niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 38

Zaraz po tym, jak moje stopy stanęły na płycie lotniska, zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
- Lubię zapach tutejszego powietrza. Jest odświeżający - przeciągnęłam się, czując ciepło słonecznego blasku na mojej twarzy. Bordeaux naturalnie było cudowne latem. Chłopcy i Alyssa również byli pod wrażeniem tego portowego miasta.
- Mówiłaś, że twoja ciocia mieszka na Starym Mieście. Czy to daleko stąd? - zapytał Harry. Zastanowiłam się przez chwilę.
- Nie wydaje mi się, ale do obiadu mamy jeszcze dwie godziny. Nic się nie stanie, jeśli trochę się spóźnimy.
- Załatwiłem nam już dwie taksówki, zawiozą nas na miejsce - odezwał się Zayn. Kilka dziewczyn stojących za nim zaczęło szeptać między sobą i pokazywać na nas palcami.
- Dlaczego dwie taksówki? Nie możemy pojechać jedną? - obruszył się Harry. Chyba wciąż się gniewał za to, że nie mógł ze mną usiąść w samolocie.
- Sam widzisz, co się dzieje. Jesteśmy sławni i przyciągamy zbyt dużą uwagę, a przecież przyjechaliśmy tu na wakacje.
- Zayn ma rację - powiedziała Alyssa, która do tej pory milczała. Zignorowała obrażony wzrok Harry'ego i dokończyła swoją myśl. - Jeśli pojedziemy osobnymi taksówkami, większość tych dziewczyn uzna, że chyba nas jednak pomylili. To znaczy, was - zwróciła się do chłopaków. - Mnie nie znają w ogóle, a Monici nie będą w stanie rozpoznać.
- Dobra, koniec gadania, idziemy stąd - Harry wziął swoją walizkę i po chwili wahania, także walizkę Alyssy. Mogę dać głowę, że wziąłby moją, ale tym już się zajął Zayn. Podczas, gdy próbowałam z Harrym wcisnąć nasz bagaż do niewielkich bagażników, Malik rozmawiał o czymś z kierowcą drugiej taksówki. Nie słyszałam dobrze przez szum odlatujących i przylatujących samolotów, więc nie dowiedziałam się, co mówili. Zdziwiło mnie natomiast, że Zayn zna francuski. Nigdy się nie chwalił tą umiejętnością.
- Okej, wsiadamy - wrócił do nas i bez zbędnych ceregieli wepchnął mnie do taksówki, usiadł obok i zamknął drzwi. Alyssa zachichotała, obserwując zmieniający się wyraz twarzy Harry'ego.
- Wygląda na to, że znowu będziemy podróżować razem - uśmiechnęła się.
- Tak. Na to wygląda - burknął chłopak, silnym ruchem ręki zatrzaskując drzwi samochodu. Spojrzał przez ramię, jego dwoje przyjaciół rozmawiało i śmiało się.
- Harry...? Wszystko w porządku? - nieśmiało zapytała Alyssa.
- Nieważne, ja tylko... - obrócił głowę i wzrokiem natrafił na jasne, iskrzące się oczy. Poczuł, jak cała krew napływa mu do twarzy, więc zakaszlał i wbił wzrok w okno. - Już nic.
Taksówki ruszyły, a krajobraz wokoło zmienił się. Rozpoznałam kilka ulic, którymi kiedyś spacerowałam z rodzicami. Mniej więcej orientowałam się, gdzie się znajdujemy. Dlatego zdziwiłam się, kiedy jadący przed nami samochód z Harrym i Alyssą skręcił w małą, wewnętrzną ulicę.
- Chwila, przecież tędy nie dojedziemy...
- Spokojnie - odezwał się Zayn. - My jedziemy właściwą drogą.
- Zaraz, co? - druga taksówka znikła mi z oczu, natomiast ta, którą jechałam, sunęła dalej tą samą drogą.
- Małe problemy techniczne. Mogą spóźnić się na obiad - chłopak uśmiechnął się pod nosem. Nagle wszystko zrozumiałam.
- Podałeś tamtemu kierowcy zły adres! Dlaczego?
- Chciałem z tobą porozmawiać. Znasz tutaj jakiś miły, ustronny lokal?
- Hmm. Może miejska biblioteka z kawiarnią?
- Może być. Założę ciemne okulary i nikt mnie nie pozna - dla potwierdzenia swoich słów zademonstrował, wyjmując z plecaka parę dużych okularów przeciwsłonecznych, które zasłaniały mu prawie pół twarzy.
- Powiedz mi jedno. Jak dogadałeś się z tym facetem, skoro nie znasz francuskiego?
- Uniwersalna mowa 'Kali mieć, Kali chcieć' zawsze działa - powiedział poważnie. Zaraz potem wybuchliśmy głośnym śmiechem.

- "Coffe Book Shop", wciąż w tym samym miejscu i chyba za bardzo się nie zmienił - skwitowałam, popychając grube, szklane drzwi. Uderzył mnie znajomy zapach świeżo palonej kawy i starych książek. - Kiedyś często tu przychodziłam. Przeczytałam chyba cały dział dziecięcy - uśmiechnęłam się do Zayna, a ten pokiwał głową. - Ciekawe, czy mają jeszcze moją kartę...
- Zostajesz tutaj na całe wakacje, warto sprawdzić. Będziesz miała co czytać - powiedział. Chwilę później siedzieliśmy przy srebrnym stoliku na drugim piętrze, a kelnerka w uroczym uniformie podawała nam espresso. Przerzucałam palcami lekko pożółkłe strony książki, którą zawsze chciałam przeczytać, ale byłam ciągle na nią za młoda.
- Och, byłabym zapomniała. O czym chciałeś porozmawiać? - podniosłam wzrok na Zayna.
- Jak się trzymasz? - zapytał, spoglądając na mnie zatroskanym wzrokiem. Westchnęłam cicho.
- Jest lepiej, niż było - upiłam łyk kawy, żeby zyskać czas na wymyślenie lepszej odpowiedzi. - Podróże chyba mi służą. No i jestem tutaj z przyjaciółmi...
- Cieszę się, że uważasz mnie za jednego z nich. Wiem, że nigdy nie byłem do ciebie szczególnie otwarty, ale naprawdę cenię cię jako osobę. Czuję, że mogę na ciebie liczyć i chcę, żebyś wiedziała, że to działa w obie strony.
- Bez przesady... - speszyłam się. Nie byłam przyzwyczajona do szczerego Zayna Malika, a teraz zebrało mu się na wyznania.
- Chciałem ci także podziękować za pomaganie Meg.
- Och... - tak sądziłam, że poruszy ten temat. Choć od jej wyjazdu minęło trochę czasu, wciąż nie umiałam o tym rozmawiać.
- Mam wrażenie, że jej wyjazd nie był spowodowany nagłą propozycją pracy - przełknęłam ślinę i poczułam, że z nerwów zaczynają trząść mi się ręce. Jeśli zapyta wprost, nie będę umiała go okłamać. Wiedziałam, że tak będzie. Błagam, niech nie pyta, nie teraz. - Ale z jakiegoś powodu ci ufam i wierzę, że wszystko u niej w porządku. Może tak samo jak ty potrzebowała odskoczni od obecnego życia. - odetchnęłam z ulgą i napiłam się więcej.
- Na pewno jest wdzięczna, że uszanowałeś jej decyzję. To było dla niej bardzo trudne, rozstać się z tobą. Wiem, jak się czuła. Chyba... - głos mi się załamał, a na kartkę spadła jedna słona kropla. Tekst się rozmazał i ze słowa 'historia' została tylko pierwsza litera. Zayn nic nie mówiąc, wstał z krzesła, podszedł do mnie i przytulił. Nie chciałam przy nim płakać. Nie... nie chciałam płakać w ogóle.
- Jesteś słaba, powinnaś coś zjeść - chłopak wziął mnie pod ramię po tym, jak zachwiałam się w drodze do taksówki.
- O mój Boże, obiad u cioci! - Przypomniało mi się. Zaczęłam przerzucać rzeczy w torebce w poszukiwaniu telefonu. Zayn powstrzymał mnie ręką i popukał w tarczę swojego zegarka na rękę.
- Iście gwiazdorskie spóźnienie, ale wciąż w dobrym smaku - powiedział z uśmiechem, otwierając mi drzwi do samochodu. - Ale nie martw się, na pewno będziemy wcześniej, niż ta dwójka. Minie trochę czasu, zanim Harry uświadomi sobie, do czego służy telefon komórkowy.

*

Tymczasem Harry chodził w tę i z powrotem po brukowanej ścieżce niewielkiej parkowej alei, która znajdowała się w wyglądającej na opuszczoną dzielnicy. Wokoło rósł dawno nie strzyżony żywopłot, a stojąca pośrodku kamienna fontanna zdecydowanie poddała się upływowi czasu. Alyssa siedziała na jej brzegu i przebierała palcami w chłodnej wodzie. Była zupełnie niebieska, odbijało się w niej nieskazitelnie czyste niebo. Dziewczyna pomyślała, że chociaż to miejsce zostało dawno zapomniane, piękno i świeżość wciąż są w nim obecne. Chociaż pewnie to efekt pogody. W chłodną, jesienną noc byłoby tutaj jak w horrorze. Szczególnie przez te rzeźby. Ma się dziwne wrażenie, że przynajmniej dwie z nich intensywnie się w ciebie wpatrują, niezależnie od tego, gdzie stoisz.
- "Ale pewnie Hazzilla je już dawno wystraszyła" - zachichotała. Chłopak naprawdę miał minę, jakby chciał kogoś, delikatnie mówiąc, skrzywdzić.
- On nas totalnie wyrolował! - krzyknął, bardziej do siebie, niż do niej.
- Widocznie miał jakiś powód - odezwała się spokojnym głosem. Harry już chciał coś odpyskować, ale nie potrafił krzyknąć na tę drobną, blondwłosą istotkę. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie, co z pewnością nie pokrywało się z jej charakterem. Takie dziewczyny zawsze skrywają jakieś mroczne tajemnice albo są zołzami. - Dlaczego się tak na mnie patrzysz? Czuję się niezręcznie.
- To dlatego, że ta fontanna jest jakaś krzywa. Pewnie nie wytrzymuje twojego ciężaru i się przechyla - powiedział pierwszą lepszą myśl. Alyssa otworzyła szeroko oczy. - "Ach, cholera by mnie wzięła! Właśnie poważnie ją obraziłem, brawo dla mnie. Ja to jak coś powiem...' - zganił się w myślach.
- Dobrze, że jesteśmy przed, a nie po obiedzie u ciotki Monici. Jestem pewna, że wtedy ta fontanna zupełnie by się rozsypała, gdybym próbowała na niej usiąść - dziewczyna odparła z uśmiechem na twarzy. Harry był pod wrażeniem, jak zgrabnie obróciła jego nietaktowną wypowiedź w żart. Chociaż mały strumień wody, wypływający z rogu kamiennego aniołka wypływał pod naprawdę dziwnym kątem.
- Powinienem cię przeprosić, jestem zły na Zayna i dlatego tak... - zaczął iść w jej kierunku i wtedy to się stało. Posążek zachwiał się i nóżki aniołka oderwały się od cokołu, na którym stał. Harry bez wahania rzucił się w kierunku Alyssy i osłonił ją własnym ciałem. Poczuł okropny ból w plecach i stracił przytomność.
- Harry? Harry! Ocknij się! - coraz głośniej słyszał ten głos. Zmysły odzyskiwały sprawność i po chwili oszołomienia chłopak wrócił do świadomości. Jego głowa spoczywała na kolanach Alyssy.
- Nic ci nie jest... - wymamrotał. Plecy strasznie go bolały.
- Głupku, to nie ja oberwałam kamiennym posągiem! - nawet jak krzyczała, nie brzmiało to groźnie.
- Ja tylko odleciałem. Ty byś po takim zderzeniu wąchała kwiatki od spodu - burknął, próbując się podnieść. Zaraz jednak znał sobie sprawę, że znowu był dla niej niemiły. - Przepraszam. Już nie będę cię dręczyć. Mogłaś mnie tu tak zostawić, ale pomogłaś.
- Wiesz, w twoim świecie uratowałeś mi życie, mam chyba jakiś dług wdzięczności - żachnęła się, obrzucając chłopaka pełnym wyrzutu spojrzeniem.
- Zaczynam żałować, że to zrobiłem - wstał i otrzepał się. Ledwo mógł się wyprostować z bólu.
- Ale ja żartowałam... - spojrzała na niego smutnym wzrokiem. Harry wypuścił z ust powietrze i uśmiechnął się pod nosem.
- Ja też. Chodź - wyciągnął do niej rękę. - Musimy w końcu trafić na ten obiad!



Wiem, że ten rozdział jest ultrakrótki, ale obiecałam, że jakiś dodam. Dopiero dzisiaj wróciła mi wena i chętnie bym coś jeszcze dopisała, ale mój drogi OJCIEC wyłącza mi zaraz internet. Cóż, jestem nawet zadowolona, że coś jednak naskrobałam. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ^^

poniedziałek, 24 grudnia 2012

It was an amazing year...

Drodzy czytelnicy. Moi kochani. Uwierzycie, że to już rok? Tyle się wydarzyło od napisania pierwszego rozdziału... Sparkle dostała mnóstwo nominacji i nawet wygrała kilka nagród. Czuję się doceniona i aż mi się ciepło na sercu robi, jak o tym wszystkim pomyślę. Ale, dość o mnie.

Dziękuję wszystkim, którzy dawali mi siłę do pisania. Dziękuję Klaudii, bez której nie powstałby ten blog i która posłużyła mi jako wzór jednej z moich ulubionych postaci w opowiadaniu. Kochana, nawet nie wiesz, ile razy pomogłaś mi odzyskać wenę, zupełnie nic nie robiąc! Dziękuję Sophie, która naprawdę mnie rozumie i zawsze stała przy mnie w czasie kryzysu, kiedy traciłam wszystkie chęci. Doceniam także Twoją cierpliwość, gdy wysyłałam ci rozmaite próbki kolejnych rozdziałów i zasypywałam nowymi pomysłami na opowiadania. I saranghae za Twoją miłość do Azji, anime, j-rocka i k-popu, którą z Tobą dzielę! Nie masz pojęcia, ile to daje mi szczęścia i pogody ducha. Dziękuję Arturowi, który mimo zgrzytów wciąż jest moim dobrym znajomym. Nauczyłeś mnie empatii i okazałeś uznanie dla tego, co robię. To wiele dla mnie znaczy. Dziękuję Lexie, która przyczyniła się do powstania kilku naprawdę świetnych rozdziałów i dzieliła się ze mną przemyśleniami na temat seksownego tyłka Louisa! Hahaha xd Dziękuję mojemu drogiemu przyjacielowi Michałowi, który chyba jednak nie przeczytał tego bloga i wciąż uważa, że One Direction są trochę zniewieścieli (pracuję nad nim, pracuję, zmieni chłopak zdanie), ale prywatnie jest moją ostoją i pomaga mi utrzymać równowagę, kiedy mi się życie chwieje. Dziękuję Tynie i Livsterowi, które są tak samo pojebane jak ja, rozumieją mnie bez słów, też się hiperventylują bez powodu i wytrzymują ze mną już czwarty rok. Kocham Was! Dziękuję Patrykowi, który lubi pisać, ale nie lubi czytać i zawsze się o mnie martwi, każąc mi iść spać albo nie pić tyle kawy. Dziękuję Szurniętej, Stukniętej i Szalonej, które są naprawdę świetnymi bloggerkami i dobrymi koleżankami. Wasze wsparcie w tworzeniu jest nieocenione!
Najważniejsze jednak podziękowania kieruję do WAS, kochani czytelnicy. Wy jesteście głównym powodem, dla którego piszę. Zawdzięczam Wam wszystkie umiejętności, które rozwinęłam i uznanie, które zyskałam. Mam nadzieję, że będziecie ze mną przez kolejny rok i przez następne... aż kiedyś wydam książkę. Marzę o wydaniu książki *.* Kupilibyście? Obiecuję, że cena będzie przystępna!

Coś przykrego się dzisiaj zdarzyło i nie będę w stanie napisać rozdziału na ten blog. Jeszcze bym kogoś skrzywdziła, a ten pobyt we Francji ma być przyjemny. Jednakże miałam mini wenę na jeden z moich nowych projektów (nazywam je 'Sparkling Stories'), którą zamieszczę poniżej. Myślę, że jest to całkiem niezły prolog na moje nowe opowiadanie: Teach Me How To Love

*

Było już południe, kiedy wstała. Oczy miała zaczerwienione od płaczu. Znowu krzyki. Od rana krzyki. Nienawidziła tego z całego serca, ale był to mimo wszystko element jej chorego życia, tego domu, w którym mieszkała. Niemal bezszelestnie wysunęła się z łóżka i drżącymi palcami delikatnie wyjęła z kieszeni plecaka chusteczki do nosa. Zużytą cisnęła w kąt, czując jak wzbiera się w niej wściekłość. Dzisiaj była Wigilia, ten dzień powinien kojarzyć się z radością, narodzinami Zbawiciela i tak dalej. Dziewczyna uniosła kremową roletę i wyjrzała za okno. Pogoda była ohydna: kropił deszcz, miejscami leżał jeszcze na ciemnej trawie brudny śnieg, wiatr targał drzewami bez liści. Bloki pomalowane na paskudny odcień żółci na tle szarego nieba wyglądały na martwe. Zupełnie jakby w środku nie znajdowały się szczęśliwe rodziny, wspólnie przygotowujące świąteczną kolację. Ubrała się w biały sweterek i zupełnie niepasujące do tego brązowe spodnie dresowe. Po co się dzisiaj ładnie ubierać. Nastały ciężkie czasy, Chrystus przyjdzie w glanach, więc dres jest w porządku. Przystawiła ucho do drzwi i stała tak przez chwilę. Wszyscy w kuchni, można bezpiecznie wyjść. Niczym złodziej przemknęła się do łazienki i równie szybko z niej wyszła. Wróciła do pokoju, zamykając drzwi. Przeszył ją dreszcz, w pomieszczeniu było nieprzyjemnie chłodno. Ojciec nie chciał podkręcić ogrzewania, stwierdził, że to przez zamykanie drzwi jest u niej tak zimno. Ale drzwi nie mogły być otwarte. Choćby dlatego, że stukanie palcami w klawiaturę przyprawiało go do szału. A zdarzały się dni, że był to jedyny wydobywający się stamtąd dźwięk. Od kiedy sięgała pamięcią, uwielbiała pisać opowiadania. Rok temu zaczęła je publikować, to stało się początkiem prawdziwej pasji. Kiedy traciła chęci do życia, brała notes lub siadała do komputera i pisała. Różne opowiadania, teksty piosenek... Kochała czuć to mrowienie w palcach, kiedy wciskała litery na swojej klawiaturze. Najchętniej rzuciłaby szkołę, żeby zostać autorką dobrych książek. Ale rodzice... To nie zadowoliłoby rodziców. Skrzywiła się, na samą myśl o nich. Zawsze rujnowali wszystkie jej marzenia. Jednym słowem potrafili zdeptać biedną drabinę z plasteliny, na której usiłowała wspiąć się na szczyt. Teraz miała życzyć im wesołych świąt i podzielić się opłatkiem? Aż zrobiło jej się niedobrze. Może to dlatego, że nie zjadła jeszcze śniadania. - Po co mam jeść śniadanie. W końcu na nie nie zasługuję - mruknęła i zaczęła układać ubrania w szafie. Mówiła, że przecież dzisiaj to zrobi. Co z tego, że rodzice z jakiegoś powodu nie chcieli w to uwierzyć i od dwóch dni krzyczeli na nią, że jeszcze tego nie ruszyła...




Piszcie, co sądzicie. Jeszcze raz przepraszam i DZIĘKUJĘ!!! ;***

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 37

Harry podszedł do drzwi i włożył do zamka zapasowy klucz. Nacisnął na klamkę i z cichym westchnieniem wszedł do środka. Od progu dało się odczuć przygnębiającą atmosferę tego domu. Przychodzenie tutaj przestało być przyjemnością, miało się bowiem wrażenie, jakby szło się na cmentarz.
- "Cmentarz, na którym własnoręcznie pochowałem moją przyjaciółkę" - pomyślał gorzko, zdejmując buty. W kuchni ktoś się poruszył, po chwili wyszła z niej uśmiechnięta dziewczyna. Harry spróbował odwzajemnić uśmiech, ale gdy na nią spojrzał, omal nie pękło mu serce. Była blada, wydawała się chudsza i bardzo zmizerniała. Wyglądała jak cień dawnej siebie. Tylko ten radosny wyraz twarzy upewnił chłopaka, że wciąż ma przed sobą Monicę.
- Mam nadzieję, że próba poszła wam dobrze? - odezwała się, próbując mówić jak najswobodniej.
- Tak, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że prace nad nową płytą ruszyły. W piątek jadę odwiedzić Eda, który znalazł jakąś swoją starą piosenkę i chce nam ją podarować - odpowiedział Harry. Dziewczyna zaczęła bawić się kosmykiem włosów, który uciekł z niedbałego upięcia. Widać było, że usilnie starała się wyglądać normalnie, jakby wszystko było w porządku. To była wyczerpująca taktyka, ale nie mogła sobie pozwolić na publiczne załamanie. W dzień chodziła po mieście i uczelni z podniesioną głową, może trochę bardziej poważnym wyrazem twarzy. Starała się ciągle być zajęta to pracą, to nauką. Wieczorami roniła wiele łez w poduszkę, nie udawała, że nie jest skrajnie wyczerpana i resztkami sił powstrzymuje się przed upadkiem. Wiedziała, że długo tak nie wytrzyma, ale miała nadzieję, że wszystko w końcu minie, jej życie wróci do normalności. Jej przyjaciel nieznacznie chrząknął.
- Hmm... masz ochotę na herbatę? Kupiłem taką o smaku aronii, podobno jest bardzo smaczna - zaproponował, wyjmując pudełko z kieszeni. Dziewczyna kiwnęła głową i usiadła na stołku, patrząc jak Harry krząta się przy kuchence. Kilka łyków ciepłego napoju pozwoliło jej się odprężyć. Umysł został cudownie oczyszczony ze wszystkich myśli, które kłębiły się w jej głowie od chwili, gdy rano otworzyła oczy na dźwięk budzika.
- Dziękuję... - powiedziała, chwytając rękę chłopaka. Ten podniósł lekko zdziwiony wzrok znad kubka.
- Za co mi dziękujesz? Nie wygłupiaj się, to tylko herbata.
- Nie o to mi chodzi... Jestem naprawdę wdzięczna, że mi tak pomagasz. Przychodzisz tu, znosisz moje kaprysy. Po prostu cieszę się, że przy mnie zostałeś po tym... wszystkim.
- Nic wielkiego - odparł, wstając z miejsca. - Może usiądźmy na kanapie, będzie wygodniej - ruszył w stronę salonu. Monica podążyła za nim, ostrożnie niosąc gorący jeszcze kubek. Nagle oboje usłyszeli znajomy trzask drzwi samochodowych.
- "Louis, ty idioto" - zdążył pomyśleć Harry. Nie dłużej, jak sekundę później dźwięk rozbitego szkła rozległ się w całym domu. Mocno przytulił do siebie dziewczynę, która wtuliła się w jego klatkę piersiową, jak gdyby była ona jedynym ratunkiem. Zaczął głaskać ją po głowie, powtarzając "jest w porządku, wszystko dobrze"
- Harry... ja tak dłużej nie mogę... - zlęknionym głosem szeptała. - Zabierz mnie stąd, gdzieś daleko. Błagam, nie chcę tu dużej być... - z jej oczu popłynęły łzy. Czuła się tak słaba, jak nigdy dotąd. Tylko jedna osoba była teraz w stanie jej pomóc.
- Obiecuję - powiedział, całując ją w czubek głowy. - Uwolnię cię od wszystkiego złego, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię.

*
- A może by tak... wyspa Jeju? - Harry podniósł wzrok znad ekranu tableta.
- Gdzie to jest?
- Yyy... gdzieś w Azji. Chyba. Dobra, nieważne. Bahamy? Albo Barbados... - Monica obrzuciła go pełnym politowania spojrzeniem.
- Przyznaj się, że po prostu czytasz przykładowe nazwy miejsc i nie masz absolutnie żadnego pomysłu. Chciałabym pojechać gdzieś, gdzie mogłabym spędzić trochę więcej czasu i nie zbankrutować. Te wyspy są oblegane w sezonie wakacyjnym.
- Masz rację... Przepraszam, znowu cię zawodzę.
- W porządku - uśmiechnęła się blado. Tak naprawdę nic nie było w porządku, jednak ostatnie, czego chciała, to przysparzać przyjacielowi kolejnych zmartwień. On musi pracować nad płytą, a nie przesiadywać w jej domu pilnując, by nic jej się nie stało. Nigdy nie powiedział tego wprost, ale chyba bał się, że mogłaby targnąć się na swoje życie.
- Nie zamierzasz tego odebrać? - usłyszała głos chłopaka.
- Hmm? Co? - zamrugała oczami, wyrywając się z zamyślenia. Dopiero teraz zauważyła, że jej komórka wibruje. - Ach... zamierzam. Wybacz mi na moment - powiedziała i poszła z telefonem do pokoju gościnnego, zamykając za sobą drzwi.
- I mam uwierzyć, że wszystko u niej gra - zamruczał Harry, przeciągając się na kanapie. Przejechał palcem po stronie ze spisem ciekawych miejsc na wakacyjny wyjazd. Ceny ofert biur podróży faktycznie okazały się kosmiczne. - Chyba po prostu sam zabiorę ją nad jakieś jezioro, wynajmiemy domek na odludziu i będzie dobrze. Chociaż, czy taka zupełna dzicz i samotność nie dobije jej jeszcze bardziej?
- Pomożesz mi wyjąć walizkę z piwnicy? - zawołała dziewczyna, wychodząc z pokoju. Była rozpromieniona.
- Wybierasz się gdzieś beze mnie?
- Nigdy nie zgadniesz!
- No to mi powiedz - uśmiechnął się, wstając z miejsca. Monica podbiegła do niego i pełnym entuzjazmu głosem wyjaśniła:
- Właśnie rozmawiałam z moją ciocią chrzestną Josephine. Opowiadałam ci kiedyś o niej, prawda?
- Ta, co mieszka we Francji?
- Tak, dokładnie w Bordeaux. Zaprosiła mnie do siebie na wakacje! W dodatku zgodziła się, żebym wzięła ze sobą paru znajomych. Mam nadzieję, że ty z Zaynem nie macie planów na przyszły tydzień?
- Czemu ja i Zayn? - zdziwił się Harry. W porę ugryzł się w język, żeby nie wypalić "Czemu chcesz wziąć Zayna?!".
- Niall ma jakieś plany z Claudią. Zastanawiałam się, czy nie zapytać także Alyssy... dawno się z nią nie widziałam, brakuje mi naszych wspólnych wypadów.
- Nie ma sprawy, dzwoń do niej. Twoja walizka jest...
- Weź tę największą, czarną. I może jeszcze te dwie średnie... Zaraz do ciebie zejdę, tylko z nią pogadam. Cześć! Masz coś do roboty w następnym tygodniu? - najwyraźniej już rozmawiała, biegnąc z telefonem przy uchu na górę.
- Ciocia Josephine... będę musiał jej kiedyś podziękować. O ile przeżyję starcie z walizkami.

*
Cieszyłam się jak głupia na ten wyjazd. Chociaż w sumie nigdy nie byłam jakoś szczególnie blisko z ciocią, bo widywałyśmy się ledwo kilka razy w roku, natychmiast zgodziłam się na jej propozycję. Właśnie tego było mi trzeba: zupełnej zmiany otoczenia. Kiedyś, jeszcze jako mała dziewczynka, razem z rodzicami odwiedziłam ciotkę w jej apartamencie na Starym Mieście. Pamiętam, że uwielbiałam budzić się w tamtym miękkim łóżku, które znajdowało się naprzeciwko pięknie zdobionego kwiatami balkonu, na moje życzenie zawsze otwartego. Leżąc w śnieżnobiałej, puchatej pościeli oglądałam, jak promienie wschodzącego słońca wędrują po kamiennych fasadach sąsiedniego budynku i nasłuchiwałam odgłosów porannego miasta. Miły pan, który naprzeciwko domu cioci sprzedawał bajgle, już swoim zwyczajem podśpiewywał wesołe, francuskie piosenki, rozkładając towar do wiklinowych koszów. Chwilę potem drzwi mojego pokoju otwierały się i wchodziła ciocia Josephine, niosąca tacę ze śniadaniem. Ta kobieta to dopiero potrafi gotować! Resztę dnia spędzałam na spacerach wzdłuż rzeki albo rejsach stateczkiem. Nie musiałam się niczym przejmować. I tak powinno teraz być. Ale wciąż czułam pewien niedosyt...

- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - spytała mnie Alyssa. Uśmiechnęłam się figlarnie.
- Boisz się efektu, co? Ja tam facetowi ufam, nie zrobi ze mnie straszydła.
- Ale jednak... to już nie będziesz naturalna ty.
- I o to mi właśnie chodzi - odparłam, przeglądając katalog z ilustracjami.
- Gotowa na przemianę? - usłyszałam głos. Przystojny mężczyzna o ciemnej karnacji podszedł do mnie i podał rękę. Dałam się zaprowadzić na fotel, jeszcze raz uspokajając przeciwną wszystkiemu Alyssę. Wiedziałam, co się zaraz stanie. Nie miałam jednak żadnych obaw. Prawdę mówiąc, zawsze chciałam to zrobić!

*
Harry nerwowo spojrzał na zegarek. Jeszcze chwila i przegapią odprawę, a następny samolot jest za kilka godzin! Spojrzał pytająco na Zayna, jednak ten tylko wzruszył ramionami.
- Dlaczego dziewczyny zawsze się spóźniają?
- Nie wiem. Bo to dziewczyny - czarnowłosy nonszalancko zarzucił czarną, skórzaną kurtkę na plecy.
- Zapomniałem, że ciebie się o nic nie pyta - powiedział gburowatym głosem Harry. Zayn tylko się uśmiechnął:
- Uważaj, bo wybuchniesz... - z głośników na lotnisku popłynął komunikat: "Wszystkich uczestników lotu numer 34 do Bordeaux prosimy o przejście do stanowiska B, w celu przeprowadzenia odprawy paszportowej"
- A nie mówiłem? - jęknął Harry.
- No i wybuchłeś...
- To nie jest śmieszne. I twierdziłeś, że nie oglądałeś "Shreka Forever".
- Bo nie OGLĄDAŁEM. Miałem zamknięte oczy. Ej, czy to nie Alyssa? - wycelował palcem w tłum. Styles wytężył wzrok, szukając znajomej twarzy.
- Tak, to chyba ona. Ale kim jest ta blondynka, która idzie obok? Monica zabiera kogoś jeszcze i nawet mi o tym nie powiedziała?
- Cześć, Harry! Cześć, Zayn! - Alyssa pomachała ręką do chłopców. Jej koleżanka, o nieco ciemniejszych włosach poprawiła ciemne okulary i przygładziła grzywkę. Coś w jej twarzy wydało się Zaynowi znajome, jednak podobnie jak Harry, nie za bardzo wiedział, kim owa dziewczyna może być.
- Cześć, dobrze, że już jesteś... cie - Styles delikatnie wziął Alyssę na bok. - Kto to jest? - powiedział szeptem, zezując na chichoczącą pod nosem blondynkę. Z niewiadomych powodów koleżanka Monici również zaczęła się śmiać. Harry zdębiał, kompletnie nie wiedząc, co się dzieje. - To jest jakiś żart, tak? Fajnie, kupa śmiechu, ale zaraz się spóźnimy na nasz lot. Gdzie jest Monica?
- Stoi przed tobą! - nieznajoma odezwała się zupełnie znajomym głosem i zdjęła okulary. Dopiero teraz chłopak rozpoznał w niej swoją przyjaciółkę.
- Jezu...
- Hola, zmieniłam tylko fryzurę, a nie imię!
- Nie, mam na myśli... Wyglądasz inaczej.
- Jak nie ty - dodał Zayn, przyglądając się nowemu wizerunkowi Monici. - Ładnie ci w blond włosach.
- Dziękuję - Harry dostrzegł na jej policzkach lekki rumieniec. Też mógł powiedzieć jej jakiś komplement, przecież nie jest gorszy. Teraz jednak nie było na to czasu. Wziął walizkę przyjaciółki i bez słowa ruszył w kierunku odprawy. Wytrącony z równowagi popełnił kolejny błąd i pomylił bilety, odbierając sobie szansę na spędzenie lotu obok Monici.
- Siedzenia 12 i 13, mamy miejsca obok siebie! - zauważyła Alyssa, machając naburmuszonemu Harry'emu biletami przed nosem. A Monia z Zaynem...
- 45 i 46 - powiedział krótko, opadając na siedzenie. Przejechał ręką po twarzy, zrezygnowany.
- Hej, rozchmurz się! Mam nadzieję, że miło spędzisz lot w moim towarzystwie.
- Tak... pewnie - podniósł wzrok na dziewczynę. Prawie w ogóle jej nie znał, jakoś nigdy nie mieli okazji porozmawiać. Spojrzał na nią raz jeszcze. Otworzyła książkę i włożyła w uszy słuchawki. Wcześniej nie zwracał na to uwagi, ale Alyssa była naprawdę ładna. Gdyby nie nawijała jak katarynka, a była cicha, jak teraz, mógłby ją nawet polubić. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że Harry się jej przygląda. Uniosła jasne oczy znad książki i uśmiechnęła się. To była krótka chwila, ale wystarczyła, aby chłopak czerwony i speszony, odchrząknął i wbił wzrok w sufit.
- Proszę pana, może już pan odpiąć pasy. Samolot jest już w fazie lotu.






gjhgjrhgerhgkwejhrgjertgjr NAPISAŁAM <3 mam nadzieję, że wyszło mi to dobrze, bo jestem nawet zadowolona. Dziękuję wszystkim, co cierpliwie czekali i pozdrawiam wszystkie siły nieczyste, co mi utrudniały pracę. A kysz!

czwartek, 30 sierpnia 2012

~Announcement!~

Pewnie umieracie z ciekawości, co się teraz stanie z Monicą i resztą bohaterów, jak się miewa Meg i jej dziecko, co u Victorii i Lucasa. No cóż, hmm... ja też.

Haha, oczywiście żartuję ;)

<spoiler>
Po prawie dwóch miesiącach przesiadywania w domu i uspokajania choroby Monica otrzyma propozycję wyjazdu z przyjaciółmi do jej ciotki, która mieszka we Francji. Domyślacie się, kogo zabierze? Podpowiem Wam, że będzie to jedna dziewczyna i dwóch chłopaków. Wyjazd wprowadzi do jej życia zupełnie nowe perspektywy. Odkryje prawdziwą wolność i zyska siłę, która pomoże jej się uporać z kolejnymi problemami. Czy nowa Monica będzie potrafiła wrócić do poprzednich obowiązków? A może pokusa świeżego startu okaże się zbyt silna?
Tymczasem parę osób będzie starało się wyjaśnić, co tak naprawdę stało się podczas pamiętnego wieczoru w dzień urodzin M.L.Whister. Wygląda na to, że droga Harry'ego do jej serca nie będzie taka prosta. Szczególnie, że stoją na niej starzy znajomi, pragnący zemsty i wygranej.
Meg wreszcie daje znak życia i przysyła kilka zdjęć. Mogłaby jednak bardziej uważać na wpisywanie adresu e-mailowego...


To wszystko w kolejnych rozdziałach. Ukażą się prawdopodobnie we wrześniu, a prace nad nimi ruszą zaraz po skończeniu rozdziału 2 na Live My Life For Me.
Moja mama ma parę ważnych pism do napisania i muszę udostępniać jej komputer codziennie po kilka godzin, dlatego ostatnio nie miałam czasu, żeby cokolwiek napisać. Im bardziej człowiek chce, tym trudniej jest mu coś zrobić, a ja cała się napaliłam na ten rozdział! Wiem, że jesteście cierpliwe, może nawet bardziej ode mnie. Jakimś cudem muszę skończyć przed rozpoczęciem roku szkolnego!

A propos: czy będziecie chciały, żebym zamieszczała moje osobiste przemyślenia i relacje mojego życia w internacie i nowego liceum? Mogę na LMLFM zrobić zakładkę z czymś w rodzaju mini-pamiętnika, czyli "grr, nienawidzę matmy, ale piętro niżej mieszka mega przystojniak!" ;D Wy także mogłybyście pisać coś o swoich szkolnych przeżyciach. W ten sposób lepiej poznałabym moje czytelniczki! ("moje czytelniczki", to wciąż brzmi dziwnie XD). Dziewczyny! I chłopaki, jeśli są tu jacyś (bo nie dają znaku życia...). Mam nadzieję, że nie tylko ja chciałabym pogadać o czymś aktualnym ;)

Piszcie, co myślicie.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 36

- Boże, Monica, tak mi przykro. Jak się czujesz? Chcesz, żebym z tobą posiedziała?
- Nawet sobie nie wyobrażam, jak bardzo musisz cierpieć, po takim czymś...
- Dziękuję za troskę, ale może któraś z was powie mi wreszcie, czemu mam się tak strasznie czuć? - zapytałam, spoglądając ze zdziwieniem na Claudię i Alyssę, które przed chwilą weszły do mnie do domu i zasypały falą niespodziewanego współczucia. Przecież byłam pewna, że egzaminy końcowe poszły mi znakomicie.
- Lysiu, myślisz, że to już jest ta faza chłodu i akceptacji? A może jest w szoku i wyłączyła wszystkie uczucia? - szepnęła Claudia. Ponieważ nadal nie otrzymałam odpowiedzi, wzruszyłam ramionami i zostawiłam dyskutujące przyjaciółki w kuchni, podczas gdy sama poszłam z kubkiem kakao do swojego pokoju. Włączyłam laptopa i zajrzałam do służbowej skrzynki mailowej. Była tam tylko informacja od szefa gazety, żebym stawiła się u niego w gabinecie dziś po południu. W sumie liczyłam na jakieś zadanie, żebym mogła poświęcić się pracy i nie siedzieć bezczynnie. W końcu mam już dwadzieścia lat. Otworzyłam jedną ze stron plotkarskich, którą poleciło mi parę osób z Timesa. Oczywiście, nie dało się nie zauważyć ogromnej reklamy szamponu, która zajmowała praktycznie cały ekran, a także mniejszych, nie mniej denerwujących. Rozumiem zasady i cele marketingu, ale chyba nie chodzi o to, żeby zawieszać czytelnikom ich komputery? Postanowiłam nie bawić się w zamykanie skaczących po stronie okienek i poczekać, aż same znikną. Po schodach wchodziły dziewczyny, omawiając coś między sobą.
- Pomyślałyśmy, że trzeba cię wyciągnąć gdzieś na świeże powietrze, gdzie nie ma zbyt wielu ludzi. Mój wujek jest leśniczym i mogłybyśmy pojechać do jego domu. Okolica jest bardzo spokojna i twoimi głównymi sąsiadami byłyby sowy i jelenie... - powiedziała Alyssa, uśmiechając się krzywo.
- Wiem, że to trudne, ale pomożemy ci o nim zapomnieć, obiecuję - Claudia przytuliła mnie mocno. Zabrałam jej ręce z mojej szyi i trochę już zdenerwowana krzyknęłam:
- O czym wy do cholery mówicie? O kim mam zapomnieć? Jeśli to jakiś żart, to przestał być śmieszny dawno temu!
- Ty naprawdę nic nie wiesz?
- Nie. Nie mam bladego pojęcia, o co wam chodzi. Serio. Oświecicie mnie?
- Odwróć się - odezwała się smutno. Zrobiłam to, a potem... zamarłam. Moje oczy wpatrywały się w chłopaka, całującego młodą, skąpo ubraną dziewczynę. Mojego chłopaka. To był Louis.
- Moniu...
- Proszę, zostawcie mnie samą - głuchy głos zabrzmiał w mojej głowie. Był taki obcy, choć wydobył się z moich ust. Wyszły, zamykając drzwi. Nie użyły klamki. Tkwiłam w jednej pozycji, nie wiem jak długo to trwało. Myśli atakowały i uciekały, mózg nie reagował na bodźce z otoczenia.

Zdrada.

Nie miałam siły odeprzeć tego słowa, które leniwie wypełniało każdą cząstkę mojego ciała. Wraz z krwią przedostawało się tam, gdzie było niechciane - do serca. Od tak dawna obce, teraz wszechobecne. Chyba nie powinnam czuć tej szkarłatnej cieczy, płynącej w moich żyłach, prawda? A może to dobry znak, bo mimo wszystko coś jeszcze odczuwam? Ból, smutek, poczucie winy, złość... nie mogę się zdecydować. Dlaczego ta figurka stoi krzywo? Poprawiam ją kilka razy, przesuwając o milimetry. Wciąż siedzę na krześle, nie umiem wstać. Próbuję się podnieść. Zdumiewam się, bo jednak potrafię utrzymać się w tej pozycji. Firanka się zawinęła, muszę ją odwinąć. Mocno uderzam ręką w ścianę. Czemu to zrobiłam? Jakiś cichy głos podpowiada mi, że tak trzeba.
- "Dobrze" - odpowiadam i uderzam jeszcze raz. Przecież to nie ma sensu. Ale muszę to zrobić, żeby potem było dobrze. Wygładzam pościel, nagle czymś wystraszona. Gdybym tego nie zrobiła, stałaby mi się krzywda. Chwila świadomości, wiem, że bredzę od rzeczy. Schodzę po schodach, wszystkie obrazy wiszą odrobinę w lewo. Przeraża mnie ten widok, nie rozumiem . Przez dziesięć minut przesuwam je, aż osiągają idealny pion. Uspokajam się. W salonie jest okropnie jasno, niepokój powraca. Nagle nie czuję się komfortowo w jasnym pomieszczeniu. Z zamkniętymi oczami zasuwam wszystkie rolety. Teraz boję się ciemności. Układam wszystkie poduszki, książki, płyty. Źle leżały, psuły wystrój. Idę do kuchni, nie wiem, co mam robić. Wyjmuję wielki nóż, poleruję ostrze. Przykładam zimną stal do policzka, czuję ulgę. Chowam go do szafki. Nie, nie zrobiłam tego, jak należy. Wyjmuję z powrotem, znów przykładam do policzka, otwieram szufladę, wkładam z powrotem, bardzo ostrożnie. Widzę czyjeś oczy na jego srebrnym boku. Wiem, że są moje. Ale nie czuję tego. Przez jedną okropną chwilę, która wydawała się trwać wieczność, straciłam kontakt z moim własnym ciałem. Czułam siebie, moją duszę... w sobie. Jakbym znajdowała się w nieposłusznej powłoce. Uniosłam rękę. Przecież powłoka jest posłuszna. Czemu więc czuję się jak w obcym ciele? Nie, przecież to moje ciało, ja to wiem, widzę. Lustro! Podbiegam do lustra. Patrzę oczami tej dziewczyny, ale to jestem ja i to są moje oczy. Ja patrzę na siebie. Jestem Monica Leslie Whister. Zamykam oczy i przywieram rękami do tafli. Dwa oddechy, jednakowo równe, zadbałam o to. Otwieram i widzę swoje odbicie. Moje serce bije jak oszalałe, chyba też dało się przed chwilą oszukać. Nie umiem tego wytłumaczyć, szepczę tylko, że już w porządku, wszystko dobrze. Głaszczę się po klatce piersiowej, mówiąc do serca, jakby było małym dzieckiem. Nie rozumiem, dlaczego to robię. To nie ma sensu. Siadam na zimnej podłodze i wtedy powracają do mnie wszystkie zmysły. Ganię się w myślach, że znowu do tego dopuściłam. Tak długo było dobrze, prawie zapomniałam, jak to jest. Nie mam siły walczyć, jestem okropnie słaba. Wiem już, że teraz jestem bezpieczna, świadoma. Nie kieruje mną nikt oprócz mnie i tego głosu, który nie brzmi jak głos. To taki głos w myślach, który nie ma barwy i w zasadzie go nie słyszę, ale czuję... Nie staram się sobie tego wytłumaczyć. Zanim to wszystko wróci, muszę coś zrobić. Nie mogę się rozproszyć, chociaż wiem, że muszę zrobić tu wiele rzeczy. Odpokutuję, jak wrócę. Będzie bolało, ale trzeba dopełnić kary. Kary? Za co? Nie rozumiem, nie rozumiem! Ale muszę.


*

Harry wysiadł z taksówki i pomógł wygramolić się z niej Louisowi. Chłopak miał naprawdę silnego kaca, jego głowę rozsadzał ból. W dodatku nic, zupełnie nic nie pamiętał z poprzedniej nocy. Nie miał siły zapytać przyjaciela, choć sam fakt, że obudził się rano obok niego był zastanawiający. Przecież nie wyszli razem. A może jednak? Styles przekręcił klucz w zamku, weszli do środka. W salonie siedział Zayn, Liam stał w przedpokoju, opierając się o ścianę. Ze schodów poderwał się Niall i z furią, z całej siły, wymierzył Louisowi policzek. Ten upadł na podłogę, zdezorientowany. Twarz go zapiekła, pojawił się mocno czerwony ślad.
- Jak mogłeś??? - wydarł się. Normalnie Liam już dawno by go powstrzymał, ale tym razem wydawał się popierać postępowanie blondyna.
- Czemu mnie uderzyłeś? - zapytał Louis, podnosząc się z podłogi. Nie wiedział, czy ma się bronić przed kolejnym ciosem, ale nie potrafił skrzywdzić przyjaciela.
- Byłeś zdenerwowany, ale posunąłeś się za daleko. Czym ona ci zawiniła, że zrobiłeś jej takie coś? - powiedział Liam, wyciągając rękę z telefonem. Ostatnie zdanie niemal wycedził przez zaciśnięte zęby. Czuć było od niego nienawiść. Nigdy nie widział Liama w takim stanie. Czy on też go uderzy? Wziął komórkę. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
- Brzydzę się tobą - powiedział Zayn i z rękami w kieszeniach poszedł na górę. Harry westchnął. Domyślał się, że coś podobnego może się stać. Jego plan był dość destrukcyjny.
- Ja jej nie całowałem. To ona mnie pocałowała, przysięgam. Liam, proszę, musisz mi uwierzyć! Nialler... - popatrzył błagalnym wzrokiem. Wił się w agonii, nie ma wygranej bez ofiar... Payne spojrzał w oczy Louisa. tak długo mu ufał, ale teraz sam nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Wiedział, co znaczy kochać. Czy zrobiłby to, co Tomlinson? Nigdy. Mimo wszystko, dlaczego właściwie on miałby teraz kłamać?
- Ech. Wiesz, komu powinieneś się tłumaczyć. Nawet, jeśli mówisz prawdę.
- O Boże. Ona to widziała? - chłopak zbladł, musiał przytrzymać się ściany. Tylko nie to, dlaczego?!
- Dowiedziała się dzisiaj rano, przed niecałą godziną. Claudia mnie poinformowała - warknął Niall, wbijając palce w rękaw kurtki Harry'ego. Widać było, że ledwo powstrzymuje się przed rzuceniem na Lou.
- Muszę... Liam, boję się...
- Słusznie - powiedział, patrząc karcącym wzrokiem. Nagle ktoś bardzo niepewnie i nerwowo zapukał do drzwi. Chłopcy wiedzieli już, kto to jest.
- Monica... Moniu...
- Ty pocałowałeś tę dziewczynę, czy ona ciebie? - odezwała się. Jej głos niesamowicie drżał. Nie tylko głos.
- Ja... nie wiem - spuścił głowę. Wiedział, że nie na taką odpowiedź liczyła. Ale nie mógłby jej okłamać. Dziewczyna rozchyliła wargi, płytko wciągając powietrze. Lekko wyciągnęła rękę, jakby chciała ostatni raz dotknąć tego, którego tak długo kochała. Spojrzeli sobie w oczy, czując ten sam tępy ból w sercu.
- Z nami koniec - powiedziała, bardziej do siebie, niż do niego. To zabrzmiało, jakby sama się zdziwiła tymi słowami. Jednak jej spojrzenie było zdecydowane. Rozluźniła drugą, zaciśniętą w pięść dłoń. Wypadła mała karteczka. Monica odwróciła się, zamykając za sobą drzwi. Wyszła. Louis podniósł karteczkę i przeczytał:
"Przepraszam, że cię do tego skłoniłam". Wtedy też zdał sobie sprawę, że stracił najdroższą osobę w jego życiu. Osunął się na podłogę i zaczął płakać. W obecności swoich przyjaciół, którzy pewnie nawet go nie żałowali. Jego duma już nie miała znaczenia. Niall fuknął pod nosem, bez krzty współczucia. Nikt z obecnych nie miał mu tego za złe. Liam wziął jego i Harry'ego na bok.
- Posłuchajcie, musicie do niej iść, teraz. Ona nie może być sama, to niebezpieczne - powiedział poważnym głosem. Widok roztrzęsionej dziewczyny przypomniał mu o czymś niezmiernie ważnym. - Tylko ja o tym wiem. Kiedy ostatnim razem była w szpitalu, udało mi się zajrzeć do jej akt. Gdy była młodsza i stała się ta rzecz z Lucasem, jej rodzice zapisali ją do psychologa. Wtedy też podejrzewano u niej zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne...
- A po angielsku?
- Nerwicę natręctw. Kiedy przeczytałem tę informację, zacząłem jej się bacznie przyglądać. Według mnie tamte podejrzenia były trafne. Ona jest chora... Zauważyłem, że występują u niej charakterystyczne objawy, nasilają się z silnym stresem, kiedy się czymś martwi i tak dalej. Przez jakiś czas było dobrze, ale wczoraj w kinie zauważyłem, że znowu coś jest nie tak. Widzieliście, jak się zachowywała? Na chodniku stawiała stopy dokładnie pośrodku płyt, popcorn jadła tak, by ubywało go symetrycznie z każdej strony. Osoby cierpiące na to zaburzenie odczuwają silny niepokój, gdy coś jest krzywo. Robią także wiele innych rzeczy, które mogą je skrzywdzić. Nie chcę jej teraz dodatkowo przytłaczać terapią, ale ona nie może być z tym sama. Potrzebuje kogoś przy swoim boku. Ja zostanę i porozmawiam z Louisem. Aha, proszę was, nie atakujcie jej, choćby nie wiem jak dziwacznie się zachowywała. Ona nie może na to nic poradzić. Nie pytajcie ją o to. Monica jest w pełni świadoma tego, co robi, po prostu ma wewnętrzne poczucie, że tak trzeba.
- Jesteś pewien, że ona ma tę chorobę? - zapytał Niall. Kiedyś czytał o tym jakiś artykuł i średnio mu to pasowało do Monici, jaką znał.
- W lekkim stopniu. Ale nawet w nerwach ludzie nie zachowują się w taki sposób. Lećcie, już!


*

Zerwałam z Louisem. Musiałam to zrobić, nic nie tłumaczy zdrady. Ale to także moja wina. Wiedziałam, że nie jestem dla niego odpowiednia. Przy byle okazji zmienił mnie na inną. Czemu jestem taka nieidealna? Harry nie miał racji, ludzie nie lubią mnie za to, jaka jestem. Po prostu nie chcą mieć wyrzutów sumienia, że źle traktują dziewczynę, która robi dla nich tyle dobrego. Nie rozumiem ich, dlaczego mnie wspierają, są mili? Przecież jestem śmieciem. Jakaś część mnie mówi, że na to zasługuję, bo jestem dobra.
- "Nie, nie wolno ci tak myśleć!" - gryzę się w rękę, zostaje ślad zębów. Pokora, pokora, zupełnie mi jej brak. Jestem niewychowana. W dodatku niezdarna, właśnie potrąciłam cukierniczkę, jej zawartość rozsypała się po całej podłodze. Padam na kolana i schylam się. Palcem unoszę jeden kryształek i przenoszę go na szufelkę. Ta irytująco powolna i niewdzięczna czynność z jakiegoś powodu mnie uspokaja. Muszę ochłonąć po tym wszystkim. Wyłączam myśli, ochładzam umysł. Nie zwracam uwagi na dwóch chłopaków, którzy wchodzą do mieszkania i patrzą na mnie. Nie spoglądam na nich nawet, gdy się zbliżają. Zero kontaktu wzrokowego, jakby mnie tam nie było. Głucha przestrzeń wokół mnie nagle zostaje naruszona. Blondwłosy chłopak chwyta mnie od tyłu, klękając. Jakby wyrwana ze snu, pozwalam się obrócić. Widzę niebieskie, zatroskane oczy. Czuję, jak silne ramiona przyciągają mnie, całą sobą wtulam się w chłopaka, tak bardzo tego potrzebuję. Wtedy też wszystko puszcza. Zaczynam szlochać, bojąc się, ale czując się mimo wszystko bezpiecznie. Nie chcę, żeby on mnie puścił. Nie dam rady sama. Łzy kapały na podłogę, ten drugi chłopak chciał mi je otrzeć, ale ja go odepchnęłam. Nie ufam nikomu. Nie wiem nawet, czy mogę zaufać temu, którzy mnie trzyma. On zjawił się w odpowiedniej chwili, jak anioł. Choć nie zasługuję na niego, nie wolno mi odrzucić boskiej pomocy. Tylko ile czasu będę musiała pokutować, żeby się odwdzięczyć? Och, niech ten drugi chłopak wyłączy zegarek. Wskazówki są okropnie głośne, to boli. Zamykam oczy, płaczę, staram się zagłuszyć wszystko wokół. Czy już kiedyś nie robiłam czegoś podobnego? Ale wtedy byłam sama... zupełnie sama... Skąd biorę tyle siły?




Nie oczekuję zrozumienia tego rozdziału ani opisów. To był dla mnie najtrudniejszy tekst, jaki kiedykolwiek napisałam.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Rozdział 35

*

Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak dobrze się bawił. Od dawna na jego twarzy nie zagościł tak szeroki i szczery uśmiech. Był naprawdę szczęśliwy. Jednak jeszcze lepiej czuł się, widząc tę dziewczynę, dzielącą z nim radość. Ona też przez ostatnie tygodnie chodziła przygnębiona, miała problemy w pracy, najlepsza przyjaciółka wyjechała, a jej chłopak ciągle nie miał dla niej czasu. A teraz? Promieniała, a taką Monicę Harry lubił najbardziej. Gdy się poznali, też taka była. Potem nastały czasy kryzysów, o których wolał nie pamiętać. Chciał cieszyć się tą chwilą.
- Stop! Przestańmy na chwilę tańczyć, bo łapie mnie kolka w brzuchu! - śmiała się, opadając na leżące w nieładzie poduszki na kanapie. - Dziękuję ci, tęskniłam za takim czymś. Kiedy ostatnio mieliśmy taki wieczór? To musiało być tak dawno, że oboje o tym zapomnieliśmy.
- Mnie też tego brakowało - przyznał chłopak. - Nie mieliśmy ostatnio czasu dla siebie, ale obiecuję, że to się zmieni. Jeszcze parę koncertów i mamy obiecany urlop. Kiedykolwiek zechcesz się ze mną widzieć, będę do dyspozycji.
- To miłe z twojej strony, że tak dbasz o przyjaciółkę. Ona postara się ci odwdzięczyć i da ci ten przepis na specjalną zapiekankę Whisterów. Tę, o którą tyle mnie prosiłeś.
- Za zdradzenie rodzinnej tajemnicy pozostanę twoim uniżonym sługą.
- Och, nie przesadzaj, to wbrew pozorom żadna niezwykła potrawa. Wybacz, muszę to odebrać - powiedziała, sięgając po telefon. No tak, Louis. Musi się upewnić, że jego księżniczka wciąż tkwi uwięziona w swej wieży.
- Nie ma sprawy. Przygotuję herbatę - odparł Harry i poszedł do kuchni. Jednym uchem przysłuchiwał się rozmowie.
- Tak, w domu. Cały czas. Wszystko w porządku, naprawdę, nie martw się. Brzmisz jakoś nieswojo, coś nie tak z dziewczynkami? No widzisz, mówiłam, że im się polepszy. Tak, zakręciłam zawór w garażu. Lou, naprawdę dobrze się czuję, a dom nie stoi w płomieniach, ani nic z tych rzeczy. Wracaj szybko, bo z dala ode mnie robi się z ciebie strasznie bojaźliwy człowiek. To słodkie, też ich ode mnie pozdrów. Kocham cię. Jasne, już daję - odsunęła słuchawkę i kiwnęła na Harry'ego.
- "Królewicz chce porozmawiać ze smokiem" - pomyślał chłopak i wziął słuchawkę, oddalając się do innego pokoju. Jak się spodziewał, otrzymał tylko kolejne wskazówki oraz opiernicz za niedopilnowanie Claudii (jakby to była jego wina, poza tym co za bałwan mu o tym powiedział!?). Po wielu zapewnieniach, że dopilnuje wszystkiego, mógł się rozłączyć i odpocząć od Louisowego gderania. Tej części związanej z Monicą wcale mu nie brakowało, ani trochę. Woda już się zagotowała, a przyjaciele z gotowymi herbatami przenieśli się z powrotem do salonu, włączyli telewizor i rozsiedli się na miękkim dywanie.
- Więc, um, jak ci się układa z Louisem? - bąknął, upijając duży łyk swojej earl grey. Była jeszcze gorąca, parzyła w usta i język. Nie było to przyjemne uczucie, choć mrowienie rozciągające się po całym ciele było intrygujące. Czy specjaliści nie nazywają tego masochizmem?
- Dobrze... - lekko posmutniała. - Może ostatnimi czasy nie aż tak, ale on ma naprawdę dużo na głowie. Nie mogę wymagać od niego pełnej uwagi, kiedy są rzeczy ważniejsze ode mnie.
- Ciekawe, czy Lou wie, jaką ma wspaniałą dziewczynę. Nie spotkałem w życiu kogoś bardziej wyrozumiałego od ciebie. Choć na moje oko ciut za bardzo i za często się poświęcasz, żeby kto inny był szczęśliwy. Pomyśl czasem o sobie - po przyjacielsku złapał i pogładził jej rękę.
- Teraz myślę - uśmiechnęła się. Harry poznał jednak po jej twarzy, że coś ją trapi.
- Powiedz mi, co się dzieje. Jutro masz urodziny, to powinien być szczęśliwy dzień.
- Bo... ja po prostu boję się, że go stracę i to z mojej winy. Jestem taka nieidealna, a on robi dla mnie tak wiele, w dodatku jest aniołem rodziny i międzynarodową gwiazdą. To, jaka jestem...
- Sprawia, że wszyscy, a szczególnie Louis, kochają cię tak mocno - dokończył za nią Harry. Przejął się tym, że dziewczyna znów ma takie czarne, samokrytyczne myśli. Skojarzył już, że pogarszało jej się w ciężkich emocjonalnie chwilach. A bycie zaniedbywanym przez ukochanego z pewnością do takich należy. Sposób, w jaki podmuchała swoją herbatę przypominał westchnięcie.
- Przepraszam, ale chyba pójdę już się położyć. Możesz skorzystać z łazienki na dole i pokoju gościnnego.
- Nie ma sprawy, śpij dobrze - lekko ją do siebie przysunął i pocałował w głowę, nie protestowała. Sam nie mógł zasnąć. Kręcił się na łóżku, nie umiejąc znaleźć odpowiedniej pozycji. Dręczyły go rozmaite myśli, połowa z nich dotyczyła jutrzejszego dnia. To miał być dla niego sprawdzian.

Usłyszał, że na górze ktoś się obudził i krząta w łazience. Pospiesznie włożył w małą babeczkę z jagodami różową świeczkę i ją zapalił.
- Wszystkiego najlepszego! - wykrzyknął, gdy dziewczyna stanęła na schodach. Obdarzyła go szczerym uśmiechem, wyraźnie zaskoczona tym miłym gestem.
- Ow, Harry, przygotowałeś mi urodzinowe śniadanie? Przez chwilę poczułam się jak w domu, mama też robiła jagodowe babeczki i omlet z pomidorami - cieszyła się, zdmuchując świeczkę. Chłopak postanowił przemilczeć fakt, że babeczka była kupiona w cukierni, do której leciał wczesnym rankiem.
- Jak zjesz, ubierz się w to - wyciągnął spod lady duże pudełko. - Od Louisa, przyszło wczoraj, kiedy już spałaś. Jak mniemam, to jakaś sukienka.
- Dobrze. Umieram z głodu! Hej, ale dla siebie też coś przygotowałeś, prawda?
- Zjadłem wcześniej. Muszę jeszcze coś załatwić na mieście, wpadnę za dwie godziny. Masz dużo czasu na uporanie się z zamkami, błyszczykami i co tam chcesz.
- Okeej... to do zobaczenia!
- Pa - pogładził ją po ramieniu i wyszedł. Po drodze do kwiaciarni po bukiet żółtych tulipanów zajechał do klubu, w którym pozostali chłopcy dokańczali ozdabianie sali balonami.
- Harry, bukiet - przypomniał Liam, odhaczając na liście, co już zostało zrobione. Wyglądał profesjonalnie.
- Właśnie po niego jadę. Widzisz, daliśmy radę - uśmiechnął się z satysfakcją, a przyjaciele zaczęli z entuzjazmem bić brawo, by podziękować także pozostałym ludziom, którzy pomagali w przygotowaniach. Odebrał kwiaty i pojechał z powrotem, by móc eskortować solenizantkę na jej przyjęcie. Musiał przyznać, że Louis dobrze się spisał. Prosta, jasnoróżowa, koronkowa sukienka i wysadzane kryształkami buty na obcasach dały świetny efekt. Wyglądała świeżo i promiennie, choć może nie do końca tak się czuła. Zaprowadził ją do samochodu i ruszył. Gdy byli już prawie pod klubem, utknęli w straszliwym korku.
- Jesteś strasznie tajemniczy, powiesz mi w końcu, gdzie mnie zabierasz? - zapytała, bawiąc się koralikami na swojej torebce.
- Gdzieś, gdzie jesteś bardzo mile widziana - odparł, zerkając na zegarek. W dobrym guście jest spóźnić się na własną imprezę pięć, dziesięć minut, ale ten sznur samochodów będzie chyba sunął godzinę, jak nie więcej. Wykręcił i podjechał na pobliski parking. - Przejdziemy się - oznajmił, oszczędzając sobie zbędnych wyjaśnień. Dziewczyna już o nic nie pytała, po prostu kiwnęła głową. Chłopak zdecydował się pójść na stację metra, bo w obecnej sytuacji był to najszybszy środek transportu. W kieszeni Harry'ego zawibrowało, wyjął komórkę i odebrał połączenie.
- Harry, alarm czerwony! - usłyszał zdenerwowany głos Nialla.
- Wiem, trochę nam zeszło w korku, ale za parę minut będziemy. Pojedziemy metrem. Właściwie już wsiadamy, średnio tutaj z zasięgiem.
- Nie, posłuchaj mnie! Ona nie może tu przyjechać, zajmij ją czymś!
- Co? Nie słyszę cię, coś przerywa. Powiesz mi na miejscu, pa.
- Harry! - Styles nacisnął czerwoną słuchawkę. Uśmiechnął się wymownie do Monici i wbił wzrok w okno, za którym obraz przesuwał się z zawrotną prędkością. Klub z zewnątrz wyglądał na opustoszały. Pomyślał, że chłopcy świetnie się spisali z tym kamuflażem. Zupełnie, jakby nikogo w środku nie było. Puścił przyjaciółkę przodem, każąc jej otworzyć drzwi.
- Niespodzianka! - zawołał Niall, a Zayn i Liam nieśmiało mu zawtórowali. Tylko oni, ponieważ nikogo innego tam nie było...
- "Nie wysłałem zaproszeń!" - Harry'ego zmroziło. Więc TO była ta ważna rzecz, o której miał pamiętać. Jezu, Louis go zabije, albo zrobi mu coś gorszego! Jakkolwiek komicznie nie wyglądało trzech chłopaków, stojących pośrodku ogromnej sali, pełnej balonów, konfetti, kwiatów i stołów z mnóstwem jedzenia, Monicę ich widok wcale nie rozśmieszył. Przeciwnie, wyglądała na zachwyconą.
- O mój Boże. Jesteście najwspanialszymi przyjaciółmi, jakich miałam! - pisnęła i rzuciła się w objęcia zmieszanych i lekko zawstydzonych przyjaciół. Musieli odczuć wielką ulgę, że właśnie tak zareagowała. Harry nawet nie miał siły się tłumaczyć, więc udał, że wszystko w porządku i tak miało być. Nie powinni robić przy niej scen.
- Przepraszamy, że ostatnio nie mieliśmy dla ciebie czasu, ale zajmowaliśmy się przygotowaniami - wyjaśnił Liam, patrząc na Harry'ego z miną w stylu "Ty najwyraźniej się nie przemęczałeś".
- To jest... aż nie wiem, co powiedzieć! Tyle jedzenia, dekoracji... i wszystko dla mnie? To aż za dużo szczęścia, nie zasłużyłam sobie...
- Owszem, zasłużyłaś. Jesteś wspaniałą przyjaciółką - odezwał się niespodziewanie Zayn. Wszyscy popatrzyli na niego ze zdziwieniem. Ten tylko wzruszył ramionami i sięgnął po ciasteczko. - To co, jemy?
- Pewnie, że tak! Nie wiem, jak wy, ale to moja ulubiona część urodzin - uśmiechnął się Niall, na ustach mając już krem z babeczki. Ilość jedzenia w porównaniu do ilości ucztujących była przerażająca. Nawet Horan nie ma aż tak pojemnego żołądka.
- Czas na tort - powiedział Harry, wstając od stołu.
- Chwila, zaczekajcie - Monica wyciągnęła z torebki telefon. - Zadzwonię do Louisa, może jednak uda mu się zdążyć na...
- Nie sądzę. Wiesz, jaki jest teraz tłok na ulicach, a parkingi pewnie są już przepełnione - odparł Harry i poszedł po tort. Każdy z nich zapalił po pięć świeczek, aż w końcu na śnieżnobiałym torcie (z KARMELOWYM wnętrzem) tliło się pięknie dwadzieścia małych światełek.
- Pomyśl życzenie - powiedział do przyjaciółki Niall i odsunął się, by zrobić jej miejsce. Zamknęła oczy, nabrała powietrza...
- Jestem! Biegłem przez pół miasta, ale jestem! Wszystkiego naj... - do sali wpadł zdyszany Louis. Drzwi za nim zamknęły się z hukiem, a przeciąg zgasił świeczki. - Gdzie są wszyscy goście?
- Louis! - dziewczyna podbiegła do chłopaka, który mocno ją przytulił i pocałował w usta. - Tęskniłam za tobą. Dziękuję za sukienkę, buty i za to przyjęcie.
- Kocham cię - wyszeptał. Zaraz jednak odsunął Monicę od siebie i zmierzył wzrokiem chłopców.
- Wybacz, zapomniałem poinformować gości... - wymamrotał Harry ze skruchą. Nie wiedział, czy może liczyć teraz na poparcie ze strony przyjaciół.
- To moja wina, nie dopilnowałem go - powiedział Liam, występując naprzód. Zayn i Niall starali się uniknąć konfrontacji.
- Moniu, wybacz na chwilę, mogłabyś przejść do innego pomieszczenia? Muszę pogadać z kolegami - poprosił Louis. Jego głos brzmiał chłodno. Dziewczyna przestała się uśmiechać, zrozumiawszy, że to wspaniałe przyjęcie najwidoczniej nie jest tym, które zaplanował jej chłopak. Miała nadzieję, że przyjaciele zdołają się wytłumaczyć, w końcu jej się spodobało. Wyszła z sali, stając cicho przy samych drzwiach. Musiała usłyszeć.
- Czy wyście już totalnie zidiocieli? Tyle mówiłem, prosiłem, żeby tylko ta niedojda dobrze się wszystkim zajęła! Ale nie, nawet najmądrzejszy z was to zwyczajny kretyn! - darł się Lou, aż ciarki przechodziły po plecach. - Nie wysłał zaproszeń! Ja nie wiem, czy do tego trzeba być jakoś szczególnie inteligentnym? Zayn, Niall, nie mogliście ruszyć dupy i zrobić to za niego? Czy naprawdę jesteście aż tak głupi i niedorozwinięci?!
- Dosyć! - w otwartych drzwiach stała Monica. - Oni się naprawdę starali, a mnie nie przeszkadza to, że nie ma tu innych gości. Jest kameralnie, z najbliższymi przyjaciółmi. Claudia, Alyssa i Jason wysłali mi życzenia, a rodzice z Mattem zadzwonili. To był udany dzień, póki się nie pojawiłeś i nie zacząłeś obrażać tych, którzy tyle dla mnie i dla ciebie zrobili. Miałbyś choć odrobinę szacunku dla czyjeś pracy - powiedziała, a każde jej słowo było jak bicz dla Louisa. Wiedział, że miała rację, ale mimo wszystko...
- Ja... przepraszam, że tak się zachowałem. Ale nie zrobili najważniejszej rzeczy!
- To nie powód, żeby tak ich skrzyczeć.
- Nie zdenerwowałabyś się, gdyby to na moje urodziny nikt nie przyszedł?
- Na twoje przyszliby nawet ci, którzy cię dobrze nie znają! W końcu jesteś sławny!
- Ty także, a mimo wszystko nie ma tu nawet twojej najlepszej przyjaciółki! Widzisz, może ona jednak nią nie jest! - wyparował w złości. Chwilę potem jednak zdał sobie sprawę, że przesadził. Było jednak już za późno.
- Wyjdź - powiedziała krótko. Bez słowa minął ją i wyszedł, a dziewczyna popatrzyła bezradnie na chłopców.
- Grają teraz fajny film, idziemy - odezwał się Liam zdecydowanym głosem. Wszyscy oprócz Harry'ego opuścili budynek.
- "Teraz jest moja szansa" - pomyślał i złapał za telefon. Obiecał sobie, że tym razem mu się uda.


*

Nakrzyczałam na Louisa. Pierwszy raz, od kiedy jesteśmy razem. Czułam się z tym okropnie i nawet film, świetna komedia z gwiazdorską obsadą, nie poprawiły mi humoru. Nie sądziłam, że on potrafi być taki... okrutny. Nie, to chyba złe słowo. A przynajmniej źle brzmi w moich ustach. On na pewno taki nie jest, musiał być czymś wcześniej zdenerwowany. Przepracowuje się, ale przecież mnie kocha i chce dla mnie jak najlepiej. Zawsze tak mówił, kiedy przytulał mnie i zasypiał ze mną, a ja kładłam głowę na jego klatce piersiowej i czułam się bezpiecznie. Wtedy nie mam aż takich koszmarów. A te nawiedzają mnie, jak złe duchy. Ludzie mówią, że sny potrafią być prorocze. Czy moja przyszłość naprawdę jest taka ciemna i straszna?
- Monica, nie przejmuj się. Wszystko się między wami ułoży, na pewno jest mu głupio za to, co powiedział - Niall próbował mnie pocieszyć. Nawet Zayn, choć wciąż mało się odzywał, okazywał mi pewną formę wsparcia. Na przykład trochę sztywno mnie przytulił i kupił popcorn, który przez cały seans podawał mi do ust. Jestem pewna, że ten chłopak jest wspaniały i czuły, gdy już się otworzy. Przecież Meg nie fantazjowała w tych sprawach. Wiedziałam, że dzisiaj nie zadzwoni. Kontaktuje się ze mną tylko we wtorki, bo wtedy ma tańsze połączenia międzypaństwowe. Wydaje mi się, że Lou o tym wiedział. Nie, on nigdy nie powiedziałby czegoś, co celowo by mnie zraniło. Choć w tamtej chwili wcale nie chciałam, myślałam tylko o nim i martwiłam się, czy po swoim wyjściu nie zrobił żadnego głupstwa.
- Odbierze pani w końcu ten telefon, czy mam pójść po ochronę? - jakiś mężczyzna, siedzący za mną, ofuknął mnie grubym głosem. Byłam tak zamyślona, że nie usłyszałam dzwonka!
- Nie chodź już nigdzie, poproś, żeby ci zamówili taksówkę do domu. I o nic nie pytaj - rzekł przyjaźnie Harry. W jego głosie rozpoznałam ekscytację. Na zewnątrz było już ciemno i zrobiło się chłodno. Chłopcy postanowili trochę jeszcze posprzątać w klubie, więc i tak postanowili załatwić mi jakiś szybki transport do domu. Niedługo potem byłam już na rogu "mojej" ulicy.
- Panienko, albo mi się wydaje, albo pani willa płonie - uprzejmie zauważył taksówkarz. Wytężyłam wzrok, na pierwszy rzut oka tak to wyglądało. Jednak gdy zatrzymałam pojazd i wybiegłam, zauważyłam prawdziwe źródło ognia. Przed moim domem ustawione były różne lampiony, a wokoło stało mnóstwo ludzi, a każdy z nich trzymał zapaloną świeczkę. Na werandzie zawieszono napis "Happy Twenteen!".
- Na trzy! Raz, trzy! - z tłumu wydobył się głos Hazzy.
- Happy Birthday to you, Happy Birthday to you! Happy Birthday dear Monica, Happy Birthday to you! - zaśpiewali wszyscy zebrani. Na przedzie widziałam znajome twarze: Claudia, Alyssa, Jason, Mike, Brittany i moi znajomi z uczelni, nawet Lexie! Rozstąpili się, dając przejść Harry'emu.
- Mam nadzieję, że teraz jesteś naprawdę zadowolona z urodzin - powiedział, a ja rzuciłam mu się w objęcia, dziękując.
- Przebiłeś wszystkie moje dotychczasowe imprezy urodzinowe! Jak w tak krótkim czasie udało ci się uzbierać tyle osób?
- Przyznam, że nie doceniałem mocy Facebooka i Twittera. Nie martw się, to nie żadne narwane fanki, tylko sami twoi znajomi. Przyszli tu, żeby celebrować z tobą i tylko z tobą - wiedziałam, że mówi prawdę. Chociaż to przyjęcie last minute trwało zaledwie godzinę, bawiłam się świetnie. Najlepiej jest obchodzić urodziny w gronie dobrych znajomych. Nie wiedziałam nawet, że mam ich aż tylu. Gdy pożegnałam już ostatnich gości, poszłam do Harry'ego, który zgaszał ostatnie lampiony.
- To, co dla mnie dzisiaj zrobiłeś było wspaniałe. Wiedz, że wcale się nie gniewałam za to, że zapomniałeś wysłać zaproszenia. A z resztą, po takim czymś nawet nie wypada się gniewać!
- Wszystko dla ciebie - przytulił mnie. Nagle coś mnie tknęło.
- Mógłbyś upewnić się, że z Lou wszystko ok? Zabierz go może gdzieś, gdzie będzie mógł się rozerwać i odpocząć. Wydaje mi się, że tego mu najbardziej potrzeba. I proszę, powiedz mu, że przepraszam. Że na niego naskoczyłam i byłam niemiła.
- Bez przesady, zasłużył sobie! - powiedział, ale widząc moją minę, zgodził się.


*

Wiedział, że odszuka go w najgłośniejszym i najmniej przyzwoitym klubie na skraju miasta. Choć często odwiedzali z kumplami dyskoteki, nigdy nie zapuściliby się w tak parszywe miejsce. Melina jakich mało, towarzystwo bardzo szemrane, a drinki wyglądały niepokojąco.
- Czyli tak wygląda piekło - powiedział sam do siebie. Jakiś starszawy mężczyzna z półnagą kobietą u boku uwiesił mu się na ramieniu.
- Co ty, chłopaczku, to jest dopiero czyściec! - zaśmiał się głośno, a odór niemytego ciała i wódki uderzył Harry'ego w nozdrza. Pospiesznie oddalił się w miejsce, w którym spodziewał się znaleźć przyjaciela. Bingo!
- Czego chcesz? - odezwał się niewyraźnie Louis. Był w fatalnym stanie. Wzrok miał rozbiegany.
- Jak mogłeś zrobić to Monice? - zapytał Styles, potrząsając go za ramię. Nie uzyskał odpowiedzi, więc zwlókł go ze stołka i podparł go ramieniem. Szli do wyjścia, gdy Harry zauważył grupkę prostytutek, stojących na zewnątrz. W tej dzielnicy nawet ulice z żywopłotem sprawiały wrażenie miejsca, w którym czai się zło. Puścił przyjaciela, który ledwo utrzymywał się w pozycji pionowej.
- Gzieee ty idziesz?
- Muszę na stronę. Idź dalej, ja cię dogonię. Popchnął go w stronę bramy i schował się za krzakami. Nawet nie myślał, co robi. Wyjął zapasową komórkę i włączył aparat. Tymczasem slalomujący przed siebie młody chłopak przykuł uwagę kobiet.
- Co taki śliczny chłopiec robi w takim okropnym miejscu? - zapytała jedna, mierząc go od stóp do głów.
- Pewnie chce stracić dziewictwo - zachichotała druga, już szperając mu w kieszeni. - Nie ma zbyt wypchanego portfela, ale wystarczy na działkę. To która chce mu podziękować? Może, ty, nowa - przywołała młodą, na oko szesnastoletnią dziewczynę. - Pocałuj go, tylko ładnie - rozkazała. Nastolatka, choć wystraszona, posłusznie wykonała polecenie. Aparat pstryknął.
- Eeeej, chwila - Louis odskoczył. - Ja mam dziewczynę i ja ją bardzo kocham, i moja dziewczyna jest jedyną, która mnie ma prawo całować i ja odmawiam dalszego uczestnictwa - powiedział, machając rękami. Nawet tak pijany myśli tylko o Monice... mimo wszystko on nie może z nią być. Po tym, jak się dzisiaj zachował, Harry był jeszcze bardziej zdeterminowany, żeby zawalczyć o dziewczynę. Skończyły się przyjazne układy i ciągłe odpuszczanie. Niezauważony wyłonił się zza krzaków i zgarnął przyjaciela. Zapakował go do taksówki i wyjął z kieszeni duże, ciemne okulary, które założył chłopakowi na oczy. Pojechali do najbliższego motelu, w którym nikt ich nie rozpoznał.

- Wstaw zdjęcie... wyślij.




Wiem, że to do Was należy głos decydujący, ale mnie się całkiem podoba ten rozdział. Już dawno mi się tak fajnie nie pisało!

Moje GG: 25612098
Mój Twitter: Monika_Mags

sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 34

Po pomyleniu cukru z solą i wsypanie tego drugiego do wszystkich cukierniczek na sali, Harry oficjalnie mógł przyznać się do porażki na całej linii. Zarządzanie przygotowaniami do przyjęcia wydawało się zadaniem banalnie prostym, a przynajmniej w wyobrażeniach. Chłopak pomagał kiedyś mamie zorganizować parę drobnych imprez domowych, ale jego rola ograniczała się do dmuchania balonów czy robieniu szaszłyków na zimno. Tymczasem rzeczywistość, czyli urodziny na pięćdziesiąt osób, zdecydowanie go przerosła. Tu już nie liczyły się dobre chęci, trzeba było umieć sterować personelem i planować wszytko z wyprzedzeniem. Louis miał rację, kto inny lepiej by sobie poradził.
- "Muszę chyba przełknąć dumę i poprosić kogoś o pomoc" - pomyślał chłopak i poszukał wzrokiem kumpli. Zayn bezskutecznie próbował złożyć serwetki wedle wzoru, Liam czytał gazetę, Niall testował przekąski... zaraz, co tu robi Liam?
- Harry? Wszystko w porządku? - zapytał Payne. Lokowaty zdał sobie sprawę, że w mało dyskretny sposób gapił się na przyjaciela, jak gdyby ten był największym na świecie taco.
- Gdzie jest Monica? Eh, to znaczy, czemu nie jesteś z nią i nie pilnujesz, żeby nie dowiedziała się o przyjęciu? - odpowiedział pytaniem. Od kiedy dowiedział się, że Liam gra na dwa fronty i to jednak zły pomysł zwierzać mu się z miłosnych spraw, starał się nie sprawiać wrażenie zbyt zainteresowanego dziewczyną. Ot, czyste, przyjacielskie stosunki. W szczególności na oczach kumpli.
- Przyszła do niej Claudia, więc stwierdziłem, że mogę choć chwilowo przestać być jej niańką i zostawiłem je same - odezwał się Liam. Ku jego zadowoleniu, zabrzmiało to dostatecznie przekonująco. Od kiedy pocałował śpiącą Monicę, było mu strasznie głupio na nią patrzeć, a co dopiero rozmawiać. Dręczyła go  nieco irracjonalna myśl, że może ona wtedy jednak nie spała, albo wszystko czuła przez sen i będzie go o coś pytać, albo (to już były najgorszy wariant) zakończy przyjaźń, śmiertelnie obrażona za jego zuchwałość. W żadnym wypadku rozmowa nie wchodziła w grę, najlepiej będzie unikać jej przez jakiś czas, tak dla pewności. Koniecznie musiał się z kimś zamienić, żeby to nie on musiał spędzać z nią całych dni, by urodzinowa impreza pozostała tajemnicą. Mógłby zapytać Hazzy, ale ten mógłby zażądać powodu tej nagłej zmiany decyzji, a zna go zbyt dobrze, żeby nabrać się na byle kłamstwo. A prawda nie mogła wyjść na jaw, choćby dlatego, że sam Styles jest dość wrażliwy na punkcie Monici. Niby pogodził się z jej wyborem, ale kto wie? Niall raczej mu nie pomoże, bo Claudia może mu zrobić scenę zazdrości, czy coś. Kto jeszcze został... Zayn!
- Aha. No dobra. To czytaj sobie - powiedział Harry i oddalił się w stronę Nialla. Chwilę potem zdał sobie sprawę, że przecież mógł poprosić Liama, który świetnie zna się na zarządzaniu i ma do tego idealnie chłodne podejście. Chociaż... czy on nie odebrałby tego jako znak, że Harry interesuje się dziewczyną przyjaciela i szuka okazji, by pobyć z nią sam na sam? Uch, śliski grunt.
- Niall, wyświadczysz mi przysługę? - odezwał się do blondyna.
- Nawijaj - odparł, oblizując okruchy tartaletek z ust.
- Bo... no ja kompletnie sobie nie radzę z tym wszystkim! Myślałem, że to będzie dla mnie bułka z masłem, ale Lou wybrał jednak złą osobę do zarządzania. Poratuj przyjaciela, zamień się. Odpracuję te ciastka na siłowni - popatrzył błagalnie. Horan poklepał go po ramieniu.
- Stary, zgłosiłeś się do niewłaściwej osoby. Jeśli jest tutaj ktoś jeszcze bardziej nieogarnięty od ciebie, to tylko ja. Wybacz, Hazzuś. I to nie jest kwestia ciastek. Które, nawiasem mówiąc, są zajebiste. Chcesz spróbować?
- Nie, dzięki - odparł, myśląc nad alternatywą. - "O, właśnie! Zayn nawet nieźle załatwia sprawy, trzeba iść w łaskę do niego" - pomachał ręką, by przyciągnąć jego uwagę.

Liam, który wpadł na ten sam pomysł, zdążył już podejść do przyjaciela.
- Och, przyszedłeś ponabijać się z moich zdolności artystycznych? Jak dotąd moim największym osiągnięciem jest złożenie serwetki na pół - powiedział Zayn, demonstrując gotową dekorację.
- Są bardzo ładne. Kurczę, miałbym prośbę do ciebie...
- "Prośbę?" - Harry zatrzymał się w pół kroku, nadstawiając uszu.
- Eh, poczekaj, bo Hazza też coś chciał ode mnie - rzekł chłopak. Liam obrócił się i zauważył Lokowatego, zmierzającego w ich kierunku.
- Już nic! - krzyknął spanikowany chłopak. Konflikt interesów, Liam nie może przysłuchiwać się tej rozmowie.
- Aha... no to co chciałeś? - zapytał Zayn, patrząc na Payne'a.
- Nieważne... - wymamrotał, zostawiając kumpla z marnie wyglądającymi serwetkami.
- "Albo mi się wydaje, albo ci dwaj czymś się martwią" - pomyślał, obiecując sobie, że rozpracuje tę zagadkę. Miał już dość dowiadywania się wszystkiego w ostatniej chwili. Czas, żeby trochę powęszyć na własną rękę.

- Hej, Harry! - zawołał Niall. Styles podniósł głowę znad długiej listy rzeczy do zrobienia.
- Czy jest choć cień nadziei, że się namyśliłeś i jednak chcesz przejąć moją rolę?
- Nie, ale coś mi się przypomniało. Claudia jest teraz z Monicą, prawda?
- No tak.
- Cholera, bo ja jej chyba nie powiedziałem, że to przyjęcie ma być niespodzianką...
- To żart jest? - Harry zamrugał oczami. Blondyn skrzywił się i uniósł ręce w przepraszającym geście.
- Zupełnie wyleciało mi z głowy. Ale może nie gadają o urodzinach. Jest tyle tematów do rozmowy.
- Nie, tak nie może być. Ktoś musi tam pojechać i sprawdzić. Louis mnie zabije, jak ona się dowie.
- Właśnie o tym myślałem i coś wymyśliłem.
- Słucham.
- Liam, chodź na chwilę!
- Co? Po co go tu wołasz?
- Zaraz zobaczysz - odparł Niall i zaczął wyjaśniać wszystko przyjacielowi. - I dlatego powinniście się zamienić, bo ty lepiej poradzisz sobie tutaj, a Harry szybko zajmie czymś Monicę w razie wpadki. Czy ja nie jestem genialny? - Chłopcy spojrzeli po sobie. Wygląda na to, że ich problemy same się rozwiązały.


*

- No mówię ci, pomylił stroje dla wszystkich modelek! Żebyś widziała minę projektanta, kiedy każda z nas wyszła nie w tej sukience, co trzeba! - śmiała się Claudia. Nigdy zbytnio nie interesowałam się światem mody, ale okazał się być naprawdę interesujący i całkiem... zabawny. Dziewczyna z zapałem opowiadała mi szczegóły swoich ostatnich sesji i pokazów, nie zostawiając suchej nitki na członkach ekipy, którzy jej się narazili, a także wyjawiając sekrety swoich współpracowników. Po kilkugodzinnej rozmowie wiedziałam już nawet, jakich szamponów używają modelki. To byłby świetny materiał na artykuł, ale po moich ostatnich doświadczeniach wiedziałam, że prywatność nie powinna być w żaden sposób naruszana.
- A właśnie, gdzie zapodziałaś Nialla? Tak dawno się z nim nie widziałam...
- Ach, on testuje ciastka i inne przekąski w klubie.
- Po co miałby to robić? - zapytałam, a ona zrobiła dziwną minę, jakby coś sobie uświadomiła.
- Eee... on szuka... inspiracji... kulinarnej - nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Miałam zamiar ją wypytać, ale właśnie wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Może wreszcie ktoś wyciągnie mnie z tej dziupli, bo ostatnio wszyscy mnie tu przetrzymywali, jakbym miała sądowy nakaz aresztu domowego.
- Powiedz mi, co wiesz! - Harry złapał mnie za ramiona i spojrzał prosto w oczy.
- Że Henrietta kupuje swój szampon w kiosku? Harry, co cię napadło?
- Uff, dzięki Bogu - spojrzał porozumiewawczo na Claudię, która z kolei uśmiechnęła się do mnie wymownie, wychodząc szybko z mieszkania.
- Dobra, wy wszyscy jesteście jacyś dziwni. Chyba za ciężko ostatnio pracowaliście, powinniście odpocząć.
- Tak, to z pewnością przemęczenie. Mogę u ciebie zostać do końca dnia?
- Już jest dość późno...
- No to na noc. Po prostu nie chcę być sam w domu, chłopaki gdzieś pojechali.
- Nie mów, że się boisz ciemności! - wybuchnęłam śmiechem, ale zaraz pożałowałam przyjaciela, który chyba mówił poważnie.
- Nie ciemności, ale pustych domów. Za każdym kątem czai się jakiś cień i czuję się jak w horrorze.
- To pocieszę cię, że u mnie nie dzieje się żadne paranormal activity. Chcesz mi pomóc przy kolacji?
- Myślałem, że nie zapytasz - rozpromienił się Styles, ruszając do kuchni. Prawie zapomniałam, jak to jest robić coś razem z nim. Uwielbiałam patrzeć, jak sprawnie wszystko mu szło. Jaką radość sprawiały mu najdrobniejsze powodzenia. Przy nim chciało mi się żyć.
- Co chcesz robić później? - odezwałam się, gdy przy świetle małej lampki zajadaliśmy faszerowane papryki. Chłopak nawet się nie zastanawiał, tylko pobiegł na górę i przyniósł płytę Eda Sheerana, "+".
- Śpiewamy i tańczymy. Wbrew pozorom to jest najlepsza forma odpoczynku, mam rację? - pokiwałam głową. Harry tak bardzo różnił się od Liama, który długo by się zastanawiał i wybrał coś klasycznego. Zawsze byłam pod wrażeniem jego opiekuńczości, ale trochę mnie denerwowało, że mnie tak traktował. Jakby wszystko na świecie mogło mi zrobić krzywdę. Albo jakbym to ja była nieostrożną ciamajdą. Dzięki Harry'mu spędziłam naprawdę miły wieczór, jakiego brakowało mi od wyjazdu Louisa. Nie dziwię się ich silnej przyjaźni, są do siebie naprawdę podobni. I dobrze wiedzą, jak mnie traktować. Czego nie mogę powiedzieć o Zaynie... on nawet ze mną specjalnie nie rozmawia. Czyżby jednak nasza przyjaźń była tylko znajomością?

*

W czasie, gdy dziewczyna rozmyślała o Zaynie Maliku, on był bliżej, niż myślała. A dokładnie w krzakach pod jej oknem z tyłu willi.
- Harry, poznaję to spojrzenie. Dam sobie rękę uciąć, że wciąż się w niej bujasz! - wyszeptał, obserwując przyjaciela, który tańcował w najlepsze z Monicą. Wyglądali, czego by tu nie mówić, jak para. Chłopak obstawiał nawet, że to właśnie Lokowaty będzie jej chłopakiem. Louis dobrze spełniał swoją rolę, ale nie tylko Zayn uważał, że Harry lepiej pasuje do Moni. Uważały tak prawie wszystkie fanki, więc pewnie coś w tym jest. Ale ona wybrała Louisa. Nie wydawała się osobą, która potrafiłaby zdradzić, musiałoby się stać coś naprawdę okropnego, żeby doszło do rozstania. Oj, nie powinien tak myśleć. Czasem pewne proroctwa się spełniają...

- Nialler, nawaliłam - smuciła się blondwłosa, śliczna dziewczyna. Jej chłopak gładził ją po policzku i pocieszał.
- Harry przybył na czas, nic się takiego nie stało. Dobrze się spisałaś.
- Nie! Ja zawsze wszystko psuję! Nie nadaję się do żadnej roboty. Jedyne, co potrafię, to przechadzać się z uśmiechem po wybiegu.
- Ech... - westchnął Niall. - Wiem, że jesteś naprawdę inteligentna i utalentowana, a popełniasz błędy jak my wszyscy. Ludzie popełniają błędy i uczą się na nich.
- Dlaczego nie jestem taka mądra jak ty? - jęknęła dziewczyna, a Horan wybuchnął śmiechem.
- Haha, przecież ja jestem głupi! Moje umiejętności ograniczają się do jedzenia na czas i wybekiwania alfabetu!
- I pisania wspaniałych piosenek, grania na gitarze, śpiewania i występowania przed kilkutysięczną publicznością.
- Bo twoje pokazy nie przyciągają więcej. Claudia, daj spokój, już wiele razy powtarzałem ci to samo. To tyczy się także mówienia prawdy i tak dalej. Znasz mnie, dobrze wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał, ani nie zdradził. Możesz mnie spytać o co chcesz. Powinniśmy budować nasz związek na zaufaniu. Wtedy będziemy mogli sobie nawzajem pomóc.
- Jest taka rzecz, o którą chciałabym zapytać...
- Pytaj, kochanie - przytulił ją mocno.
- Czy... czy przede mną podobała ci się jakaś dziewczyna?
- Uch, to trudne pytanie. Podobało mi się wiele dziewczyn, miałem nawet jedną przed X-Factorem, to wiesz.
- Ale mam na myśli... takie głębokie uczucie... z wzajemnością.
- Wiesz, nie pamiętam już tych swoich miłostek i zauroczeń sprzed lat, chyba była taka jedna, ale ona mnie olewała...
- No to na krótko zanim się poznaliśmy. Była jakaś szczególna dziewczyna w twoim życiu?
- Przed tym momentem spędzałem dużo czasu z Monicą. Ale to była tylko przyjaźń... znaczy, chyba nie iskrzyło. Nie tak wyraźnie.
- Hmm?
- Ona naprawdę mi imponowała, była niesamowita. I tak dobrze się nam rozmawiało, potrafiłem przesiedzieć z nią całą noc. To była pierwsza dziewczyna, która okazała mi tyle zainteresowania. Dlatego tak ją lubiłem i wciąż lubię. Tylko nie robimy już tych rzeczy, od kiedy jestem z tobą. W sumie to dzięki niej jesteśmy razem, bardzo mi w tym pomogła. Mówiła, że zależy jej na moim szczęściu. Ona w tym czasie otrzymywała duże zainteresowanie ze strony Louisa, więc tak to się potoczyło. Ja z tobą, ona z nim.
- Czy to by było możliwe, że gdyby nie ja i Louis, to bylibyście razem? - rzuciła prosto z mostu.
- Myślę, że tak. Chyba się sobie nawet podobaliśmy, ale obrót spraw nawet nie pozwolił nam na zastanowienie. Skończyło się na przyjaźni. Ale jakie to ma znaczenie, skoro obydwoje znaleźliśmy swoją drugą połówkę?
- "Takie, że nic nie jest pewne na tym świecie" - pomyślała dziewczyna i wtuliła się w Nialla. Ponoć tylko jej Nialla.






Oj nieeeee, nie podoba mi się ten rozdział. Nosz normalnie tragicznie mi wyszedł o.0 Wybaczcie, poprawię się. Muszę znaleźć więcej czasu na pisanie, bo się odzwyczajam. W szkole na pewno będę musiała duużo pisać ^^

P.S. Jezus Maria Józef, dziękuję za ponad 100 000 wyświetleń *o* Jesteście kochane, niesamowite!

Moje GG - 25612098
Mój Twitter - @Monika_Mags