniedziałek obudziłam się z koszmarnym bólem głowy, zarwałam noc, żeby jeszcze powtarzać na test z ekonomii. Ten przedmiot to moja pięta Achillesowa, ale dzięki lekcjom Liama czułam się dobrze przygotowana. Miałam ściśnięty z nerwów żołądek, ale jakoś wepchnęłam w siebie maleńką miseczkę muesli orzechowego. Wzięłam z krzesła torbę i poszłam do garażu. Z domu chłopaków wybiegł Liam, dopadł mnie zanim zdążyłam wsiąść do samochodu. Przytulił mnie i życzył powodzenia. On zawsze tak się o mnie martwił... obiecałam mu, że na pewno sobie poradzę i podziękowałam za całą pomoc. Opuściłam swoją ulicę i po kilkunastu minutach dotarłam już do centrum miasta, oczywiście pakując się w gigantyczny korek. Na szczęście mogłam włączyć radio i posłuchać muzyki (ze śpiewaniem włącznie), bez tego nie mogłabym spokojnie przeżyć dnia. Zaparkowałam przed uczelnią i poszłam do biblioteki, gdzie umówiłam się z Meg, Jasonem i Alyssą. Jeszcze się razem pouczyliśmy i kiedy stwierdziłam, że jesteśmy już nieźle obkuci, przeszliśmy się do uczelnianej kafejki na czarne świństwo, które mieli czelność nazwać tutaj kawą. Poczuliśmy jej otrzeźwiające działanie i byliśmy gotowi na czekający nas deszcz liczb. Usiedliśmy w audytorium, profesor zaczął rozdawać kartki z pytaniami. Spojrzałam na swoją i stwierdziłam, że nie są aż tak trudne. Inną opinię miała siedząca obok mnie czarnowłosa dziewczyna, przyjaciółka Victorii. Chyba ma na imię Lexie, nie jestem pewna. W każdym razie wpatrywała się w zadania testowe z niedowierzaniem i szeptała "cooo?".
- Tak to jest, kiedy na wykładach zamiast słuchać, plotkuje się z koleżankami - skomentował profesor, uśmiechając się pod wąsem. Dziewczyna podniosła głowę i powiedziała głośno:
- Ale ja się UCZYŁAM! - zaakcentowała ostatni wyraz.
- "Ale się nie NAUCZYŁAŚ" - pomyślałam i skupiłam się na własnych zadaniach. Ręka z długopisem nie przestawała liczyć i zapisywać wyniki, dobrze mi szło. Czas egzaminu się skończył, zrobiłam wszystko i humor mi się poprawił. Oddałam pracę równo z czarnowłosą, odwróciłam się i chciałam wyjść, ale nagle profesor odezwał się:
- Panno Whister, panno Bloom, proszę do mojego gabinetu. Natychmiast - zamarłam. Co się stało, że jestem wzywana do niego na dywanik? Mężczyzna zamknął drzwi i zaczął:
- Zauważyłem, że w zadaniu 6 macie ten sam błąd, poza tym wasze prace zostały oddane w tym samym czasie i są rozwiązane tym samym sposobem. Podejrzewam, że któraś z was ściągnęła od tej drugiej, obie miałyście problemy ze zrozumieniem ostatnich zajęć. Zatem słucham, wyjaśnijcie mi to - skończył, a ja stałam jak wryta. Chciałam coś powiedzieć w swojej obronie, ale naraz ta dziewczyna załkała:
- Nie chciałam nic panu mówić, ale ona co chwilę zaglądała na moją ławkę, nie sądziłam, że spisuje zadania! Tak mi za nią wstyd, że zmusiła pana do interwencji... - powiedziała, demonstracyjnie ocierając kąciki wymalowanych oczu. Aż otworzyłam usta, co za bezczelna idiotka!
- Panie profesorze, nie odważyłabym się nawet rozejrzeć po sali, to bezpodstawne pomówienie. Nie potrzebowałam na tym teście niczyjej pomocy - powiedziałam, lekko trzęsąc się z nerwów. Nagle do pomieszczenia wparował profesor matematyki z wydziału ekonomii, widziałam jego zdjęcie na stronie internetowej Thames Valley University. Czarne włosy sterczały na wszystkie strony, musiał biec przez całą drogę.
- Charlie, o co znowu chodzi? Dostałem sms'a od Lexie, że wezwałeś ją do gabinetu! Czy podejrzewasz moją córkę o ściąganie? - powiedział, a ja zaklęłam w duchu. Córka profesora... no to po mnie. Przynajmniej byłam już pewna co do jej imienia. Oszustka Lexie.
- Robercie, tak naprawdę to nie mam dowodów, żeby wskazać którąś z dziewczyn. Wiem tylko, że jedna z nich nie pisała samodzielnie - westchnął profesor, odchylając się na obitym ciemnobrązową skórą fotelu.
- No przecież to oczywiste, że moja Lexie nie dopuściła się czegoś takiego! Ta tutaj - wskazał na mnie, a ja zauważyłam, że czarnowłosa posyła mi triumfujące spojrzenie. - wygląda na kogoś, kto nie ma oporów przed spisaniem od koleżanki odpowiedzi.
- Profesorze, przysięgam, że niczego nie zrobiłam. Jeśli Lexie uważa inaczej, proszę ją przepytać i sprawdzić jej poziom umiejętności - powiedziałam spokojnie, jak zalecała pani prowadząca zajęcia z dyplomacji.
- Nie zgadzam się! - krzyknęła oburzona Lexie i chwyciła ojca za rękaw koszuli. - Tatku, tak się denerwowałam przed tym testem, tyle się uczyłam, nie chcę jeszcze raz przez to przechodzić! - pan Bloom wydawał się zupełnie zdominowany przez córeczkę i zwrócił się do zdezorientowanego tą sceną profesora:
- Czy nie da się załatwić tej sprawy inaczej? Jestem pewien, że Lexie jest niewinna - mężczyzna wstał z krzesła i oparł się o biurko.
- Znam cię od dawna, przyjacielu, ale mimo tego, że wykładasz matematykę, twoja córka nie jest pionierką w tej dziedzinie. Tylko ze względu na moje zaufanie do ciebie na ten dzień nie zaliczę testu pannie Whister, a twojej córce wpiszę ostrzeżenie. Ale obie zobowiązane są do powtórzenia egzaminu, wtedy okaże się, kto miał rację.
- A ja postaram się, by ta kłamczucha została zawieszona! - zagroził ojciec Lexie, a ona pokazała mi język i oboje wyszli pod ramię. Byłam bezradna i czułam się okropnie. Ledwo powstrzymałam łzy, serce waliło mi jak oszalałe. Jeśli z nerwów zawalę egzamin powtórkowy, zostanę zawieszona i będę mogła pożegnać się z premią w kancelarii i uczelnianym stypendium. Wyszłam z gabinetu ze spuszczoną głową, natknęłam się na Meg i Jasona, w którego objęcia padłam, szlochając. Stali pod drzwiami i wszystko słyszeli, mój przyjaciel użył kilku niecenzuralnych słów, by opisać zachowanie Lexie. Szliśmy korytarzem i zauważyłam ją, chichoczącą z Victorią koło automatu z batonikami. Zagotowało się we mnie i rzuciłam się w jej stronę.
- Wiesz co, jak mogłaś? Co ty sobie właściwie wyobrażasz? - wyparowałam wściekła. Victoria zlustrowała mnie wzrokiem i strzeliła głośno balonem z gumy do żucia. Zarzuciła rudymi włosami i powiedziała:
- Nie wydaje mi się, żebym pozwoliła ci się odzywać. Idź się napij melisy, bo masz jakiś napad - sposób, w jaki wymówiła to zdanie wpienił mnie jeszcze bardziej. Nie znoszę, jak ktoś przeciąga każde słowo.
- Przez ciebie mogą mnie zawiesić, czy ty myślisz, jak coś robisz? To był ważny test, nie moja wina, że się nie nauczyłaś! - krzyczałam na Lexie, a ona irytująco się śmiała.
- Masz jakieś problemy, powinnaś się leczyć, bo jesteś za nerwowa, co nie, Vic? Możesz już planować te dwa tygodnie bez zajęć, poprosiłam tatusia o pytania, żebym mogła się przygotować. Nie masz ze mną szans, na powtórkowych dają najtrudniejsze zadania, a ty nie jesteś aż tak bystra - razem z Victorią zaśmiały się, posłały władcze spojrzenia i oddaliły się. Zacisnęłam pięść i kopnęłam w automat.
- Mam ochotę coś rozjebać przez tę wstrętną...
- Spokojnie, wszyscy ci pomożemy z nauką, pokażesz profesorowi, że jesteś niewinna - objął mnie Jason. Meg była mniej opanowana, w jej oczach widziałam chęć mordu. W zeszłym roku Victoria próbowała ją wrobić w aferę z podpaleniem szkolnej sali muzycznej. Na szczęście znaleziono nagranie z kamer, na którym widać było dwóch chłopaków z zapalniczkami i Meg nie została ukarana. Wróciłam do domu w beznadziejnym nastroju. Usłyszałam zdecydowane pukanie do drzwi, jak się spodziewałam, to był Liam. Gdy zobaczył moją minę rzekł:
- Nie nie mów, że był aż taki trudny, radziłaś sobie świetnie, kiedy ze mną się uczyłaś - wszedł do środka, zamykając za sobą. Wtuliłam się w niego i opowiedziałam mu wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami.
- A to wredna jędza! - powiedział, głaszcząc mnie po głowie, bo trochę się popłakałam ze zdenerwowania.
- Najgorsze jest to, że mogę nie dać rady się tego nauczyć, matma to dla mnie czarna magia, nie mogę spamiętać tych wzorów - wymamrotałam, kurczowo trzymając się jego pleców. To dawało mi poczucie spokoju, a tego teraz potrzebowałam. Poza tym mogłam wchłaniać zapach jego wody kolońskiej, który wyjątkowo mi się podobał. Chłopak przeczesał sobie włosy i powiedział:
- Możesz na mnie liczyć, ale nie wiem, czy znam jakiś ekstra patent na wzory, ja nigdy nie miałem z nimi większego problemu.
- Mamy czas do środy, wtedy piszą poprawki. Gdybym tylko miała test...
- Moim zdaniem to oszustwo, a tym nikt daleko nie zachodzi - skomentował przyjaciel. - Jeśli chcesz, możemy zaprosić chłopaków i twoich znajomych i urządzić burzę mózgów. Co ty na to? - spytał, a ja pokiwałam głową.
- Znów mi pomagasz, jesteś jak zbawca - uśmiechnęłam się do niego.
- Zaraz mnie nazwiesz Mesjaszem - odpowiedział i podał mi leżący na stole telefon. - To co, ja polecę po resztę zespołu, a ty zadzwonisz po koleżanki?
- Tylko Meg i Alyssa to ogarniają, przedzwonię jeszcze do Jasona.
- OK, to ja zaraz wracam - rzucił na odchodnym i już pędził do ich willi. Po około pół godzinie w moim salonie zrobiło się tłoczno. Rozłożyliśmy książki, kartki i przybory na podłodze i usiedliśmy na poduszkach, zaczynając pracę. Jason i Liam świetnie tłumaczyli, Zayn liczył jak maszyna, wszystko rozumiałam. Niestety wciąż myliłam wzory, których było kilkadziesiąt. Nie mogłam ich wykuć, w ogóle mi nie wchodziły! Umówiliśmy się na następny dzień, ale nie wierzyłam, że mi się uda. Tuż przed pójściem spać odebrałam telefon od Harry'ego. Nieco zmęczonym głosem odezwałam się:
- Haaalo?
- Przepraszam, że tak późno dzwonię, ale chciałem ci coś powiedzieć. Możesz wyjrzeć przez okno? - powiedział chłopak, a ja podeszłam i odsunęłam zasłonę. Harry stał w swoim pokoju, miał na sobie granatowy szlafrok, pod którym prawdopodobnie nie miał już nic, znając jego przyzwyczajenia XD
- Noo? - lekko ziewnęłam, uśmiechając się do niego. On zobaczył mnie i pomachał, odwzajemniając uśmiech.
- Chcę, żebyś wiedziała, że wierzę w ciebie i w to, że wygryziesz tę oszustkę. Ostatnio nie mieliśmy czasu pogadać, a powinienem jakoś wytłumaczyć ten pocałunek w Sylwestra - widziałam, jak przygryzł wargę i wbił wzrok w podłogę. - On był... no, tego...
- Miły - weszłam mu w słowo, a on podniósł głowę i lekko się uśmiechnął.
- Naprawdę? Sądziłem, że totalnie go zepsułem i tylko narobiłem sobie obciachu - wyznał, rysując jakieś kształty na szybie, chyba był trochę skrępowany.
- Całujesz lepiej, niż myślisz - powiedziałam ze śmiechem. - Jestem zmęczona, pójdę się położyć. Dobranoc, Harry - uśmiechnęłam się słodko i przesłałam mu całusa. Udał, że go złapał i przytknął rękę do ust, puszczając oko. Zaczęłam się śmiać i zasłoniłam zasłonę z powrotem. Zgasiłam światło i jeszcze raz podeszłam do okna, bo zostawiłam na nim telefon. W pokoju Harry'ego paliło się światło, więc doskonale widziałam jego taniec radości. Ten to dopiero jest czuły na komplementy!
- "Albo na tego całusa" - podpowiedział mi wewnętrzny głos.
- O, teraz się odzywasz, a na teście to nie łaska? - powiedziałam sama do siebie i poszłam spać.
Następnego dnia po zajęciach zebraliśmy się u mnie, zamówiłam pizzę i zaczęliśmy ostrą naukę. Wciąż nie wchodziły mi wzory, zaczęłam panikować. Nagle zorientowałam się, że nie ma z nami Nialla. Nie mógł być z Claudią, bo miała sesję.
- Czy ktoś widział Nialla? Nie przyszedł? - spytałam zebranych, którzy również zdębieli. Nie zauważyli wcześniej jego nieobecności. Było koło ósmej, musieliśmy się pożegnać. Kiedy chłopcy szli do siebie, z ich domu wyszedł Niall, trzymając swoją gitarę.
- Eeee? - rzekł Lou, drapiąc się po głowie. Blondyn wszedł do mnie i pociągnął mnie za rękę do salonu na kanapę. Nie wiedziałam, o co mu chodzi.
- Mam genialny sposób, w jaki nauczysz się wszystkich potrzebnych wzorów. Wziąłem melodię z "Up All Night" i cały dzień pisałem dla ciebie piosenkę, w której zamieściłem wszystkie wzory, jakie musisz na jutro umieć. Poćwiczymy ją teraz, w mig ją zapamiętasz. Wiem, jak muzyka do ciebie trafia - powiedział, a ja rzuciłam się mu na szyję i mocno ucałowałam w policzek.
- Chłopie, kocham cię! - krzyknęłam, a on wyszczerzył się.
- Wieeeem - wziął gitarę i zaczął grać. Wsłuchiwałam się w słowa, chłonęłam jej jak gąbka, świetnie wpasowały się w linię melodyczną piosenki. Po chwili już nuciłam, a kilka minut później śpiewałam razem z nim. A to geniusz!
Przyszła środa, wchodziłam do budynku uczelni. Odprowadził mnie Zayn, który podwiózł Meg na jej zajęcia. Powiedział, że poczeka na mnie przed salą, bo chce od razu wiedzieć, jak mi poszło. Nuciłam słowa piosenki Nialla, czując już smak zwycięstwa. Weszłam jeszcze na chwilę do łazienki, żeby poprawić makijaż, trochę się rozmazałam, bo padał deszcz. Zajęło mi to chwilę, zerknęłam na wiszący w toalecie dziewcząt zegar i stwierdziłam, że muszę pruć na salę! Wystrzeliłam jak z procy, na szczęście zdążyłam. Przystąpiłam do rozwiązywania testu poprawkowego. Piosenka okazała się bardzo przydatna, byłam pewna każdego obliczenia. Lexie również szybko pisała, oddałyśmy znów w tym samym czasie nasze kartki. Wyszłam z sali, czekając na wyniki. Nie mogłam nigdzie dopatrzyć się Zayna, pewnie poszedł zobaczyć się z Meg. Profesor zawołał nas z powrotem.
- Nie mam dobrych wieści. Obydwie napisałyście na maksymalną liczbę punktów, nie mogę żadnej osądzić - powiedział, a ja nie wiedziałam, czy się cieszyć z takiego obrotu spraw, czy nie. Lexie założyła ręce i rzekła:
- Mój tatuś jasno wyraził swoje zdanie. Myślę, że może pan profesor ma jedną opcję - oczy jej zabłysły, jakby miała tam sztylety.
- I tą opcją jest pani zawieszenie, panno Bloom - usłyszeliśmy głos, odwróciłam się i zobaczyłam dziekana wraz z Zaynem, który uśmiechnął się do mnie. - Ten młody człowiek pokazał mi zdjęcie, na którym panna Lexie uczy się odpowiedzi z rozwiązanego już testu poprawkowego. Oszukałaś nie tylko obecnego tu profesora, ale i własnego ojca, który powierzył ci klucz do szuflady z testami, wierząc, że weźmiesz pusty arkusz. Oczywiście egzamin masz niezaliczony i zostajesz ukarana dwutygodniowym zawieszeniem. A co do panny Whister, bardzo przepraszamy za zaistniałą sytuację. Dopilnuję, by wpisany został lepszy wynik - powiedział, a ja rozpromieniłam się. Podziękowałam uprzejmie i wyszłam z sali, by uściskać Zayna.
- Przypadkowo zauważyłem ją i zrobiłem zdjęcie, cieszę się, że mogłem pomóc.
- Jesteś wspaniały. I rozwaliłam ci fryzurę - uśmiechnęłam się,a on zrobił sobie jeszcze większy nieogar na głowie.
- Taka moda. Chodź, powiemy chłopakom - poszliśmy do naszych samochodów i pojechaliśmy, przed domem powitali nas chłopcy. Uściskałam każdego po kolei, dziękując. Harry dostał buziaka w policzek.
- Za twoje duchowe wsparcie - wyjaśniłam, a on puścił mi oko.
- W końcu chodziło o twoją edukację... no i w ogóle o ciebie - mruknął, uśmiechając się nieśmiało. Reszta mu zawtórowała, więc pomyślałam, że (może mimo chęci Harry'ego) to nie było zbyt osobiste wyznanie. Odniosłam takie dziwne wrażenie, że każdy potencjalnie romantyczny moment zostaje idealnie zburzony, bo ciągle ktoś przeszkadza. Ja to po prostu mam taki fart do miłości, że niesamowite! -.- Kiedy kładłam się do łóżka porozmyślałam nieco i stwierdziłam, że w sumie to był szczęśliwy dzień: zdałam egzamin z najlepszym wynikiem, stawiłam czoła Lexie i wyjaśniłam sprawy z Harrym, więc nie powinno już być tej niezręczności między nami.

- Czyli jest dobrze... - szepnęłam, ale wtedy do głowy przyszła mi myśl, której nie powinnam wypowiadać. Nie wiem, jak to działa, ale czasem potrafię przewidzieć przyszłość, bo mam to swoje "przeczucie". Oby tym razem się myliło... bo inaczej czekają mnie niemiłe przygody. *

Jest i rozdział 15. Uff. Komentujcie ^^   *wersja poprawiona