*
Harry potrząsnął głową, a błyszczące loki ułożyły się w niemal idealną fryzurę. Zmierzył w lustrze swoje odbicie, lustrzany Styles jakby zdawał się mówić "Kto wygląda dobrze? Mua". Czemu zatem ten prawdziwy nie czuł się tak pewnie? Chłopak oparł się na brzegu umywalki i ciężko westchnął. Dziewczyna, z którą miał spędzić dzisiejszy wieczór była kimś, kogo ledwo znał. Tylko te informacje na profilu, że niby mają identyczne zainteresowania. Nigdy przedtem jej nie widział, mogła okazać się... nie w jego typie, mówiąc delikatnie. Chociaż charakter miał dla Harry'ego pewne znaczenie, najpierw oceniał powierzchownie. Dobrze wiedział, że to nie jest godna pochwały cecha, ale czy nie każdy najpierw zwraca uwagę na wygląd? To pierwsze, co się widzi... Błagał w duchu, by nieznajoma nie była jakąś narwaną fanką. Umówili się w restauracji, ona miała być ubraną w czarną sukienkę w kropki, bez ramiączek, rudowłosą panną. Chyba da się ją rozpoznać.- Najwyżej spędzę te walentynki sam. Zamówię pizzę, zaszyję się w pokoju. Forever Alone - mruknął i wyszedł z łazienki. Idąc korytarzem wpadł na spieszącego z jakimiś torbami Louisa.
- O, Harry, już wychodzisz? Pozdrów ode mnie tę dziewczynę. I nie wracaj za wcześnie, potrzebuję pustego domu na wieczór. No dobra, na noc... Później ci wyjaśnię, reszta się zgodziła, żeby przenocować w hotelu. Czy to będzie jakiś problem? Proszę, zrób to dla mnie, koteeek - przymilał się Tommo, a Harry poczuł ścisk w gardle. No ekstra, bierz sobie Monicę, wygrałeś. Nie musisz nic mówić, wszystko wiem.
- Spoko, w zasadzie to zamierzam się zabawić - rzucił krótko i poszedł do samochodu. Szybko ruszył, zerkając tylko przelotnie na okno w domu naprzeciwko. Siedziała tam, miała niedbale upięte włosy i uczyła się, widział na jej twarzy skupienie. Nie gniewał się na nią, wybrała Louisa, bo to on pierwszy ją zaprosił na randkę. Na przyjaciela też nie był zły, w końcu Lou gust ma dobry i słusznie darzy Monicę uczuciem. Był wkurzony wyłącznie na siebie, że nie był samolubny i jej nie zaprosił od razu, mimo że mógł się spotkać z odmową. Za dużo myślał o niej, za bardzo się zagłębiał, a tymczasem ona czekała po prostu na konkretny ruch. I po chuja było ją całować, skoro teraz miała należeć do Louisa? Doh.
Podjechał pod lokal i zaparkował wóz na zatłoczonym parkingu. Poprawił kołnierz marynarki i wysiadł, kierując się do środka. Wzrokiem szukał pasującej do opisu dziewczyny, w końcu zatrzymał wzrok na niej. Szybka ocena, źle nie jest, trochę za dużo tapety, ale mógł trafić gorzej. Udał się do stolika.
- Cześć, to ty? To znaczy, Vizzy576? - spytał, podając nick z portalu.
- Mów mi Victoria, ewentualnie Vic, jak ci pasuje - odparła dziewczyna i strzeliła balona z gumy, co trochę zirytowało Harry'ego.
- "Dobrze, że chociaż jest ładna" - skwitował w myślach. - Jestem Ha...
- ...rry Styles, wiem. Przystojniak z ciebie - weszła mu w słowo Victoria, otwarcie z nim flirtując. Chłopak usiadł naprzeciwko niej, zamówił najdroższe pozycje z karty dań, żeby nie wyszedł na sknerę i zaczął rozmowę. Szybko odkrył, że w zasadzie to nic ich nie łączy, musiała po prostu nakłamać na swoim profilu, a teraz pali głupa i myli "Use Somebody" Kings Of Leon z "Somebody That I Used To Know"
- "Nie, co ja wybrzydzam. Louis pewnie już się zabawia w najlepsze z Monicą, powinienem też sobie ulżyć. Mam pod nosem niezłą laskę, gapi się na mnie, jakby chciała mnie schrupać... muszę jakoś zapomnieć" - pomyślał sobie i skończył żenującą rozmowę, zapraszając ją na noc do hotelu. Zamówili do pokoju alkohol, Harry wlewał w siebie kolejne podsuwane mu przez Victorię kieliszki, czując się zupełnie zniszczony wewnętrznie. Szybko się upił, kolejne bariery moralne puszczały, przestawał myśleć, zgodnie z planem. Procenty skutecznie zagłuszały ten żal, tę zazdrość. Zanim się obejrzał, opowiedział rudej o wszystkim, język mu się już plątał. Dziewczyna zamknęła mu usta namiętnym pocałunkiem, który Harry ledwo zarejestrował. Sam nie wiedział, dlaczego i po co się z nią przespał. Ale wtedy było mu najzwyczajniej... dobrze.
*
Walentynki bez dziewczyny nie były czymś, co jakoś specjalnie załamywało Liama. Umówił się z kumplami na kręgle, a potem do kasyna, ot zwykły, męski wieczór. Oni też byli singlami, więc mogli spędzić ten wieczór w niczym nie skrępowanej atmosferze, swobodzie. Pomysł właśnie takiego celebrowania 14 lutego został przyjęty ochoczo, nie zmieniło to jednak faktu, że najchętniej świętowaliby z ukochaną. Tylko żadnej nie było na horyzoncie. Liam był rad, że ma okazję opuścić dom, atmosfera zrobiła się dziwnie gęsta od dnia ślubu Mike'a i Claire. Harry przestał się odzywać, był nienaturalnie oschły. To było jasne, że młody zorientował się o spisku... Liam zachował się lekko stronniczo i okazał więcej wsparcia Louisowi, udaremniając działanie lokowatemu, a to raczej go nie zachwyciło. Ale mimo to Payne wciąż uważał, że dokonał właściwego wyboru. Lou był idealny dla Monici, mógł jej dać wszystko, czego ona potrzebowała. Liam dobrze znał swoich przyjaciół, pewne cechy charakteru były aż nader widoczne: niezwykła wrażliwość Harry'ego, łudząco podobna do tej kryjącej się w Monice, była zarazem jego zaletą i wadą. Czy tak delikatny wewnętrznie chłopak poradziłby sobie z jej problemami? Najważniejsze było dobro tej dziewczyny, żeby nigdy więcej nie cierpiała z powodu złamanego serca, okrutnych ludzi, których jedynym celem było doprowadzenie losowo wybranej osoby do stanu psychicznego rozstrojenia. Chłopak sam pamiętał, jak kilkoro dzieci z jego podwórka szykanowało go, bo był trochę pulchny i musiał przyjmować zastrzyki, bo urodził się z jedną nerką... to nie jest coś, o czym się zapomina, co po człowieku spływa. Do dziś bolą go same wspomnienia, a pomyśleć, ile gorszych obelg nasłuchała się Monica...
- To nieludzkie - mruknął pod nosem, a oczy jego kolegów zwróciły się ku niemu.
- Co jest nieludzkie? Nie mów, że tobie też nie pasuje mój styl gry - odezwał się Casper z naburmuszoną miną. Od początku spotkania jego autorski sposób rzucania kulą do kręgli, czyli "na pijaną małpę", wzbudzał spore kontrowersje, szczególnie dlatego, że był bardzo skuteczny. Pozostali gracze próbowali wynaleźć argumenty przeciw użyciu tej techniki przez kolegę, głównie z powodu zazdrości o pozycję lidera w tej jakże ekscytującej grze. Liam ugryzł się w język i odparł wymijająco:
- Po prostu wkurza mnie, jak niektórzy są wobec innych nietolerancyjni i nieczuli. Bawią się, obrażając kogoś - kumple pokręcili potakująco głowami, okazując zrozumienie. To właśnie Liam w nich najbardziej lubił: nie wymagali szczegółowych wyjaśnień, nie zagłębiali się. Krótko i na temat, jest jak jest, nie zastanawiajmy się nad tym. Wziął do ręki kulę i pewnym ruchem rzucił ją, zbijając wszystkie kręgle. Przez myśl przeszła mu wizja całujących się Louisa i Monici, bo zgodnie z planem jego przyjaciela miało do tego dojść. I nie wiadomo, dlaczego, ale poczuł wtedy dziwny ucisk w żołądku...
*
- Możesz otworzyć oczy - szepnął do ucha Claudii Niall. Dziewczyna zrobiła to i zaparło jej dech w piersiach. Znajdowali się na Wieży Eiffela, bardzo wysoko. Wokoło było tylko cudowne, nocne niebo, upstrzone milionami gwiazd, których blask przyćmiewał ogromny księżyc. Łagodna, srebrzysta poświata padała na twarz jej ukochanego blondyna i odbijała się od jego uroczego aparatu. Wziął ją pod rękę i zaprowadził do stolika, udekorowanego płatkami róż. Stał na nim półmisek apetycznie wyglądających owoców morza, szczególnie polecanych przez mistrzów kuchni na walentynki.
- Niall, to jest piękne - szepnęła wzruszona i usiadła naprzeciwko chłopaka. Ten nałożył sobie sporą porcję i zaczął ją dziubać widelcem, wpatrując się w swoją wybrankę. - No co? Co się tak patrzysz? Mam coś na sukience? - dziewczyna nerwowo zaczęła badać wygląd szmaragdowej sukienki , którą miała na sobie. Usłyszała tylko śmiech Nialla.
- Po prostu nie mogę wyjść z dumy, że mam taką piękną dziewczynę. Wolę na ciebie patrzeć, niż jeść.
- A ja wolę się przejść, niż jeść. Zawsze chciałam zobaczyć panoramę Paryża nocą.
- Mówisz, masz, kochanie - powiedział i wstał, by podejść do Claudii. Objął ją i zaczęli powoli spacerować. Podeszli do barierki, by spojrzeć na rozciągające się Pola Elizejskie. Nagle blondynka kurczowo chwyciła się jego dłoni i lekko zbladła. Niall zapomniał, że jego oblubienica ma lęk wysokości, a i ona starała się nie sprawiać takiego wrażenia, bo uznawała tę przypadłość za dość wstydliwą. Nikt poza jej przyjaciółkami i chłopakiem o tym nie wiedział, bo i nie było się czym chwalić. Na pokładach samolotów, na których odbywała podróże służbowe, albo takie jak ta, prywatne, albo spała całą drogę, albo zasłaniała szybkę w małym okienku i czytała gazety. Teraz miała obok tylko Nialla.
- Spokojnie, jestem przy tobie. Daj rękę, pomogę ci to przezwyciężyć. Oddychaj - rzekł chłopak. Claudia wtuliła się w niego, czując się bezpiecznie. Strach ustępował, wreszcie mogła podziwiać widok tego magicznego miasta. Niespodziewanie granatowy nieboskłon przykryły ciemne chmury. Ryknął grzmot, a w oddali błysnął piorun. Aż podskoczyli od tego huku, tym razem oboje wystraszeni. Burza szybko się zbliżała, stanie na szczycie wieży stało się średnio bezpiecznym i rozsądnym pomysłem.
- Chyba powinniśmy się stąd zmywać, szkoda tylko jedzenia - zmartwił się Niall, ale gwałtowny podmuch silnego wiatru utwierdził go w przekonaniu, że należy opuścić obiekt. Gdy zjechali windą na dół i wysiedli, na dworze rozszalała się prawdziwa nawałnica. Na domiar złego w pobliżu nie było żadnej taksówki, a żadne z nich nie pomyślało o parasolce (wyślij gdzieś blondynkę z Niallem). Z chmur lał deszcz, na ulicy było pusto, wokół tylko pozamykane kramiki i zielone krzewy. Chłopak odgarnął Claudii mokre kosmyki z twarzy i uśmiechnął się, przysuwając ją do siebie. Zaczęli się całować, wśród strumieni paryskiego deszczu, oświetlani przeszywającymi niebo błyskawicami. Wydawało się, jakby to ich miłość była winna tym wyładowaniom. Niall przerwał na chwilę, by roześmiać się perliście.
- Właśnie zdałem sobie sprawę, że ukradłem Hazzie jego wymarzony pocałunek w deszczu. Kocham cię.
- Je t'aime, Nialler. Złapmy jakąś taksówkę i pojedźmy do hotelu. Tam dam ci twój prezent walentynkowy - powiedziała uwodzicielskim tonem blondynka i pociągnęła chłopaka za krawat. Ona bawiła się świetnie, miała nadzieję, że Meg i Monica też mają udany wieczór.
*
Zayn próbował zignorować fakt, że jego dziewczyna wydaje się jakaś przygnębiona. Przywykł do jej trudnego charakteru i humorów, pewnie znów zdarzyło się jakieś drobne niepowodzenie, nad którym nie warto się roztrwaniać. Były walentynki, radosne święto zakochanych, a on był zakochany w tej awanturnicy i chciał spędzić ten wieczór możliwie jak najlepiej. Zabrał ją wedle życzenia do małej knajpki, do której paparazzi nawet nie zaglądali. Wnętrze lokalu było dość obskurne, albo tak stylizowane, w każdym razie nie był to okaz ekskluzywności i przepychu, do czego przywykł podczas działania w zespole One Direction. Ona zdawała się jednak lubić takie miejsca, czuła się w nich swobodniej. Opowiadała mu, że wychowała się w biednej dzielnicy Nottingham i... to było w zasadzie wszystko, co wiedział o jej przeszłości. Nie mówiła nic o rodzicach, wspominała może raz o bracie, który pracuje jako funkcjonariusz policji w Miami. Podczas, gdy Niall znał wszystkie sekrety Claudii, on mógł jedynie określić ulubiony film czy książkę swojej dziewczyny. Ale to między innymi ta tajemniczość sprawiała, że kochał ją tak mocno. Upił łyk piwa ze staro wyglądającego kufla i odezwał się:
- Chcesz może o czymś porozmawiać? Jesteś jakaś smutna...
- Nie, wydaje ci się. Po prostu nie mam nastroju - odparła, wbijając wzrok w piankę na swoim browarze.
- Moja szalona Meg nie w nastroju 14 lutego?
- Możemy o tym nie rozmawiać? Przyszłam się odstresować, ostatnio wiele się dzieje. Pocałuj mnie - kazała, a Zayn posłusznie spełnił jej nagły kaprys. Dziewczyna namiętnie wpiła się w jego usta, jakby szukała w nich ratunku. Nigdy przedtem nie zachowywała się w ten sposób, Malik wyczuł to w sposobie, w jaki go całowała. Spięcie, zdenerwowanie, może strach? Ale dlaczego?
- Przepraszam, muszę to odebrać - wymamrotała, wyciągając dzwoniący telefon. Pobiegła z nim do toalety, zostawiając chłopaka samego. Próbował sobie odpowiedzieć, czy może to on robi coś źle. Meg wróciła ze smętną miną. Przytuliła się do niego i westchnęła.
- Coś się stało?
- Muszę iść, potrzebują mnie w pracy. Natychmiast. Wybacz, że psuję ci walentynki...
- Nie, to w końcu nie twoja wina. Ale nie wiedziałem, że pracujesz.
- Ostatnio potrzebowałam trochę dodatkowej kaski. Wynagrodzę ci to następnym razem. Pa!
- Hej, kochanie. Nie pocałujesz mnie na pożegnanie? - spytał Zayn, a Meg uśmiechnęła się i cmoknęła go w policzek.
- Reszta potem. Lecę - rzuciła na odchodnym i wybiegła z knajpy. Chłopak poczuł się samotny. Piwo też.
*
Zastanawiałam się, jak będzie wyglądała randka z Louisem. Jasne, cieszyłam się na nią ogromnie, w końcu ktoś się odważył ze mną umówić, w dodatku był to on... Jako przyjaciele dogadywaliśmy się świetnie, byliśmy bezbłędni, znaliśmy siebie nawzajem na tyle, że moglibyśmy napisać o tym książki. Postanowiłam być dzisiaj tak samo spontaniczna, jak zawsze, kiedy z nim jestem. Będę sobą, zachowującą się tak, jak zwykle. Nie raz przekonałam się, że to naturalność jest gwarancją sukcesu. Wygładziłam rękami moją nowo kupioną sukienkę w kolorze fuksji. Na tak ważną okazję musiałam ubrać coś w tym kolorze, żeby czuć się bezpieczniej. Dobrze, wiem, to dziwne, ale ten odcień różu działał na mnie kojąco. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Przyszedł... wdech, wydech. Gdy tylko otworzyłam i go zobaczyłam, wszystkie nerwy minęły. To Lou, ten sam Lou. Będzie dobrze.
- Cześć. Pięknie wyglądasz - uśmiechnął się i wręczył mi żółtego tulipana.
- Dziękuję, Louis. Daleko mnie zabierzesz?
- Prawdę mówiąc nawet się stąd nie ruszymy. Mam na myśli ulicę - odpowiedział i oferował mi ramię. Nie szliśmy długo, bo tylko kilka metrów. Tak, zabrał mnie do ich domu! Jednak w środku było zupełnie pusto.
- Pozbyłeś się chłopaków? Jesteś niemożliwy, ale podoba mi się ta oryginalność - przytuliłam go, a on wziął mnie na ręce i zaniósł na górę, do swojego pokoju. Niósł mimo moich protestów i krzyków. Cały on.
- Nie drzyj się, jestem na to zbyt uparty. Chcę cię zanieść na rękach, to cię zaniosę - skomentował i nogą otworzył drzwi do pomieszczenia. Ku mojemu zaskoczeniu z jego pokoju znikła większa część mebli. Chłopak zobaczył moją zdezorientowaną minę i wyjaśnił: - Wstawiłem kilka szaf do Liama i Zayna, chciałem mieć więcej miejsca...
- Na co, panie Tomlinson? - zmrużyłam oczy i podeszłam do niego. On sięgnął po leżący za nim pilot i włączył wieżę. Z głośników popłynęła moja ulubiona miłosna piosenka, czyli "Unchained Melody" , znaną z filmu "Uwierz w ducha". Na tej scenie płakałam i wzruszam się za każdym razem, gdy słyszę ten utwór. Lou doskonale wiedział, jak mnie podejść. "Unchained Melody" to dla mnie opis idealnej miłości, która nie ma barier, nie ma granic, jest wieczna i nie oprze się niczemu. Tańczyć do niej z chłopakiem, w którym wbrew wcześniejszym postanowieniom moje serce się zakochało, było jedną z tych rzeczy, o które nawet nie śmiałam prosić. Usłyszałam melodię, on przysunął się, złapał mnie w talii i mocno do siebie przycisnął. Czułam jego mocno bijące serce, on z pewnością czuł bicie mojego. Kołysaliśmy się w absolutnej ciszy, niczym nie zmąconej. Zrozumiałam, czemu wywalił chłopaków z domu: po prostu ciągle znajdywał się ktoś, kto nam przeszkadzał. Teraz byliśmy sami i nikt nie mógł nam w niczym przeszkodzić.
- Muszę ci powiedzieć, że podobasz mi się od kiedy przyszłaś do nas z tymi muffinkami i pierwszy raz się do mnie uśmiechnęłaś. Kiedy cię poznawałem, stawałaś się w moich oczach coraz wspanialsza - mówił cicho, niezwykle łagodnym tonem. Okręcił mnie, a jego usta znalazły się tuż przy moim uchu. - Jesteś świetną przyjaciółką i śliczną, inteligentną dziewczyną - szeptał, delikatnie muskając wargami moją skórę. Słyszałam od niego to, co chciałam zawsze usłyszeć od chłopaka. Zakręcił mną znowu, nasze spojrzenia się spotkały i tym razem nie było ani wątpliwości, ani kogoś, kto by się wciął i przerwał tę chwilę. Lou ujął mnie za podbródek i zbliżał się, wpatrując się we mnie jasnoniebieskimi oczami, w których widziałam tylko szczere intencje. Wiedziałam, że teraz mogę sobie zaufać, więc położyłam mu palec na ustach i po chwili zdjęłam go, by wreszcie pocałować te spragnione wargi. Myślałam, że świat oszalał, to uczucie było nie do opisania. Ujął moją twarz w dłonie i całował, tak zapamiętale i czule zarazem, że miałam ochotę błagać o więcej. Przyparł mnie do ściany, obsypując pocałunkami to moją szyję, to znów usta. Ile czasu on to w sobie tłumił, ile czasu ja powstrzymywałam się od podobnego zapomnienia i szaleństwa? Nagle chłopak przerwał i ponownie wziął mnie na ręce, sadzając tym razem na parapecie otwartego na oścież okna. Była piękna, gwieździsta noc.
- Powiem ci teraz coś ważnego, ale obiecaj, że wysłuchasz mnie i zrozumiesz - rzekł poważnie. - To trudniejsze, niż myślałem, ale ja...
- Zapalałeś gdzieś świeczki? Czuję dym - przerwałam mu, rozglądając się po pokoju.
- Nie, ale ja też poczułem... przytrzymam cię, wychyl się lekko, mam przeczucie - odezwał się i mocno mnie złapał. Wychyliłam się z okna i zobaczyłam płonący budynek.
- Lou, dom pani Harrison się pali, trzeba zadzwonić po straż - zbladłam, a Tommo wciągnął mnie do środka. Wybiegliśmy na ulicę i moment później staliśmy przed stojącej w płomieniach willi. Nagle krzyknęłam: - Boże, w środku jest Maurice! Oni zawsze zostawiają go we wtorki samego...
- Jesteś pewna? Straż nie zdąży tu przyjechać tak szybko - powiedział Louis, zdenerwowany.
- Zobacz! W okno! To on, jest tam w środku! - wydarłam się przerażona, widząc malca, wspiętego na palcach, żeby było go widać.
- Idę po niego - odezwał się z determinacją w głosie Lou. Złapałam go za rękaw.
- Cooo? Idę z tobą, to jest niebezpieczne!
- Nie puszczę cię tam, nie narażę cię. Nie przeżyłbym twojej śmierci, bo... kocham cię, słyszysz? Kocham cię! Jeśli czujesz to samo do mnie, zostań... - pocałował mnie, mocno przytulił, jakby już się ze mną na zawsze żegnał i... wbiegł do płonącego domu.
Bardzo dramatyczny finał długiego rozdziału walentynkowego. Życzę Wam najlepszego, kochane ;* I wybaczcie, że wyszedł tak późno, ale zaczęłam pisać już wczoraj, po prostu tyle go jest...
Już nie wiem co pisać . x d
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita ! : D
Twoje opowiadania s naprawde dobre, wyśmienite, perfekcyjne ! X D
Jestem bardzo ciekawa co dalej bd z Zaynem, Louisem i Harrym(oby sb kogoś biedak znalazł ; / )
szybko pisz następny rozdział ! ; p
pozdrawiam .
-Eliza ; *
Pierwszaa! <3 rozdział święty! Juz nie mogę się doczekać następnego!
OdpowiedzUsuńznaczy druga xd <3
UsuńNie wiem jak to robisz, ale jesteś coraz lepsza. Już nie mogę doczekać się dalszej części....
OdpowiedzUsuńWow! Świetny rozdział. Każdy Twój rozdział jest świetny, ale ten wywarł na mnie ogromne wrażenia. Louis... ten tekst na koniec był jak rodem z jakiegoś dramatu, a mi osobiście skojarzył się z Titanicem, więc Łał. Piszesz świetnie, bohaterowie są bardzo dopracowani, uwielbiam Twoje opowiadanie. Tak jak Anonimek nade mną sądze, że jesteś coraz lepsza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
xx
Jak zwykle Cudowniee..!! <33
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział.. ;D ;*
- Kaja.:*
WOW - nie stać mnie po przeczytaniu tego rozdziału na nic więcej.
OdpowiedzUsuńWoW.!
OdpowiedzUsuńDziewczyno masz taki talent.!
Jak czytam Twoje odcinki, widzę to wszystko swoimi oczami wyobrazni, wszytko takie realistyczne.!
Bosko:**
I Tobie kochana też świetnych Walentynek :* ♥
WOW ten koniec no po prostu rewelacja
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i piękny :) idealny na dzisiajszy dzień ^^
nie mam słów opisujących zaje*stość tego rozdzału, prawie sie poplakalam na koncu, mam przeczucie ze victoria znowu namiesza ;p
OdpowiedzUsuńJa tu płaczę...
OdpowiedzUsuńTak strasznie kocham to opowiadanie!
Przez cały dzień siedziałam przed komputerem i co rusz odświeżałam stronę. W końcu się doczekałam. Komentuję tak późno tylko dlatego, że moja mama zaraz po tym jak przeczytałam rozdział, kazała mi iść spać. Teraz sobie smacznie śpi, a ja mam laptopa u siebie.
Dziękuję że piszesz.
Czekam na kolejny.
Naprawdę bardzo lubię jak piszesz, ale po prostu nie mogę się powstrzymać przed zwróceniem uwagi. Mianowicie wykryłam pewną nieprawidłowość w tym rozdziale, we fragmencie, gdy Harry pisze o tej Vic, że myli "Use Somebody" Coldplay z "Somebody that I used to know"... Coldplay!? O ile mi wiadomo to jest piosenka Kings of Leon (co z resztą masz w linku, który sama zamieściłaś). Byłabym wdzięczna gdybyś poprawiła ;). Co do samego rozdziału super i fajnie opisałaś ich świętowanie 14 lutego. Żałuje jednego. Tego, że Monica jest z Lou, gdyż nie ukrywam, że wolałabym połączenie Harry+Monica. A co do wyników sondy to kto wygrał? Bo widziałam, że była zaciekła walka między panami Styles i Tomlinson? Mam nadzieję, że Hazza, bo na niego głosowałam. Pozdrawiam i życzę weny twórczej, świetnie piszesz ;D
OdpowiedzUsuńO matko, co za niedopaczenie... było cholernie późno, ja wiem, że to Kings of Leon! BARDZO PRZEPRASZAM!
UsuńNiech Louisowi nic nie bendzie ;(
OdpowiedzUsuńNotka SUPER !!
Niech ona bendzie z Louisem ;)
Czekam ;)
Ohh rozdział jest cudowny!! Zresztą jak każdy :D czekam na naxt i mam nadzieję że Louis'owi nic nie będzie wyjdzie z tego domu i będą razem <33
OdpowiedzUsuńHarry wygrał ! Napewno!
OdpowiedzUsuńRozdział super ! <33
Oby ona była z Harrym!
ten blog jest po prostu cudowny.
OdpowiedzUsuńjestem zaskoczona końcówką.
nie chce cię zmuszać do niczego ani niczego narzucać, ale fajnie by było gdyby to jednak harry był z moniką. lou mógłby zginąć w tym pożarze. chooć nie to by było za bardzo dramatyczne :PP
Jeju nie mogłam tego czytać, płakałam ...
OdpowiedzUsuńLiam ostatnio tak mnie wkurza, przecież jakby nie on to Monica spędziłaby walentynki z Harrym, dalej mam nadzieję że będą razem .
Harry + Monica = < 33
Jest niesamowity!
OdpowiedzUsuńAle nadal mam nadzieje, ze Monica i Harry będą razem!
Czekam na ciąg dalszy!
Przeczytałam i muszę przyznać, że się nie zawiodłam.
OdpowiedzUsuńUnchained Melody to jedna z moich ulubionych piosenek od zawsze, uwielbiam ją za to w jaki nastrój mnie wprawia. Kiedy dodałaś ją jako ulubioną piosenkę Moniki i to w dodatku w takim momencie...zamarłam.
Mogę spokojnie przyznać się, że wg mnie to na razie twój najlepszy rozdział. Jest w nim wszystko, co chciałabym by było zawarte.
Wprost cudo! Szkoda tylko, że tyle trzeba było na niego czekać.
Właśnie teraz kiedy w Liamie budzi się coś bliżej nieokreślonego, Harry czuje się pominięty, zrozpaczony i jest w nim coś co uwielbiam, Meg coś broi na uboczu, Louis i Monika zatracają się w chwili, Paryż i pocałunek w deszczu Ty nie możesz dalej pisać? Mam ochotę krzyknąć żebyś rzuciła tą cholerną szkołę.
TA OD DŁUGICH KOMENTARZY- musi Ci powinszować świetnego rozdziału i stłuc za to, że zostawiasz nas w takim momencie nawet jeśli nie masz wyboru.
Mimo to czekam z niecierpliwością :*
Zgadzam się z tobą, a i jeszcze którego marca następny rozdział?
Usuńniech ona na niego poczeka, niech on będzie bohaterem, a może mu się coś stanie..^^ czekam na następny rozdział.. :)
OdpowiedzUsuńOMG ! Po prostu cudowne ! gdy napisałaś mi na FB byłam bardzo zaskoczona. Oby coraz lepiej wychodziło ci pisanie. Życzę ci jak najlepiej. I obiecuję że będę dokładnie śledzić losy 1D na tym blogu. Powodzenia. Mam nadzieję że dasz się lepiej poznać choćby jeszcze w tym roku. ~~ Doris 2B ~~
OdpowiedzUsuńCałkiem inaczej wyobrażałam sobie ten rozdział i Walentynki, ale i tak jest świetnie. Jak zawsze! *____________*
OdpowiedzUsuńUwielbiaam twojego bloga ! <3
OdpowiedzUsuńJest rewelacyjny ; )
Czekam na kolejny rozdział, nie moge sie poczekać ! ;]
O Wow aż się poryczałam.Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.:*
OdpowiedzUsuńZajebistee <3 Wgl. jak całe Opowiadanie . Kiedy Next ? Zapro na mojego Bloga http://bealwaysontop.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńta muzyka do której tańczyli skończtyłam mi się akurat wtedy gdy przeczytałam ostatnie zdanie. nie wiem jak ty to robisz ale wyobrażam sobie siebie w tej historii bardzo mnie wciągnełaś . czekam na następny rozdział i błagam dodawaj szybko a chcę wiedzieć co z Lou :))
OdpowiedzUsuńByło mi trochę żal Harrego...; c
OdpowiedzUsuńCiekawe co będzie z Zaynem...
Oby Louisowi nic się nie stało.. ..piękny blog, masz talent, są tu wzruszenia,emocje, lęk, miłość, zazdrość....boshh kocham autoorke bloga norm. że tworzy takie cuda..czekam z niecierpliwością na nast. rozdział
- Klaudia