Zanim zacznę: najpierw zamieszczam rozdział, objaśnienia dam w następnej notce, jeśli opowiadanie się spodoba.
Skręciłam moim czarnym mercedesem w ulicę, która od dzisiaj miała stać się ulicą, na której MIESZKAM. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć, że udało mi się zarobić na tak dużą willę. Zawsze chciałam, ale sądziłam, że to niewykonalne. A jednak, dobra opinia wykładowców mojej uczelni pozwoliła mi na pracę dla wielu międzynarodowych firm, które sowicie mnie wynagrodziły. Tak oto wjeżdżałam na piękną i zadbaną ulicę na przedmieściach Londynu, by wreszcie ujrzeć mój nowy dom. Był piękny, duży, o jasnych, kremowych ścianach i ciemnym, czterospadowym dachu. Marzyłam o takim domu od dawna. Zatrudniłam firmę, która poustawiała meble wedle moich zaleceń, więc przyjechałam na gotowe. Zaparkowałam na podjeździe i wyjęłam z torebki klucze. Drżącą ręką włożyłam je do zamka i przekręciłam. Zaparło mi dech w piersiach. - Czy ja na coś takiego zasługuję? - spytałam się sama siebie. Wystrój był stylowy: brązy, kremy, biele, nie za dużo zbędnych ozdób. W moim poprzednim mieszkaniu w Manchesterze (mieszkałam tam zanim zmieniłam uczelnię) tylko zbierał się na nich kurz. Usiadłam na miękkiej sofie, obitej sztuczną, jasną skórą. Pogłaskałam leżąca obok poduszkę. - Mój dom.. - rozczuliłam się. Zaraz jednak zdałam sobie sprawę, że życie toczy się dalej, a ja muszę przygotować parę umów dla szefa, napisać wypracowanie dla mojego profesora, no i zrobić zakupy. A, jeszcze kolacja.. Z tego chyba zrezygnuję, zamówię coś z restauracji, a zakupy zrobię online. Coś muszę poświęcić, umowy same się nie napiszą. Poszłam do samochodu, wyciągnęłam z niego walizki i zaniosłam do środka. Godzinę zajęło mi rozpakowywanie, kolejną aklimatyzacja w nowym miejscu. Kiedy poczułam się pewnie, otoczona zdjęciami rodziny i przyjaciół, zabrałam się do pisania umów i nieszczęsnego wypracowania. Byłam na drugim roku studiów prawniczych, a po wyjeździe z Manchesteru musiałam się przepisać do Thames Valley University w Londynie, co wiązało się ze zmianą wykładowców. Mój nowy profesor od łaciny jest nieźle szurnięty, nawiedzony staruszek. Zawsze zadawał wypracowania na nudne tematy, na które trudno było znaleźć informacje. Ale cóż, poszperałam i znalazłam coś konkretnego. Podczas pisania zerkałam na dom naprzeciwko. Wiedziałam, kto tam mieszka. Wiedziałam zanim znalazłam ofertę sprzedaży tego domu. Postanowiłam, że pokażę się z jak najlepszej strony. Zamierzałam następnego dnia upiec i zanieść wszystkim sąsiadom muffinki. Miałam nadzieję, że niczego nie schrzanię. Włączyłam radio, leciało "Moments". Stukałam w klawiaturę w rytm muzyki.
Super ! Naprawdę super czekam na następną część :)
OdpowiedzUsuń-Mańka:** :)
Dziękuję, dziś albo jutro dodam ^^
OdpowiedzUsuńO. Podoba mi się język jakim piszesz, tak fajnie się to czyta. Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi :) Tak lekko. Fabuła ciekawa, więc czekam na kolejny! [help-me-see]
OdpowiedzUsuńhttp://onething.bloog.pl/
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie <3
http://one-direction-diary.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńoto mój blog:D
Znalazłam twój blog przypadkiem i choć nie czytam juz opowiadan o chopkach to twoje mnie zaciekawiło, bo zaczyna się troche inaczej niż pozostałe ;D Jesli będzie ci się nudzić wbij do mnie, również pisze ale nie o 1D
OdpowiedzUsuńTrafiłam na twoje opowiadania po tym jak poleciła je autorka i-and-one-direction.blogspot.com i zaczynam czytać. Super!
OdpowiedzUsuńsuper miejsce ! :)
OdpowiedzUsuń