sobota, 31 grudnia 2011

Rozdział 10

Mówiąc językiem mojego kuzyna: pościel ze zdjęciem chłopaków gówno dała. Wstawałam, robiłam sobie śniadanie, szłam na uczelnię, wracałam, robiłam lekcje, kontrolowałam Timesy, nudziłam się. Kiedy wyjechali, czułam w sobie straszliwą pustkę. Jasne, spotykałam się z Meg, Jasonem, Claire, Mikiem, Alyssą i Brittany, ale to nie było to samo. Rozumiała mnie tylko Meg, która ostatnio za namową Zayna poznała resztę zespołu i spędzała z nimi wspólnie czas. Brakowało nam rechotu Nialla, żartów Lou, reakcji Liama na te żarty, uśmiechu Harry'ego... no dobra, to ostatnie to tylko moje zdanie, ale komu nie brakowałoby tych pięknych zębów? ;D Wieczorami snułam się bez celu po domu, normalnie grałabym wtedy na gitarze z Niallem, ale mój samozwańczy brat był w Mullingar z rodziną. Codziennie dostawałam od chłopaków smsy i maile, że tęsknią, próbowali się łączyć ze mną przez Skype, ale były zakłócenia. Pewnego dnia, gdy sprzątałam ganek, na mój policzek spadł mały płatek śniegu. Kilka dni przed świętami zaczęło sypać, wkrótce cały Londyn okrył się prześliczną, białą pierzynką. Jeśli myślicie, że miałam spędzić te święta sama ze sobą, to jesteście w błędzie. Przyjechali moi rodzice z młodszym bratem, pięcioletnim Matthew, który był u mnie zawsze na pierwszym miejscu, choć nierzadko wkurzał mnie i to porządnie. Sama za to przygotowałam Wigilię. Chłopcy już dawno zauważyli, że mam tę samą skłonność, co Harry: wywalam wszystkich z kuchni, w obawie, że zepsują mi jedzenie. Harry był w zasadzie jedyną osobą, której umiejętnościom kulinarnym ufałam (on sądził podobnie), więc tylko siebie nawzajem tolerowaliśmy w tym świętym miejscu, resztę odprawiając słowami "wynocha z mojej kuchni!!"
24 grudnia zasiadłam do Wieczerzy z rodzicami i Matthew. Podzieliliśmy się opłatkiem, mama się popłakała ze wzruszenia, brat strzelił się rączką w czoło i powiedział, że on z nas nie może ^^ Najedliśmy się, poszliśmy sobie na pasterkę, przemarzliśmy do szpiku kości. Następny dzień rozpoczęliśmy od rozpakowywania prezentów. Kupiłam bratu konsolę i kilka gier oraz iPoda, świecącego robota i jakiś tam tor do samochodzików Hot Wheels. W tym roku chciałam go hojnie obdarować, ponieważ w poprzednich latach moje prezenty były dość słabe, bo oszczędzałam na dom. Teraz, gdy mi się powodziło, mogłam kupić rodzinie najlepsze podarki na świecie. Tata dostał nową wiertarkę, wielofunkcyjny scyzoryk, szpanerski zegarek i spinki do mankietów, z których się śmiał (nie mam pojęcia, dlaczego XD), mama perfumy, płytę "Up All Night" (to dziwne, ale jest ich fanką), torebkę i podręcznik do nauki jazdy. Od dawna mówiła, że chce w końcu usiąść za kółkiem. Ja dostałam nowego laptopa od taty, piękną kopertówkę od mamy i słone cukierki od Matthew, który powiedział, żebym używała ich mądrze. Przyszedł wieczór, oglądałam w salonie telewizję. Nagle podeszła do mnie mama.
- Monica, jeszcze siedzisz? Powinnaś już być spakowana, a nawet nie zaczęłaś. - spojrzałam na nią głupio.

- Eee? Gdzie pakować?
- Jerry! Czemu ona nic nie wie? - krzyknęła mama w stronę schodów. Tata wychylił się.
- Ty miałaś jej powiedzieć.
- Mówiłam, żebyś ty to zrobił. Tobie coś kazać - westchnęła mama. Wciąż nie wiedziałam, o co im chodzi, więc spytałam.
- Ciotka Willow zaprosiła nas na kilka dni i na Sylwestra do siebie. Pamiętasz chyba ciotkę Willow? - odpowiedziała mama.
- Nie bardzo... to jakaś żona kuzyna taty, co nie? - spytałam.

- Tak, zgadza się. Mieszka w Doncaster, zadzwoniła tydzień temu..
- Zaraz. co? - przerwałam jej. - Jedziemy do Doncaster? Kiedy?
- Jutro, z samego rana. Co się tak nagle ucieszyłaś? - odpowiedziała mama, patrząc na mój zaciesz.
- Yyy... eeee... bo słyszałam, że yyy... mają tam dobry eee... śnieg? - wystękałam, żałując, że nie wymyśliłam niczego lepszego. Mama uśmiechnęła się.
- Udam, że ci wierzę. Choć tak naprawdę wiem, co, a raczej kogo masz na myśli, mówiąc o Doncaster - rozwaliła mnie odpowiedzią i poszła pomóc Matthew, który mocował się z walizką. Natychmiast porwałam telefon i wykręciłam numer Louisa.
- Lou? Nie zgadniesz! Przyjeżdżam jutro do Doncaster! - niemal krzyknęłam, po czym odsunęłam telefon od ucha, gdy mój rozmówca zaczął wyć z zachwytu. Pomyśleć, że tego też mi brakowało..
Podjechaliśmy pod dom ciotki Willow w porze obiadowej. Wyszła, a raczej wytoczyła się z domu, a mi wreszcie przypomniało się, gdzie ją ostatni raz widziałam. To było na trzecich urodzinach Caiusa, zjechała się cała rodzina. Ciotka zorganizowała karaoke i zaprosiła wszystkich sąsiadów. Szkoda tylko, że słoń nadepnął jej na ucho... tak, tego nie dało się zapomnieć. Uścisnęła nas na powitanie, niemal łamiąc na pół Matthew, który zaatakowany jej biustem nie mógł się wyrwać. Ciotka Willow była łudząco podobna do filmowej Big Mamy, tylko była prawdziwą kobietą. Zawsze śmiałam się, bo jej mąż, wujek George był drobny i niski. Jedliśmy obiad, gdy do drzwi ktoś zapukał. Otworzyłam i znalazłam się w objęciach Louisa, ku zdziwieniu całej rodziny. Mój tata wyglądał, jakby chciał kogoś zamordować, ale nieustraszony suberbohater Tomlinson ;D ukłonił się nisko i spytał:
- Wasza Wysokość, czy mogę porwać na kilka godzin tę oto niewiastę? Zapraszam ją także na Sylwestra, o ile nie ma Pan nic przeciwko. - rozbawiony tym tata odparł:
- Zezwalam, rycerzu. Opiekuj się nią, bo poznasz mój gniew! - zażartował. Lou ponownie się ukłonił, niemal dotykając nosem ziemi.
- Pańskie życzenie jest dla mnie rozkazem - powiedział, po czym na rękach wyniósł mnie z domu. Kiedy jednak wywalił się na śliskiej nawierzchni stwierdził, że sama umiem chodzić i on mnie nigdzie nie będzie niósł. Poszliśmy do jego domu, przedstawił mnie rodzinie, Felicity stwierdziła, że jestem ładna, ale to ona jest dla brata najważniejsza. W jego pokoju omawialiśmy plan imprezy: jego rodzice wychodzą do znajomych, a siostry do koleżanek, więc chata wolna. Louis zaprosił znajomych i powiedział, ze pierwszy, specjalny gość przyjedzie już dzisiaj. Nie chciał mi powiedzieć, kto to, więc niecierpliwiłam się jeszcze bardziej. Siedzieliśmy na łóżku, nagle otworzyły się drzwi i stanął w nich... Harry. Razem z Lou rzuciliśmy się na niego. Harry przekonał rodziców, żeby pozwolili mu spędzić Sylwestra w Doncaster. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, okazało się, że Louis nic mu nie powiedział.
- Ale macie miny - skomentował Lou. - Będziecie mieli jeszcze zabawniejsze, jak zobaczycie, co przygotowałem na imprezę... - zatarł ręce, a ja zaczęłam mieć przeczucie, że to będzie najdzikszy Sylwester w moim życiu.
Punktualnie o 19.30 w pustym domu Louisa zjawili się jego kumple. Próbowałam spamiętać imiona: Bradley, Lydia, Sophie, Elena, Katy, Claudia, Jeremy, Marcus. Chyba ^^ Zrobiliśmy z Harrym mnóstwo przekąsek, Jeremy przyniósł piwo i szampana, Claudia zrobioną przez siebie pizzę, Brad płyty z muzyką.
- To co będziemy robić? - zapytałam Lou. Ten uśmiechnął się podejrzanie i powiedział:
- Będziemy robić różne śmieszne i nieprzyzwoite rzeczy, żebyśmy zaczęli ostatni w dziejach Ziemi rok z najlepszymi wspomnieniami! - podbiegł do wieży, włączył muzykę, podgłośnił i zaczął tańczyć jakiś taniec-połamaniec z kijem od szczotki.
- Szampańska zabawa - mruknęłam i dołączyłam się. Po godzinie zaczęło się robić luźniej, znajomi Lou okazali się zabawnymi ludźmi. Marcus zaproponował, żebyśmy zagrali w "prawdę czy wyzwanie". Harry od razu poprosił:
- Ale nie pytajmy o to, czy ktoś się w kimś zakochał, bo to bardzo prywatne, ok?
- Dobra, ale coś za coś - powiedział Louis. - możemy dawać mega idiotyczne wyzwania. Bez tabu. - ze śmiechem zgodziliśmy się, w końcu to miała być niezapomniana noc. Po chwili owijałam papierem toaletowym krzaki sąsiada Lou, śmiałam się z Brada, który musiał zatańczyć na stole i zrobić striptiz, pomagałam Harry'emu wbić się w skąpy kostium króliczka, żeby później nabijać się z niego, gdy ten biegł ulicą i gorszył przechodniów. Potem Louis kazał wszystkim chłopakom zdjąć koszule, sam również to zrobił. Oblał ich nagie torsy miodem i bitą śmietaną i kazał dziewczynom losować, z którego chłopaka będzie zlizywać na czas słodką polewę. Ze śmiechem wyciągnęłyśmy z miski karteczki. Otworzyłam swoją i przeczytałam: HARRY. Ale numer, co by powiedzieli na uczelni, gdyby dowiedzieli się, że lizałam nagie ciało Harry'ego Stylesa. Znowu los mnie z nim zderzył ;D Po sygnale dziewczyny ruszyły do "pracy". Muszę powiedzieć, że zlizywanie miodu i bitej śmietany z kaloryfera Harry'ego było jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, jakie robiłam w 2011 roku ^^. Śmiał się, ale spalił buraka. Podobnie, jak reszta chłopców, którym najwyraźniej spodobała się ta niegrzeczna zabawa. Wygrał zespół Elena-Jeremy, dziewczyna zachłannie wciągnęła wszystko, co znalazła na jego klacie <hahahah>.
- Hej, zagrajmy w butelkę, dobra? Tylko na pocałunki w usta, żeby było pikantnie - powiedziała Katy. Przystaliśmy na tę propozycję, Claudia wzięła ze stołu butlę szampana i zakręciła pierwsza. Padło na Bradleya. Dał jej słodkiego całusa, w ogóle nie wstydził się. Potem wylosował Elenę, również ją obdarzył pocałunkiem. Ona wylosowała Lou, ale śmiała się i niechcący go ugryzła ;D On zakręcił, po chwili szyjka butelki zatrzymała się na Harrym. Wybuchnęliśmy śmiechem, chłopcy nie chcieli tego zrobić. Zakręciłam więc ja i wylosowałam Lydię. Ona uśmiechnęła się i szepnęła mi swój plan. Potem oznajmiła:
- Pocałujemy się, jeśli Louis przeliże się z Harrym. Skoro gramy na serio, mają to być namiętne pocałunki, a nie jakieś tam cmoki.
- Dalej, czego się nie robi, żeby zobaczyć całujące się laski?? - zachęcał Jeremy. Wtórowała mu reszta.
- No dooobra, skoro chcecie... - powiedział niechętnie, ale z uśmiechem Harry. - Na co czekacie dziewczyny, do roboty! - Po czym przysunął nas bliżej.
- Żyje się raz - rzekłam i zaczęłyśmy się całować. Odmierzali nam czas, my śmiałyśmy się, ale nie przerywałyśmy. Odkleiłyśmy się od siebie po 30 sekundach.
- Jak było? - spytał Marcus.
- Było... smacznie! - odparłam z uśmiechem. - Lydia ma błyszczyk o smaku truskawki.
- Mogę ci pożyczyć, tylko nie zjedz całego! - powiedziała dziewczyna. Louis zaczął nucić "I kissed a girl", a nam przypomniało się, że ma coś do zrobienia.
- No, chłopaki, teraz wasza kolej! Ma być ostro - nakazała Sophie. Harry i Lou spojrzeli po sobie.
- Ooo stary, to będzie chore - powiedział Louis i zaczął namiętnie całować przyjaciela. Wyglądało to dziwnie, ale krzyczeliśmy: "Gorzko! Gorzko!". Gdy skończyli, Harry miał dziwny wyraz twarzy.
- No i? Fajnie było? - zapytaliśmy.
- Nie chcę, żeby to dziwnie zabrzmiało, ale Louis świetnie całuje! - odpowiedział Harry. Uśmiechnęłam się.
- Za to on całuje jak amator - skomentował Lou, wpychając w siebie sałatkę. Zaśmialiśmy się, Harry udał, że się obraził. Zakręcił. Zgadnijcie, na kogo padło? Brawo, uznanie. Na mnie. Spojrzałam mu w oczy, zastanawiałam się, jak szybko to pójdzie. On jednak powiedział:
- Dobra, ja chcę to zrobić porządnie. W końcu pocałunki to nie tylko zabawa - pozytywnie mnie zatkało. Mieliśmy już zacząć, ale Lou krzyknął:
- Zaczyna się odliczanie! - i musieliśmy wybiec na taras z tyłu.
- Wciąż musimy coś zrobić - powiedział cicho Harry. Reszta krzyczała: 10! 9! 8! 7!... przysunął mnie do siebie. 6! 5! 4! 3! 2!
- Szczęśliwego Nowego Roku - wyszeptał i pocałował mnie.
- 1! Szczęśliwego Nowego Roku! - wykrzyknęli wszyscy, którzy wyszli do swoich ogrodów lub na ulicę. W powietrze wystrzeliły petardy, ale ja czułam, jakby fajerwerki wybuchały nie na niebie, ale we mnie.

Mam nadzieję, że sprostałam oczekiwaniom. Chciałabym życzyć wam udanej imprezy Sylwestrowej, wszystkiego najlepszego w Nowym Roku 2012 i przede wszystkim podziękować, że czytacie. Bez was nie byłoby bloga ^^ Dziękuję ;*

piątek, 30 grudnia 2011

Rozdział 9

Długo jeszcze nie mogliśmy się z chłopakami otrząsnąć po ostatnich wydarzeniach. Harry czuł się już dobrze, ale wciąż był słaby, więc wzięłam wolne i się nim opiekowałam. Wydawało mi się jednak, że to on bardziej się mną przejmuje. Noce spędzałam głównie u nich w domu, na łóżku Harry'ego. Dręczyły mnie ciągłe koszmary, śnił mi się jego pogrzeb, widziałam jego martwe ciało... brrr. Za każdym razem budziłam się z krzykiem, a Harry tulił mnie do siebie, pozwalał płakać na jego koszulę i mówił, że wszystko dobrze, on tu jest i już nigdy mnie nie zostawi. Jak powiedziałam, on chyba bardziej się przejmował. Sama nie podejrzewałam się o taką wrażliwość, ale jaki potrafi stać się człowiek w obliczu śmierci kogoś bliskiego? Ci bliscy w zasadzie sprawiali, że wypruwałam z siebie żyły. Dlatego kiedy otrzymałam telefon od wuja Stefana i ciotki Margaret, że nie mają gdzie zostawić mojego kuzyna Caiusa i proszą mnie, żebym się nim zajęła przez klika dni, wkurwiłam się na maksa i odpowiedziałam:
- Ależ oczywiście wujku, żaden kłopot.
We wtorkowe popołudnie przyjechali. Z wielkiego hummera wyszła ciocia, otwierając tylne drzwi. Po chwili stanęłam oko w oko z najgorszym koszmarem mojej rodziny. Rozpieszczony bachor, kanalia, wredny twór szatana, osiem lat. Nie bez powodu nazwali go Caius, wyglądał jak mała kopia tego wampira z klanu Volturi. Zmusiłam się do uśmiechu.
- Jak tam, mały? Podobała ci się podróż? - powiedziałam do blondwłosego diabła.
- Była do chrzanu, wyczerpała się bateria w moim iPadzie, a tak w ogóle to jestem głodny - oznajmił kuzyn, bez pytania wchodząc do kuchni i otwierając lodówkę.
- Mój kochaniutki, Monica zaraz ci coś ugotuje, prawda? Musisz dużo jeść, żeby być zdrowy jak tatuś - powiedziała ciotka, a ja spojrzałam z niesmakiem na potężne cielsko wuja. Dobrze, że młody ma świetną przemianę materii, boby go utuczyli jak prosię.
- Zostajecie na obiedzie? - spytałam.
- Nie, śpieszymy się na samolot. Zajmij się nim najlepiej, jak umiesz, to złote dziecko - odparła ciocia i wsiadła do samochodu.
- Nie wszystko złoto, co się świeci - mruknęłam pod nosem, obserwując chłopca, który wypakowywał swoje elektroniczne gadżety na kanapę w salonie. Nie oszczędzali na nim...
- To co chcesz robić? - zadałam to samobójcze pytanie.
- Ty zrób mi coś do jedzenia, ja podłączam konsolę i nawet nie próbuj mi przeszkadzać - odpowiedział, a ja ucieszyłam się, że nie muszę wymyślać żadnych zabaw. Zastanawiałam się, czemu jest taki miły. To znaczy, miły jak na niego, bo ta irytująca bezczelność była przejawem wyższej inteligencji, jak twierdziła ciocia Margaret. Zrobiłam mu kanapki, postawiłam na stoliku i przez kilka następnych godzin patrzyłam się, jak rozwala zombie w jakiejś grze. Bałam się spuścić go z oczu, bo zawsze coś odstawiał. W końcu jednak musiałam pójść na górę po laptopa, żeby zrobić coś dla szefa. Starałam się zrobić to szybko, ale jak zwykle zapomniałam, gdzie go położyłam. Przez te dzikie dźwięki z konsoli nie usłyszałam dzwonka do drzwi. Usłyszałam za to głos kuzyna, który najwyraźniej otworzył:
- Monica, do ciebie, jakiś pedał! - krzyknął. Zbiegłam po schodach i zobaczyłam Louisa. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię po komentarzu Caiusa, ale Lou tylko się uśmiechnął.
- Pedał do usług, widzę, że masz gości - rzekł z rozbrajającą miną. - Lubię dzieci, może ci pomóc? - bez słowa pociągnęłam go za rękę i zaprowadziłam na górę, starając się nie zwracać uwagi na kuzynka, który darł się:
- Monica ma chłopaka, powiem wszystko mamie! Będziecie mieli dzieci?
Wyjaśniłam wszystko Louisowi, który mimo moich ostrzegań koniecznie chciał pobawić się z małym potworem. Po namyśle stwierdziłam, że przyda mi się dodatkowa opiekunka i zostawiłam chłopaków na dole, sama zabierając się do pracy. Słyszałam wrzaski i piski z dołu, bawili się chyba w wojnę, czy coś. Nagle jednak zrobiło się cicho. Po kilku minutach cisza zaczęła wydawać się podejrzana, więc zeszłam. To, co ujrzałam, przechodziło ludzkie pojęcie. Lou siedział przywiązany do krzesła, usta miał zaklejone taśmą i był cały w lepkiej cieczy, w której rozpoznałam miód.
- Zabiję tego szczyla - mruknęłam, po czym zaczęłam odwiązywać mojego przyjaciela. Szybkim ruchem odkleiłam taśmę, robiąc mu darmową depilację wąsika ^^
- Kiedy mówiłem, że mnie schwytał, nie miałem na myśli tak dosłownej uwięzi - Lou rozmasowywał nadgarstki.
- Kiedy mówiłam, że to wcielenie szatana, nie miałam na myśli nic innego - odparłam. - Gdzie on poszedł? - spytałam, po czym dostałam balonem z wodą.
- WOJNA! - wydarł się na cały dom Caius, przeładowując zabawkowy karabin. - Żryjcie to - wycelował we mnie i Louisa. Zanim zdążyliśmy go powstrzymać, zostaliśmy oblani od stóp do głów płynnym serem. Niemal rzuciłam się na to spokrewnione ze mną paskudztwo, lecz powstrzymał mnie Lou. Kuzyn jakby nic się nie stało, odłożył zabawki i powiedział:
- Zmęczyłem się, zrób mi kolację i pościel łóżko.
- Tak jest, milordzie - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Po kolacji, gdy bachor leżał w łóżku, posprzątaliśmy z Louisem dom i pozwoliłam mu skorzystać z łazienki, by mógł zmyć z siebie całą tę maź. Powiedział, że do tego dziecka przyda się ciężka artyleria i jutro przychodzą całą czwórką. Harry miał dołączyć, jak całkowicie wyzdrowieje, nie chcieli go narażać. Zasnęłam wykończona.
Około piątej rano domem zadudniło, a z głośników w salonie gruchnął death metal. Myślami ukręcałam Caiusowi łeb, ale postanowiłam ignorować jego zachowanie, w nadziei, że wkrótce mu się znudzi.
Zrobiłam kuzynowi śniadanie i modliłam się, żeby chłopcy już przyszli. Czułam, że w pojedynkę nie sposób będzie opanować tego ośmiolatka. Na szczęście zjawili się prędko, powitani przez radosne:
- Co to za gej party? - autorstwa "nadinteligentego" chłopca. Było mi za niego wstyd, ale oni znieśli to dzielnie, jak mężczyźni.
- Louis nie żartował, to będzie wyzwanie - skomentował Liam.
- Pomyśleć, że to twój krewny... - Niall przytulił mnie ze współczującą miną. Zayn już zaczął "zabawę' i uciekał przed kuzynem, który chciał owinąć go papierem toaletowym. Ten dzień był niekończącą się masakrą, ledwo żyliśmy, podczas gdy Caius był w pełni sił. Wieczorem jednak znużyło go i ku naszej radości zasnął. Usiedliśmy wszyscy przed kominkiem. Położyłam głowę na ramieniu Liama, Niall zaś wziął mnie jak zwykle na swoje kolana. Zanim się obejrzałam, ja także zasnęłam. Obudziłam się w swoim łóżku, musieli mnie zanieść, jak wychodzili. Tego dnia postanowiłam, że zabiorę młodego do miasta, żeby dłużej nie dewastował mi domu. Dzisiaj miał nam towarzyszyć Harry, martwiłam się, że Caius coś mu zrobi, ale w miejscu publicznym szanse były mniejsze. Zayn zawiózł nas wszystkich do kina. Mój wstrętny kuzyn wyglądał na zadowolonego z tego pomysłu. Obejrzeliśmy, film był nawet niezły, szkoda tylko, że większość scen to było istne morze krwi. Caius nie wyglądał na specjalnie poruszonego, ale ja prawie całą projekcję wtulałam się w Lou. Jego woda kolońska miała świetny zapach ^^ Potem zabraliśmy młodego do KFC, a następnie na plac zabaw. Zostawiliśmy go tam i usiedliśmy na ławkach nieopodal.
- Ermm... - zaczął Harry - twój kuzyn jest... uroczy?
- Nie umiesz kłamać - uśmiechnęłam się. - Dziękuję, że mnie wspieracie - powiedziałam do reszty chłopaków.
- Zawsze. A Lou szczególnie - Liam zaskoczył mnie tą odpowiedzią. Wszyscy spojrzeliśmy na Louisa, który najpierw strzelił (słodkiego, nawiasem mówiąc) buraka, a potem wstał i powiedział:
No wiecie... bo ja jestem najlepszy! - po czym porwał mnie na ręce i zaczął biegać dookoła ławki. Wariat z niego, ale podobała mi się taka spontaniczna reakcja. Potem zagadaliśmy się, Zayn mówił o Meg, Harry zapodał kilka sucharów, z których i tak się śmialiśmy, w końcu zaczęło się ściemniać i postanowiliśmy wrócić po Caiusa. Jego jednak nie było.
- Nie, nie, NIE! - krzyknęłam, a ludzie na placu spojrzeli na mnie dziwnym wzrokiem. - On zawsze coś wymyśli, żeby mnie doprowadzić do zawału! No i gdzie on poszedł? Przecież kompletnie nie zna Londynu, mogło mu się coś stać! - denerwowałam się.
- Spokojnie, nie mógł odejść daleko, poszukamy go. Nocy jeszcze nie ma, poradzimy sobie. W końcu jest nas sześcioro - próbował pocieszyć mnie Niall. Chciałam mu wierzyć, ale to dziecko było zdolne do wszystkiego. Zaczęliśmy poszukiwania. Minęła godzina i nic, ani śladu. Już widziałam, jak tłumaczę się cioci Margaret, mogłam zacząć pisać testament. Jeszcze bardziej, niż o Caiusa martwiłam się o Harry'ego, czy jest na siłach gonić po ulicach Londynu niegrzecznego ośmiolatka. Chłopak wydawał się jednak być w dobrej formie. W tłumie wypatrzyłam wreszcie znajomą czapkę. Krzyknęłam jego imię, odwrócił się i... zaczął uciekać.
- Łapcie go! - zawołałam, biegnąc. Byłam tak szybka, że nawet Liam ledwo za mną nadążał. Dopadłam kuzyna, kiedy próbował ukryć się między półkami w jakimś sklepie.
- Ooo chłopie, masz teraz duuży problem - oznajmiłam z wrednym uśmieszkiem.
- Z chęcią wymyślimy mu jakąś karę. Mam nawet pewien pomysł... - powiedział Louis z miną psychopaty.
Uradowana patrzyłam, jak Caius sprząta dom chłopaków.
- Ma lśnić - rozkazał Zayn, nadzorując kuzyna, gdy ten szorował szczoteczką do zębów toaletę.
- Odgrywa się za ten papier toaletowy - usłyszałam tuż przy moim uchu głos. Harry zaszedł mnie od tyłu i przytulił. - Jeszcze jutro i pozbędziesz się tego diabełka.
- Jeszcze dwa dni i będzie grudzień - zauważyłam, patrząc na kalendarz. Harry nagle mnie puścił.
- Już? Ale ten czas szybko leci... musimy ci coś powiedzieć - zaprowadził mnie do reszty chłopaków.
- Wyjeżdżamy na trasę na samym początku miesiąca - oznajmił Niall.
- To świetnie, gratuluję! - powiedziałam, nie rozumiejąc ich smutnych min.
- Nie będzie nas cały miesiąc, potem jedziemy do rodzin na święta - rzekł Liam.
- Ooh... - byłam nieco zawiedziona. Jak ja wytrzymam bez nich cały miesiąc?
- Też żałujemy, że musimy się rozstać na tak długo, ale złożymy ci teraz życzenia i damy prezent - powiedział Harry i podszedł do mnie. - Chyba nie myślałaś, że zapomnimy?
- Nie wierzę, kupiliście mi coś? Jesteście niesamowici...
- Louis nawet przebierze się za Świętego Mikołaja - zaśmiał się Zayn, który właśnie wyszedł z łazienki. To co, może zacznę z tymi życzeniami? Życzę ci spełnienia marzeń i powodzenia w życiu miłosnym - puścił oko.
- Haha, nawzajem, baw się dobrze w Sylwestra - uścisnęłam go i podeszłam do Liama.
- Dziękuję za to, że zawsze mi pomagałeś. Obyś był w życiu szczęśliwy - powiedziałam i przytuliłam przyjaciela. On odpowiedział, że już jest i że zasługuję na najlepsze. Niall wziął mnie za ręce, kiedy przyszła jego kolej.
- Zawsze będziesz moim aniołem, który spadł nam z nieba. Zrobiłaś tyle dobrego, świetnie z tobą spędziłem czas. Żałuję, że nie jesteś moją siostrą, ale będę cię tak traktował. Wiesz, jak mi będzie ciebie brakowało przez ten cały miesiąc? - niemal mnie udusił, gdy mnie do siebie przycisnął. Kochany chłopak. Nadeszła kolej Harry'ego. Nie wiedziałam, co powiedzieć, nagle skończyły mi się pomysły. Spojrzałam mu w oczy, a on po prostu mnie przytulił i pocałował w czoło. Staliśmy tak chwilę, w kompletnej ciszy. Ze schodów dobiegło chrząknięcie.
- Może byście tak zainteresowali się Mikołajem? - powiedział Lou, gładząc sztuczną brodę. Odebrał mnie Harry'emu i posadził na swoich kolanach.
- Byłaś grzeczna? - spytał. Zaśmiałam się i zmierzwiłam mu włosy.
- A jak myślisz? - odpowiedziałam. On wyjął z worka dużą paczkę. Rozpakowałam i zobaczyłam pościel z wizerunkiem całego One Direction.
- Żebyś mogła spędzać z nami każdą noc, nawet, jak wyjedziemy. Dobry miałem pomysł? - nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam go i dałam całusa w policzek. Potem jeszcze śpiewaliśmy kolędy, nawet Caius się dołączył. Postanowiłam więcej się nie kryć i także śpiewałam. Byli zachwyceni. Po wyjeździe kuzyna pomagałam im się pakować, ale najchętniej nigdzie bym ich nie puściła. Kolejne nędzne święta... co jest??


Wreszcie udało mi się dodać. Trochę mi nie wyszedł, ale obiecuję, że rozdział sylwestrowy będzie ostry. Jak to się mówi: PARTY HARD!  Ciekawe? Komentujcie ^^
P.S. Dziękuję, że wciąż czytacie, ponad 2000 wyświetleń! Wow...

środa, 28 grudnia 2011

Rozdział 8

Popołudnie minęło spokojnie, chociaż zdziwiłam się, że Niall nie przyszedł. Nie wiem, jaki kit wciskał reszcie zespołu, ale jakoś im tłumaczył swoje codzienne wizyty w moim domu. Z gitarą, która przecież służy do jednego. A mimo wszystko nie byłam wypytywana o cel naszych spotkań. Niby nie mają przed sobą tajemnic, a ten stan trwa już prawie półtora tygodnia. Postanowiłam nie tracić czasu i zabrałam się za zadaną pracę. Tradycyjnie długaśne wypracowanie dla profka od łaciny, trochę obliczeń na zajęcia z ekonomii (błogosławiłam mój nowy kalkulator), wreszcie kontrola następnych Timesów. Z kancelarii nikt się nie odzywał, ale wszystko było w idealnym porządku. Królowa poleciła nas ważnym osobistościom państwowym i spraw przybywało. Daliśmy jednak szansę nowo przyjętym stażystom i pozwoliliśmy im przejąć zlecenia. Zbliżała się siódma wieczorem, zrobiłam kolację, którą zjadłam w samotności, okropnie się nudząc. Sprawdzałam co chwilę telefon i mail, ale nikt mi nic nie przysłał. Claire miała randkę z Mikiem, Jason wieczorne zajęcia, Meg nie odbierała (jak zwykle), a do Alyssy i Brittany zapomniałam zapisać nr. Położyłam się na sofie, chcąc włączyć telewizor. Nawet nie zdążyłam wziąć pilota, a już usłyszałam nerwowe pukanie, nawet można powiedzieć: walenie do drzwi. Otworzyłam, stając na wprost zdenerwowanego Louisa.
- Monica, bardzo cię przepraszamy, że się nie odzywaliśmy, ale nie wiedzieliśmy, że to się stanie, to znaczy wiedzieliśmy, że może się stać, ale nie byliśmy pewni, nie chcieliśmy cię martwić.. - Louis mówił szybko, niewyraźnie, nawet nie biorąc kolejnego wdechu. Złapałam go za głowę i zobaczyłam przerażone spojrzenie.
- Louis, uspokój się, co się stało? Powoli mi wytłumacz, bo niewiele zrozumiałam z tego, co powiedziałeś przed chwilą. - Chłopak trochę się opanował, wciąż jednak wyglądał na zafrasowanego.
- Harry zachorował, jest z nim bardzo źle, ale nie chce jechać do szpitala, bo boi się ataku fanek.. pomóż nam, nie wiemy, co robić! - potrząsnął mną Lou. Nie pytając o nic więcej poszliśmy do mojego pokoju, skąd wyjęłam z szafy walizkę i zapakowałam do niej wszystkie potrzebne rzeczy. Miałam przeczucie, że długo u nich pobędę.
Gdy weszłam do pokoju Harry'ego i go zobaczyłam, coś we mnie pękło. Leżał, mocno rozpalony gorączką, na rękach miał dziwną wysypkę, a oczy zaczerwienione. Chciał się przywitać, ale zamiast tego mocno zakaszlał, strasznie świszcząc. Obok niego siedział blady Liam, Zayn chodził po całym pokoju jak nawiedzony, a Niall objął mnie i zażartował:
- Dziękuję, że przyszłaś, aniele stróżu. - nie miałam siły się zaśmiać. Powoli usiadłam na łóżku, obok Harry'ego. Nie byłam pewna, czy mnie poznał, chociaż lekko się do mnie uśmiechnął.
- Co to za choroba? - spytałam. - Nie wygląda mi na zwykłą grypę.
- W tym problem. - odparł Liam, zaciskając pięści. - Objawy do niczego nie pasują, obdzwoniłem znajomych lekarzy.
- Claire jest na trzecim roku, właśnie teraz uczą się o rzadkich lub zmutowanych wirusach, mogę do niej zadzwonić. - powiedziałam. Chłopcy przyznali mi rację, po chwili relacjonowałam wszystko Claire, starając się nie pominąć żadnego szczegółu.
- To, co ci teraz powiem, może ci się nie spodobać. Jesteś tam z nim? - usłyszałam w słuchawce. Przytaknęłam.
- Objawy są charakterystyczne dla bardzo rzadkiego i niezwykle zaraźliwego wirusa - tu podała długą łacińską nazwę - prawdopodobnie już jesteś zainfekowana. Czy inni chłopcy się źle czują?
- Nie wydaje mi się.. - odpowiedziałam, blednąc.
- No to zaraz zaczną. Prawdopodobieństwo, że posiadają przeciwciała jest znikome. Przyślę do was kogoś z laboratorium, tymczasem postaraj się zbić Harry'emu gorączkę. Mogę się mylić, lepiej sprawdzić. Bo jeśli mam rację.. - urwała.
- Co takiego? Claire, co się z nim stanie?
- Jeśli jego organizm jest bardzo słaby i nie wytwarza żadnych przeciwciał, Harry może umrzeć. - zachwiałam się, poleciały mi łzy. Niall podtrzymał mnie, również pobladł.
- Musimy w takim razie pojechać do szpitala! - wykrzyknęłam.
- Przykro mi, ale jeśli to ten wirus, nie wolno wam nawet wystawić nosa na zewnątrz. Przed laty ta choroba wybiła całe plemię we Wschodniej Afryce. Na razie nie wychodźcie, czekajcie na pielęgniarkę. Za parę godzin poznacie wyniki testów, ewentualnie zostaniecie poddani kwarantannie.
- Co?? Claire, nie rozłączaj się! Claire.. - odłożyłam telefon. Spojrzałam na chłopaków i dałam im znak, żebyśmy przeszli do innego pomieszczenia. Gdy powtórzyłam im rozmowę, Louis wybiegł na strych, Liam ukrył twarz w dłoniach, Zayn cały się trząsł, a Niall pobladł jeszcze bardziej. Mieli przed sobą zadanie utrzymać Harry'ego przy życiu.. to była jakaś abstrakcja, nie wierzyłam, że to się dzieje. Zrobiliśmy masę zimnych okładów, bez przerwy kładłam je rozpalonemu chłopakowi na czoło, zerkając na termometr. 39 stopni.. niedobrze. Harry przestał kontaktować, bredził. Spojrzałam na Nialla i przeraziłam się. Na jego rękach ukazała się wysypka. Zmierzyłam mu temperaturę, 37.9, szybko rosła. Mówił, że nic mu nie jest, ale kazałam chłopakom naszykować mu posłanie obok Harry'ego (Bogu dzięki miał ogromne łóżko). On chciał jednak stać i czuwać przy przyjacielu. Potem wszyscy oddaliśmy krew do badań i czekaliśmy na wyniki. Zadzwonił telefon. Wszyscy zebrali się wokół mnie. Podniosłam słuchawkę do ucha.
- Przykro mi. - powiedziała grobowym głosem moja przyjaciółka. - od chwili obecnej macie surowy zakaz wychodzenia z domu, rząd brytyjski jest poinformowany o kwarantannie. Królowa przesyła kondolencje. Mam nadzieję, że nie są jeszcze konieczne..
- Boże, Claire, nie wywołuj wilka z lasu! - ochrzaniłam ją. - Co ci się tak śpieszy, żeby wysłać Harry'ego na tamten świat??
- Ja tylko poinformowałam cię o takim zagrożeniu. Na tę chorobę nie ma lekarstwa, trzeba czekać i zbijać gorączkę. Może to trwać nawet tydzień, potem pacjent albo zdrowieje, albo..
- Nie kończ. Dobrze, że zrobiłam kurs medyczny, bo Niall też ma objawy. Będę na bieżąco cię informować. - nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
- Przecież nic mi nie dolega! - krzyknął Niall i nagle z jękiem osunął się na podłogę. Zemdlał, gorączka zaczęła mu się podnosić. Położyliśmy go obok drugiego chorego, Zayn starał się go ocucić. Usiadłam na łóżku między Harrym i Niallem, zmieniając im okłady. Niall odzyskał przytomność. Miał kaszel, ale jego stan był znacznie lepszy, niż stan zielonookiego chłopaka. W międzyczasie także Liam i Zayn zaczęli odczuwać skutki wirusa. Biegałam z Louisem (który jako jedyny jeszcze nie zachorował) od pokoju do pokoju, zmienialiśmy zimne okłady, przynosiliśmy picie. Minęła kolejna noc, w ogóle nie spałam. Harry wciąż miał silną gorączkę, chociaż na chwilę udało mi się ją zbić do 38 stopni. Niall nieźle się trzymał, zasnął. Położyłam się z drugiej strony obok Harry'ego, mając nadzieję, że moje chłodne z natury ciało trochę mu ulży. Objęłam go wpół, czując bijące gorąco. Otworzył oczy, chyba wreszcie mnie rozpoznał.
- Monica? To ty? - powiedział słabym głosem. Przytknęłam mu palec do ust.
- Nie mów nic, nie marnuj sił. Wszystko będzie dobrze, trzymaj się. - Pogładził mnie po policzku, nawet się uśmiechnął, ukazując szereg białych zębów.
- Dziękuję, jesteś.. kochana. - wyszeptał, po czym znów zamknął oczy. Po 20 minutach stwierdziłam, że już go sobą nie ochłodzę. Skontrolowałam stan pozostałych członków zespołu i poszłam na górę, do pokoju Louisa. Był równie zmęczony, co ja, ale nic mu nie dolegało. Wyglądało na to, że akurat my (bo ja też byłam zdrowa) mamy te dobre przeciwciała. Dzięki temu mogliśmy zaopiekować się resztą.
- Lou, dajesz radę? Powinieneś się przespać.. - usiadłam obok niego. Na jego wygodnym materacu naraz mnie znużyło, ale starałam się ukryć zmęczenie.
- To raczej ty powinnaś.. jak jeszcze ty się rozłożysz, to ja nie wiem, jak sam sobie poradzę z wami wszystkimi. - odparł, patrząc na mnie smutno.
- Stan Harry'ego jest stabilny, reszta też spokojnie śpi. Możemy się położyć na chwilę. - Louis uśmiechnął się.
- Znowu będziemy spać razem. - raczej stwierdził, niż zapytał. Spoczęliśmy w jego pachnącej pościeli. Nawet nie pytając przytuliłam się do niego, pozwalając mu mocno się we mnie wtulić. Przeczesywał palcami moje włosy, pocałował w szyję (co on miał z tą moją szyją? XD) i życzył spokojnej nocy. Trudno było życzyć dobrej.. Obudziły nas krzyki z piętra niżej.
- Monica!! Louis!! Pomocy! - darł się Niall. Poderwaliśmy się z łóżka i wpadliśmy jak burza do pokoju. Niall potrząsał Harrym, który się nie ruszał.
- Mówił coś do mnie, nagle urwał i zemdlał! On nie oddycha! NIE ODDYCHA! - krzyczał chłopak, kaszląc i krztusząc się. Louis rzucił się na ciało Harry'ego i też zaczął je trząść.
- Stary! Nie rób mi tego! - scena jak z horroru. Liam i Zayn, którym łzy ciekły strumieniami, odciągali kolegów od Harry'ego. Nie mogłam na to dłużej patrzeć. Wiedziałam, co zrobić.
- Zabierzcie ich i dajcie mi do niego dojśc! - rozkazałam Liamowi i Zaynowi. Podbiegłam do Harry'ego, szybkim ruchem rozerwałam mu koszulę. Zaczęłam rytmicznie uciskać jego klatkę piersiową, odliczając. Ujęłam jego twarz, odchyliłam do tyłu, zatkałam mu nos i objęłam swoimi ustami jego rozpalone gorączką wargi. Wdmuchnęłam w chłopaka całe powietrze, jakie miałam w płucach, obserwując, jak jego klatka się podnosi. Zakręciło mi się w głowie, ale kontynuowałam reanimację. Liam badał puls, mówiąc "no dalej, Harry, proszę!". Po minucie, która trwała jak godzina, przez głowę przeszła mi myśl, że straciliśmy go. Wtem Liam wrzasnął:
- Jest puls! - a pierś Harry'ego podniosła się już bez mojej pomocy. Odetchnęłam z ulgą, przytulając stojącego najbliżej Lou. Zaczęłam płakać. Po kilku godzinach Harry odzyskał świadomość. Akurat zmieniałam mu okład. Pomyśleć, że przez to wszystko kompletnie zapomniałam, że kilka godzin temu moje usta dotknęły jego usta kilka razy? Chyba nie można tego uznać za pocałunek..
- Harry, jak się czujesz? Wystraszyłeś nas. - spytałam, patrząc mu w oczy. Były takie zmęczone..
- Podsłuchałem chłopaków, wiem, co się stało. I wiem, co dla mnie zrobiłaś. - powiedział, próbując się podnieść. Powstrzymałam go, kładąc mu rękę na torsie. Zarumieniłam się.
- Każdy zrobiłby to samo na moim miejscu. Poza tym nie mogłam.. nie mogliśmy cię stracić. - odparłam, a po moim policzku pociekła kolejna tego dnia łza. Chłopak otarł ją dłonią. Przytuliłam się do niego i złożyłam na jego policzku kilka delikatnych całusów. Tak się cieszyłam, że go uratowałam. Nie mogłabym sobie wybaczyć, gdyby...
- Jednak to ty mnie przywróciłaś do żywych. Będę ci dozgonnie wdzięczny. Nie, chyba zacznę unikać używania słowa "zgon". - zaśmiałam się i długo jeszcze leżałam w objęciach Harry'ego. Nie chciał mnie puścić, mówił, że jak na razie to jedyny sposób, by mógł mi podziękować. Ułożyłam się więc między nim i Niallem, który trzymał moją rękę i powtarzał, że teraz jestem pełnoprawnym aniołem. Obok nas położyli się pozostali i ostatnią noc spędziłam: z prawej strony w objęciach Harry'ego, z lewej przytulona przez Lou, trzymająca rękę Nialla, głaskana po głowie przez Liama i wsłuchująca się w cichy śpiew Zayna. Gdyby moi rodzice to widzieli.. ;D
Dom chłopaków opuściłam równo po tygodniu, na szczęście nie straciłam zajęć, bo okazało się, że wszyscy profesorowie zachorowali na grypę! Będąc w domu cały czas miałam przed oczami Nialla potrząsającego bezwładne ciało Harry'ego. Jednak, gdy zasnęłam, czułam na sobie spokojny oddech i silne ramię Louisa. Te wspólne noce zachwiały mi wyobraźnię!


Jakie wrażenia po tym rozdziale? Wzbudził w was emocje? Komentujcie, ściskam ^^

P.S. Mam ważną wiadomość: w najbliższych dniach nie dodam następnego rozdziału, bo mam mnóstwo roboty na konkurs pisarski.

wtorek, 27 grudnia 2011

Rozdział 7

Siedziałyśmy z Claire, Alyssą i Brittany (kumpele z uczelni) na łóżku i wsłuchiwałyśmy się w relację Meg z jej randki z Zaynem.
- Przyszedł do mojego domu, przywitał się z moim tatą i pogratulował wspaniałej córki, czym zyskał u niego ogromny plus. Gdy zeszłam, wyjął zza pleców ogromny bukiet białych róż i pod ramię zaprowadził mnie do limuzyny. Tak, wynajął specjalnie dla mnie limuzynę!! - niemal piszczała Meg. Wszystkie byłyśmy podekscytowane, sama chciałam wiedzieć, czy plan Zayna wypalił.
- Poszliśmy do tej nowej restauracji, stolik już czekał, ustrojony świecami i płatkami kwiatów. Był w kącie sali, więc nie obawiałam się, że dopadną nas jakieś dzikie fanki. Gdy zjedliśmy, Zayn wziął mnie za rękę i spytał, czy pójdę z nim na taras. Okazało się, że poprosił, aby udostępniono nam na godzinę całą jego powierzchnię! Z głośników rozległa się spokojna muzyka, Zayn poprosił mnie do tańca..
- I co dalej?? Gadaj! - rozkrzyczała się Brittany, a Alyssa wtórowała. Claire aż otworzyła usta, zaciekawiona. Czekałam  na ten moment.
- Tańczyliśmy powoli, przytuleni.. Nagle.. nie uwierzycie, ale zadzwonił mu telefon!
- No co ty? - spytała Claire. - Poważnie?
- Tak! Skrzywił się, ja się od niego odkleiłam, sądząc, że już po randce. Dzwonili z wytwórni.
- Ale kicha.. odebrał? Pewnie to wam popsuło cały wieczór. - zasmuciła się Alyssa, a mnie zrobiło się żal chłopaka.
- Odebrał, ale to, co powiedział było po prostu.. powiedział "Przepraszam, ale jestem na randce z fantastyczną dziewczyną i chcę jej coś powiedzieć, a wy mi przeszkadzacie", po czym się rozłączył i wrócił do mnie.
- Awww, jaki słodziak! - nie mogła powstrzymać się Claire. Meg mówiła dalej.
- Chwycił moją rękę i spojrzał mi głęboko w oczy. - rozmarzyła się dziewczyna. - No i usłyszałam to, na co tak długo czekałam. Chcecie zdanie w zdanie? - z piskiem przytaknęłyśmy.
- "Meg, jesteś najwspanialszą i najpiękniejszą dziewczyną, jaką w życiu spotkałem. Bardzo wiele dla mnie znaczysz, kiedy cię widzę, cały promienieję. Chcę ci powiedzieć, że.. zakochałem się w tobie, Meg, jestem w tobie zakochany!" - spojrzał na mnie. Nie byłam w stanie wykrztusić niczego sensownego, więc po prostu go pocałowałam. To był najlepszy pocałunek w moim życiu! - wyrzuciła z siebie moja przyjaciółka. Jak idiotki zaczęłyśmy się śmiać, ściskać ją i rzucałyśmy się z radości po łóżku Claire. "Brawo, chłopie!" pomyślałam.
- Dobra, zluzujcie, bo zaczynam się was bać. - uspokoiła się Meg, wciąż jednak uśmiechnięta od ucha do ucha. - Po tym wszystkim dał mi jeszcze to - wyjęła z torebki złoty, delikatny łańcuszek z błyszczącą zawieszką. - prawdziwy diament, to takie romantyczne! Żaden facet nie poświęcił mi aż tyle.
- Tak, Zayn to wspaniały gość, zaopiekuj się nim. - przytuliłam ją. Zayn postarał się, byłam nawet zdziwiona jego pomysłowością. Jednak coś mnie zasmuciło.. wciąż byłam sama, podczas, gdy reszta moich znajomych nieustannie randkowała, albo była już w związku.
Nie mogłyśmy zostać u Claire na noc, bo rozchorowała się jej siostrzyczka i musiała pojechać do rodziny. Wróciłam więc o późnej godzinie do siebie. Umyłam się i poszłam spać, byłam dość zmęczona. Na dworze mocno wiało, huczący wiatr obudził mnie koło pierwszej w nocy. Przekręciłam się na łóżku, chcąc wyjść i sprawdzić, czy nie zerwało mi anteny telewizyjnej. Gdy to zrobiłam, zobaczyłam parę niebieskich oczu, tuż nad krawędzią łóżka.
- Louis? - otworzyłam szeroko oczy. Chłopak z ciemnoblond grzywką uśmiechnął się.
- Boo! Przestraszyłem cię? - zapytał Lou, gramoląc się z podłogi.
- Czyś ty zwariował? Wiesz, która godzina? - ofuknęłam go. - Zaraz.. jak ty się tu dostałeś?
- Nie mogłem spać, więc poszedłem się przewietrzyć. Zobaczyłem, że zostawiłaś otwarte okno w kuchni, więc.. włamałem się i je zamknąłem, żeby nikt się nie włamał. - jego odpowiedź mnie rozśmieszyła.
- Ile już tak siedzisz pod moim łóżkiem? - zapytałam.
- Chwilę, ale zobacz, ty spałaś, ja mogłem zrobić wiele rzeczy, ale nawet cię nie ruszyłem! - powiedział i zaraz tego pożałował, bo przywaliłam mu z całej siły poduszką.
- Lou! - krzyknęłam, a potem zaczęłam się śmiać. Chłopak zaczął mnie łaskotać, czego od początku się spodziewałam. Przygwoździł mnie do łóżka, krępując mi ruchy.
- Monica, mam takie pytanko.. - zaczął, wciąż mnie trzymając.
- Hmm? - niezbyt mądrze odpowiedziałam ^^
- Bo tego.. mogę z tobą dzisiaj spać? To znaczy.. ermm.. bo burza jest, a ja wyszedłem w połowie piżamy. - Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że faktycznie, ma na sobie spodnie od piżamy i skórzaną kurtkę Liama. Na potwierdzenie jego słów o brzydkiej pogodzie za oknem pojaśniało i usłyszeliśmy potężny grzmot.
- Dobra, spoko. Nie ma sprawy, mam duże łóżko. - odparłam. Pożałowałam go trochę, własnego psa (gdybym go miała) nie wypuściłabym na taką zawieję. Posunęłam się, odchyliłam kołdrę. Louis zdjął kurtkę, pod którą nic nie miał, przez chwilę podziwiałam jego całkiem nieźle wyrzeźbione ciało. Zakrył się po sam czubek głowy. To było trochę dziwne, więc zanurkowałam do niego i powiedziałam:
- Może wystaw się trochę ponad kołdrę, co?
- A co, boisz się, że zaatakuję cię, jak zaśniesz? - mruknął z rozbrajającą miną.
- Nie, ale obawiam się, że szybko zabraknie ci tlenu i się udusisz.
- Ok, skoro to chodzi o moje życie. - odpowiedział, wysuwając się na poduszkę. Pocałował mnie w szyję i powiedział "dobranoc". To, że wtedy przeszył mnie dreszcz, postanowiłam uznać za zbieg okoliczności, akurat wtedy strzelił piorun. Obróciłam się, próbując zasnąć ponownie. Patrzyłam na zegarek na szafce nocnej. Po dziesięciu minutach usłyszałam Louisa.
- Śpisz? - szepnął. Nie odpowiedziałam, byłam wykończona. Chłopak wyciągnął rękę spod kołdry i pogładził mnie po ramieniu.
- Ej, Monica, śpisz? - znów nie uzyskał odpowiedzi. Kołdra zaszeleściła, kręcił się. Poczułam jego rękę na swojej talii, trochę niepewnym ruchem objął mnie i się przysunął. Czułam ciepło jego klatki piersiowej i stosunkowo szybko bijące serce. Czekałam, co zrobi, ale nie ruszałam się. Byłam tak zmęczona, że nie zaprotestowałam. Z resztą, on myślał, że śpię. Położył głowę blisko mojej, znów muskając ustami moją szyję. Pachniał wodą kolońską Liama, kurtka musiała być nią skropiona. Nie wiem, jakim cudem, ale zanim się obejrzałam, zasnęłam, mocno przytulona do Louisa. Gdy się obudziłam, byłam w łóżku sama i zaczęłam się zastanawiać, czy to aby nie był sen. Jednak usłyszałam kroki na schodach i w pokoju pojawił się Lou.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzałem ci podczas snu. Harry mówi, że często gadam do siebie, kiedy śpię.
- Nie, spałam znakomicie. - uśmiechnęłam się i ziewnęłam. - Poczekasz, aż się doprowadzę do porządku?
- Oczywiście. Zrobiłem ci nawet śniadanie, tylko nie spodziewaj się niczego wykwintnego, jestem kiepskim kucharzem. - zaśmiał się. Usiadł na łóżku i z radością przyjął mojego buziaka w policzek.
- Dziękuję za starania, zaraz zejdę na dół. - pobiegłam do łazienki. Louis zrobił kanapki ze śmiesznymi buźkami zrobionymi z warzyw i sera. Urocze i bardzo smaczne ;D Jedliśmy, gdy naraz mnie zmroziło.
- Lou, chłopaki wiedzą, że tu jesteś? - uśmiech zszedł mu z twarzy.
- O kurczę, zapomniałem zostawić im wiadomość, pewnie mnie szukają! - zakrztusił się chlebem. Musiałam mu pomóc, chwilę potem obserwowałam, jak goni do siebie, pokornie przyjmując ostrą reprymendę od Liama, który stał w drzwiach. Później, siedząc na wykładzie odebrałam sms od Zayna "Dobrze, że się nim zaopiekowałaś, martwiliśmy się, że coś sobie zrobi". Rozczuliłam się, oni są tak zgrani, jak bracia. Ciekawe tylko, co powiedzieliby, gdybym zdradziła, że Louis spał ze mną przytulony w jednym łóżku.. To było dla mnie niezrozumiałe: zdecydował się na taki ruch, bo był przekonany, że śpię. Czy bał się to zrobić ot tak? Może Liam, mówiąc, że Lou ciągle o mnie mówi, miał coś konkretnego na myśli?
- Ach ci chłopcy.. - mruknęłam sama do siebie. - Za cholerę nie można ich rozgryźć..

Jak podoba wam się ten rozdział? Znowu namieszałam, co? ;D nie mam wpływu na chłopaków, oni żyją własnym życiem w tej mojej wyobraźni. Komentujcie ^^

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Rozdział 6

Najszybciej jak mogłam, przyjechałam do mieszkania Claire. Pędziłam moim samochodem, łamiąc parę przepisów drogowych. Ale czego się nie robi dla przyjaciół. Zayn prosił mnie, żebym zwolniła, bo nas zabiję i nie dojedziemy do Meg. W końcu, po mimo wszystko szaleńczej jeździe stanęliśmy na klatce schodowej, przed drzwiami mojej przyjaciółki.Otworzyła, przywitała nas, spojrzała na Zayna i wskazała swój pokój.
- Meg siedzi tam już od godziny, płacze i się obwinia. - zakomunikowała, idąc zrobić nam herbatę. Weszliśmy do pomieszczenia. Meg, z twarzą ukrytą w poduszkach leżała na łóżku Claire. Podniosła głowę, spojrzała na mnie, potem na Zayna.

- Co ON tu robi? - spytała. Zayn zaraz skierował się do wyjścia, ale odpowiedział.
- Chciałem pomóc cię pocieszać, żal mi tego pajaca, który cię zostawił. Normalnie się nie biję, ale chętnie wyzwałbym go na męskie solo. - powiedział hardo. Meg spojrzała na niego z podziwem, ale jej oczy znowu się zaszkliły.
- Zerwał na Twitterze.. Jaka ja muszę być beznadziejna, żeby zrywać ze mną na Twitterze?? - po jej policzku spłynęła łza. Zayn podszedł bliżej i trochę niepewnie otarł jej policzek dłonią. Ja przytuliłam się do niej.
- Jesteś wspaniała, a ten chłopak to idiota, mówię ci. Zasługujesz na kogoś lepszego. - spojrzałam na Zayna. Puściłam Meg i poszłam po herbatę. Po chwili usłyszałam szloch i zobaczyłam, że moja koleżanka wypłakuje się w ramionach Zayna, a on głaszcze ją po głowie i mówi, że ten frajer stracił najlepszą dziewczynę na świecie. Niezaprzeczalny urok chłopaka zrobił swoje, Meg od razu znalazła w nim oparcie. Trochę ją chyba podbudowaliśmy, bo przestała płakać. Zayn, widząc, że nadal jest smutna, zaproponował:
- Słuchaj, może zabiorę cię na spacer, ochłoniesz, porozmawiamy, lepiej się poznamy.. wciąż nie mogę się nadziwić, że on zerwał z tak świetną dziewczyną.. - Meg obdarzyła go uśmiechem nr 3 (czyli zauroczonym ^^) i zgodziła się. Pod ramię wyszli z mieszkania, po chwili już usłyszałam śmiech mojej przyjaciółki.
- Szybko poszło. - stwierdziła Claire.
- Zayn już od dawna durzył się w zdjęciu Meg, a ona zawsze uważała, że niezłe z niego ciacho. Dobrali się. - odparłam. Pogadałyśmy, poplotkowałyśmy, Claire zaprosiła mnie na babski wieczór w piątek. Wracając minęłam Zayna i Meg, przytulonych na ławce. Uśmiechnęłam się i skręciłam w moją ulicę. Gdy parkowałam z domu naprzeciwko wyszedł Harry. Pomachałam mu, on podbiegł.
- Hej, podobno miałaś jakiś kryzys z Meg. - powiedział. Chłodny wiatr powiewał jego włosami.
- Tak, chłopak z nią zerwał przez Twittera, załamała się. - westchnęłam. - Ale pojechaliśmy do niej z Zaynem i ją pocieszyliśmy. Każdy na swój sposób. - puściłam Harry'emu oko.
- Będzie nam miał co opowiadać. - rzekł z uśmiechem. - Ostatnio nam przerwano, a chciałem coś zrobić.. - zaczął, robiąc krok ku mnie. Zastanawiałam się, co teraz nastąpi. Harry sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej śliczny, mały, srebrny naszyjnik.
- Zobaczyłem go w zeszłym tygodniu na wystawie, pomyślałem, że ci się spodoba. - powiedział, oczekując mojej reakcji.
- Harry, oh.. - próbowałam znaleźć słowa. - Jest piękny. Dziękuję. - Uśmiechnęłam się najładniej, jak umiałam. Chłopak odpiął wisiorek, więc odsunęłam włosy, by mógł mi go założyć. Nawet na filmach ten moment nie wydaje się taki.. w sumie sama nie wiedziałam, co myśleć. Odwróciłam się, by spojrzeć w te zielone oczy, które wpatrywały się w moją nową biżuterię.
- Wyglądasz cudownie. Mam gust, co nie? - szepnął, po czym się roześmiał.
- Tak, w dodatku jesteś niesamowicie skromny. - dodałam. - Jest trochę zimno, chyba powinnam już wejść do siebie. - powiedziałam, a Harry przytulił mnie na pożegnanie. Po chwili namysłu wspięłam się lekko na palce i dałam mu całusa w policzek.
- Jeszcze raz dziękuję za naszyjnik. - powiedziałam i weszłam do domu. Zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam, decydując się na taki gest. Jasne, wcześniej dałam całusa Liamowi, Niall też co chwila dostaje buziaka w zamian za komplementy, ale z Harrym było trochę inaczej.. Dał mi ten naszyjnik i w ogóle.. Odsunęłam zasłonę i wyjrzałam na ulicę. Harry szedł bardzo powoli. Stanął na środku ulicy i rozejrzał się. Gdy zobaczył, że nikogo nie ma, zaczął.. skakać i pokazywać zwycięskie gesty, mówiąc do siebie "Yes, yes, yes!!" (uchyliłam okno, nie mogłam tego przegapić). To było takie słodkie ;D Śmiałam się z niego, głównie dlatego, że wyglądał jak wariat. W końcu drzwi domu chłopaków otworzyły się i stanął w nich Louis.
- Harry, co ty odwalasz?? - krzyknął. Harry natychmiast się uspokoił i wszedł do środka. Gdy układałam się do snu, dostałam 2 smsy. Jeden od Louisa: "Harry jest chyba chory, nie ogarnia. Coś ty mu zrobiła? ;D" a drugi od właśnie Harry'ego: "Masz delikatne usta ^^ Cieszę się, że mój prezent się spodobał. Wyjrzyj przez okno..". Podbiegłam i odsłoniłam roletę. W swoim pokoju stał Harry i trzymał (tak jak tamtej nocy) kartkę. Przeczytałam napis "Dobranoc, Monico. Słodkich snów ;*". Uśmiechnęłam się i wysłałam smsa "Podobno jesteś chory, czy to coś poważnego? ;D". Odebrał go i zrobił głupią minę. Pomachał mi i szybko zasłonił swoje okno. Z uśmiechem na ustach poszłam spać. Znowu ^^
Następnego dnia dostałam sms "Dzień dobry, księżniczko ;P" od Liama, "Hej słonko ;DD" od Lou, "Dobrze się spało?" od Zayna, nic od Harry'ego, który chyba był nieco zawstydzony i kartkę od Nialla, wsuniętą przez drzwi wejściowe z napisem "Jak się masz, mój ty ANIELE? ;)"
- Nie ma to jak dobry początek dnia. - powiedziałam sama do siebie. Zjadłam tosta z marmoladą truskawkową i poszłam na uczelnię. Na wykładzie pani Huggles, który był w miarę ciekawy, dostałam kolejną wiadomość. Zayn napisał, że będę mu potrzebna po zajęciach. Zastanawiałam się, o co mu może chodzić, ale odpisałam po prostu "ok". Zgubiłam się przez to w notowaniu i musiałam prosić się o parę zapisek u Victorii, której nawiasem mówiąc nie trawiłam, bo przespała się z połową campusu, włącznie z profesorami -.-. Przed budynkiem czekał już na mnie Zayn, przestępując z nogi na nogę.
- Jesteś wreszcie. Mam problem. - powiedział. - Możemy wejść do biblioteki i pogadać?
- Jasne, śmiało. - odpowiedziałam. Poszliśmy do uczelnianej biblioteki i usiedliśmy między regałami na kanapie. O tej godzinie było tam niewielu studentów, więc mieliśmy spokój.
- Wiesz, że ostatnio umawiałem się z Meg.. - zaczął. - Nie powiedziałem jej wprost, co do niej czuję, ale to coś silnego..
- Znam ją, możesz jej powiedzieć. Ona lubi bezpośredniość.
- Nie o to chodzi! Z tym nie będę miał problemu. - powiedział. - Problem w tym, że chcę jej coś wtedy podarować, a kompletnie nie wiem, co można kupić dziewczynie! Ty ją znasz, doradź mi coś. - poprosił. Zaczęłam się zastanawiać. Pierścionek? Nie, zbyt śmiałe. To nie może być nic drogiego, ale też nie taniocha. Może kolczyki? Też nie, ostatnio wkurzała się, jak jej były kupił jej parę. Mimowolnie dotknęłam naszyjnika od Harry'ego.
- Kup jej jakiś ładny naszyjnik, może być podobny do mojego, mówiła, że ładny, gdy jej pokazałam. - powiedziałam.
- Kto ci go dał? Mówiłaś mi kiedyś, że rzadko kupujesz sobie biżuterię. - zapytał Zayn.
- Uhm.. to jest prezent od Harry'ego. - starałam się zachować normalny wyraz twarzy. Chłopak zmarszczył czoło, jakby nad czymś myślał.
- Harry ci go dał? A to ciekawe.. W każdym razie, dobry pomysł, faktycznie, kupię jej naszyjnik. Dzięki! - powiedział i mnie uścisnął. Zaraz pobiegł do pobliskiego jubilera. Ciekawe, czy to w tym sklepie Harry kupował mój.. Przez to wszystko ciągle o nim myślałam. Potem jednak śpiewanie z Niallem odwróciło mi uwagę. Miałam wielkie szczęście, że znalazłam takiego Nialla, z którym mogłam gadać o wszystkim, który mówił mi, że wyglądam zabójczo, nawet, gdy oblałam się sosem do pizzy ;D

Co sądzicie? Podoba się? Komentujcie ^^

Rozdział 5

W poniedziałek, zaraz po zajęciach, poszłam do chłopaków. Akurat skończyli próbę, weszłam do salonu i spytałam, gdzie jest Liam.
- W swoim pokoju, zawołać go? - zapytał Zayn.
- Nie trzeba, sprawa prywatna. - odpowiedziałam, starając się wyglądać normalnie. Lou wbrew mojej woli eskortował mnie na rękach pod same drzwi pokoju Liama. Zapukałam.
- Chwila! - krzyknął chłopak. Usłyszałam szuranie i szybkie kroki.
- Sprząta. - stwierdził Lou z uśmiechem. - Zaraz wchodzimy! - położył dłoń na klamce.
- Nieeee!! Jeszcze nie! - usłyszeliśmy w odpowiedzi.
- Co mówisz? - Lou udawał, że nie słyszy. - Mamy wejść? Ok! - otworzył drzwi na oścież. Liam, upychał nogą ubrania do szafy, jednocześnie wciągając spodnie.
- Kiedy mówię nie wchodzić, oznacza to tylko jedno. - oznajmił. Po chwili poślizgnął się na nogawce swoich dżinsów i runął jak długi prosto pod moje nogi.
- Tak, wiemy, oznacza to, że masz w pokoju syf i paradujesz bez spodni. - zaśmiał się Louis i po chwili sam wylądował na podłodze, nastąpiwszy na leżącą koszulkę. Pomogłam im wstać i pożegnaliśmy (a raczej wypchnęliśmy) Louisa, który krzyczał, że w tym domu nie ma tajemnic i on będzie podsłuchiwał. Usiedliśmy z Liamem na jego łóżku.
- Z tego co widzę, masz jakiś problem. - powiedział. Wyjaśniłam mu wszystko, powstrzymując łzy. Spoważniał i objął mnie.
- Słuchaj, nie pozwolę, żebyś przegrała tę sprawę. Nie wytrzymalibyśmy bez ciebie. Szczególnie Louis, ciągle o tobie mówi. - spojrzałam na niego zdziwiona, ale on jakby nigdy nic ciągnął dalej.
- Lepiej będzie, jak utrzymamy to w tajemnicy, nie chcę ich niepotrzebnie martwić. Nie możemy cię stracić, zrobię wszystko, by ci pomóc. Chcesz, żebym teraz do ciebie wpadł?
- Dziękuję, wiedziałam, że można na ciebie liczyć. Tak, to dobry pomysł, musimy zacząć już teraz. Pojutrze są przesłuchania, dowiemy się więcej. - powiedziałam i poszliśmy do mnie. Chłopcy mieli trochę dziwne miny, kiedy wychodziliśmy razem, ale nic nie powiedzieli. Siedzieliśmy nad materiałami ponad 3 godziny i nic nie mogliśmy znaleźć na obronę księżnej. Nie znaleziono żadnych świadków, więc byliśmy zdani tylko na zeznania obu stron. Zbliżał się pierwszy dzień rozprawy, denerwowałam się. Musiałam się zwolnić z zajęć (środa), poszłam do chłopaków. Liam już czekał, w torbie miał garnitur. Przebrał się w toalecie w sądzie. Przyjrzałam się oskarżycielce: futro, designerskie ciuchy, torebka z wężowej skóry i tak, piesek. A raczej mały, szczekający potworek. Po prostu ekstra. Zawołano nas na salę, pozwolono wejść także Liamowi, potrzebowałam go. Zaczęłam przesłuchiwać tę lalunię. Zeznała tak, jak na przesłuchaniach na komendzie: była noc, ona wyjeżdżała z uliczki, zakręcała i poprawiała lusterko, w którym nagle ujrzała nadjeżdżający samochód. Potem zdarzyła się stłuczka, kompletnie oderwało jej podwozie i porysowało diamentowe felgi. Księżna powiedziała, że jechała nocą samochodem i nagle z uliczki wyjechał jakiś samochód, chyba chciał skręcić, ale wjechał na jej pas, nie zdążyła wyhamować. Oskarżycielka twierdziła, że normalnie zakręcała, a księżna celowo skręciła bliżej środka. Jak się spodziewałam, nie można było nikogo jeszcze osądzić. Po rozprawie widziałam ją jeszcze na korytarzu, mówiła o swoim nowym samochodzie. Z tego, co usłyszałam, miał wspomaganie kierownicy, kobieta powiedziała także, że wreszcie nie jest więźniem własnej kierownicy. Nie zrozumiałam tego, ale zakodowałam. Wróciliśmy z Liamem do domu, on pobiegł na próbę, ja uczyć się. Wieczorem znowu się spotkaliśmy. Królowa nie chciała przeciągać sprawy i zarządziła, że jutro wszystko ma się wyjaśnić. Byłam kłębkiem nerwów. Liam starał się mnie pocieszyć i prawie cały czas mnie przytulał. Była późna noc, siedzieliśmy przy lampce i wgapialiśmy się w notatki. Nie mogłam nic wymyślić, wciąż bałam się, że przeze mnie 15 osób straci pracę.. Liam zaczął jeszcze raz.
- Mamy niewiele, ale spokojnie, damy radę. Wiemy, że tamta kobieta poprawiała lusterko, kiedy zobaczyła Katherine.. może była rozkojarzona..
- Liam! Jesteś genialny! - rzuciłam się na niego i mocno uściskałam. Miałam już żelazny argument na jutrzejszą rozprawę. Chłopak chyba nie wiedział, o co mi chodzi, więc mu wyjaśniłam.
- Podziwiam cię za twoją inteligencję. Do zobaczenia jutro w sądzie. - pożegnał się.
- Przepraszam, że muszę cię ciągać po sądach, pewnie masz ważniejsze sprawy na głowie. - rzuciłam.
- A co może być ważniejsze od ciebie? - powiedział i wszedł do domu chłopaków.
Rankiem Liam przyszedł znowu. Pomogłam mu wiązać krawat, widać było, że się denerwuje. Ręce mu się trzęsły i był blady. Najwidoczniej bardzo mu zależało. Weszliśmy na salę sądową i rozprawa się rozpoczęła. Po przemowie sędzi zaczęłam ponownie przesłuchiwać kobietę.
- Mówiła pani, że ma pani nowy samochód, może opowie pani coś o nim? - zaczęłam.
- Sprzeciw! To nie ma nic wspólnego ze sprawą! - zawołał prokurator.
- Wysoki Sądzie, zapewniam, że ma wiele wspólnego. - odpowiedziałam spokojnie, zwracając się do sędzi.
- Ufam ci, masz dobrą renomę. Proszę, kontynuuj. - mężczyzna udzielił mi pozwolenia. Odetchnęłam.
- Zatem pani nowy samochód ma wspomaganie kierownicy, zgadza się? - spytałam kobiety.
- Tak, to prawda, ale.. - zaczęła.
- Teraz ma pani o wiele łatwiej przy skręcaniu, poprzednio musiała pani trzymać obie ręce na kierownicy podczas jazdy, czyż nie? - przerwałam jej.
- Tak, teraz nie muszę, ale wciąż nie rozumiem, co to ma do sprawy. - rzekła kobieta.
- Już tłumaczę. Zeznawała pani, że podczas skręcania poprawiała pani lusterko samochodowe, w którym to zobaczyła pani nadjeżdżający samochód księżnej. Czyli nie trzymała pani obu rąk na kierownicy, zatem nie była pani w stanie skręcić! Zajechała pani drogę księżnej, bo nie dała pani rady skręcić kół jedną ręką! - powiedziałam zdecydowanym tonem. Na sali zapadła cisza. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Liama, miał wyraz twarzy pełen podziwu.
- Wysoki Sądzie, nie mam więcej pytań. - powiedziałam, wracając na miejsce. Przysięgli udali się na naradę. Ogłoszono werdykt: kobieta musi zapłacić księżnej odszkodowanie w wysokości 200 tys. dolarów oraz 1000 dolarów grzywny za okłamanie sądu. Wyszłam z sali z promiennym uśmiechem, dogonił mnie Liam i zakręcił w powietrzu, mocno przytulając.
- Wiedziałem, że ci się uda, byłaś bezbłędna! Załatwiłaś ją na cacy! - krzyknął i cmoknął w policzek.
- Też się cieszę, nie muszę wyjeżdżać z miasta, zostaję! Ale to wszystko dzięki tobie, gdybyś wtedy nie powiedział..
- Sama byś do tego doszła. Chodź, musimy to uczcić, chyba teraz można pochwalić się reszcie. - przerwał mi w pół słowa.
- Przepraszam najmocniej, pani Whister? - wybałuszyłam oczy, spoglądając na Królową Anglii. Ukłoniliśmy się z Liamem. On odszedł kawałek, zostawiając mnie samą.
- Wasza Wysokość, w czym mogę pomóc? - spytałam grzecznym tonem.
- Chciałam w imieniu mojej synowej podziękować za zwycięskie poprowadzenie sprawy, oczywiście zostanie pani sowicie wynagrodzona. Tymczasem mam jednak pytanie..
- Słucham, Wasza Wysokość?
- Ten chłopiec, który towarzyszył pani podczas rozprawy i stoi tam obok - wskazała na Liama - jest jednym z wokalistów tego zespołu, One Direction, prawda? - spytała. Przytaknęłam.
- Mogłabyś, proszę, zapytać go, czy nie zgodziliby się wystąpić na moim spotkaniu z hrabią Cheshire i jego córkami? One uwielbiają ten zespół, wywarłabym na nich dobre wrażenie.
- Oczywiście, mogę go już teraz zawołać. - powiedziałam z uśmiechem. Królowa wyraziła zgodę, a ja przyzwałam do nas Liama. Gdy usłyszał propozycję, rozpromienił się i zaakceptował ofertę. Pożegnaliśmy królową ukłonami, a ja dostałam kolejnego buziaka w policzek.
- Wyobrażasz to sobie? Zaśpiewamy dla samej Królowej Elżbiety II! - rozkoszował się chłopak. Znajomość z tobą, to chyba najlepsze, co nam się przytrafiło. - wróciliśmy do domu, Liam zawołał chłopaków i wyjawiliśmy im sekret naszych spotkań oraz propozycję królowej. Myślałam, że mnie zaprzytulają na śmierć! Wieczorem wpadł Niall, jeszcze dziękował, potem grał i śpiewał ze mną kilka godzin. Rozpaliliśmy w kominku i usiedliśmy w fotelu, który mógł spokojnie pomieścić dwie osoby. Mimo to blondyn po chwili wziął mnie trochę bardziej na swoje kolana. Siedzieliśmy tak, przytuleni, oglądając płomienie i rozmawiając o różnych sprawach.
- Pomyśleć, że mógłbym cię dzisiaj stracić.. tak mi na tobie zależy, że chyba bym nie wytrzymał bez ciebie. Mówiłem ci już, że jesteś niesamowita? - powiedział, uśmiechając się. Jakie to było urocze.
- Parę razy.. - odparłam z uśmiechem. Czułam się przy Niallu tak bezpiecznie, był świetnym przyjacielem. Wciąż uśmiechnięta, odebrałam dzwoniący telefon. To była Claire. Zeszłam z kolan Nialla i wypytywałam ją, co dokładnie się stało. W międzyczasie Niall wpuścił Zayna, który chyba coś wczoraj u mnie zostawił.
- Słuchajcie, muszę jechać do Claire, sytuacja alarmowa. - oznajmiłam im, ubierając płaszcz.
- Co się stało? - jednocześnie zapytali.
- Chłopak Meg zerwał z nią przez Twittera, ona jest załamana.
- Czy to jest Meg? - spytał Zayn, wskazując dziewczynę o ciemnych, kręconych włosach, która widniała na zdjęciu na szafce.
- Tak, to właśnie ona. - odpowiedziałam.
- Czy w takim razie mogę jechać z tobą? - Zayn zrobił proszące oczka. Zgodziłam się (chyba wiedziałam, jakie miał intencje) i pojechaliśmy do mojej przyjaciółki.

Jak wam się wydaje, zapowiada się jakiś związek? Ostatnio zaniedbałam Zayna, więc postaram się mu to jakoś wynagrodzić ^^
Podoba się? Czekacie na rozdział 6? Komentujcie ;D

niedziela, 25 grudnia 2011

Rozdział 4

Jak się pewnie domyślacie, wieczór był okropnie niezręczny. Meg rozgadała się na jakieś bzdurne tematy, więc reszta tylko udawała, że ją słucha. Jason co chwila szturchał mnie pod stołem i wskazywał spojrzeniem na Harry'ego. Claire i Mike byli zajęci sobą, ale też co chwilę zerkali to na niego, to znów na mnie. Harry miał zmieszaną minę i chyba walczył z chęcią natychmiastowej ewakuacji. Chyba nie tak to sobie wyobrażał.
- Więc.. zaczęłam, by przerwać tę jakże uroczą chwilę. - Dobra, nie będę zadawać głupich pytań o szkołę czy rodzinę. - wyrzuciłam z siebie. Postanowiłam tym razem wziąć sprawę w swoje ręce, żeby uniknąć sytuacji w stylu "obiad z rodziną". Pamiętam te familijne spotkania: niezręczna cisza lub dziwne pytania, w końcu kłótnia, po której wszyscy się na siebie obrażają i zrywają kontakty. Szczerze nienawidziłam takich sytuacji, a wierzcie mi, zdarzały się za każdym razem.
- Włączam horror, robię popcorn i siadamy, żeby razem się bać. Przynajmniej będzie mniej niezręcznie, bo widzę, że patrzycie na Harry'ego jak wygłodniałe wilki. - oznajmiłam zdecydowanie, prowadząc gości do salonu. Poszłam na górę po płytę, za mną pobiegł Harry (mam nadzieję, że oni nie zauważyli).
- Nie wiem, jak ci dziękować. To w sumie moja wina, że tak się zachowują. Zepsułem ci wieczór.. - spuścił głowę.
- Nie zepsułeś, po prostu zdziwiłeś ich swoją obecnością. Puszczę film, będziemy krzyczeć, żeby bohaterowie tam nie szli i atmosfera się rozluźni. Dobry horror zawsze działa. - położyłam mu rękę na ramieniu. Wzięłam płytę, zeszliśmy na dół. Faktycznie, film zrobił swoje. Dziewczyny pomagały mi wyciągnąć popcorn z włosów Jasona i Harry'ego, Mike udawał potwora i nas gonił, ogólnie świetnie się bawiliśmy. Około 12 w nocy moi przyjaciele wyszli, zostawiając mnie z Harrym, który również się zbierał. Stanął w progu, w otwartych drzwiach.
- To był świetny wieczór, Monica. Masz fajnych znajomych. - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Polubili cię, z chęcią jeszcze się z tobą spotkają. - odpowiedziałam. Harry zbliżył się, ja zadrżałam (może tylko z zimna?). Nagle drzwi naprzeciwko otworzyły się, a w nich stanął Niall.
- Harry, wracaj, dzwonią z wytwórni! Jest problem z kopią zapasową naszej płyty! Musisz się tu pojawić TERAZ! - wydarł się. Harry odwrócił głowę.
- Wybacz, jestem komuś potrzebny. Do zobaczenia. - poszedł do domu.
- Nie ma sprawy. - odparłam cicho. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie.
- Czy on naprawdę chciał TO zrobić? Nie, jak zwykle się mylę. Pewnie mi się tylko tak wydało.. - myślałam. Gest Harry'ego i jego zachowanie dzisiejszego wieczoru były podejrzane. Chociaż, to pewnie tylko wytwór mojej chorej wyobraźni.
- Jestem po prostu zmęczona. - stwierdziłam i udałam się na górę, jednak nie mogłam zasnąć przez długi czas.
Następnego dnia zabrałam się za sprzątanie. Odkurzanie całego mieszkania okazało się prawdziwym wyzwaniem i po chwili dyszałam jak smok. Mimo to nie dałam się tak łatwo: włączyłam płytę "Up All Night" na pełny regulator i biegałam z miotełką do kurzu po całej willi. Wyniosłam śmieci, umyłam podłogi mopem, pozbyłam się tego cholernego kurzu z abażuru lampy w salonie. Wyciągnęłam gitarę i naśladowałam linię melodyczną"What makes you beautiful". Nagle zobaczyłam Nialla, musiał przez dobrą chwilę stać pod moim oknem. Oparł się o szybę. Podsłuchiwał! Gestem wskazałam mu drzwi. Wszedł z miną równie niepewną, co pierwszego dnia, kiedy przyszłam do nich z muffinkami.
- Nie wiedziałem, że grasz. Jesteś.. świetna.. - zaczął. Zrobiło mi się miło.
- Nie robię tego przy widowni. Ale skoro już poznałeś mój sekret, to może pójdziesz po swoją gitarę i razem poćwiczymy? - śmiało spytałam. Niall uśmiechnął się i pobiegł do domu, by zaraz wrócić ze swoim instrumentem. Zaczęliśmy grać, on co chwila komplementował moje umiejętności.
- Monica.. tak się zastanawiam.. mogłabyś mi coś zaśpiewać? - zadał to pytanie, którego zawsze się obawiałam.
- Uuuch, nie wiem, czy twoje uszy to wytrzymają, ale skoro nalegasz.. - odparłam. Niall zaczął grać podkład do "Gotta Be You". Zaśpiewałam, obserwując jego reakcję. Wpatrywał się we mnie jak zaczarowany, z każdym wersem twarz mu się rozjaśniała.
- Mój Boże, masz głos jak anioł.. I kryjesz się ze swoim talentem we własnym domu.. - powiedział, dosłownie lejąc mi miód na serce.
- Naprawdę tak uważasz? Jesteś bardzo miły, ale chyba przesadzasz. Wy jesteście ode mnie o wiele lepsi.. - odparłam, starając się zachować spokój. W środku byłam cała w skowronkach.
- Naprawdę. Utonąłem w twoim głosie. Nie martw się - rzekł, widząc moją minę. - nikomu nie zdradzę twojej tajemnicy. Jednak chcę przychodzić i z tobą ćwiczyć, mógłbym cię słuchać bez końca. Pozwolisz mi na to?
- Dobrze, to będzie dla mnie przyjemność. Dziękuję ci za komplementy, nikt nigdy nie był dla mnie tak miły. - przytuliłam go. Pożegnaliśmy się, wróciłam z gitarą do salonu. Pograłam jeszcze trochę, cały czas miałam w uszach słowa Nialla: "głos jak anioł.."
- Anioł.. - wyszeptałam i uśmiechnęłam się. Z zamyślenia wyrwał mnie telefon  z kancelarii.
- Monico, masz nową sprawę. Stłuczka dwóch samochodów, próbujemy dowieźć, kto komu ma zapłacić odszkodowanie. Są jednak dwa poważne problemy.. - poinformowała mnie Zoey, sekretarka.
- Tak? - spytałam.
- Pierwszy: reprezentujesz księżną Katherine.
- To jestem w stanie ująć. A drugi? Halo, jesteś tam?
- Jeśli przegrasz sprawę, królowa zamknie naszą kancelarię i zostaniemy na bruku. - Zoey rozpłakała się. Odłożyłam słuchawkę i ukryłam twarz w dłoniach. Potrzebowałam pomocy, ale kto był na tyle inteligentny, żeby pomógł mi zebrać materiały dowodowe? Nagle mnie olśniło: Liam. On zawsze jest taki opanowany, emanuje rozumnym spokojem. Muszę go poprosić, mam nadzieję, że się zgodzi. Od tego zależała moja przyszłość, jeden błąd i mogłam się pożegnać z domem, przyjaciółmi, piątką chłopaków z naprzeciwka.. Jak sobie z tym poradzę?

Dobra, wiem, krótko. Na szczęście szczegółowo zaplanowałam następny rozdział, ukaże się wkrótce. Komentujcie ^^

Rozdział 3

Po zajęciach musiałam zajechać jeszcze do Jasona, żeby dać mu notatki (rozłożyło go przez weekend), więc w domu byłam dość późno. Skontrolowałam zawartość jutrzejszych The Times, kontrowersyjny artykuł w rubryce "Kultura" nadawał się do publikacji. Przesłałam mailem potwierdzenie do szefa i mogłam wreszcie odpocząć (piątek!). Zrobiło się ciemno, postanowiłam zapalić światła i zasłonić rolety. Podczas tej czynności zauważyłam, że Harry robi to samo w ich willi. Zobaczył mnie i zaczęliśmy się śmiać. Gestem kazał mi czekać i gdzieś pobiegł. Po chwili wrócił z dużą kartką i markerem. Napisał coś na papierze i przytknął go do szyby. Na kartce widniał napis "DOBRANOC". Uśmiechnął się słodko, pomachałam mu. Spojrzałam na zegar i stwierdziłam, że mogę jeszcze poczytać. Wzięłam książkę, którą zaczęłam w zeszłym tygodniu i poszłam usiąść na tarasie. Czytałam chyba pół godziny, wtem pięcioro moich sąsiadów wyszło z domu. Chyba się gdzieś wybierali, ale zauważyli mnie.
- Co tam czytasz? - spytali.
- Przypuszczam, że książkę. - odpowiedziałam. Zaczęli się śmiać, najpierw z mojej błyskotliwej odpowiedzi, a potem z rechotu Nialla. Podeszli do mnie.
- Idziemy do wesołego miasteczka, bo Louis nie daje nam spokoju. Chcesz iść z nami? - zaproponowali. Zgodziłam się i poszliśmy do pobliskiego parku rozrywki. Kręciliśmy się na dzikiej karuzeli, wjeżdżaliśmy w siebie samochodzikami, skutecznie odstraszając stamtąd wszystkie dzieci. Wreszcie stanęliśmy przez ogromną kolejką górską.
- Nie wiem, jak wy, ale ja na to idę. Wy pewnie tchórzycie na sam widok!  - powiedział Louis i zaczął udawać kurczaka.
- Chyba śnisz! - odparował Harry. - Wsiadam.
- Będę tego żałował. - rzekł Zayn. Liam też nie wyglądał na zachwyconego. Każda wycieczka do wesołego miasteczka kończyła się spektakularnym failem. Wsiedliśmy, ja usiadłam na samym przedzie z Louisem. Kolejka wjechała na samą górę i zaraz miała ruszyć. Nagle Louis spojrzał na mnie i powiedział: - Wiesz co? BOJĘ SIĘ!! - po czym wtulił się we mnie. Rollercoaster ruszył z ogromną prędkością w dół. Lou wrzeszczał jak opętany "Spadaaamy!! Zginiemy tu! AAAAA ratuuunku!", wszyscy pasażerowie kolejki śmiali się z niego. Niall krzyknął: - Ej, umiecie tak? - i rzucił tick taka. Na następnym okrążeniu zapytał: - No, gdzie on jest? - po czym oberwał tick takiem w głowę. Lou nagle zapomniał, że się boi i zaczął się nabijać z Nialla. Gdy kolejka stanęła, powiedziałam do niego: - Ermm, Lou.. możesz mnie już puścić.. - on speszył się, chyba dopiero teraz zauważył, że ściskał mnie całą drogę. Jednak po namyśle uśmiechnął się i odparł: - Masz ekstra perfumy, mogę cię jeszcze pościskać? - Ze śmiechem mu pozwoliłam, szliśmy objęci całą drogę powrotną. Odprowadzili mnie do samych drzwi.
- To co, do rana? - spytał Harry.
- A co jest rano? - odpowiedziałam zaskoczona.
- Patrzymy się jak wstajesz. - odparł z rozbrajającą szczerością. W myślach miałam tylko jedno "awwww" ;D. Uśmiechnęłam się szeroko i zaprosiłam ich na śniadanie następnego dnia.
- A co będzie? - zapytał Niall, zanim ugryzł się w język. Zayn walnął go w ramię i zgromił wzrokiem. Gdy odpowiedziałam, że naleśniki, na ich twarzach zagościły wielkie banany ^^ Wrócili do siebie. Usiadłam w salonie i włączyłam TV. Nagle zobaczyłam, że ktoś przysłał mi smsa. Był od Louisa:  "Nie mogę przestać o tobie myśleć, to chyba wina tych twoich perfum ;)" Odchyliłam roletę i moim oczom ukazał się zabawny widok. Lou biegał po domu z telefonem w ręku, a za nim chłopcy, próbując przeczytać, co tam pisze. Tego dnia zasnęłam szczęśliwa. Gdy się obudziłam, nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam przez okno. Wszyscy członkowie One Direction stali w pokoju Zayna i centralnie gapili się na mój pokój. Podeszłam do zasłony i odsunęłam ją. Pomachali mi, Liam wysłał mi smska: "Dzieńdoberek ;D Chyba cię nie wystraszyliśmy?". Odpisałam: "Nie, skąd, jestem przyzwyczajona, że ktoś mnie obserwuje jak śpię ;P Długo tak stoicie?". Zayn pokazał przez okno 1. " Jeden czego?" zapytałam.
- Godzinę! - krzyknął chłopak przez otwarte okno. Otworzyłam swoje.
- Jesteście niemożliwi! Za 20 minut widzę was tu na śniadaniu! - odkrzyknęłam Poszłam się ogarnąć, potem smażyłam naleśniki. Moi sąsiedzi przyszli, a raczej przybiegli punktualnie. Niall uścisnął mnie szybko na powitanie i zaraz poleciał usadowić się przy stole. Harry uderzył się otwartą dłonią w czoło, i powiedział, że to u Nialla normalne. Postawiłam na stole górę naleśników, która niemal natychmiast znalazła się w brzuchu blondyna. Byłam zmuszona usmażyć kolejną partię, na szczęście wszystkim smakowało. Musiałam pojechać na zakupy, oni w sumie też, więc się rozstaliśmy. Louis przepuścił mnie na wyjeździe, jak miło z jego strony. W samochodzie zapuściłam muzę i śpiewałam całą drogę. Zaparkowałam przy supermarkecie i w myślach powtarzałam sobie listę zakupów. Nieco rozkojarzona skierowałam się po wózek, Wzięłam pierwszy z brzegu. Siedział w nim.. Harry. Wytrzeszczyłam oczy.
- Niespodzianka! - powiedział, a z tyłu zaszła mnie reszta zespołu.
- Śledzicie mnie? - zapytałam. Byłam w lekkim szoku.
- A skąd, to tylko zbieg okoliczności. - odparł Lou z szelmowskim uśmiechem. Weszliśmy do sklepu i rozdzieliliśmy się: ja, Harry, Louis i Zayn poszliśmy w lewo, a Niall z Liamem w prawo. Szybko umknęłam chłopakom między półki i zaczęłam napełniać wózek. Miałam sporo do kupienia, zaprosiłam na kolację Jasona (czuł się już lepiej) Meg i Claire z Mikiem. Przy kasie znowu spotkałam chłopców i pomogłam im odciągnąć Nialla od półki ze słodyczami. Pomarudził, ale obiecaliśmy mu zabrać go do kawiarni w drodze powrotnej.
- Ja przez was zbankrutuję. - stwierdził Zayn z westchnieniem.
- Oj tam, oj tam. - rzekł Louis i szepnął mi do ucha: - Nie mogę się doczekać, aż zobaczy, że zabrałem mu portfel! - Po małym dramacie przy kasie "Kto zabrał mój portfel?? LOUIS!!" pojechaliśmy do kawiarni. Harry zafundował wszystkim Latte z podwójną pianką i szarlotkę. Louis bawił się krzesłem obrotowym, w końcu z niego spadł, pociągając niechcący mnie. Wylądowaliśmy na podłodze, trzęsąc się ze śmiechu. Ludzie patrzyli na nas jak na totalnych debili. Żeby nie pogarszać naszej opinii publicznej, opuściliśmy lokal w akompaniamencie Nialla "Jeszcze nie skończyłem!". Dojechaliśmy na naszą ulicę, zaparkowaliśmy w garażach i rozeszliśmy się do domów. Zaczęłam przygotowywać kolację, bo w sklepie i kawiarni zeszło nam z 6 godzin. Podczas przygotowywania posiłku usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Dziwne, przyjechali o półtorej godziny wcześniej. - pomyślałam. Jednak na progu stał Harry.
- Nudzi mi się. Przyszedłem pomóc ci gotować, podobno spodziewasz się gości. - oznajmił. Mocno zdziwiona jego wizytą wpuściłam go do kuchni. Przygotowując pieczeń przypatrywałam się jego umiejętnościom kulinarnym. Był jak zawodowiec, podrzucał warzywa na patelni i kroił zioła jak prawdziwy mistrz. Nagle poczułam ból w palcu. No tak, zacięłam się nożem, gdy się tak w niego wgapiałam.
- Jakie to romantyczne. - pomyślałam sarkastycznie - Jak w tych komediach romantycznych, które ogląda Meg.
- Pokaż. - powiedział Harry, stosując się do popularnego wzorca z filmów. Można by to było nagrać.
- To nic takiego. - odparłam, wchodząc w rolę aktorek komedii romantycznych. Teraz on mnie opatrzy i będzie jak na wyciskaczach łez. Chłopak ujął moją dłoń i zgodnie z przewidywaniami sięgnął do apteczki po wodę utlenioną i plasterek. Opatrzenie palca trwało chwilę, miałam nadzieję, że nie zarumieniłam się za bardzo. Harry spojrzał mi w oczy i zapytał, czy jeszcze w czymś mi może pomóc. Zeszłam na ziemię, bo trochę odleciałam od tego spojrzenia i powiedziałam, że w zasadzie to już skończyliśmy, wystarczy wstawić do piekarnika.
- No to mamy czas dla siebie. - uśmiechnął się i włączył radio. Nastawił na jakiś skoczny utwór i podszedł do mnie. - Pani pozwoli. - wyciągnął rękę i ukłonił się. Tańczyliśmy chyba z 20 minut, nie wiedziałam, że on jest takim dobrym tancerzem. Zmęczeni opadliśmy na kanapę. Harry objął mnie ramieniem i chyba chciał pobawić się moimi włosami, ale dzwonek do drzwi mu w tym przeszkodził.
- Chyba musisz otworzyć. - zrobił zbolałą minę (wyglądała śmiesznie). Przywitałam moich przyjaciół i zaprosiłam ich do środka. Ich miny, kiedy zobaczyli rozwalonego u mnie w salonie Harry'ego były nie do opisania. Meg odciągnęła mnie na bok i powiedziała:
- Ale sobie upolowałaś faceta.. Zawsze wiedziałam, że będziesz miała przystojnego chłopaka, ale HARRY STYLES? Szczęściara z ciebie!
- To nie jest mój chłopak. - odparłam z lekkim uśmiechem, trochę zawstydzona. - Po prostu przyszedł mi pomóc w gotowaniu. To przyjaciel domu, czy coś takiego.
- Właśnie widzę. - szturchnęła mnie i poszła się z nim przywitać.
- Ale akcja.. Nieźle się wpakowałam.. - pomyślałam i poszłam wyjąć pieczeń. Czeka mnie fantastyczny wieczór..

sobota, 24 grudnia 2011

Rozdział 2

Nie chce mi się poświęcać na informacje osobnej notki, więc w skrócie napiszę w tej.

Moja bohaterka: Monica Leslie Whister, 19 lat, 172 cm wzrostu, jasna skóra, długie włosy koloru ciemny blond, ciemnozielone oczy, zodiakalny bliźniak z maja. Jest na drugim roku studiów prawniczych w Thames Valley University, ale równolegle pracuje. Wcześniej mieszkała w Manchesterze i była wynajmowana przez dość ważne osobistości oraz międzynarodowe firmy. Kiedy kupiła dom na przedmieściach Londynu, wyjechała, zmieniając uczelnię i pracę. Na początku była zatrudniona w wydawnictwie Longman, obecnie pracuje dla The Times i w prywatnej kancelarii dla celebrytów. Na nowej uczelni poznała Jasona (185 cm, brązowa burza włosów, z pozoru cicha woda), Meg (175 cm, kasztanowe loki, imprezowiczka), Claire (180 cm w szpilkach, blondynka, mądrzejsza, niż się wydaje) i jej chłopaka Mike'a (189 cm, czarne, krótkie włosy, inteligentny sportowiec). Interesuje się starożytną Grecją i Rzymem, lubi książki fantasy, muzykę pop (na której się w sumie wychowała), włoską kuchnię, grę na gitarze i śpiew (ale robi to tylko kiedy nikt nie widzi). Mieszka naprzeciwko chłopaków z One Direction.

Tak, wiem, miało być w skrócie ;D No to zaczynamy.

Obudziłam się w świetnym humorze. Świeciło słońce, ptaki śpiewały, po prostu ekstra. Noc w nowym domu była zaskakująco dobra, pewnie dzięki mojemu wygodnemu łóżku. Pół godziny w łazience wystarczyły, bym przestała przypominać zombie, a zaczęła wyglądać jak ładna dziewczyna. Po zjedzeniu muesli zabrałam się do pieczenia muffinek. Około godziny 10.30 zapakowałam gotowe ciastka do wiklinowych koszyczków, które kiedyś uplotła mi Claire na swoich zajęciach plastycznych. Każdy przewiązałam ozdobną wstążką (wiem, to już była przesada XD). Wyszłam z domu i zgodnie z planem odwiedziłam wszystkich sąsiadów. Tych pięciu z naprzeciwka zostawiłam na koniec. Przejrzałam się w szybie pana Grottman (tak, zapamiętałam wszystkie nazwiska), wyglądałam względnie ok. - Raz się żyje! - pomyślałam i zapukałam. - Ja nie otwieram!! - usłyszałam. Ktoś zbiegał po schodach, w końcu, po chwili jeden z domowników podszedł do drzwi. Otworzył mi Niall. Zmierzył mnie wzrokiem, chyba zastanawiał się, czy jestem jedną z tych piszczących fanek. Wzięłam głęboki wdech i powiedziałam:
- Cześć, jestem Monica, mieszkam naprzeciwko od wczoraj. Chciałam wam dać muffinki, upiekłam je dla wszystkich sąsiadów. - z uśmiechem wręczyłam mu koszyk. Widząc jego niepewną minę, powiedziałam jeszcze: - Spokojnie, nie są zatrute, to już wyższa filozofia. - Chyba mu ulżyło, obdarzył mnie uśmiechem.
- Niall, chłopie, zasnąłeś przy tych drzwiach? - usłyszałam głos Louisa. Niall zrobił głupią minę i powiedział:
- Racja, długo stoimy. Może wejdziesz? - otworzył szeroko drzwi, zapraszając gestem. Weszłam do środka. Mieli równie piękne mieszkanie, co ja. Panowała u nich wesoła, swojska atmosfera. W salonie zobaczyłam Louisa, Zayna i Liama, siedzących na kanapach i oglądających TV. Brakowało Harry'ego, pewnie był na górze, bo usłyszałam kroki na schodach.
- Kto przyszedł?  - usłyszałam głos z góry. Po chwili ujrzałam zbiegającego po schodach chłopaka z bujną, falowaną, czekoladową czupryną. Był w samej bieliźnie.. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, strzelił mega buraka i wbiegł z powrotem na piętro. Tak, ewidentnie Harry Styles. Chłopcy z salonu przyszli się przywitać, Niall mnie przedstawił, chwilę pogadaliśmy, pośmialiśmy się.. Chyba mnie polubili, naturalność zawsze działa.
- Ej, czy ta dziewczyna już sobie poszła? Ale obciach, pewnie już nie wróci.. - krzyknął z góry Harry. Lou parsknął śmiechem i zatkał mi usta ręką. - Tak, poszła, możesz zejść! - Chwilę potem po schodach zszedł piąty członek zespołu. Gdy tylko mnie zobaczył, mruknął "Bardzo śmieszne, Louis" i uśmiechnął się. - Jestem Harry, poznaliśmy się w dość głupich okolicznościach.
- Jestem Monica, poznawałam ludzi w jeszcze głupszych sytuacjach ;D Właściwie to muszę już iść, wybaczcie, mam zajęcia.
- W porządku, w końcu mieszkasz naprzeciwko, jeszcze się zobaczymy. - rzekł Zayn. Reakcja Harry'ego na słowo "naprzeciwko" była zastanawiająca. Spojrzeniem spytał Liama, czy to prawda. Ten pokiwał głową i spojrzał porozumiewawczo na Louisa. Wyszłam z ich domu i z promienną twarzą poszłam do własnego. Zapowiadała się ciekawa znajomość ^^

Wiem, krótkie, ale jest późno XD nowy rozdział niedługo, jest już w zasadzie gotowy. Dziękuję za miłe komentarze.

Rozdział 1

Zanim zacznę: najpierw zamieszczam rozdział, objaśnienia dam w następnej notce, jeśli opowiadanie się spodoba.

Skręciłam moim czarnym mercedesem w ulicę, która od dzisiaj miała stać się ulicą, na której MIESZKAM. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć, że udało mi się zarobić na tak dużą willę. Zawsze chciałam, ale sądziłam, że to niewykonalne. A jednak, dobra opinia wykładowców mojej uczelni pozwoliła mi na pracę dla wielu międzynarodowych firm, które sowicie mnie wynagrodziły. Tak oto wjeżdżałam na piękną i zadbaną ulicę na przedmieściach Londynu, by wreszcie ujrzeć mój nowy dom. Był piękny, duży, o jasnych, kremowych ścianach i ciemnym, czterospadowym dachu. Marzyłam o takim domu od dawna. Zatrudniłam firmę, która poustawiała meble wedle moich zaleceń, więc przyjechałam na gotowe. Zaparkowałam na podjeździe i wyjęłam z torebki klucze. Drżącą ręką włożyłam je do zamka i przekręciłam. Zaparło mi dech w piersiach. - Czy ja na coś takiego zasługuję? - spytałam się sama siebie. Wystrój był stylowy: brązy, kremy, biele, nie za dużo zbędnych ozdób. W moim poprzednim mieszkaniu w Manchesterze (mieszkałam tam zanim zmieniłam uczelnię) tylko zbierał się na nich kurz. Usiadłam na miękkiej sofie, obitej sztuczną, jasną skórą. Pogłaskałam leżąca obok poduszkę. - Mój dom.. - rozczuliłam się. Zaraz jednak zdałam sobie sprawę, że życie toczy się dalej, a ja muszę przygotować parę umów dla szefa, napisać wypracowanie dla mojego profesora, no i zrobić zakupy. A, jeszcze kolacja.. Z tego chyba zrezygnuję, zamówię coś z restauracji, a zakupy zrobię online. Coś muszę poświęcić, umowy same się nie napiszą. Poszłam do samochodu, wyciągnęłam z niego walizki i zaniosłam do środka. Godzinę zajęło mi rozpakowywanie, kolejną aklimatyzacja w nowym miejscu. Kiedy poczułam się pewnie, otoczona zdjęciami rodziny i przyjaciół, zabrałam się do pisania umów i nieszczęsnego wypracowania. Byłam na drugim roku studiów prawniczych, a po wyjeździe z Manchesteru musiałam się przepisać do Thames Valley University w Londynie, co wiązało się ze zmianą wykładowców. Mój nowy profesor od łaciny jest nieźle szurnięty, nawiedzony staruszek. Zawsze zadawał wypracowania na nudne tematy, na które trudno było znaleźć informacje. Ale cóż, poszperałam i znalazłam coś konkretnego. Podczas pisania zerkałam na dom naprzeciwko. Wiedziałam, kto tam mieszka. Wiedziałam zanim znalazłam ofertę sprzedaży tego domu. Postanowiłam, że pokażę się z jak najlepszej strony. Zamierzałam następnego dnia upiec i zanieść wszystkim sąsiadom muffinki. Miałam nadzieję, że niczego nie schrzanię. Włączyłam radio, leciało "Moments". Stukałam w klawiaturę w rytm muzyki.

Wprowadzenie

Hej ;) Pewnie wiele razy zastanawiałyście się, jak by to było, gdybyście znały One Direction osobiście. Niedawno coś takiego mi się przyśniło ^^ postanowiłam to opowiedzieć koleżance. Podczas pisania zapomniałam połowę snu, więc zaczęłam wymyślać. W ten sposób w oknie GG powstał 1-szy rozdział czegoś, co teoretycznie mogłabym nazwać opowiadaniem. Ponieważ taki był sen, główną bohaterką jestem ja, a właściwie moje alter ego (starsza, ładniejsza, mądrzejsza, no i oczywiście mówi już jak native speaker). Mieszkam naprzeciwko chłopaków i poznaję ich, kiedy zanoszę sąsiadom muffinki na powitanie, tuż po moim przyjeździe. Moimi przyjaciółmi (to mnie w tym śnie ucieszyło, że wgl jakichś miałam) są Meg, Jason, Claire i jej chłopak Mike. Ponieważ mój sen nie obdarzył mnie stosownymi informacjami, muszę utworzyć ich osobowości, moje umiejętności i wiele innych rzeczy. To nie jest takie typowe love story, staram się pokazać, że z chłopakami można się także przyjaźnić. Zaznaczam, nie jestem psychofanką. Po prostu tak się złożyło, że mi się przyśnili, a moja wyobraźnia niechcący dopowiedziała resztę na Gadu Gadu. Skopiuję z archiwum, przerobię na opowiadanie (bo na początku to relacja ze snu) i zamieszczę. Nie muszę tego robić, po prostu mi się nudziło. Jeśli pierwsza notka się spodoba, na poczekaniu wymyślę coś nowego. A może znów mi się przyśnią...