- Rany, znowu? - odezwał się Zayn, upinając połyskujący materiał w kolorze fuksji.
- Też macie takie wrażenie, że Lou odrobinę... przesadza? - dodał Niall, a przyjaciele przytaknęli. Choć nie było to konieczne, nadstawili uszu. Niski mężczyzna, który przyniósł próbkę ciasta, tłumaczył się cichym, wystraszonym głosem. Można było sobie wyobrazić minę rozjuszonego Louisa, jakby miał zamiar go rozszarpać.
- Tort miał być karmelowy! Krówka to nie karmel! Monica lubi karmel, a krówki są mleczne! Czy tak trudno rozróżnić te dwa kompletnie różne smaki?
- Dla mnie nie ma różnicy - wtrącił się Harry, który akurat przechodził obok z paczką szpilek. Chwilę potem uciekał, gubiąc po drodze całą zawartość opakowania, przed czerwonym na twarzy przyjacielem, który wydzierał się o wszechobecnej ignorancji i braku kwalifikacji.
- Louis, daj mu spokój - Liam złapał go i przytrzymał. - Tak mu się powiedziało, wiesz, jak Harry czasem coś palnie. Mamy jeszcze dużo czasu, zdążymy zamówić dobry tort. Damy radę, ok?
- Masz rację. Chłopaki, przepraszam was. Po prostu chcę, żeby to wyszło idealnie... - westchnął Louis, siadając w kącie. - To są jej pierwsze urodziny, które obchodzi z nami, a ja jestem jej chłopakiem. To mnie do czegoś zobowiązuje. Chcę, żeby zapamiętała ten dzień.
- Tak będzie, zobaczysz - puścił oko Zayn. - A teraz niech ktoś pozbiera te szpilki, bo nie mam zamiaru stać i trzymać tej tafty cały dzień!
*
Liam stał pod jej drzwiami dobre dziesięć minut. Nie sądził, że jej "zaraz" może trwać tyle, ile trwa "zaraz" Zayna, gdy ten układa sobie włosy.
- Ten twój "zaraz" to naprawdę duża bakteria! - krzyknął przez drzwi i usłyszał stłumiony śmiech przyjaciółki. W końcu drzwi się otworzyły, a jego oczom ukazała się znana sylwetka Monici. Resztę, a mianowicie głowę, okalał spory kłak poplątanych, długich włosów.
- Wybacz, zwykle tak nie wyglądam - odezwał się kłak i zachichotał. - Szukałam materiałów w piwnicy i wlazłam w stertę mioteł. Przypomnij mi, żebym podziękowała Niallowi za ich bardzo staranne ułożenie wszędzie tam, gdzie nie powinien ich kłaść.
- Nie ma problemu. Pomóc ci?
- Gdybyś mógł... W szafce przy moim łóżku leży szczotka, chyba nie dam rady wejść tak po schodach. Mam ograniczone pole widzenia - poprosiła chłopaka. Ten delikatnie posadził ją na krześle i pobiegł na górę. Zignorował leżącą na łóżku, świeżo wypraną bieliznę i rozpoczął poszukiwania szczotki.
- Ale tu jest milion szczotek... - jęknął bezradny. Spróbował przypomnieć sobie, jaką miała przy sobie dziewczyna podczas nocowań u nich w domu. Ach, tak, rączka z jasnego drewna.
- Dziękuję, Li - powiedziała Monica, rozczesując powoli włosy, kosmyk po kosmyku. Chłopak wbił wzrok w sufit, czując, że się czerwieni.
- "Co ze mną nie tak, ona tylko rozczesuje włosy!" - zganił się w myślach. Dziewczyna zauważyła, że z jej przyjacielem jest coś nie w porządku.
- Hej, wszystko ok? Jesteś jakiś nieobecny i trochę jakby rozpalony... Masz gorączkę?
- Mmm? Nie, ja tylko... Zastanawiałem się, czego dokładnie szukałaś w tej piwnicy.
- Głównie brystolu, kolorowych kartek, gazet i kleju.
- Otwierasz domowe przedszkole?
- Hahaha, nie - uśmiechnęła się, związując włosy w wysoki kucyk. Było jej w nim bardzo ładnie. - Profesor od matematyki zadał nam pracę za dodatkowe punkty na teście. Chętni mają przygotować coś ciekawego, związanego z tematem "Wariacje na temat liczb". Wiesz, że nie jestem omnibusem z matmy, dodatkowe punkty mi się przydadzą...
- I co wymyśliłaś?
- Wariację na temat liczby pi. Wiem, może mało oryginalnie, ale efekt na pewno będzie ciekawy. Mam zamiar do KAŻDEJ liczby, lub ich zbioru, dopasować coś charakterystycznego. Na przykład wziąć któreś trzy 6 i napisać trochę o liczbie 666. Albo utworzyć z liczb daty i skojarzyć je z wydarzeniami...
- To brzmi jak mnóstwo pracy. Podziwiam cię za chęci - rzekł z uznaniem Liam. Ta dziewczyna zawsze zaskakiwała go swoją determinacją i pomysłowością.
- Szczerze? W ogóle nie chce mi się tego robić, ale jak już coś zacznę, to muszę to skończyć. Tylko obawiam się, że w pojedynkę nie wyrobię się w terminie. Dlatego zaraz zamierzam jechać do Claudii i prosić ją o pomoc.
- Nie! To znaczy... Ona na pewno ma mnóstwo pracy, a ja jestem wolny. Powiedz mi, co mam robić, zrobię wszystko - Payne chwytał się desperacko wszystkich kół ratunkowych. Mieszkanie Claudii było niebezpiecznie blisko lokalu, w którym trwały ostre przygotowania do przyjęcia urodzinowego. Solenizantka stała ze zdezorientowaną miną, która na szczęście zmieniła się w promienny uśmiech.
- W takim razie zejdź do piwnicy i przynieś sztalugi. Ja już tam nie wracam!
Po kilku godzinach żmudnej i lepkiej od kleju pracy Monica zarządziła przerwę. Zmęczeni opadli na kanapę, nie mając siły ruszyć się do kuchni po lemoniadę.
- Ile już mamy, zgodnie z twoim planem? - zapytał Liam, kładąc nogi na stolik do kawy. Na twarzy dziewczyny pojawił się grymas.
- Jakieś 20%. Czyli znowu się trochę zapędziłam. No ale dam radę. Zawsze daję.
- To duża zaleta, ale bierzesz na siebie zbyt wiele. To znaczy, tak przynajmniej sądzę. Jak ci idzie w pracy?
- W której? - uśmiechnęła się, ale widać było, że sytuacja nie jest najlepsza.
- W obu.
- W kancelarii mamy ostatnio bardzo mało klientów, szef zwolnił już kilku adwokatów... Minnie, nasza druga sekretarka, powiedziała mi, że udało jej się zerknąć na listę "następnych w kolejności do wyrzucenia na zbity pysk". Jestem na niej - westchnęła i spojrzała w brązowe oczy przyjaciela.
- Och... Ja... - nie wiedział, co powiedzieć. Było mu jej okropnie żal, no i sądził, że to niesprawiedliwe, żeby taka dobra prawniczka miała zostać zwolniona.
- Pewnie to tylko przejściowy okres, na razie wolę się za bardzo nie przejmować. Znacznie gorzej dzieje się w redakcji, zastanawiam się nad odejściem. Tylko z czego zapłacę wszystkie rachunki...
- Powiesz mi, co się dzieje?
- Od tamtej sprawy ze zdjęciami i artykułem pan Spencer jest w stosunku do mnie bardzo nieufny. Poza tym nie podoba mi się sposób, w jaki narzuca mi moje obowiązki. Szczególnie, kiedy wykraczają one poza etykę pracy...
- Chyba nie zmusza cię do...?! - Liam podrzucił się ze sterty poduszek i złapał Monicę za ramię. Przez głowę przebiegło mu stado nieprzyjemnych myśli.
- Nie, nic z tych rzeczy - wyjaśniła pospiesznie. - Tylko ostatnio coraz częściej prosi mnie, żebym przeprowadzała z wami osobiste wywiady i wyciągała prywatne informacje.
- Nie rozumiem, przecież The Times to nie żaden głupi tabloid.
- Oczywiście, ale i tak wszystkie decyzje należą do pana Spencera. Może chciał sprzedać to do innych pism? W każdym razie kategorycznie odmówiłam, od tamtej rozmowy nie otrzymałam jeszcze żadnego zlecenia. Ale pensja nadal wpływa na konto. Może mu przejdzie i będzie w porządku?
- Będę trzymał kciuki.
- Zgłodniałam, może przejdziemy się do miasta? W tej knajpce, którą ostatnio wyremontowali, mają pyszne bagietki.
- A może zamówimy chińszczyznę i pooglądamy filmy?
- Mam takie wrażenie, że nie chcesz mnie wypuścić z domu - puściła oko, uśmiechając się figlarnie.
- Ależ skąd, po prostu chciałbym spędzić z tobą więcej czasu na osobności.
- Jakbyś już nie miał mnie dosyć. Jestem u was tak często, że potrafiłabym posegregować waszą bieliznę!
- Szczególnie Harry'ego, który przeważnie jej nie nosi - powiedział Liam i zaczęli się śmiać. Dziewczyna poszła poszukać płyt z filmami, a on zamawiał jedzenie.
- Mam wybierać losowo? - krzyknęła z salonu.
- Tak, ale z komedii!
- "Kac Vegas"!
- Może być! Okej, zamówiłem, przywiozą za jakieś pół godziny - wszedł do pomieszczenia, trzymając w jednej dłoni telefon, a w drugiej ulotkę. Tylko mam prośbę...
- Hmm?
- Będziesz mogła odebrać? Wolę uniknąć konfrontacji z potencjalnym fanem. Ostatnio dostałem w głowę od bardzo podekscytowanej nastolatki i wolę zrobić sobie przerwę od kontaktu z fangirlingiem.
- Spoko. Ale ty płacisz. Ja byłam za bagietkami.
- Zjesz moją chińszczyznę nawet, gdy będę musiał cię karmić.
- Umowa stoi - Monica wystawiła język i włączyła film. Do wieczora nie ruszyli absolutnie nic z dodatkowej pracy. Jedli chińszczyznę, oglądali komedie, wygłupiali się... I to wszystko.
- Demoralizuję cię, dawna ty robiłaby pracę przez całą noc - chłopak dał jej kuksańca w bok. Ta w odwecie rzuciła go pędzlem.
- Po prostu jutro też mi pomagasz. Albo... Mam lepszy pomysł.
- Już się boję.
- Bierz nożyczki i podaj mi ten pędzel, który zupełnie przypadkowo pomazał ci policzek. Dobijemy do 50% i jesteś wolny. Noc jeszcze młoda, dopiero kilka minut po dziewiątej.
- Dobra, jestem ci to winny. Ale jeśli ze zmęczenia utnę ci niechcący włosy, to wybacz.
- Pff, jakiego zmęczenia? Ja ci pokażę, co znaczy PRAWDZIWE zmęczenie! - zakrzyknęła hardo, czym rozśmieszyła Liama. Jeszcze bardziej rozbawiło go to, że w okolicach drugiej w nocy bardzo żwawa Monica zmieniła się w bardzo śpiącą Monicę. No w sumie, napracowała się dziewczyna. A on wypił dużo kawy.
- Ej, śpisz? - trącił ją rączką pędzla. Brak reakcji. - Mo-ni-ca. Śpiiiiiisz? - Szepnął jej prosto do ucha. Czyli śpi i to twardo. - I co teraz zrobię z ciałem? - powiedział sam do siebie, chichocząc z tego żartu. Rozpalił w kominku i delikatnie przeniósł przyjaciółkę z krzesła na kanapę. Usiadł na dywanie i wpatrywał się w jej spokojną twarz, podświetloną tańczącymi płomykami. Pomyślał sobie, że Louis to wielki szczęściarz, bo prawie codziennie może obserwować tę śpiącą piękność. Może przytulać ją w nocy, pozwalać jej zasypiać na jego piersi, uspokajać ją biciem swego serca...
- Też bym tak mógł - westchnął, wracając wspomnieniami do tego, co wydarzyło... Albo prawie wydarzyło się w windzie. - "Gdybym był bardziej odważny, Monica mogłaby być ze mną" - myślał. Nagle gwałtownie pokręcił głową. - "Przecież wtedy nie byłem pewny, a Harry i Louis... Ech, kogo ja oszukuję! Jasne, że byłem pewny. Tylko jestem pieprzonym tchórzem i zawsze najpierw myślę o przyjaciołach! Po co tłumaczyłem chłopakom, jacy powinni dla niej być? Powinienem był sam to wykorzystać. Jest szczęśliwa z Louisem, mogłaby być szczęśliwa ze mną. A tak jestem tylko dobrym przyjacielem. Ale przyjaciel nie zrobiłby tego..." - pochylił się, przybliżając swoją twarz do jej twarzy. Zawsze chciał to zrobić, chociaż wiedział, że może się zawieść. Czuł jednak, że dłużej nie wytrzyma. Modląc się, by tylko się nie obudziła, najdelikatniej jak umiał, pocałował ją. Przeszyła go fala gorąca i bardzo przyjemny dreszcz, a serce biło jak oszalałe. Czyli ona naprawdę jest dla niego kimś więcej, niż przyjaciółką. Było mu głupio, że sprawdził to w ten właśnie sposób, wykorzystując fakt, że zasnęła przy nim. Jeszcze gorzej poczuł się, gdy zrozumiał, że kochanie jej będzie trudniejsze od wszystkiego, czego w życiu doświadczył. Po pierwsze, ona o niczym nie wie i raczej się nie dowie. Liam nie wyobrażał sobie, że mówi jej "hej, pocałowałem cię, kiedy spałaś, bo wiesz, kocham cię od dawna". Po drugie, jej związek z Louisem jest bardzo silny i chyba tylko Harry dałby radę go zburzyć. No właśnie, z Harrym podobna historia, jak z nim, tylko Harry nie miał oporu przed całowaniem jej, gdy była przytomna. Nikt tu nie jest święty, każdy uległ pokusie. - "Jak dorwę tego węża, to wsadzę mu w dupę te jego jabłka!"
Ziewnęłam i otworzyłam oczy.
- Jak miło ze strony Liama, że przeniósł mnie do łóżka. Wczoraj zmusiłam go do niewolniczej pracy nad moim projektem, muszę mu to jakoś wynagrodzić. Ciekawe, czy już poszedł do siebie... - powiedziałam i poszłam do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic. Nie lubiłam się pokazywać w średnio świeżym stanie, a wydawało mi się, że słyszę kroki chłopaka na dole. Założyłam jasnoniebieską sukienkę z jednym ramiączkiem i falbanami, którą Louis kupił mi w Paryżu. Muszę przyznać, że ma gust.
- Liam? - weszłam do salonu, ale nikogo w nim nie było. Ale ewidentnie słyszałam jakieś szmery... Podeszłam bliżej jeszcze tlącego się kominka, zauważyłam zsunięty z kanapy koc. A postać nim przykryta, leżąca na podłodze, okazała się moim przyjacielem. Najwyraźniej spadł podczas snu. Musiał być naprawdę wykończony, skoro nawet się nie obudził. Wiedziałam, że nie dam rady go unieść, więc tylko poprawiłam zrolowany dywan i dokładniej go przykryłam. Zabrałam się za śniadanie, jego ulubione omlety z konfiturą porzeczkową. Zawsze brał dodatkową porcję, przypominał mi wtedy Nialla.
- Jezus Maria! - wydarł się Liam, kiedy rozkładałam talerze. Podbiegłam do mocno zszokowanego chłopaka, który najwyraźniej miał bardzo zły sen.
- Hej, już w porządku. Koszmar?
- Straszny. Śniło mi się, że... - zawiesił głos, wahając się. - Że spadam. W ciemnościach. Na żelazne kolce - wówczas nie wiedziałam, że kłamał. Liama nigdy nie podejrzewałabym o kłamstwo.
- Uuh. Nie powinieneś jeść wczoraj tak dużo kremówek.
- Nie powinnaś ich tyle robić - zażartował, a ja jednym szybkim ruchem zerwałam z niego koc.
- Jeszcze jedno słowo, a nie dostaniesz śniadania!
- Zrobiłaś mi śniadanie? Jesteś wspaniała.
- Zdaję sobie z tego sprawę - udałam, że się wywyższam.
- Wiesz, mam coś jeszcze do twojej pracy, jakbyś chciała...
- No?
- Zobacz - wyjął z kieszeni smartfona i wpisał coś w wyszukiwarkę. Po chwili pokazał mi obrazek: KLIK
- Ha! Genialne! Proste, ale świetne!
- Bo właśnie nie wiedziałem, jak to powiedzieć... - wyglądał na trochę zdenerwowanego. Gdybym wiedziała, co jest na rzeczy, nie odparłabym:
- Więc dobrze, że mi pokazałeś. Poczekaj, zapiszę to sobie, żebym nie zapomniała...
- Mhm... tam w windzie... - mamrotał coś pod nosem, niezrozumiale.
- Hmm? Mógłbyś powtórzyć, bo nie słuchałam?
- Ech, nieważne. Ktoś chyba pukał.
- Idę zobaczyć. Dzięki za wszystko, jesteś najlepszy - przytuliłam go i dałam całusa w policzek. Był jakiś sztywny, pewnie krzywo leżał.
- Cześć, Moniu - zaraz po otwarciu drzwi znalazłam się w objęciach Louisa. Cmoknął mnie w usta i uśmiechnął się radośnie. Wiesz, że pojutrze masz urodziny?
- Poważnie? Ostatnio kompletnie straciłam rachubę czasu, nie wiem nawet, co mamy za dzień!
- Sobotę, kochanie - spojrzał z politowaniem. - Powinnaś się wysypiać i nie balować tyle z... pędzlami. Otworzyłaś przedszkole? - rozglądał się po wnętrzu mieszkania, które faktycznie wyglądało na dziecięcy pokój zabaw.
- Co wy macie z tym przedszkolem? - roześmiałam się, a Lou zmierzwił mi włosy.
- Masz rację, co za dziecko by z tobą wytrzymało.
- No wiesz? - oburzyłam się i poszłam do Liama, który nic sobie z nas nie robił, zajadając się w najlepsze moją porcją omletów.
- Li, suń dupę. Ja z tym typem - wskazałam na Louisa - przebywać nie będę. Zapuść omleta, jeśli możesz.
- Szmaczfnego - odparł z pełnymi ustami, nakładając mi sporą porcję ze swojego talerza. Lou oparł się na blacie z nietęgą miną.
- Obrzydliwe - skomentował. - Wiesz, że z pełną buzią się nie rozmawia?
- Żałtujesz, płafda?
- Jasne - uśmiechnął się szeroko. - Daj trochę, głodny jestem. Sprawę mam.
- Dło mnieee?
- Nie, do Monici.
- Mhm - przełknęłam swój kawałek. - O co chodzi?
- Chodzi o moje siostry, Phoebe i Daisy. Dzisiaj zadzwoniła do mnie mama, zachorowały.
- Coś poważnego?
- Grypa żołądkowa. Ale wyjątkowo paskudna odmiana - zmarkotniał, przestając jeść. Jego przywiązanie do sióstr było tak samo mocne, jak moje do Matthew. Nie zdziwiło mnie to, że teraz tak się o nie martwił.
- Chcesz je odwiedzić, prawda? Nie mam nic przeciwko.
- A jeśli potem nie zdążę na twoje urodziny? - czyli o to mu chodziło.
- Spoko, zrobimy sobie prywatne przyjęcie następnego dnia. Nie widzę problemu. Drobiazg.
- Nie dla mnie... nie chcę zepsuć ci tego dnia.
- Chyba oboje dobrze wiemy, kto w tym momencie jest ważniejszy. Pozdrów ode mnie wszystkich i ucałuj bliźniaczki. Przecież nie zostawiasz mnie samej, mam Liama, Harry'ego, Nialla, Zayna, Jasona, Claudię, Alyssę...
- Wiem. Ale perspektywa niezdążenia na twoje dwudzieste urodziny mi się nie podoba.
- Louis, w porządku. Jedź do nich i niczym się nie przejmuj.
- Dziękuję. I gdybym nie zdążył, wszystkiego najlepszego - pocałował mnie czule, jak tylko on potrafi.
Po kilku godzinach żmudnej i lepkiej od kleju pracy Monica zarządziła przerwę. Zmęczeni opadli na kanapę, nie mając siły ruszyć się do kuchni po lemoniadę.
- Ile już mamy, zgodnie z twoim planem? - zapytał Liam, kładąc nogi na stolik do kawy. Na twarzy dziewczyny pojawił się grymas.
- Jakieś 20%. Czyli znowu się trochę zapędziłam. No ale dam radę. Zawsze daję.
- To duża zaleta, ale bierzesz na siebie zbyt wiele. To znaczy, tak przynajmniej sądzę. Jak ci idzie w pracy?
- W której? - uśmiechnęła się, ale widać było, że sytuacja nie jest najlepsza.
- W obu.
- W kancelarii mamy ostatnio bardzo mało klientów, szef zwolnił już kilku adwokatów... Minnie, nasza druga sekretarka, powiedziała mi, że udało jej się zerknąć na listę "następnych w kolejności do wyrzucenia na zbity pysk". Jestem na niej - westchnęła i spojrzała w brązowe oczy przyjaciela.
- Och... Ja... - nie wiedział, co powiedzieć. Było mu jej okropnie żal, no i sądził, że to niesprawiedliwe, żeby taka dobra prawniczka miała zostać zwolniona.
- Pewnie to tylko przejściowy okres, na razie wolę się za bardzo nie przejmować. Znacznie gorzej dzieje się w redakcji, zastanawiam się nad odejściem. Tylko z czego zapłacę wszystkie rachunki...
- Powiesz mi, co się dzieje?
- Od tamtej sprawy ze zdjęciami i artykułem pan Spencer jest w stosunku do mnie bardzo nieufny. Poza tym nie podoba mi się sposób, w jaki narzuca mi moje obowiązki. Szczególnie, kiedy wykraczają one poza etykę pracy...
- Chyba nie zmusza cię do...?! - Liam podrzucił się ze sterty poduszek i złapał Monicę za ramię. Przez głowę przebiegło mu stado nieprzyjemnych myśli.
- Nie, nic z tych rzeczy - wyjaśniła pospiesznie. - Tylko ostatnio coraz częściej prosi mnie, żebym przeprowadzała z wami osobiste wywiady i wyciągała prywatne informacje.
- Nie rozumiem, przecież The Times to nie żaden głupi tabloid.
- Oczywiście, ale i tak wszystkie decyzje należą do pana Spencera. Może chciał sprzedać to do innych pism? W każdym razie kategorycznie odmówiłam, od tamtej rozmowy nie otrzymałam jeszcze żadnego zlecenia. Ale pensja nadal wpływa na konto. Może mu przejdzie i będzie w porządku?
- Będę trzymał kciuki.
- Zgłodniałam, może przejdziemy się do miasta? W tej knajpce, którą ostatnio wyremontowali, mają pyszne bagietki.
- A może zamówimy chińszczyznę i pooglądamy filmy?
- Mam takie wrażenie, że nie chcesz mnie wypuścić z domu - puściła oko, uśmiechając się figlarnie.
- Ależ skąd, po prostu chciałbym spędzić z tobą więcej czasu na osobności.
- Jakbyś już nie miał mnie dosyć. Jestem u was tak często, że potrafiłabym posegregować waszą bieliznę!
- Szczególnie Harry'ego, który przeważnie jej nie nosi - powiedział Liam i zaczęli się śmiać. Dziewczyna poszła poszukać płyt z filmami, a on zamawiał jedzenie.
- Mam wybierać losowo? - krzyknęła z salonu.
- Tak, ale z komedii!
- "Kac Vegas"!
- Może być! Okej, zamówiłem, przywiozą za jakieś pół godziny - wszedł do pomieszczenia, trzymając w jednej dłoni telefon, a w drugiej ulotkę. Tylko mam prośbę...
- Hmm?
- Będziesz mogła odebrać? Wolę uniknąć konfrontacji z potencjalnym fanem. Ostatnio dostałem w głowę od bardzo podekscytowanej nastolatki i wolę zrobić sobie przerwę od kontaktu z fangirlingiem.
- Spoko. Ale ty płacisz. Ja byłam za bagietkami.
- Zjesz moją chińszczyznę nawet, gdy będę musiał cię karmić.
- Umowa stoi - Monica wystawiła język i włączyła film. Do wieczora nie ruszyli absolutnie nic z dodatkowej pracy. Jedli chińszczyznę, oglądali komedie, wygłupiali się... I to wszystko.
- Demoralizuję cię, dawna ty robiłaby pracę przez całą noc - chłopak dał jej kuksańca w bok. Ta w odwecie rzuciła go pędzlem.
- Po prostu jutro też mi pomagasz. Albo... Mam lepszy pomysł.
- Już się boję.
- Bierz nożyczki i podaj mi ten pędzel, który zupełnie przypadkowo pomazał ci policzek. Dobijemy do 50% i jesteś wolny. Noc jeszcze młoda, dopiero kilka minut po dziewiątej.
- Dobra, jestem ci to winny. Ale jeśli ze zmęczenia utnę ci niechcący włosy, to wybacz.
- Pff, jakiego zmęczenia? Ja ci pokażę, co znaczy PRAWDZIWE zmęczenie! - zakrzyknęła hardo, czym rozśmieszyła Liama. Jeszcze bardziej rozbawiło go to, że w okolicach drugiej w nocy bardzo żwawa Monica zmieniła się w bardzo śpiącą Monicę. No w sumie, napracowała się dziewczyna. A on wypił dużo kawy.
- Ej, śpisz? - trącił ją rączką pędzla. Brak reakcji. - Mo-ni-ca. Śpiiiiiisz? - Szepnął jej prosto do ucha. Czyli śpi i to twardo. - I co teraz zrobię z ciałem? - powiedział sam do siebie, chichocząc z tego żartu. Rozpalił w kominku i delikatnie przeniósł przyjaciółkę z krzesła na kanapę. Usiadł na dywanie i wpatrywał się w jej spokojną twarz, podświetloną tańczącymi płomykami. Pomyślał sobie, że Louis to wielki szczęściarz, bo prawie codziennie może obserwować tę śpiącą piękność. Może przytulać ją w nocy, pozwalać jej zasypiać na jego piersi, uspokajać ją biciem swego serca...
- Też bym tak mógł - westchnął, wracając wspomnieniami do tego, co wydarzyło... Albo prawie wydarzyło się w windzie. - "Gdybym był bardziej odważny, Monica mogłaby być ze mną" - myślał. Nagle gwałtownie pokręcił głową. - "Przecież wtedy nie byłem pewny, a Harry i Louis... Ech, kogo ja oszukuję! Jasne, że byłem pewny. Tylko jestem pieprzonym tchórzem i zawsze najpierw myślę o przyjaciołach! Po co tłumaczyłem chłopakom, jacy powinni dla niej być? Powinienem był sam to wykorzystać. Jest szczęśliwa z Louisem, mogłaby być szczęśliwa ze mną. A tak jestem tylko dobrym przyjacielem. Ale przyjaciel nie zrobiłby tego..." - pochylił się, przybliżając swoją twarz do jej twarzy. Zawsze chciał to zrobić, chociaż wiedział, że może się zawieść. Czuł jednak, że dłużej nie wytrzyma. Modląc się, by tylko się nie obudziła, najdelikatniej jak umiał, pocałował ją. Przeszyła go fala gorąca i bardzo przyjemny dreszcz, a serce biło jak oszalałe. Czyli ona naprawdę jest dla niego kimś więcej, niż przyjaciółką. Było mu głupio, że sprawdził to w ten właśnie sposób, wykorzystując fakt, że zasnęła przy nim. Jeszcze gorzej poczuł się, gdy zrozumiał, że kochanie jej będzie trudniejsze od wszystkiego, czego w życiu doświadczył. Po pierwsze, ona o niczym nie wie i raczej się nie dowie. Liam nie wyobrażał sobie, że mówi jej "hej, pocałowałem cię, kiedy spałaś, bo wiesz, kocham cię od dawna". Po drugie, jej związek z Louisem jest bardzo silny i chyba tylko Harry dałby radę go zburzyć. No właśnie, z Harrym podobna historia, jak z nim, tylko Harry nie miał oporu przed całowaniem jej, gdy była przytomna. Nikt tu nie jest święty, każdy uległ pokusie. - "Jak dorwę tego węża, to wsadzę mu w dupę te jego jabłka!"
*
- Jak miło ze strony Liama, że przeniósł mnie do łóżka. Wczoraj zmusiłam go do niewolniczej pracy nad moim projektem, muszę mu to jakoś wynagrodzić. Ciekawe, czy już poszedł do siebie... - powiedziałam i poszłam do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic. Nie lubiłam się pokazywać w średnio świeżym stanie, a wydawało mi się, że słyszę kroki chłopaka na dole. Założyłam jasnoniebieską sukienkę z jednym ramiączkiem i falbanami, którą Louis kupił mi w Paryżu. Muszę przyznać, że ma gust.
- Liam? - weszłam do salonu, ale nikogo w nim nie było. Ale ewidentnie słyszałam jakieś szmery... Podeszłam bliżej jeszcze tlącego się kominka, zauważyłam zsunięty z kanapy koc. A postać nim przykryta, leżąca na podłodze, okazała się moim przyjacielem. Najwyraźniej spadł podczas snu. Musiał być naprawdę wykończony, skoro nawet się nie obudził. Wiedziałam, że nie dam rady go unieść, więc tylko poprawiłam zrolowany dywan i dokładniej go przykryłam. Zabrałam się za śniadanie, jego ulubione omlety z konfiturą porzeczkową. Zawsze brał dodatkową porcję, przypominał mi wtedy Nialla.
- Jezus Maria! - wydarł się Liam, kiedy rozkładałam talerze. Podbiegłam do mocno zszokowanego chłopaka, który najwyraźniej miał bardzo zły sen.
- Hej, już w porządku. Koszmar?
- Straszny. Śniło mi się, że... - zawiesił głos, wahając się. - Że spadam. W ciemnościach. Na żelazne kolce - wówczas nie wiedziałam, że kłamał. Liama nigdy nie podejrzewałabym o kłamstwo.
- Uuh. Nie powinieneś jeść wczoraj tak dużo kremówek.
- Nie powinnaś ich tyle robić - zażartował, a ja jednym szybkim ruchem zerwałam z niego koc.
- Jeszcze jedno słowo, a nie dostaniesz śniadania!
- Zrobiłaś mi śniadanie? Jesteś wspaniała.
- Zdaję sobie z tego sprawę - udałam, że się wywyższam.
- Wiesz, mam coś jeszcze do twojej pracy, jakbyś chciała...
- No?
- Zobacz - wyjął z kieszeni smartfona i wpisał coś w wyszukiwarkę. Po chwili pokazał mi obrazek: KLIK
- Ha! Genialne! Proste, ale świetne!
- Bo właśnie nie wiedziałem, jak to powiedzieć... - wyglądał na trochę zdenerwowanego. Gdybym wiedziała, co jest na rzeczy, nie odparłabym:
- Więc dobrze, że mi pokazałeś. Poczekaj, zapiszę to sobie, żebym nie zapomniała...
- Mhm... tam w windzie... - mamrotał coś pod nosem, niezrozumiale.
- Hmm? Mógłbyś powtórzyć, bo nie słuchałam?
- Ech, nieważne. Ktoś chyba pukał.
- Idę zobaczyć. Dzięki za wszystko, jesteś najlepszy - przytuliłam go i dałam całusa w policzek. Był jakiś sztywny, pewnie krzywo leżał.
- Cześć, Moniu - zaraz po otwarciu drzwi znalazłam się w objęciach Louisa. Cmoknął mnie w usta i uśmiechnął się radośnie. Wiesz, że pojutrze masz urodziny?
- Poważnie? Ostatnio kompletnie straciłam rachubę czasu, nie wiem nawet, co mamy za dzień!
- Sobotę, kochanie - spojrzał z politowaniem. - Powinnaś się wysypiać i nie balować tyle z... pędzlami. Otworzyłaś przedszkole? - rozglądał się po wnętrzu mieszkania, które faktycznie wyglądało na dziecięcy pokój zabaw.
- Co wy macie z tym przedszkolem? - roześmiałam się, a Lou zmierzwił mi włosy.
- Masz rację, co za dziecko by z tobą wytrzymało.
- No wiesz? - oburzyłam się i poszłam do Liama, który nic sobie z nas nie robił, zajadając się w najlepsze moją porcją omletów.
- Li, suń dupę. Ja z tym typem - wskazałam na Louisa - przebywać nie będę. Zapuść omleta, jeśli możesz.
- Szmaczfnego - odparł z pełnymi ustami, nakładając mi sporą porcję ze swojego talerza. Lou oparł się na blacie z nietęgą miną.
- Obrzydliwe - skomentował. - Wiesz, że z pełną buzią się nie rozmawia?
- Żałtujesz, płafda?
- Jasne - uśmiechnął się szeroko. - Daj trochę, głodny jestem. Sprawę mam.
- Dło mnieee?
- Nie, do Monici.
- Mhm - przełknęłam swój kawałek. - O co chodzi?
- Chodzi o moje siostry, Phoebe i Daisy. Dzisiaj zadzwoniła do mnie mama, zachorowały.
- Coś poważnego?
- Grypa żołądkowa. Ale wyjątkowo paskudna odmiana - zmarkotniał, przestając jeść. Jego przywiązanie do sióstr było tak samo mocne, jak moje do Matthew. Nie zdziwiło mnie to, że teraz tak się o nie martwił.
- Chcesz je odwiedzić, prawda? Nie mam nic przeciwko.
- A jeśli potem nie zdążę na twoje urodziny? - czyli o to mu chodziło.
- Spoko, zrobimy sobie prywatne przyjęcie następnego dnia. Nie widzę problemu. Drobiazg.
- Nie dla mnie... nie chcę zepsuć ci tego dnia.
- Chyba oboje dobrze wiemy, kto w tym momencie jest ważniejszy. Pozdrów ode mnie wszystkich i ucałuj bliźniaczki. Przecież nie zostawiasz mnie samej, mam Liama, Harry'ego, Nialla, Zayna, Jasona, Claudię, Alyssę...
- Wiem. Ale perspektywa niezdążenia na twoje dwudzieste urodziny mi się nie podoba.
- Louis, w porządku. Jedź do nich i niczym się nie przejmuj.
- Dziękuję. I gdybym nie zdążył, wszystkiego najlepszego - pocałował mnie czule, jak tylko on potrafi.
*
- Co do kwiatów, żadnych róż! Pamiętasz, Monica należy do tego wąskiego grona dziewczyn, które nie lubią róż. Odwołaj te trzy rzeźby, zabrakło dla nich miejsca. Zmień ustawienie stołów na to drugie, co ci wtedy mówiłem. Każ założyć kelnerom te jaśniejsze uniformy. Harry? Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - powiedział z pretensją w głosie Louis, potrząsając przyjaciela za ramię.
- Hmm? Tak, oczywiście, że słucham. Zamyśliłem się.
- Matko - chłopak pacnął się ręką w czoło. - Mówię ci to tylko dlatego, że wszyscy inni mają już coś do roboty! Proszę cię, nie wygłupiaj się i zrób coś pożytecznego. Monica musi mieć piękne wspomnienia z tego wieczoru. Mogę nie zdążyć, wszystko zostawiam na waszej głowie.
- Louieeeh, spokojnie. Wszystko pod kontrolą, zajmę się tymi kwiatami. I rzeźbami i co tam jeszcze mówiłeś.
- Stoły. Uniformy.
- Wiem, wiem. Jedź już, bo tylko się denerwujesz. A nie powinno się prowadzić w takim stanie.
- No co ty?!
- Widzisz, po co ta agresja, po co te nerwy. Papa, pozdrów krewnych - wyszczerzył zęby i popchał Louisa do wyjścia.
- Wkurzasz mnie ostatnio.
- Zawsze, chciałeś powiedzieć. Zawsze cię wkurzałem, taka moja rola - roześmiał się Styles i pomachał energicznie, obserwując przyjaciela, mocującego się z bagażnikiem, potem z walizką, a w końcu z zamkiem, przy czym klął już, na czym to świat stoi. Lokowaty wrócił do środka, stanął i podrapał się po głowie:
- Co ja miałem... W każdym razie do wieczora przypomnę sobie, o czym zapomniałem!
Mój Twitter: @Monika_Mags
Moje GG: 25612098
Mój Twitter: @Monika_Mags
Moje GG: 25612098
Rozdział można określić słowem: WSPANIAŁY. Nie kłamię.! Masz wielki talent i wyobraźnie. Pozazdrościć Ci.
OdpowiedzUsuńoxox
Ally Butterfly
Jestem tylko amatorką, ale bardzo Ci dziękuję ;)
Usuń"- Co ja miałem... W każdym razie do wieczora przypomnę sobie, o czym zapomniałem!" Styles rozpierdziela wszystko :D
OdpowiedzUsuńhahah kocham ten rozdział i bloga oczywiście :3
klasyczny mindfuck p. Stylesa ;)
UsuńTo miłe! Dzięki za uznanie ;*
Wiesz co, dziękuję Ci, że jesteś. Że piszesz. I dziękuję Bogu, że dał Ci taki talent, i takie chęci. ; ) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńłał super! :) haha harry najlepszy <3
OdpowiedzUsuńu mnie pojawił się 37 rozdział. zapraszam do komentowania :)galaxy-strawberry.blogspot.com
w końcu dodałaś nowy rozdział... i to jaki <3 Monica i Liam... nie spodziewałam się, że do tego wrócisz. szczerze mówiąc to często mnie zaskakujesz i to jest najlepsze, że ty nie piszesz nudnych rozdziałów. ten jest wspaniały, epicki wręcz. :D czekam na kolejny. pozdrawiam ~@mrshoran_buddy xx
OdpowiedzUsuńI love it ! Louis, Liam, Harry, Monica, stoły, uniformy ! Ten blog to cudo ! Tak jak pewnie nastepny !
OdpowiedzUsuńJezu zaje. biście! Jak zwykle. Piszesz jak jakaś doświadczona pisarka. Strasznie zazdroszczę Ci talentu. Styles najlepszy! Hahaha!
OdpowiedzUsuńKiedy następny? Już nie mogę się doczekać.
[Jak odwiedzisz mojego bloga to będzie dla mnie zaszczyt! : http://4gotta-be-you.blogspot.com/ ]
xoxo Dracy♥
wow super!
OdpowiedzUsuńzapraszam też do mnie, do komentowania i czytania oczywiście : D
http://www.fans-blog-o-one-direction.blogspot.com/
Rozdzial jest swietny...ale czy kiedy kolwiek nie byl ?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za taki nijaki komentarz ale troche przysypiam xD
Czekam na nexta <3
Jezu, biedy Li. I co teraz będzie? Jezu jak mi go szkoda. Rozdział jak zawsze świetny, opłacało się czekać :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do odwiedzin mojego drugiego bloga, na którym pojawił się już prolog. Rozdział 1 niebawem, mam go już w głowie!
OdpowiedzUsuńHaa!
OdpowiedzUsuńWchodziłam codziennie, od pojawienia się 32 i mamy 33! Sporo już się napisałaś. ;> Czekam na następny i 1 w LMLFM, bo prolog mi się spodobał. :)
Yaaay! Pozytywna opinia! ;D
UsuńNa razie zabrałam się za LMLFM, mam już 1 akapit, który wyszedł zaskakująco długi. W międzyczasie skrobnę coś tutaj, ale nie chcę się za bardzo rozdrabniać.
Jak ja kocham twoje opowiadania ! Szkoda tylko że Monica nie jest z Harrym tak na to liczyłam ale mam nadzieję że jeszcze między nimi będzie ta chemia co kiedyś
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział ?
Raczej na pewno nie w tym tygodniu, a w następnym wyjeżdżam. Muszę mieć trochę czasu na uporządkowanie r. 34 w głowie, bo zabrakło mi pomysłów. Za to na LMLFM pojawił się rozdział 1, na który serdecznie zapraszam!
Usuńbardzo przyjemnie się czyta ^^ hahah, Harry ;D i szkoda mi Liama... czekam na NN :) zapraszam do siebie, dopiero zaczynam ---> http://logicoftheheartisabsurd.blogspot.com/ ;>
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle cudny.Zapraszam do mnie :http://1d-niekoniecznie-love-story.blogspot.pl/
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, czekam na następny. ; D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie > http://one-direction-wonderful-story.blogspot.com
Eeej. Kiedy następny rozdzial?! Czekam i czekam i nie mg sie doczekać xd. :D
OdpowiedzUsuńNudzi mie sie bo nie mam czego czytać ,a ten blog i te opowiadanie stało się moim uzależnieniem. :* <3 .x
Czeeeekam.! ♥
Zapraszam na mój drugi blog ;)
UsuńAhhh, jesteś cudowna:) Przeczytałam wszyściutko:D Dodaję do obserwowanych:D
OdpowiedzUsuńDziękuję, to bardzo miłe ^^
UsuńW wyniku rozmaitych spraw rodzinnych wylądowałam na kolejny tydzień w Warszawie. Moja kuzynka ma tu laptopa, ale nie ogarniam klawiatury i obawiam się, że nie dam rady napisać kolejnego rozdziału. Znowu -.-
OdpowiedzUsuńW każdym razie podróż przyniosła wenę, w myślach wszystko bardzo ładnie się układa. Zaraz po powrocie zabiorę się za pisanie. Wybaczcie opóźnienie, nie mam wpływu na decyzje rodziców...
P.S. Na lmlfm trochę pusto, nie jesteście zainteresowani? Myślałam, że będzie Was tam trochę więcej ;)
Witaj!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, trochę zazdroszczę Ci takiej popularności. Oczywiście jest to napisane w pozytywnym znaczeniu, po prostu ja nie wiem już co robić, żeby bardziej rozreklamować mojego bloga, a Ty po prostu przyciągasz dziesiątki Czytelników. Podziwiam Cię za to, co do opowiadania chyba nie muszę rozpisywać się, na pewno wszystkie moje Poprzedniczki zapewniały Cię, że jesteś świetna.
Mam nadzieję, że hejterów masz jak najmniej, a fanów mnóstwo.
Z doświadczenia wiem, że wena to jedno, a wykonanie - drugie, więc tym bardziej cieszę się, że stworzyłaś już ponad 30. rozdziałów.
Życzę weny i zaangażowania,
Ściskam,
Jak tylko moja kuzynka ode mnie wyjedzie (tak, przyjechała na kilka dni...), zabieram się za pisanie. Głupio wychodzi, że ciągle coś albo ktoś opóźnia mi pracę, ale jestem bezsilna.
UsuńDziękuję Ci bardzo za te miłe słowa! Wiesz, nie wiem jak to działa, że mój blog odwiedziło już tyle osób. Nie wydaję się sobie popularna... może po prostu łatwo jest ten blog znaleźć?
Nie zabraniam Wam reklamowania się w komentarzach, nawet Was do tego nakłaniam ;) Tylko proszę, żebyście oprócz linku skomentowały dany rozdział ^^
Jeszcze raz dziękuję i przepraszam za opóźnienie ;/
P.S. Jak mówiłam, szybko się nie rozstanę z WMMB. Nie mam serca tego zakończyć, choć powoli moi bohaterowie się wyczerpują i historia zmierza ku pewnemu punktowi... Niewykluczone, że potem dostanę kolejnego przypływu weny i doczekamy się 100 rozdziału... To by było coś pięknego, ale czy opowiadanie nie stałoby się zwykłym, nudnym tasiemcem? Ale pomysłów może być od groma.
UsuńNie pamiętam, czy o tym wspominałam, ale mam już wymyśloną ostatnią "scenę" opowiadania. Dla tych, którzy byli ze mną od 1 rozdziału, będzie ona istnym wyciskaczem łez. W każdym razie ja się popłakałam, gdy ją sobie wyobraziłam.
Na razie piszę. Mogę z różnych powodów zawieszać bloga, ale NIE przestanę pisać. KOCHAM TO!
Powrót smoka ;)
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszam, że nie komentowałam :(
To było z mojej strony okropne.
Rozdział wprost genialny ( jak cały blog) ^^
Bardzo podobają mi się Twoje zwroty akcji
Czekam na więcej ( nie martw się wbrew pozorom jestem baaaaaardzo cierpliwa)
Trzymaj się ciepło :*
Szur