środa, 4 lipca 2012

Rozdział 33

- Ten tort jest krówkowy. KRÓWKOWY!!! - już po raz kolejny wszyscy usłyszeli wrzask Louisa, który dawał opierdziel kolejnemu pracownikowi cateringu. Zbliżały się 20 urodziny jego dziewczyny, co z pewnością można było uznać za ważne wydarzenie. Chłopcy obiecali sobie, że przygotują wspaniałe przyjęcie urodzinowe dla swojej najlepszej przyjaciółki, a Louis zadeklarował się do zrobienia wszystkiego, co się da, bo to w końcu jego ukochana. Problem w tym, że zawsze jest tak, że gdy człowiek chce wypaść idealnie, to wszystko się wali. Zbytnie zaangażowanie niekoniecznie skutkuje sukcesem, a nagłe skłonności do perfekcjonizmu Tomlinsona były jak rzucane pod nogi kłody. Można się nieźle wyłożyć...
- Rany, znowu? - odezwał się Zayn, upinając połyskujący materiał w kolorze fuksji.
- Też macie takie wrażenie, że Lou odrobinę... przesadza? - dodał Niall, a przyjaciele przytaknęli. Choć nie było to konieczne, nadstawili uszu. Niski mężczyzna, który przyniósł próbkę ciasta, tłumaczył się cichym, wystraszonym głosem. Można było sobie wyobrazić minę rozjuszonego Louisa, jakby miał zamiar go rozszarpać.
- Tort miał być karmelowy! Krówka to nie karmel! Monica lubi karmel, a krówki są mleczne! Czy tak trudno rozróżnić te dwa kompletnie różne smaki?
- Dla mnie nie ma różnicy - wtrącił się Harry, który akurat przechodził obok z paczką szpilek. Chwilę potem uciekał, gubiąc po drodze całą zawartość opakowania,  przed czerwonym na twarzy przyjacielem, który wydzierał się o wszechobecnej ignorancji i braku kwalifikacji.
- Louis, daj mu spokój - Liam złapał go i  przytrzymał. - Tak mu się powiedziało, wiesz, jak Harry czasem coś palnie. Mamy jeszcze dużo czasu, zdążymy zamówić dobry tort. Damy radę, ok?
- Masz rację. Chłopaki, przepraszam was. Po prostu chcę, żeby to wyszło idealnie... - westchnął Louis, siadając w kącie. - To są jej pierwsze urodziny, które obchodzi z nami, a ja jestem jej chłopakiem. To mnie do czegoś zobowiązuje. Chcę, żeby zapamiętała ten dzień.
- Tak będzie, zobaczysz - puścił oko Zayn. - A teraz niech ktoś pozbiera te szpilki, bo nie mam zamiaru stać i trzymać tej tafty cały dzień!

*

Liam stał pod jej drzwiami dobre dziesięć minut. Nie sądził, że jej "zaraz" może trwać tyle, ile trwa "zaraz" Zayna, gdy ten układa sobie włosy.
- Ten twój "zaraz" to naprawdę duża bakteria! - krzyknął przez drzwi i usłyszał stłumiony śmiech przyjaciółki. W końcu drzwi się otworzyły, a jego oczom ukazała się znana sylwetka Monici. Resztę, a mianowicie głowę, okalał spory kłak poplątanych, długich włosów.
- Wybacz, zwykle tak nie wyglądam - odezwał się kłak i zachichotał. - Szukałam materiałów w piwnicy i wlazłam w stertę mioteł. Przypomnij mi, żebym podziękowała Niallowi za ich bardzo staranne ułożenie wszędzie tam, gdzie nie powinien ich kłaść.
- Nie ma problemu. Pomóc ci?
- Gdybyś mógł... W szafce przy moim łóżku leży szczotka, chyba nie dam rady wejść tak po schodach. Mam ograniczone pole widzenia - poprosiła chłopaka. Ten delikatnie posadził ją na krześle i pobiegł na górę. Zignorował leżącą na łóżku, świeżo wypraną bieliznę i rozpoczął poszukiwania szczotki.
- Ale tu jest milion szczotek... - jęknął bezradny. Spróbował przypomnieć sobie, jaką miała przy sobie dziewczyna podczas nocowań u nich w domu. Ach, tak, rączka z jasnego drewna.
- Dziękuję, Li - powiedziała Monica, rozczesując powoli włosy, kosmyk po kosmyku. Chłopak wbił wzrok w sufit, czując, że się czerwieni.
- "Co ze mną nie tak, ona tylko rozczesuje włosy!" - zganił się w myślach. Dziewczyna zauważyła, że z jej przyjacielem jest coś nie w porządku.
- Hej, wszystko ok? Jesteś jakiś nieobecny i trochę jakby rozpalony... Masz gorączkę?
- Mmm? Nie, ja tylko... Zastanawiałem się, czego dokładnie szukałaś w tej piwnicy.
- Głównie brystolu, kolorowych kartek, gazet i kleju.
- Otwierasz domowe przedszkole?
- Hahaha, nie - uśmiechnęła się, związując włosy w wysoki kucyk. Było jej w nim bardzo ładnie. - Profesor od matematyki zadał nam pracę za dodatkowe punkty na teście. Chętni mają przygotować coś ciekawego, związanego z tematem "Wariacje na temat liczb". Wiesz, że nie jestem omnibusem z matmy, dodatkowe punkty mi się przydadzą...
- I co wymyśliłaś?
- Wariację na temat liczby pi. Wiem, może mało oryginalnie, ale efekt na pewno będzie ciekawy. Mam zamiar do KAŻDEJ liczby, lub ich zbioru, dopasować coś charakterystycznego. Na przykład wziąć któreś trzy 6 i napisać trochę o liczbie 666. Albo utworzyć z liczb daty i skojarzyć je z wydarzeniami...
- To brzmi jak mnóstwo pracy. Podziwiam cię za chęci - rzekł z uznaniem Liam. Ta dziewczyna zawsze zaskakiwała go swoją determinacją i pomysłowością.
- Szczerze? W ogóle nie chce mi się tego robić, ale jak już coś zacznę, to muszę to skończyć. Tylko obawiam się, że w pojedynkę nie wyrobię się w terminie. Dlatego zaraz zamierzam jechać do Claudii i prosić ją o pomoc.
- Nie! To znaczy... Ona na pewno ma mnóstwo pracy, a ja jestem wolny. Powiedz mi, co mam robić, zrobię wszystko - Payne chwytał się desperacko wszystkich kół ratunkowych. Mieszkanie Claudii było niebezpiecznie blisko lokalu, w którym trwały ostre przygotowania do przyjęcia urodzinowego. Solenizantka stała ze zdezorientowaną miną, która na szczęście zmieniła się w promienny uśmiech.
- W takim razie zejdź do piwnicy i przynieś sztalugi. Ja już tam nie wracam!

Po kilku godzinach żmudnej i lepkiej od kleju pracy Monica zarządziła przerwę. Zmęczeni opadli na kanapę, nie mając siły ruszyć się do kuchni po lemoniadę.
- Ile już mamy, zgodnie z twoim planem? - zapytał Liam, kładąc nogi na stolik do kawy. Na twarzy dziewczyny pojawił się grymas.
- Jakieś 20%. Czyli znowu się trochę zapędziłam. No ale dam radę. Zawsze daję.
- To duża zaleta, ale bierzesz na siebie zbyt wiele. To znaczy, tak przynajmniej sądzę. Jak ci idzie w pracy?
- W której? - uśmiechnęła się, ale widać było, że sytuacja nie jest najlepsza.
- W obu.
- W kancelarii mamy ostatnio bardzo mało klientów, szef zwolnił już kilku adwokatów... Minnie, nasza druga sekretarka, powiedziała mi, że udało jej się zerknąć na listę "następnych w kolejności do wyrzucenia na zbity pysk". Jestem na niej - westchnęła i spojrzała w brązowe oczy przyjaciela.
- Och... Ja... - nie wiedział, co powiedzieć. Było mu jej okropnie żal, no i sądził, że to niesprawiedliwe, żeby taka dobra prawniczka miała zostać zwolniona.
- Pewnie to tylko przejściowy okres, na razie wolę się za bardzo nie przejmować. Znacznie gorzej dzieje się w redakcji, zastanawiam się nad odejściem. Tylko z czego zapłacę wszystkie rachunki...
- Powiesz mi, co się dzieje?
- Od tamtej sprawy ze zdjęciami i artykułem pan Spencer jest w stosunku do mnie bardzo nieufny. Poza tym nie podoba mi się sposób, w jaki narzuca mi moje obowiązki. Szczególnie, kiedy wykraczają one poza etykę pracy...
- Chyba nie zmusza cię do...?! - Liam podrzucił się ze sterty poduszek i złapał Monicę za ramię. Przez głowę przebiegło mu stado nieprzyjemnych myśli.
- Nie, nic z tych rzeczy - wyjaśniła pospiesznie. - Tylko ostatnio coraz częściej prosi mnie, żebym przeprowadzała z wami osobiste wywiady i wyciągała prywatne informacje.
- Nie rozumiem, przecież The Times to nie żaden głupi tabloid.
- Oczywiście, ale i tak wszystkie decyzje należą do pana Spencera. Może chciał sprzedać to do innych pism? W każdym razie kategorycznie odmówiłam, od tamtej rozmowy nie otrzymałam jeszcze żadnego zlecenia. Ale pensja nadal wpływa na konto. Może mu przejdzie i będzie w porządku?
- Będę trzymał kciuki.
- Zgłodniałam, może przejdziemy się do miasta? W tej knajpce, którą ostatnio wyremontowali,  mają pyszne bagietki.
- A może zamówimy chińszczyznę i pooglądamy filmy?
- Mam takie wrażenie, że nie chcesz mnie wypuścić z domu - puściła oko, uśmiechając się figlarnie.
- Ależ skąd, po prostu chciałbym spędzić z tobą więcej czasu na osobności.
- Jakbyś już nie miał mnie dosyć. Jestem u was tak często, że potrafiłabym posegregować waszą bieliznę!
- Szczególnie Harry'ego, który przeważnie jej nie nosi - powiedział Liam i zaczęli się śmiać. Dziewczyna poszła poszukać płyt z filmami, a on zamawiał jedzenie.
- Mam wybierać losowo? - krzyknęła z salonu.
- Tak, ale z komedii!
- "Kac Vegas"!
- Może być! Okej, zamówiłem, przywiozą za jakieś pół godziny - wszedł do pomieszczenia, trzymając w jednej dłoni telefon, a w drugiej ulotkę. Tylko mam prośbę...
- Hmm?
- Będziesz mogła odebrać? Wolę uniknąć konfrontacji z potencjalnym fanem. Ostatnio dostałem w głowę od bardzo podekscytowanej nastolatki i wolę zrobić sobie przerwę od kontaktu z fangirlingiem.
- Spoko. Ale ty płacisz. Ja byłam za bagietkami.
- Zjesz moją chińszczyznę nawet, gdy będę musiał cię karmić.
- Umowa stoi - Monica wystawiła język i włączyła film. Do wieczora nie ruszyli absolutnie nic z dodatkowej pracy. Jedli chińszczyznę, oglądali komedie, wygłupiali się... I to wszystko.
- Demoralizuję cię, dawna ty robiłaby pracę przez całą noc - chłopak dał jej kuksańca w bok. Ta w odwecie rzuciła go pędzlem.
- Po prostu jutro też mi pomagasz. Albo... Mam lepszy pomysł.
- Już się boję.
- Bierz nożyczki i podaj mi ten pędzel, który zupełnie przypadkowo pomazał ci policzek. Dobijemy do 50% i jesteś wolny. Noc jeszcze młoda, dopiero kilka minut po dziewiątej.
- Dobra, jestem ci to winny. Ale jeśli ze zmęczenia utnę ci niechcący włosy, to wybacz.
- Pff, jakiego zmęczenia? Ja ci pokażę, co znaczy PRAWDZIWE zmęczenie! - zakrzyknęła hardo, czym rozśmieszyła Liama. Jeszcze bardziej rozbawiło go to, że w okolicach drugiej w nocy bardzo żwawa Monica zmieniła się w bardzo śpiącą Monicę. No w sumie, napracowała się dziewczyna. A on wypił dużo kawy.
- Ej, śpisz? - trącił ją rączką pędzla. Brak reakcji. - Mo-ni-ca. Śpiiiiiisz? - Szepnął jej prosto do ucha. Czyli śpi i to twardo. - I co teraz zrobię z ciałem? - powiedział sam do siebie, chichocząc z tego żartu. Rozpalił w kominku i delikatnie przeniósł przyjaciółkę z krzesła na kanapę. Usiadł na dywanie i wpatrywał się w jej spokojną twarz, podświetloną tańczącymi płomykami. Pomyślał sobie, że Louis to wielki szczęściarz, bo prawie codziennie może obserwować tę śpiącą piękność. Może przytulać ją w nocy, pozwalać jej zasypiać na jego piersi, uspokajać ją biciem swego serca...
- Też bym tak mógł - westchnął, wracając wspomnieniami do tego, co wydarzyło... Albo prawie wydarzyło się w windzie. - "Gdybym był bardziej odważny, Monica mogłaby być ze mną" - myślał. Nagle gwałtownie pokręcił głową. - "Przecież wtedy nie byłem pewny, a Harry i Louis... Ech, kogo ja oszukuję! Jasne, że byłem pewny. Tylko jestem pieprzonym tchórzem i zawsze najpierw myślę o przyjaciołach! Po co tłumaczyłem chłopakom, jacy powinni dla niej być? Powinienem był sam to wykorzystać. Jest szczęśliwa z Louisem, mogłaby być szczęśliwa ze mną. A tak jestem tylko dobrym przyjacielem. Ale przyjaciel nie zrobiłby tego..." - pochylił się, przybliżając swoją twarz do jej twarzy. Zawsze chciał to zrobić, chociaż wiedział, że może się zawieść. Czuł jednak, że dłużej nie wytrzyma. Modląc się, by tylko się nie obudziła, najdelikatniej jak umiał, pocałował ją. Przeszyła go fala gorąca i bardzo przyjemny dreszcz, a serce biło jak oszalałe. Czyli ona naprawdę jest dla niego kimś więcej, niż przyjaciółką. Było mu głupio, że sprawdził to w ten właśnie sposób, wykorzystując fakt, że zasnęła przy nim. Jeszcze gorzej poczuł się, gdy zrozumiał, że kochanie jej będzie trudniejsze od wszystkiego, czego w życiu doświadczył. Po pierwsze, ona o niczym nie wie i raczej się nie dowie. Liam nie wyobrażał sobie, że mówi jej "hej, pocałowałem cię, kiedy spałaś, bo wiesz, kocham cię od dawna". Po drugie, jej związek z Louisem jest bardzo silny i chyba tylko Harry dałby radę go zburzyć. No właśnie, z Harrym podobna historia, jak z nim, tylko Harry nie miał oporu przed całowaniem jej, gdy była przytomna. Nikt tu nie jest święty, każdy uległ pokusie. - "Jak dorwę tego węża, to wsadzę mu w dupę te jego jabłka!"

 *

Ziewnęłam i otworzyłam oczy.
- Jak miło ze strony Liama, że przeniósł mnie do łóżka. Wczoraj zmusiłam go do niewolniczej pracy nad moim projektem, muszę mu to jakoś wynagrodzić. Ciekawe, czy już poszedł do siebie... - powiedziałam i poszłam do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic. Nie lubiłam się pokazywać w średnio świeżym stanie, a wydawało mi się, że słyszę kroki chłopaka na dole. Założyłam jasnoniebieską sukienkę z jednym ramiączkiem i falbanami, którą Louis kupił mi w Paryżu. Muszę przyznać, że ma gust.
- Liam? - weszłam do salonu, ale nikogo w nim nie było. Ale ewidentnie słyszałam jakieś szmery... Podeszłam bliżej jeszcze tlącego się kominka, zauważyłam zsunięty z kanapy koc. A postać nim przykryta, leżąca na podłodze, okazała się moim przyjacielem. Najwyraźniej spadł podczas snu. Musiał być naprawdę wykończony, skoro nawet się nie obudził. Wiedziałam, że nie dam rady go unieść, więc tylko poprawiłam zrolowany dywan i dokładniej go przykryłam. Zabrałam się za śniadanie, jego ulubione omlety z konfiturą porzeczkową. Zawsze brał dodatkową porcję, przypominał mi wtedy Nialla.
- Jezus Maria! - wydarł się Liam, kiedy rozkładałam talerze. Podbiegłam do mocno zszokowanego chłopaka, który najwyraźniej miał bardzo zły sen.
- Hej, już w porządku. Koszmar?
- Straszny. Śniło mi się, że... - zawiesił głos, wahając się. - Że spadam. W ciemnościach. Na żelazne kolce - wówczas nie wiedziałam, że kłamał. Liama nigdy nie podejrzewałabym o kłamstwo.
- Uuh. Nie powinieneś jeść wczoraj tak dużo kremówek.
- Nie powinnaś ich tyle robić - zażartował, a ja jednym szybkim ruchem zerwałam z niego koc.
- Jeszcze jedno słowo, a nie dostaniesz śniadania!
- Zrobiłaś mi śniadanie? Jesteś wspaniała.
- Zdaję sobie z tego sprawę - udałam, że się wywyższam.
- Wiesz, mam coś jeszcze do twojej pracy, jakbyś chciała...
- No?
- Zobacz - wyjął z kieszeni smartfona i wpisał coś w wyszukiwarkę. Po chwili pokazał mi obrazek: KLIK
- Ha! Genialne! Proste, ale świetne!
- Bo właśnie nie wiedziałem, jak to powiedzieć... - wyglądał na trochę zdenerwowanego. Gdybym wiedziała, co jest na rzeczy, nie odparłabym:
- Więc dobrze, że mi pokazałeś. Poczekaj, zapiszę to sobie, żebym nie zapomniała...
- Mhm... tam w windzie... - mamrotał coś pod nosem, niezrozumiale.
- Hmm? Mógłbyś powtórzyć, bo nie słuchałam?
- Ech, nieważne. Ktoś chyba pukał.
- Idę zobaczyć. Dzięki za wszystko, jesteś najlepszy - przytuliłam go i dałam całusa w policzek. Był jakiś sztywny, pewnie krzywo leżał.
- Cześć, Moniu - zaraz po otwarciu drzwi znalazłam się w objęciach Louisa. Cmoknął mnie w usta i uśmiechnął się radośnie. Wiesz, że pojutrze masz urodziny?
- Poważnie? Ostatnio kompletnie straciłam rachubę czasu, nie wiem nawet, co mamy za dzień!
- Sobotę, kochanie - spojrzał z politowaniem. - Powinnaś się wysypiać i nie balować tyle z... pędzlami. Otworzyłaś przedszkole? - rozglądał się po wnętrzu mieszkania, które faktycznie wyglądało na dziecięcy pokój zabaw.
- Co wy macie z tym przedszkolem? - roześmiałam się, a Lou zmierzwił mi włosy.
- Masz rację, co za dziecko by z tobą wytrzymało.
- No wiesz? - oburzyłam się i poszłam do Liama, który nic sobie z nas nie robił, zajadając się w najlepsze moją porcją omletów.
- Li, suń dupę. Ja z tym typem - wskazałam na Louisa - przebywać nie będę. Zapuść omleta, jeśli możesz.
- Szmaczfnego - odparł z pełnymi ustami, nakładając mi sporą porcję ze swojego talerza. Lou oparł się na blacie z nietęgą miną.
- Obrzydliwe - skomentował. - Wiesz, że z pełną buzią się nie rozmawia?
- Żałtujesz, płafda?
- Jasne - uśmiechnął się szeroko. - Daj trochę, głodny jestem. Sprawę mam.
- Dło mnieee?
- Nie, do Monici.
- Mhm - przełknęłam swój kawałek. - O co chodzi?
- Chodzi o moje siostry, Phoebe i Daisy. Dzisiaj zadzwoniła do mnie mama, zachorowały.
- Coś poważnego?
- Grypa żołądkowa. Ale wyjątkowo paskudna odmiana - zmarkotniał, przestając jeść. Jego przywiązanie do sióstr było tak samo mocne, jak moje do Matthew. Nie zdziwiło mnie to, że teraz tak się o nie martwił.
- Chcesz je odwiedzić, prawda? Nie mam nic przeciwko.
- A jeśli potem nie zdążę na twoje urodziny? - czyli o to mu chodziło.
- Spoko, zrobimy sobie prywatne przyjęcie następnego dnia. Nie widzę problemu. Drobiazg.
- Nie dla mnie... nie chcę zepsuć ci tego dnia.
- Chyba oboje dobrze wiemy, kto w tym momencie jest ważniejszy. Pozdrów ode mnie wszystkich i ucałuj bliźniaczki. Przecież nie zostawiasz mnie samej, mam Liama, Harry'ego, Nialla, Zayna, Jasona, Claudię, Alyssę...
- Wiem. Ale perspektywa niezdążenia na twoje dwudzieste urodziny mi się nie podoba.
- Louis, w porządku. Jedź do nich i niczym się nie przejmuj.
- Dziękuję. I gdybym nie zdążył, wszystkiego najlepszego - pocałował mnie czule, jak tylko on potrafi.

*

- Co do kwiatów, żadnych róż! Pamiętasz, Monica należy do tego wąskiego grona dziewczyn, które nie lubią róż. Odwołaj te trzy rzeźby, zabrakło dla nich miejsca. Zmień ustawienie stołów na to drugie, co ci wtedy mówiłem. Każ założyć kelnerom te jaśniejsze uniformy. Harry? Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - powiedział z pretensją w głosie Louis, potrząsając przyjaciela za ramię.
- Hmm? Tak, oczywiście, że słucham. Zamyśliłem się.
- Matko - chłopak pacnął się ręką w czoło. - Mówię ci to tylko dlatego, że wszyscy inni mają już coś do roboty! Proszę cię, nie wygłupiaj się i zrób coś pożytecznego. Monica musi mieć piękne wspomnienia z tego wieczoru. Mogę nie zdążyć, wszystko zostawiam na waszej głowie.
- Louieeeh, spokojnie. Wszystko pod kontrolą, zajmę się tymi kwiatami. I rzeźbami i co tam jeszcze mówiłeś.
- Stoły. Uniformy.
- Wiem, wiem. Jedź już, bo tylko się denerwujesz. A nie powinno się prowadzić w takim stanie.
- No co ty?!
- Widzisz, po co ta agresja, po co te nerwy. Papa, pozdrów krewnych - wyszczerzył zęby i popchał Louisa do wyjścia.
- Wkurzasz mnie ostatnio.
- Zawsze, chciałeś powiedzieć. Zawsze cię wkurzałem, taka moja rola - roześmiał się Styles i pomachał energicznie, obserwując przyjaciela, mocującego się z bagażnikiem, potem z walizką, a w końcu z zamkiem, przy czym klął już, na czym to świat stoi. Lokowaty wrócił do środka, stanął i podrapał się po głowie:
- Co ja miałem... W każdym razie do wieczora przypomnę sobie, o czym zapomniałem!


Mój Twitter: @Monika_Mags
Moje GG: 25612098

wtorek, 3 lipca 2012

Nowe opowiadanie + r.33

Witam, od razu przejdę do konkretów ;)

Jak już niektóre z Was pewnie zauważyły, ruszyłam z tworzeniem nowego bloga z nowym opowiadaniem. Tytuł: Live My Life For Me
Adres: http://lmlfm.blogspot.com/
Co jest już gotowe: ogólny wygląd i szkielet, cały pomysł, większość bohaterów.
Co jest niegotowe: Prolog, treść zakładek i coś, w czym potrzebuję pomocy.
Otóż nie mam pojęcia, który z 4 przystojnych panów powinien zostać ojcem Emily! (jedna z bohaterek). Wejdźcie na bloga w zakładkę Bohaterowie i przyjrzyjcie się Emily, jej mamie i młodszej siostrze. Poniżej zamieszczę ponumerowane zdjęcia czterech kandydatów na ojca. Waszym zadaniem będzie zagłosowanie w sondzie, którą za moment zamieszczę na tym blogu. Mam nadzieję, że do końca tygodnia będę wiedziała, jak wygląda Jonathan Carter ;)

Kandydat nr 1




Kandydat nr 2



Kandydat nr 3



Kandydat nr 4



Rozdział 33 się pisze, skończyłam 3 z 5 planowanych akapitów. Nie będzie zbyt długi, ale muszę stopniowo skracać długość rozdziałów i przyzwyczajać Was do tego. Jak wiecie, w roku szkolnym będę miała tylko parę godzin w weekendy...
Teraz się przedłuża, bo zajmowałam się LMLFM ;)
To do miłego i proszę jeszcze raz o pomoc ^^
Plebiscyt "Wytypuj ojca Emily" uważam za rozpoczęty