piątek, 29 marca 2013

Rozdział 41

Nadchodzące dni miały obfitować w najbardziej istotne dla mojego życia wydarzenia. Miałam co prawda dziwne przeczucia w związku z tym snem, ale tak naprawdę niczego nie podejrzewałam. Po nieprzespanej nocy musiałam uzupełnić pokłady energii, żeby dać sobie radę z nadrabianiem materiału z uczelni, więc poszłam do mojej ulubionej kawiarni zjeść śniadanie, napić się mocnej kawy i zrelaksować przy jakiejś książce. Od kiedy wyprowadziłam się z mieszkania ciotki Josephine, musiałam na nowo nauczyć się żyć samodzielnie. Z zaskoczeniem odkryłam, że nie przychodzi mi już to tak łatwo, jak w Anglii. Ostatnimi czasy nie potrafiłam nawet zebrać się w sobie i przygotować sobie rano śniadanie, więc coraz częściej chodziłam zamiast tego do kawiarni czy restauracji. Alexis śmiała się ze mnie i mówiła, że staję się podobna do tych celebrytów, za których inni wykonują najprostsze czynności. Tłumaczyłam sobie owy stan w ten sposób, że zamieszanie związane ze zmianą uczelni i przeprowadzką bardzo mnie zmęczyły, dlatego straciłam chęć do jakiegokolwiek wysiłku. Siedząc nad kubkiem czarnej do granic możliwości kawy, dostałam telefon.
- Cieszę się, że odebrałaś. Musimy porozmawiać - usłyszałam głos Nialla. Brzmiał tak poważnie, że od razu się rozbudziłam.
- Coś się stało?
- Ja... Nie chcę na ciebie krzyczeć, ani o nic cię obwiniać, ale nam wszystkim przydałyby się wyjaśnienia.
- Niall, nie bardzo wiem, o czym mówisz - odezwałam się niepewnie. Czyżbym znowu zrobiła coś nie tak? Przecież od tak dawna nie miałam z chłopakami kontaktu...
- Dlaczego nie powiedziałaś Zaynowi, że Meg spodziewa się jego dziecka? To dlatego wyjechała? Zmówiłyście się, czy jak? A może był inny powód? Co, Zayn nie byłby dobrym ojcem? O to się martwiła? Czy może powodem tego kłamstwa była obawa, że sława One Direction zostanie zniszczona, kiedy okaże się, że jeden z członków zostanie ojcem? - potok słów wydostał się z ust mojego przyjaciela i zbombardował mnie, aż na chwilę zaniemówiłam. Odchrząknęłam, przejeżdżając ręką po twarzy.
- Posłuchaj... to nie jest dziecko Zayna... - powiedziałam cichym głosem. Czułam się okropnie, wiedząc, że zawiodłam moich przyjaciół i nie potrafiłam utrzymać sekretu Meg. Po drugiej stronie słuchawki zapadła jeszcze dłuższa cisza. Wreszcie blondyn odezwał się zaskakująco spokojnym tonem:
- Kocham cię, aniołku, wiesz? Ale teraz chyba też uważasz, że przyszedł czas na mówienie samej prawdy i tylko prawdy. Za chwilę powiesz o wszystkim Zaynowi, a potem przełączę na głośnomówiący, bo mamy jeszcze parę ważnych rzeczy do wyznania.
- Dobrze - tylko to byłam w stanie wykrztusić. Wiedziałam, że Niall ma rację. Kiedy mówiłam Zaynowi o trudnej sytuacji Meg, okropnym zrządzeniu losu, jej decyzji o ucieczce i rozpoczęciu nowego życia, łzy dosłownie lały mi się po policzkach. Ludzie patrzyli na mnie trochę ze współczuciem, ale bardziej ze zdziwieniem, a ja płakałam i przepraszałam, płakałam i przepraszałam. Kiedy trochę się uspokoiłam, Zayn zapytał mnie:
- Czy według ciebie to było dobre posunięcie?
- Co zamierzasz zrobić? Wiesz, że już jej nie odzyskasz, prawda? W jakkolwiek złej jesteś teraz pozycji, nie burz jej dopiero co zbudowanego świata - było to dosyć brutalne z mojej strony, ale dobrze wiedziałam, o co tak zaciekle walczyła moja przyjaciółka. Choć łączyło ją z Zaynem silne uczucie, nie ma już dla niego miejsca w jej życiu. To już rozdział zamknięty, ona tak chciała. Chłopak westchnął:
- Wiem, ja wszystko wiem. Po prostu muszę wiedzieć, czy Meg jest teraz szczęśliwa. Tylko taką będę mógł pożegnać.
- Jest bardzo szczęśliwa. Wątpię, czy tutaj kiedykolwiek udałoby się jej zaznać takiego szczęścia. Zayn... chciałam... czy my...
- Czy jesteśmy nadal przyjaciółmi? No cóż, okłamałaś mnie i to nie jest w porządku, ale dzięki tobie wszystko się jednak dobrze skończyło.
- Więc?
- Jesteś niemożliwa - roześmiał się. - Jak możesz się nad tym jeszcze zastanawiać? Oczywiście, że wciąż będziemy się przyjaźnić. Jesteś dla mnie prawie jak część mojej rodziny! - wyznał, a ja znów zaczęłam płakać, tym razem ze szczęścia.
- Hej, skończcie już, bo ona zaraz wypłacze z siebie całą wodę, a jeszcze jej potrzebujemy! - wydarł się Harry, którego do tej pory nie słyszałam.
- Skoro już się odezwałeś... Wiesz, co - powiedział Niall. Myślałam, że już nic mnie dzisiaj nie zdziwi. A jednak to, co powiedział mi Harry, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jąkał się i nie mógł znaleźć odpowiednich słów, jego palący wstyd dało się wyczuć mimo tylu dzielących nas kilometrów. W mojej głowie zaczęło się kłębić tyle rozmaitych myśli, że wkrótce przestałam słyszeć, co się działo wokół. Louis. Louis. Louis William Tomlinson. Louis. Lou. Przez tyle miesięcy byłam na krawędzi obłędu, próbowałam pokonać niszczącą mnie depresję, zapomnieć. Wyrzucić z siebie tę naiwną cząstkę, która wciąż go kochała i nie wierzyła w opowieść o zdradzie. Ale bałam się, tak okropnie się bałam, że znowu będę krzywdzona i oszukiwana, a przecież już prawie wygrałam z moim fatum... Tak, byłam skrzywdzona. Ale nie mniejszą krzywdę wyrządzono Louisowi. Do samego końca był uczciwy wobec mnie i swoich uczuć, a ja go tak potraktowałam... Moje zachowanie można wytłumaczyć, ale przecież czułam gdzieś w głębi, że to nie może być prawda. Wybrałam strach i przezorność, zamiast słuchać głupiego serca. W takich chwilach, jak ta, człowiek myśli sobie, że w ogóle siebie nie zna. Jeśli nie ufam samej sobie, to komu mam ufać? Jedyna taka osoba została moją własną ręką usunięta z drogi. Myślałam, że postąpiłam właściwie, a tymczasem zrobiłam największą głupotę w moim życiu!
- Cześć, Monica! Jak leci? - znikąd pojawiła się uśmiechnięta od ucha do ucha Alexis i usiadła obok mnie, zarzucając mi rękę na ramię.
- Ze wszystkich chwil wybrałaś chyba najgorszą... Przepraszam, muszę dokończyć tę rozmowę - wymamrotałam, nie potrafiąc spojrzeć jej w oczy. Gdyby zorientowała się, że płaczę, też byłaby smutna. Nie chcę już doprowadzać ludzi do smutku.
- W porządku... Zamówię sobie coś i... no - szepnęła i przesunęła na drugie krzesło, zasłaniając się menu.
- Nawet nie próbuj się obwiniać, nie zrobiłaś nic złego - mówił Liam, a Niall i Zayn przytakiwali mu.
- Ja wcale nie...
- Nie oszukasz mnie, przecież dobrze cię znam. Teraz musisz mnie uważnie słuchać, bo wyszła dosyć niespodziewana sytuacja. Mianowicie na początku myśleliśmy, że to zdjęcie dziecka Meg jest zdjęciem dziecka twojego i Louisa. Wiem, straszni z nas debile. Ja jestem chyba największym, bo pozwoliłem mu, żeby wsiadł w samochód i pojechał do ciebie z takim błędnym przekonaniem. On cię wciąż bardzo kocha, nigdy nie przestał. Tylko z tego nieporozumienia może wyniknąć nie zejście się, ale spora kłótnia...
- Odzywał się do was od tego czasu? Drogi są teraz fatalne - zaczęłam się denerwować. Naraz przypomniał mi się mój sen. Wyjrzałam przez okno, padał śnieg i wiał wiatr.
- Wszyscy próbujemy się do niego dodzwonić, jak na razie bez skutku. Ale nie martw się, to pewnie chwilowe zakłócenia. Być może stracił zasięg na jakiejś polnej, francuskiej drodze... Halo? Monica, jesteś tam? Halo?

*

Drzwi kawiarenki trzasnęły, a postać przyjaciółki ledwie mignęła Alexis przed oczami, zaraz potem znikając.
- Halo? Monica? - z słuchawki dobiegał czyjś bardzo zaniepokojony głos. Czarnowłosa dziewczyna po chwili wahania przystawiła komórkę do ucha.
- Tutaj Alexis, jej przyjaciółka... Przepraszam cię, ale Monica przed chwilą wybiegła bez słowa i jakby rozpłynęła się w powietrzu. Nie wiem, co się stało, ale to chyba było coś poważnego... Nawet nie założyła płaszcza, a jest śnieżyca.
- Alexis, tak? Nie rozłączaj się! - krzyknął Liam. W głębi słychać było kilka innych, męskich głosów.
- O co chodzi? - odezwała się niepewnie dziewczyna. Chłopak w kilku zdaniach wyjaśnił jej zarys sytuacji.
- Liam, dodzwoniłem się do Louisa! Co mam mu powiedzieć?
- Żeby rozglądał się za zamarzającą Monicą, która biega po pustkowiach i go szuka. Alexis, znasz wszystkie tamtejsze drogi, prawda?
- Mieszkam tu od dzieciństwa. Nawet domyślam się, gdzie mogła pójść.
- Musisz wziąć samochód... Masz samochód, prawda?
- Tak, mam. Co dalej, mów szybko.
- Któreś z was, Louis albo ty, musicie znaleźć Monicę i to jak najszybciej. Nie myślałem, że może być aż tak nieodpowiedzialna. Mróz na dworze, a ona biega nieubrana nie wiadomo, gdzie.
- Trochę ją rozumiem, wiesz? Mimo wszystko nie dało się przeoczyć faktu, że ten chłopak to najważniejsza osoba w jej życiu.
- Ja też ją rozumiem, pewnie zrobiłbym tak samo. Ale ona ma to do siebie, że zbytnio przejmując się innymi, zupełnie zapomina o sobie. Nie wiem, czy to jej największa wada, czy właśnie to najbardziej w niej cenię - powiedział bardziej do siebie, niż do niej. Upewnił się, że Alexis na pewno wie, co ma robić i rozłączył się. Spojrzał na swoich przyjaciół i ku ich zdziwieniu, uśmiechnął się.
- Co jest? - zapytał Zayn.
- Pamiętacie, jak kiedyś ratowaliśmy ją z rąk porywaczy? Okazało się, że największe niebezpieczeństwo stanowi ona sama...

*

 Było tak, jak we śnie. Biegłam na oślep, mroźny wiatr targał mną na wszystkie strony, nie widziałam nic, poza śniegiem. Jednak to było prawdziwe. Nogi już mi omdlewały i traciłam siły, ale nie mogłam się zatrzymać. Kiedy zobaczyłam leżący w rowie samochód Louisa, żołądek podjechał mi do gardła, a serce prawie stanęło. Otworzyłam usta i przez chwilę bałam się, że nie będę potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ale tak się nie stało - mój krzyk przedarł się przez ciszę. Zbliżałam się, wołając imię tej cennej dla mnie osoby. Nikt nie odpowiadał, więc zaczęłam krzyczeć głośniej, choć lodowaty wiatr wdzierał mi się do gardła i próbował zatrzymać głos w krtani. Pewnie z powodu zimna nie byłam w stanie zastanawiać się nad tym, co mogę znaleźć we wnętrzu samochodu. Może to i lepiej? Te myśli są jak trucizna, która powoli i podstępnie mnie zabija.
- Louis! - wydarłam się i zaniosłam kaszlem, nie mogąc już złapać oddechu.
- Monica!
- 'O Boże, oszalałam... Słyszę głosy, oszalałam...' - pomyślałam przerażona. Ale wtedy Louis zawołał ponownie. I jeszcze raz. I następny... Powoli odwróciłam głowę i zobaczyłam go. Biegł w moim kierunku, to z pewnością był on. Byłam wykończona. Zaczęłam stawiać chwiejne kroki i wychodzić mu naprzeciw. Tak bardzo chciałam, żeby to nie była halucynacja...
- Monica... Moniu... Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam - mówił, podchodząc coraz bliżej. Teraz już nie miałam wątpliwości, że to wszystko nie dzieje się tylko w mojej głowie. Poczułam jego zimną rękę na moim policzku i spojrzałam mu w oczy.
- Wróciłam... - to były moje jedyne i ostatnie słowa. Zaraz potem osunęłam się w jego ramiona i straciłam przytomność. Obudziłam się w szpitalu, podpięta do kroplówki. Pamiętam, że kiedy otworzyłam oczy, oślepiło mnie światło jarzeniówki i musiałam je z powrotem zamknąć. Ale czułam, że ktoś przy mnie siedzi i trzyma moją rękę. Wiedziałam, kim była ta osoba.


*

- Emily, nie biegaj tak, bo się przewrócisz! - zawołałam do mojej młodszej córki. W odpowiedzi usłyszałam tylko głośny, radosny śmiech.
- Nie ważne, ile będziesz próbowała, to dziecko nigdy się nie zmieni - powiedział Louis, przytulając mnie. Posypałam warzywa serem i wstawiłam zapiekankę do piekarnika. Robiłam tę zapiekankę od siedemnastu lat, kiedy to urodziła się moja pierwsza pociecha, a na chrzciny przyjechali krewni, którzy są wegetarianami. Od tamtej pory często musiałam wymyślać jakieś nowe potrawy, żeby dogodzić mojej rodzinie. Często pomagali mi Harry z Niallem, o ile puściły ich żony. Harry pomagał w gotowaniu, a Nialler, naturalnie, w jedzeniu. Po ślubie zamieszkaliśmy z Louisem w dużej i pięknej willi z ogrodem na obrzeżach Londynu. Jak zmierzyła Diana (żona Liama, architekt), znajduje się ona w idealnej prostej od mojego pierwszego londyńskiego domu. Z tego, co wiem, wprowadziła się do niego jakaś miła rodzina z dziećmi. Naprzeciwko mieszka teraz małżeństwo w już podeszłym wieku. Czasem ich odwiedzamy, żeby porozmawiać i trochę powspominać. W końcu w tych pokojach tyle się kiedyś wydarzyło...
- Mamo, mam wielką prośbę - za ręce ścisnęła mnie moja siedemnastoletnia córka, Darcy.
- O nie. Znam tę minę, wyczuwam kłopoty - zachichotał Louis i poszedł bawić się z małą, która chyba już zdążyła coś rozbić.
- Mów.
- No bo... Nauczysz mnie, jak się piecze babeczki? - zrobiła oczy Kota ze 'Shreka' i potrząsnęła moimi rękami.
- Nagle odkryłaś swoje kulinarne powołanie? A jak cię proszę o pokrojenie warzyw do zapiekanki, to uciekasz - powiedziałam, trochę zdziwiona jej słowami.
- Och, mamo, nie o to chodzi! To znaczy, ja mam jakieś tam powołanie, zacznę ci nawet więcej pomagać, tylko mnie naucz!
- A chcesz umieć piec muffiny, ponieważ...? - zapytałam. Darcy poczerwieniała i lekko zawstydzona wyznała:
- Wiesz, mamo... Naprzeciwko wprowadził się taki facet, a razem z nim jego czterech przybranych synów... I oni są naprawdę fajni, i chciałam ich jakoś powitać, żeby mnie zapamiętali i może gdzieś czasem zaprosili... Mamo, to wcale nie jest śmieszne! - krzyknęła, ale ja tylko mocno ją przytuliłam, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Może nie uwierzysz, ale witanie sąsiadów muffinkami to najlepsze, co możesz zrobić.
- Naprawdę? - rozpromieniła się Darcy. Spojrzałam na Louisa, który łaskotał Emily i odpowiedziałam:
- Naprawdę.





Moi kochani... Skończyłam. Oto i ostatni rozdział na What Makes Me Beautiful, bloga, który zmienił moje życie. Pisząc to byłam tak wzruszona, że chyba nigdy nie będę w stanie wyrazić mojej wdzięczności za taką szansę. Chciałabym jednak podziękować WSZYSTKIM, którzy przyczynili się do powstania całego opowiadania, jak i poszczególnych rozdziałów. Dziękuję Klaudii, Lexie, Sophie, Szurniętej, Stukniętej, Szalonej i Kasi za ciągłe wsparcie w sferach 'zawodowych' i prywatnych. Dziękuję Kamili, Arturowi, Patrykowi i Mateuszowi za dzielenie się ze mną Waszą twórczością, wiele pytań i inspirujących konwersacji. Dziękuję tym czytelnikom, którzy piszą rozległe komentarze, a także tym, którym potrzeba tylko kilka słów. Dziękuję za wszystkie linki do blogów, które w większości otwieram i czytam ;)
Dziękuję również tym czytelnikom, którzy po prostu wchodzą na bloga i zajmują się lekturą. Dzięki Wam spodziewam się w bliskiej przyszłości JUŻ 150 000 wejść! Ta liczba jest naprawdę kosmiczna, nie zasłużyłam na tak wiele...
Chciałabym na koniec podziękować mojej wenie. Bez względu na Wasze wsparcie i dobre chęci - gdyby jej nie było, całe What Makes Me Beautiful po prostu by nie istniało <3

DZIĘKUJĘ <3


Posłowie: Już jutro spodziewajcie się mojego nowego bloga - Teach Me How To Love! Informacje o nowych blogach/notkach publikuję także na moim Twitterze @sparklingmintaj ^^

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 40

- Hej, wszystko gra? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha - roześmiała się czarnowłosa dziewczyna, która nie dłużej, jak przed minutą usiadła naprzeciwko. Zamrugałam i potrząsnęłam głową, po czym pociągnęłam wielki łyk wina.
- Jezu, wybacz... to przez twoje oczy, strasznie mi kogoś przypominasz - wydukałam, czując, jak policzki mi płoną od zmieszania połączonego z alkoholem. Nie przypuszczałam, że nawet tutaj Louis nie da mi o sobie zapomnieć. Spojrzałam na nią ponownie. Miała lśniące, krótko obcięte włosy i obcisły top w granatowo-białe paski. Wyglądała na sympatyczną i miała inteligentny wyraz twarzy.
- Mogę je zamknąć, ale będę głupio wyglądała - rzekła wesoło, demonstrując. Uśmiechnęłam się, rozbawiona.
- Nie, już w porządku. Chyba się sobie nie przedstawiłyśmy... Jestem Monica.
- Alexis. Nie mieszkasz tu na stałe, prawda? Często chodzę na spacery po mieście i nigdy przedtem cię nie widziałam.
- Zgadza się, przyjechałam tu na trochę do ciotki. Jeszcze nie wiem, na jak długo zostanę. Muszę uporządkować sprawy i odpocząć - dopiłam swój trunek i odstawiłam pusty kieliszek na stół. Kusiło mnie, żeby zamówić kolejny, ale musiałam przecież jakoś wrócić. - A co z tobą?
- Studiuję tu i pracuję. Jeżeli będzie ci się chciało słuchać, opowiem więcej. Zwykle nikogo to nie interesuje...
- Gadaj, mam aż za dużo czasu - odpowiedziałam szybko, po czym zatkałam usta dłonią. - Przepraszam, za bardzo się przy tobie rozluźniłam, zwykle tak nie...
- Wydaje mi się, że jest zupełnie odwrotnie - zachichotała dziewczyna. - Ale cieszę się, że czujesz swobodę. Na początku naszej rozmowy wydawałaś się bardzo spięta, coś cię trapiło.
- Czy nie miałaś mi zdradzać tajemnic swojego zawodu? - przypomniałam jej, opierając głowę na ramieniu. W ciągu następnej godziny dowiedziałam się, że Alexis studiuje medycynę ze specjalizacją medycyny sądowej, pracuje w miejscowym szpitalu na oddziale ratunkowym, a w weekendy dorabia w salonie tatuaży. Potem rozmawiałyśmy o mnie; zainteresowały ją moje rozprawy dotyczące niewyjaśnionych zabójstw. Na zewnątrz było już zupełnie ciemno, a my wciąż, przy kolejnych, nieuniknionych kieliszkach czerwonego wina tworzyłyśmy kryminalne teorie i wymieniałyśmy się doświadczeniem. Miejscami rozmowa schodziła na bardziej osobiste tematy, Alexis sprawiała wrażenie kogoś, kto doskonale mnie rozumie. Przez myśl przeszło mi, że mogę znów padać ofiarą oszustwa, ale po prostu czułam, że ona nie należy do takich osób. To samo czułam, kiedy byłam z Louisem... Czasem sama nie wiem, na ile mogę wierzyć sobie samej.

*

- Ała! To boli! - skrzywił się Harry, kiedy Alyssa zaczęła rozsmarowywać maść na jego siniaku. Jej palce zadrżały, a ona opuściła głowę, unikając wzroku chłopaka.
- Przepraszam, staram się być delikatna... - powiedziała cichym głosem. Harry'emu zrobiło się nieprzyjemnie. Chyba znowu ją wystraszył, a wcale nie zamierzał. Z jakiegoś powodu w ogóle nie potrafił się przy niej normalnie zachowywać. To przecież on był zupełnie bezbronny, leżąc na brzuchu bez koszuli i sparaliżowany bólem.
- Jestem beznadziejny. Ciągle na ciebie krzyczę, a ty mimo wszystko jesteś dla mnie taka... dobra - z pewnym wahaniem dotknął jej dłoni. Alyssa spojrzała na niego.
- Wiem, przez co przechodzisz. Monica dała ci kosza, sprzeczasz się z przyjaciółmi... Nic dziwnego, że musisz się na kimś wyżyć. Też przysporzyłam ci sporo kłopotów, więc nie przeszkadza mi to, że wybrałeś akurat mnie - wyznała. Harry wstrzymał oddech.
- "Ona myśli, że jestem taki okropny, bo uznałem ją za dobry cel na wyładowywanie emocji!" - pomyślał zdenerwowany. Zauważył, że na dźwięk imienia Monici niczego nie poczuł. Bo tu już nie chodziło o nią. Zmieniła się, już nie było między nimi takiej więzi, jak kiedyś. A może tak naprawdę nigdy nic poza namiętnością ich nie łączyło?
- Mogę usiąść z drugiej strony łóżka, na pościeli? Będzie mi się lepiej smarowało twoje poszkodowane plecy - odezwała się, a Harry kiwnął głową. Obrócił się i obserwował w ciszy, jak dziewczyna z uwagą i wielką ostrożnością nakłada kolejne warstwy leczniczej maści.
- Wcale się na tobie nie wyżywam. Jak mógłbym krzywdzić kogoś, kto tak o mnie dba? - powiedział w końcu zdecydowanym głosem. Ignorując ból, podniósł się i usiadł. Znalazł się tak blisko Alyssy, że na jej twarz wystąpił rumieniec.
- Chyba już się dobrze czujesz, skoro możesz siadać. Pójdę umyć ręce - wyskoczyła z łóżka i wybiegła z pokoju. Wróciła chwilę później, wyglądając na speszoną. - Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić?
- Przytulisz mnie? - z rozbrajającą szczerością zapytał Harry.
- Słucham? - wyjąkała, jakby mając nadzieję, że się przesłyszała.
- Chciałbym cię przytulić, bo chwilowo nie mam innego pomysłu na podziękowanie - odparł, przekrzywiając głowę i robiąc niewinną minę. Alyssa zamrugała oczami i zaczęła się śmiać.
- Chyba nie wypada mi nie przyjąć takich przeprosin - podeszła do chłopaka i wciąż chichocząc, pozwoliła Harry'emu, by mocno ją objął. Zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła głowę w jego ramię. Po chwili w pomieszczeniu zrobiło się cicho. Słychać było jedynie głęboki, spokojny oddech Stylesa. Odsunęli się od siebie, czując trochę niezręcznie. Jednak wtedy Harry ujął twarz Alyssy w dłonie i złożył na jej ustach pocałunek, a uczucie to zostało wyparte czymś zupełnie innym.

 *

- Wybacz, ale zrobiło się naprawdę późno, a jutro muszę wcześnie wstać do pracy - powiedziała ze smutną miną Alexis. Wymieniłyśmy się numerami telefonów i pożegnałyśmy. Kiedy wróciłam do domu, byłam lekko pijana i bardzo zmęczona. Nikt o nic nie pytał, jakby domyślali się, że wreszcie zaznałam odrobiny spokoju. Alyssa przyznała mi się, że chyba ona i Harry mają się ku sobie. Poczułam ucisk w żołądku, ale ucieszyłam się i pogratulowałam jej. Ucięłam sobie z moim przyjacielem krótką rozmowę i ustaliliśmy, że puszczamy w niepamięć wszystko, co się kiedyś między nami zdarzyło. On też potrzebował świeżego startu, a ja byłam tylko przeszkodą. Kilka dni później chłopcy dostali pilny telefon od Paula i musieli wracać do Londynu. Alyssa pojechała z nimi, ja zostałam. Zaczęłam odwiedzać starych znajomych, zaprzyjaźniłam się także z Alexis, która potrafiła odsunąć moje myśli jak najdalej od Louisa i całego mojego dawnego życia. Oczywiście, nie powiedziałam jej wszystkiego, ale wiedziała wystarczająco. Często dzwonił do mnie Liam i pytał, co słychać. Za każdym razem mówiłam mu, że jest dobrze. Rozmawiałam także z Zaynem i Niallem, którzy obiecali, że wkrótce mnie odwiedzą. Niall pytał, kiedy wracam, bo strasznie za mną tęskni. Nie potrafiłam odpowiedzieć... Mijały kolejne tygodnie, a ja coraz bardziej przyzwyczajałam się do mojej nowej rzeczywistości. Wraz z końcem wakacji podjęłam decyzję, że zostaję na jesień. Z pomocą Alexis udało mi się przekonać rektora uczelni, żeby przyjął mnie jako studentkę z wymiany. Zanim się obejrzałam, spadł pierwszy śnieg. Niechętnie musiałam się sobie przyznać, że chyba nie potrafię wrócić...

*

Na dźwięk brzęku kluczy w zamku Liam podniósł głowę znad gazety. Louis wszedł, rzucił plecak na kanapę i w milczeniu wyjął telefon.
- Do kogo dzwonisz? - zapytał przyjaciela. Ten spojrzał na komórkę i westchnął:
- Do nikogo. Nie wiem, po co w ogóle wyjmowałem - odparł, kładąc ją na stoliku. Przejechał dłońmi po twarzy i spojrzał na Liama. - Rozmawiałeś z nią? Wszystko u niej w porządku?
- Od dawna nie miałem od Mo... Leslie żadnych wieści. Ale myślę, że świetnie sobie radzi - wymawianie pierwszego imienia Monici działało na Louisa fatalnie. Nie mógł pogodzić się z myślą, że ją stracił. Ciągle prosił chłopaków, żeby podawali mu wszystkie informacje, czy jest zdrowa, czy nic jej nie grozi. Harry usiłował przekonać go, że jego zdaniem najlepiej dla Monici jest być samej we Francji, z dala od wszystkiego. Jednak Louis miał silne przeczucie, że to nie jest właściwe wyjście z sytuacji.
- Skoczę wyjąć listy ze skrzynki. Chyba przysłali nam kolejny rachunek za rozmowy Nialla - powiedział i wyszedł. Liam wrócił do swojej gazety, jednak nie zdążył przeczytać nawet zdania, kiedy do domu wpadł zdyszany chłopak.
- Rachunek aż tak duży? - zapytał. Louis pokręcił głową i pociągnął przyjaciela za rękę w kierunku drzwi. Duża ciężarówka stała przed willą Monici, a mężczyźni pakowali do niej wszystkie meble i sprzęty.
- Panowie, co się tu dzieje? - Liam narzucił kurtkę i wyszedł  na werandę.
- Wasza sąsiadka chyba na dobre się wyprowadziła! Musieliście jej naprawdę zajść za skórę - zaśmiał się jeden z nich.
- Jak to... wyprowadziła? - Tomlinson nie wierzył własnym uszom. Zszokowany patrzył, jak wynoszone jest pudło, w którym Monica trzymała wszystkie badziewne upominki z ich szalonych randek w parkach rozrywki.
- Wczoraj sprzedała ten dom i kazała przywieźć wszystko do Bordeaux, chyba tam teraz mieszka. Nic nie wiedzieliście?
- Liam... ona już... to koniec.
- Nie, to niemożliwe. Ona by nas wszystkich nie zostawiła. Nie nas wszystkich, nie tylko z twojego powodu.
- To jaki według ciebie miała powód?
- Gdybym wiedział...
- Muszę napisać do Zayna. Cholera, nigdy nie odbieracie, kiedy muszę się z wami skontaktować! - wzburzony chłopak poszedł po laptopa i włączył pocztę. Z pewną irytacją zaczął usuwać tony reklam i spamu, aż nagle natknął się na... wiadomość od Meg.

"U mnie wszystko gra! Miałam nadzieję, że znajdziesz sobie tam jakąś przyjaciółkę i zaczniesz nowe życie, jak ja. Cieszę się, że wreszcie zaczęło ci się układać. Pamiętasz, jak mi przesłałaś to zdjęcie, żeby poprawiono jakość? Poprosiłam brata i załatwione! Teraz wszystko powinno być widoczne. Dzidzia zdrowa i całkiem podobna do mamy! Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Ten wyjazd był dobrym pomysłem, z dala od dawnego domu łatwiej będzie wychować dziecko. Ciepło pozdrawiam, kocham cię!

Meg"

- Louis, wszystko gra? Nagle zrobiło się tak cicho - do pokoju wszedł Liam. Jego przyjaciel wpatrywał się w wydruk USG, na którym wyraźnie widać było maleńkie dziecko.
- Ciąża... Właśnie wtedy, kiedy powinienem ją najbardziej wspierać, straciłem jej zaufanie. Pewnie chciała mi powiedzieć, ale stało się TO. Nie... Ja tak nie mogę. Liam, nie mogę jej teraz samej zostawić. Wiem, że ona mnie nienawidzi, ale ja ją wciąż kocham... Sprowadzę ją tutaj.
- Przecież odwołano wszystkie loty przez śnieżyce.
- Pogoda nie jest w stanie mnie zatrzymać. Wsiadam w samochód i jadę. Powiedz chłopakom o wszystkim, muszą wiedzieć. Mogę liczyć na twoje wsparcie?
- Zawsze. Robisz właściwą rzecz. Musicie sobie z Monicą wybaczyć, a nie odizolować. Ona cię potrzebuje, szczególnie, że... no.
- Myślisz, że dam radę ją odzyskać?
- Nie ma innej opcji. Wierz mi, lub nie, ale ona nigdy nie przestała cię kochać - zapewnił Liam. - "Dlatego nigdy nie potrafiłaby pokochać mnie, Harry'ego ani nikogo innego. To Louis jest najwłaściwszym wyborem" - dokończył w myślach i uśmiechnął się do przyjaciela. Wieczorem usiadł z Niallem, Zaynem i Harrym przy laptopie i pokazał im maila od Meg. Wszyscy przyglądali się mu w powadze. Blondyn niemal wsadził nos w ekran, analizując ciemny wydruk. Nagle jego oczy powiększyły się do rozmiarów łyżki.
- Ej, chłopaki... - przełknął ślinę i popukał palcem w lewy róg obrazu. - To nie jest USG dziecka Monici...
- Co? - wszyscy podnieśli się na krzesłach. Niall jeszcze raz dokładnie przyjrzał się niewyraźnemu napisowi, który wcześniej przeoczyli.
- Louis wcale nie będzie ojcem...
- Zaraz, nie rozumiem. To czyje to jest dziecko? - wykrzyknął Harry. Niall zacisnął zęby i spojrzał znacząco na Zayna.
- Tajemnica Meg... - chłopak poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła.
- O kurwa - zaklął Liam. Teraz wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Tylko co teraz z Louisem? Jeśli pojedzie do niej i zacznie gadać o dziecku, w życiu nie odzyska jej zaufania, tylko jeszcze bardziej ją skrzywdzi!
- Gdybym wcześniej wiedział, nie zrobiłbym tego - odezwał się nagle Harry. - Skoro już i tak wszystko się wali, powinienem wam powiedzieć, że to ja dałem zdjęcie do gazety, żeby odbić Monicę dla siebie. To zdjęcie pochodzi z filmiku, który nagrałem. Louis wcale jej nie zdradził, wszystko było upozorowane. Gdybym wiedział, że tak się to wszystko skończy, nie zachowałbym się tak głupio i samolubnie.
- Ty skończony idioto! - Niall strzelił mu z całej siły w twarz. Czuł taką furię, zupełnie jak wtedy, kiedy sądził, że Louis zdradził jego przyjaciółkę.
- Bij, ile chcesz. Zasłużyłem.
- Raz a dobrze wystarczy. Mam już dość gniewania się na moich kumpli. Moim zdaniem należy pokazać ten filmik Monice. Louis nie może jechać na darmo, to jest niesprawiedliwe!
- Wyślę go przy was. Bardzo mnie teraz nienawidzicie? - zapytał chłopak. Liam, Niall i Zayn nic nie powiedzieli. Po prostu poklepali go po plecach, w końcu oni też wiedzieli, co to jest trudna sytuacja.

*

Szłam pokrytą grubą warstwą śniegu drogą, wokoło nie było nic poza białymi polami. Żadnych domostw, ludzi... Było okropnie zimno i wiał ostry wiatr, a ja miałam na sobie za cienki płaszcz. Szukałam czegoś, chyba jakiejś osoby, czułam potrzebę podążania tą drogą donikąd. Wreszcie zobaczyłam światła. Zaczęłam biec, a mróz pozbawiał mnie oddechu. Samochód leżał w rowie, przednia część była zmiażdżona przez rosnące tam drzewo. Chciałam się tam dostać, ale jakaś siła mnie trzymała. Bałam się, że ta osoba, której szukałam jest w środku. Próbowałam krzyczeć jego imię, ale z mojego gardła nie wydobywał się żaden dźwięk.

- Monica, co się dzieje? - ktoś mną potrząsał. Otworzyłam oczy i zobaczyłam ciocię. - Krzyczałaś, chyba miałaś zły sen...
- Tak... sen. - przytuliłam ciocię i kazałam jej wrócić do łóżka. Sama już nie potrafiłam ponownie zasnąć. Nie wiem, dlaczego, ale ten koszmar wydawał mi się zbyt realistyczny.



Doczekaliście się Rozdziału 40 ^^ Dziękuję za Waszą cierpliwość. Muszę się przyznać, że skondensowałam kilka rozdziałów w tym jednym, bo miałam fatalną wenę... To oznacza, że Rozdział 41 może być ostatnią częścią opowiadania What Makes Me Beautiful. Mam nadzieję, że chociaż w pewnym stopniu spełniłam Wasze oczekiwania odnośnie tego bloga. Liczę też na to, że będziecie mi towarzyszyć także wtedy, gdy już nie będę tworzyć WMMB (z radością informuję, że Chapter 1 na Teach Me How To Love jest gotowy do publikacji!).

niedziela, 17 lutego 2013

Y U NO READ SBS

To ostatni raz, kiedy dodaję ogłoszenie na WMMB. Serio.

Chciałam Wam przypomnieć, że wszystkie informacje dotyczące kolejnych rozdziałów i blogów będę zamieszczać na Sparkling and Bombing Store, żeby nie spamować tutaj. Oczywiście, jak zwykle odpowiem na wszystkie komentarze, ale po więcej informacji zapraszam na SBS tudzież na mojego Twittera... Na razie wciąż mam słaby odzew, więc jeśli to się zmieni, podzielę się z Wami planami na najbliższe... pół roku? Jak już wspominałam, mam pomysły na wiele nowych opowiadań.

Jeśli pod tym postem (lub na SBS) będzie wystarczająco dużo komentarzy, zdradzę Wam tytuły i opisy tych opowiadań! Być może któreś będzie dla Was szczególnie ciekawe i poprosicie mnie o rozpoczęcie właśnie tego opowiadania?

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział 39

- Naprawdę, jeśli chciałeś z nią porozmawiać na osobności, wystarczyło powiedzieć - mówił Harry, na co Zayn tylko wywracał oczami i się uśmiechał. My szłyśmy za nimi i komentowałyśmy ich dziecinne zachowanie. Zdałam sobie sprawę, że już dawno nie wychodziłam gdzieś ze znajomymi i naprawdę za tym tęskniłam.
- Jesteśmy na miejscu - odezwałam się, pokazując ręką ładną kamienicę w starym, francuskim stylu.
- Gdzie mieszka twoja ciocia? - zapytała Alyssa, przyglądając się zabudowie.
- Widzisz ten balkon na najwyższym piętrze? Ten z największą ilością kwiatów? - pokiwała głową. - No to właśnie tam. Chodźcie! - gestem zaprosiłam wszystkich do klatki schodowej, na której unosił się wręcz odurzający zapach róż. Wchodziliśmy powoli po wąskich schodach, wreszcie zatrzymałam się przed białymi, drewnianymi drzwiami, opatrzonymi złotą tabliczką z nazwiskiem Clannes.
- Chcesz nacisnąć dzwonek? Albo zapukać kołatką, jak wolisz - zwróciłam się do Harry'ego, który chyba ucieszył się, że wreszcie poświęciłam mu odrobinę uwagi. Odnosiłam wrażenie, że zależało mu na tej wycieczce tylko z mojego powodu, żebyśmy się do siebie jeszcze bardziej zbliżyli. Problem w tym, że nawet po tylu tygodniach spędzonych razem w moim domu, widziałam w nim tylko przyjaciela i byłam pewna, że przynajmniej z mojej strony nie wyniknie z tego nic więcej. W każdym razie teraz uśmiechnął się do mnie ciepło i zadzwonił do drzwi. Rozległa się melodyjka, którą dobrze pamiętałam. Po drugiej stronie drzwi ktoś zaszurał kapciami i chwilę potem w zamku zabrzęczał klucz.
- Do jasnej ciasnej, otwórz się w końcu - usłyszałam głos cioci Josephine i wybuchłam śmiechem. Tyle lat, a ona wciąż ma problemy z przekręcaniem klucza w zamku.
- Cześć, ciociu! Najpierw w lewo, potem w prawo, do przodu i dwa razy mocno w prawo. Już się odblokowało? - poinstruowałam ją, zerkając na rozbawionych przyjaciół. Wreszcie drzwi otworzyły się na oścież i stanęliśmy oko w oko z moją ciocią. To znaczy, nie dosłownie oko w oko. - Ach, ciociu. Znowu się zdeptałaś! Niedługo będziesz wzrostu Matta, powinnaś ograniczyć chodzenie - powiedziałam i przytuliłam ją. Faktycznie, wydawała się jeszcze niższa, niż zwykle. Z niemal białymi włosami, okrągłymi okularami i w nałożonym na kwiecistą suknię fartuszku z misternie zawiązaną kokardą, wyglądała jak Pani Mikołajowa. W wersji miniaturowej. Odsunęłam się od cioci, żeby chłopcy i Alyssa również mogli się z nią przywitać. Moja przyjaciółka pozwoliła się uścisnąć, natomiast Zayn zachował się jak na dżentelmena przystało: ujął dłoń starszej pani i ucałował, składając następnie głęboki ukłon.
- Och, jaki czarujący młodzieniec - zarumieniła się ciotka. Jej wzrok przeniósł się na Harry'ego, zmierzył go od stóp do głów, zatrzymując się na włosach.
- Miło mi, jestem Harry Styles - odezwał się z dość pewną miną.
- Masz taką bujną czuprynę, Haroldzie. Zupełnie jak mój szwagier, zanim wyłysiał - powiedziała ciocia Josephine z szerokim uśmiechem na twarzy. - Mam nadzieję, że jesteście głodni, przygotowałam mnóstwo pyszności - zwróciła się do reszty, kompletnie zostawiając Harry'ego. Gdybym nie wepchnęła go siłą do mieszkania, pewnie stałby na tej klatce z głupią miną aż do wieczora.
Po bardzo sutym posiłku chłopcy nie mieli siły się ruszać, więc wyciągnęłam Alyssę i ciocię na długi, wieczorny spacer wzdłuż portu. Pomarańczowe światło ulicznych lamp nadawało temu miejscu specyficzny klimat. Ludzi było niewielu, z wyjątkiem klientów restauracji, którzy siedzieli przy stolikach na zewnątrz. Szłyśmy deptakiem i rozmawiałyśmy o zwyczajnych sprawach: trochę o studiach, trochę o wartych polecenia książkach i filmach, ciocia dzieliła się z nami poradami gospodyni domowej. Trochę się wyciszyłam i gdy wróciłyśmy, po prostu wzięłam gorącą kąpiel i poszłam spać, nie przejmując się niczym. Zayn i Harry ucięli sobie męską pogawędkę w salonie, więc moja przyjaciółka została sam na sam z ciotką Josephine. Chyba jednak nie miała nam tego za złe, bo słyszałam ich śmiechy z kuchni.
Ku mojemu zadowoleniu, obudziłam się na tyle wcześnie, żeby zdążyć na wschód słońca. Jak za dawnych lat, leniwie leżałam w bielutkiej, miękkiej jak puch pościeli i przyglądałam się złocistym promieniom, które wspinały się po sąsiednim budynku. Uśmiechnęłam się, kiedy usłyszałam melodyjny, męski głos. Zarzuciłam na ramiona pachnący konwalią jedwabny szlafrok i wyszłam na balkon. Wychyliłam się, żeby go zobaczyć.
- Dzień dobry! - zawołałam po francusku. Pulchny mężczyzna z krzaczastymi wąsami rozejrzał się wokół, wreszcie spoglądając w górę. - Wciąż prowadzi pan stragan?
- Jak widać! Aleś wyrosła, jesteś teraz przepiękną kobietą! - pomachał mi ręką na powitanie. - Masz może ochotę zjeść mojego bajgla na śniadanie?
- O niczym innym nie marzę! - zaśmiałam się, a sprzedawca zgrabnie podrzucił jednego wysoko w powietrze. Złapałam go w locie, a w głowie zakręciło mi się od cudownego zapachu świeżego pieczywa.
- To prezent powitalny. W piekarni też się za tobą stęsknili, może odwiedzisz nas kiedyś?
- Dziękuję i z chęcią przyjmę wasze zaproszenie! Jestem tu na… - zawahałam się - na czas nieokreślony. Z pewnością przyjdę!
- Będziemy czekać, panienko Monique! - wróciłam do pokoju, pogryzając chrupiącego bajgla. Akurat zdążyłam ubrać się w łososiową sukienkę, kiedy do drzwi ktoś zapukał.
- Przyniosłem ci śniadanie, ciotka Josephine mnie popro… hej, skąd masz tego bajgla? - zdziwił się Harry, prawie upuszczając tacę.
- Tajemnica. Chcesz kawałek?
- Już jadłem, ale chyba dam się skusić. Poczekam na ciebie, wszyscy siedzą w salonie i piją herbatę. Jakie mamy plany na dzisiaj?
- Chciałam odwiedzić parę starych miejsc, nie będzie to wam przeszkadzać, prawda?
- Mnie nic nie przeszkadza, nie sądzę, żeby Alyssa i Zayn mieli inne zdanie. No dalej, jedz. Nie traćmy czasu - powiedział i wpakował mi do ust łyżkę pełną owsianki. W tym samym momencie do pokoju wszedł Malik, na nasz widok wybuchając śmiechem.
- Harry, czemu ty ją karmisz? Ona nie jest aż tak nieporadna, w porównaniu do ciebie - rzekł rozbawiony i mocno poklepał przyjaciela po plecach. Ten niespodziewanie zawył z bólu i upadł na podłogę z wyrazem bólu na twarzy.
- Zayn?! - nie wiedziałam, co mam robić. Hałas zaalarmował ciocię i Alyssę, które natychmiast przybiegły.
- Ale ja wcale nie klepnąłem go tak mocno - wymamrotał zakłopotany chłopak, siadając bezradnie na brzegu łóżka. Pomogliśmy Harry’emu wstać. Trochę protestował, ale pozwolił mojej cioci odkryć jego plecy. Widniał na nich wielki, rozległy, kilkunastocentymetrowy siniak. Wyglądał tak potwornie, że aż przeszył mnie dreszcz.
- To nie wina Zayna, sam się tak urządziłem - powiedział cicho Harry. Wtedy odezwała się Alyssa:
- W zasadzie to wszystko przeze mnie… - spuściła głowę i w kilku zdaniach wyjaśniła, co się wydarzyło wczoraj w parku. - W takim stanie nie powinieneś spacerować. To z mojego powrotu cierpisz, więc ja też dzisiaj zostanę. Trzeba się zająć tym siniakiem - spojrzała na Stylesa, który pokiwał głową bez entuzjazmu.
- Więc zostawiam was samych - ciocia zawiązała na głowie chustę i wzięła wiklinowy koszyk, który stał w przedsionku. - Mam parę spraw do załatwienia, wrócę pod wieczór. Wybaczycie, że nie zrobię dzisiaj obiadu?
- Pewnie, proszę pani - uśmiechnął się Zayn.  - To dzisiaj pospacerujemy we dwójkę?
- Na to wygląda. Przepraszam was, tak mi przykro, że musicie zostać - powiedziałam, lecz Alyssa i Harry zgodnie pokręcili głowami, zapewniając, że wszystko w porządku. Ucieszyło mnie, że mój zielonooki przyjaciel wreszcie przestał się obrażać, co ostatnio bardzo często robił. Jakby był zazdrosny o naszych wspólnych przyjaciół.

Z niewiadomych powodów moje myśli odbiegały gdzieś daleko i nie mogłam skupić się na tym, co mówił do mnie Zayn. Najwyraźniej wydawało mu się, że dalej go słucham, bo usta nie zamykały mu się ani na chwilę. Nie sądziłam, że potrafi być taki gadatliwy, być może to miasto skłaniało go do większej otwartości. Albo po prostu potrzebował z kimś pogadać: skąd ja to znam.
- Masz ochotę na lody? Bo ja straszną, jak zaraz jakiegoś nie zjem, to zeświruję - odezwał się w końcu. Wciąż jeszcze zamyślona, kiwnęłam głową i poszłam za nim do pobliskiej cukierni.
- Dwa razy lody waniliowe... - powiedziałam do sprzedawcy, szukając w torebce portfela. Nagle Zayn szturchnął mnie w ramię. - Co jest? Och... - uniosłam głowę i zobaczyłam twarz chłopaka, który podawał mi równiutko nałożone na wafelki lody.
- Co za niespodzianka, prawie cię nie poznałem - uśmiechnął się Lucas. Zachwiałam się, aż mój przyjaciel musiał mnie przytrzymać. Od kiedy znikł po tamtej bijatyce, ani razu go później nie widziałam. Zayn schował mnie za swoimi plecami i spojrzał groźnym wzrokiem.
- Jeśli znów zamierzasz coś jej zrobić, to nie ręczę za siebie - warknął. Lucas uniósł ręce w geście niewinności.
- Masz moje słowo. Tamto to już skończony rozdział w moim życiu. Znalazłem prawdziwą miłość...
- Gdybym potrafiła o wszystkim zapomnieć, zwyczajnie bym ci pogratulowała - zdziwiłam się, że jakaś cząstka mnie potrafi się jeszcze cieszyć ze szczęścia kogoś, kto moje szczęście zrównał z ziemią. - Ile płacę?
- Poczekaj chwilę, chcę ci ją przedstawić. Znacie się, a ona chciała z tobą o czymś porozmawiać. W sumie mógłbym zrobić to sam, ale... jeszcze nie panuję do końca nad swoimi emocjami. Poza tym, dzisiaj ja stawiam - podał mi lody, wyjął z kieszeni kilka banknotów i włożył do kasy. Zayn uprzedził mnie i z lekką nieufnością złapał złociste wafelki.
- Kto to? - spytałam, a wtedy z zaplecza wyłoniła się... Victoria. Spodziewałabym się każdego, ale ona?
- Nie uciekłam z więzienia, wypuścili mnie za dobre sprawowanie. Miesiąc temu się tu przeprowadziłam - wyjaśniła, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Dałam znak Zaynowi, że poradzę sobie sama i wróciłam z Victorią na zaplecze.
- Jak się poznaliście? - byłam bardziej ciekawa, niż zszokowana. Oto znajdowałam się w jednym pomieszczeniu z dziewczyną, która chciała mnie skrzywdzić, a parę metrów dalej stał chłopak, który również miał takie zamiary. Chyba zapomniałam, że w takich wypadkach powinnam się bać.
- Kiedy wyszłam z paki okazało się, że wyrzucili mnie ze studiów na dobre. Zostałam na lodzie, zupełnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Na początku chciałam pójść do ciebie i wyrównać rachunki, ale... - urwała, a w jej oku zakręciła się łza. - Mojej mamie pogorszyło się z sercem, bo bardzo się o mnie martwiła. Dzień po tym, jak mnie wsadzili, miała zawał. Lekarz powiedział, że następny może skończyć się śmiercią. Nie mogłam tak, musiałam przełknąć nienawiść do ciebie i spróbować zacząć żyć godnie, dla matki. Wreszcie, czułam wstyd za to, że naraziłam ją na niebezpieczeństwo tylko po to, żeby się odegrać na jakiejś dziewczynie.
- Ja... rozumiem. Staram się ciebie zrozumieć, dlaczego to wszystko zrobiłaś - powiedziałam. Było mi przykro, że z mojego powodu zawsze ktoś musi ucierpieć. Nawet, jeśli to mój własny oprawca. W końcu każdy jest człowiekiem, może mieć rodzinę, przyjaciół, uczucia...
- Masz prawo być na mnie wściekła, w końcu trafiłaś przeze mnie do szpitala i w ogóle... Chyba zapomniałam, że chciałam dać ci tylko nauczkę. Nie wiem, jak to zabrzmi w moich ustach, ale nie jestem bandytką. Po prostu na za dużo sobie pozwalam.
- Wiesz, że trudno będzie mi ponownie tobie zaufać.
- Ludzie się zmieniają, wiesz o tym. Zapytałaś, jak poznałam Lucasa. Znalazłam go, dosłownie, znalazłam na ulicy. Leżał z nieprzytomnym wzrokiem, opierając się o ścianę budynku. Zaćpany jak cholera.
- On się narkotyzował? - otworzyłam szeroko oczy. - Victoria spojrzała smutno.
- Powiedział mi potem, że brał jakieś eksperymentalne mieszanki, żeby dodały mu siły do, no wiesz, walki o ciebie, kiedy jeszcze mu zależało.
- Idiota... - szepnęłam, zakrywając usta dłonią. Za wszelką cenę musiał dostać to, czego chciał. Takim kosztem.
- To dlatego się tak zachowywał, to mu wypaczało mózg. Kiedy zobaczyłam, jaki z niego wrak, postanowiłam mu pomóc. Dawna ja uznałaby, że to twoja wina, ale po tym wszystkim, co się stało wiedziałam, że to od niego zależało, co ze sobą zrobi. Zastanawiam się, czy kiedyś Lucas będzie zupełnie normalny. Te dziwne zioła mogły mu coś uszkodzić, chociaż dobrze się spisuje na swojej terapii i nie ma już żadnych... akcji. Wiesz, on żałuje tego, co zrobił. Obawiał się, że nie będzie umiał cię przeprosić, więc robię to za niego. Nie oczekuję nawet, że uwierzysz w całą tę historię. Szczerze, też bym nie uwierzyła. Ale może jeszcze kiedyś spotkasz nas, albo zjawisz się na naszym ślubie - zarumieniona, pokazała palec z pierścionkiem zaręczynowym, którego wcześniej nie zauważyłam - i sama się przekonasz.
- Victorio... - zaczęłam powoli. Odetchnęłam głęboko i zdobyłam się na uśmiech. - Cieszę się, że wam się ułożyło. Możesz powiedzieć Lucasowi, że...

- Co proszę? Wybaczyłaś mu? Tak po prostu, bo Victoria opowiedziała ci łzawą historię, zapewne wyssaną z palca? - gderał Zayn, liżąc swojego loda. Wywróciłam oczami.
- Nie wiem, jak długo tu będę, ale wystarczająco długo, żebym mogła ocenić prawdziwość jej słów. To prawda, ludzie mogą się zmienić na lepsze. Zawsze w to wierzyłam.
- Zmień system wartości, bo życie cię kiedyś porządnie wyrucha.
- No wiesz?
- Polecam się na przyszłość.
- Zayn! Nie rozumiesz, że potrzebuję zmian? Dość mam tkwienia w tym życiu pełnym trosk i złośliwości. Kłamstwa. Fałszywości.
- Też mam dość. Moja dziewczyna już nie jest moją dziewczyną i jedyne, co o niej wiem, zawiera się w twoim 'ma się dobrze'.
- Nie mogę zbyt wiele powiedzieć, taką mamy umowę.
- Wy i te wasze umowy. Rozumiem, że ona też musi zacząć nowe życie, w którym na mnie nie ma miejsca, ale żeby tak zupełnie zerwać kontakty...
- Masz coś przeciwko, żebym poszła dalej sama? Chcę trochę pomyśleć - odezwałam się nagle. Obrzucił mnie pełnym wyrzutu wzrokiem, ale zgodził się.
- Tylko uważaj w drodze powrotnej - rzucił przez ramię i odszedł w przeciwną stronę. Stojąc sama na ulicy pełnej obcych ludzi poczułam się... wolna. Nie ciążyło na mnie zupełnie nic, mogłam zająć się wyłącznie sobą, nie dbając o nikogo. Nikt nade mną nie stał, byłam jedyna w tłumie. Weszłam do przypadkowej restauracji i zamówiłam pękaty kieliszek czerwonego wina. Na zewnątrz było już ciemno, a ja siedziałam w niezmiennej pozycji, melancholijnie wpatrując się w płyn, który wyglądał jak świeżo upuszczona krew.
- Rozstałaś się z chłopakiem, co? - usłyszałam za sobą głos. Nie chciałam odpowiadać, więc tylko mruknęłam:
- Mhm. - bingo, aż tak to widać? Co ja na to poradzę, że jakbym mocno się nie starała, i tak będąc sama, myślę o Louisie.
- Jeśli jesteście sobie przeznaczeni, znów się zejdziecie. Chyba, że ta gadka o przeznaczeniu to stek bzdur - ciągnął głos, a ja chcąc, nie chcąc, dalej słuchałam. - Też mam za sobą parę nieudanych związków, klasyka. Nie ma takiego człowieka na świecie, coby miał szczęście w miłości.
- Zapewne tak jest... - westchnęłam. Oto i uroki rozmów o życiu z przypadkowymi osobami. Ile pożytecznego można się czasem dowiedzieć.
- Mogę się dosiąść? Mam wrażenie, że chyba już się nasiedziałaś w samotności. Według mojego zegarka to już czwarta godzina - głos zapytał z rozbrajającą szczerością. Wzruszyłam ramionami.
- Co mi tam... siadaj - powiedziałam. Krzesło za mną poruszyło się i wreszcie zobaczyłam, z kim tak sobie gawędziłam.

Jasne, niebieskie oczy. Wypełnione radością, ciepłem i zaufaniem. Serce... czemu nagle zabiło mocniej?





HA! Jednak się wyrobiłam i proszę, równiutko w Walentynki. Nawet nie tak krótko, jak sądziłam. Z uwagi na zakończenie, nie dodam nic od siebie. Zostawiam przemyślenia i pomysły Wam ^^

niedziela, 20 stycznia 2013

Sparkling and Bombing Store - what the f*ck is this??

Tak tylko na wstępie powiem, że rozdział 39 się pisze, ale akurat zabrakło mi na niego weny. Pod koniec tygodnia na pewno się pojawi ^^

Dobrze, to teraz czas na parę wyjaśnień. Za kilka rozdziałów zamykam What Makes Me Beautiful (nie, nie usuwam, ZAMYKAM ;D). Ta historia ma swój początek i właśnie zmierza do końca. Nadszedł już właściwy czas i nie zmienię zdania, bo dłużej tego ciągnąć się nie da. Jestem bardzo mocno przywiązana do losów Monici i pozostałych bohaterów, ale nigdy nie zamierzałam zrobić z ich 'życia' Mody na sukces, czy Klanu Maćka z Klanu... Przez ten rok się napracowali i teraz udadzą się na zasłużoną emeryturę. Ale jest ktoś, komu się do emerytury nie spieszy. Mianowicie ja, Sparkle!

Zanim opowiem o tym, co znaczy tytuł tego posta, mam prośbę... Proszę, nie zacznijcie mnie nienawidzić za to, że nie chcę już pisać WMMB. Wierzę, że wśród Was znajdą się osoby, które zrozumieją moją decyzję. To nie tak, że kończę bloga, bo mi się przestało podobać. Po prostu, bohaterów spotkała masa przyjemnych i mniej przyjemnych wydarzeń i zwyczajnie się... jakby to ująć - zmęczyli. Poza tym (i to wydaje się głównym powodem), cała obsada opowiadania dorosła. Nie będę potrafiła pisać swobodnie o dorosłych ludziach, którzy zaczynają poważne, dorosłe życie. Robię to także ze względu na średni wiek moich czytelników - jesteście młodzi, dla Was pisze się inne rzeczy ;) A moim zadaniem jest zaspokajanie Waszych potrzeb. Muszę to napisać - czuję się trochę jak J.K. Rowling, która obwieściła światu, że więcej części "Harry'ego Pottera" nie powstanie, bo to nie ma sensu. Harry jest dorosły, założył rodzinę, tak samo reszta bohaterów i już głupio znowu mieszać mu w życiorysie ;) Tak, to chyba dobre porównanie...

Tak samo, jak Pani Rowling, nie zamierzam zakończyć swojej działalności jako pisarka. I tu płynnie przechodzę do drugiej części, czyli Sparkling and Bombing Store.
Otóż weszłam we współpracę z moją drogą koleżanką-bloggerką o nicku Bombing i wspólnie otworzyłyśmy nową stronę, której link znajdziecie tutaj lub na pasku bocznym =========>
Ma ona pomóc nam w interakcjach z naszymi czytelnikami i w promowaniu naszych nowych projektów. Obie zaczynałyśmy blogami o 1D, które przyniosły nam (nie lubię używać takich słów) popularność. Teraz chcemy pisać dalej, ale coś nowego. Chciałybyśmy, żeby nasi starzy, wierni czytelnicy nadal trwali przy naszym boku, smakując naszej twórczości - made only for them.

Mam nadzieję, że nawet po zakończeniu WMMB nie opuścicie mnie i dalej będziecie chętni do czytania moich opowiadań. Dzięki SBStore powinniśmy trochę lepiej się poznać, a wiecie, jak lubię poznawać nowych, fajnych znajomych ^^

Właśnie, dziękuję tym kochanym dziewczynom, które piszą do mnie na Twitterze (och, prawie bym zapomniała, moja nowa nazwa na tt: @tiger_sparkle) i GG, albo zostawiają obszerne komentarze czy prośby o opinię na temat ich blogów. To dla mnie zaszczyt! *blushes*

Także, zapraszam na moją nową stronę i komentowania tego posta (błagam, no h8, bo się załamię... też mi żal opuszczać wmmb ;'( ) A tymczasem - jestem chora od rana, źle się czuję, ale muszę dokończyć pisanie pierwszego rozdziału na mój nowy upcoming blog (właśnie, muszę założyć nowy blog... ech.) Teach Me How To Love. Więcej informacji o nim znajdziecie na SBStore, jak tylko dodam tam odpowiedni post. No i modlę się o powrót weny na Rozdział 39... Dojdzie w nim do niespodziewanego spotkania z Lucasem i Vic!