sobota, 3 marca 2012
Rozdział 26
Próbowałam coś dojrzeć przez gęsty dym, który gryzł w oczy. Louis kopniakiem wyważył drzwi i zniknął w środku. Krzyknęłam do Maurice'a, żeby się nie ruszał, wujek Tommo (tak go chłopiec zwykł nazywać) już do niego idzie. Chwilę potem zobaczyłam sylwetkę mojego ukochanego, dał mi znak ręką, że z małym wszystko w porządku. Odetchnęłam z ulgą i wbiłam spojrzenie w wyjście z budynku, oczekując dwóch całych i zdrowych chłopaków. Ktoś wybiegł, wytężyłam wzrok...
- Maurice, jak dobrze... nic ci nie jest? - mówiłam do chłopca, który przypadł mnie, cały drżąc. Pokiwał głową na znak potwierdzenia. Podniosłam głowę i nagle zdałam sobie sprawę, że kogoś brakuje. - Gdzie jest Louis? - spytałam chłopca, nerwowo się rozglądając.
- On został ratować mojego misia - wyjaśnił Maurice, wycierając zapłakaną buzię o moją sukienkę. Wtedy usłyszeliśmy huk, jakby coś się zawaliło. Pani Harrison ostatnio narzekała, że jej mąż nie chce się zabrać do naprawy poddasza, a powinien wzmocnić podłogę, bo stoją tam duże skrzynie z pamiątkami rodzinnymi. Widziałam kiedyś zdjęcia tych skrzyń, a właściwie kufrów. Duże, drewniane z mosiężnymi uchwytami. Najwidoczniej ogień nadpalił deski na strychu i wszystko runęło pod ich ciężarem. Louis nie wychodził, miałam złe przeczucia. Posadziłam Maurice'a na stojącej nieopodal ławeczce.
- Posłuchaj mnie, siedź tu grzecznie, a ja wejdę do środka po mojego przyjaciela i twojego misia, ok? - odezwałam się, starając nie okazać ogarniającego mnie przerażenia. Miałam w dupie prośbę Lou, skoro teraz to jego życie było w niebezpieczeństwie. Poszedł ratować pluszaka... niesamowicie głupie posunięcie, ale nie mogłam go skrytykować, ponieważ zrobiłabym tak samo. Zbliżyłam się do wejścia. Uderzyła mnie fala gorąca, ale nie wycofałam się. Weszłam do środka, było duszno, dym drażnił moje gardło, zakaszlałam. Rude języki płomieni lizały ściany, wgryzały się w drogie meble moich sąsiadów. Poruszałam się jak najdalej od ognia, wypatrując Louisa. Znalazłam się w salonie, zajętym do połowy pożarem. Wisząca na ścianie plazma zaczynała się topić, a potem coś zaiskrzyło i zasyczało... w sekundzie ktoś pchnął mnie na podłogę, a pomieszczeniem wstrząsnął silny wybuch. Spojrzałam w oczy mojego wybawcy. Jasnoniebieskie oczy.
- Mówiłem ci, żebyś za mną nie szła - uśmiechnął się Lou.
- Powiedziałeś, że mam nie iść, jeśli też "coś" czuję. A to, co czuję jest znacznie silniejsze - odparłam, a on pocałował mnie i wyjął z kieszeni małego misia.
- Mam tego futrzaka, teraz wydostańmy się stąd. Twój rycerz cię uratuje, księżniczko - odezwał się z pewną miną, chwytając moją rękę. Szliśmy skuleni do wyjścia, ale ogień nas uprzedził, odcinając nam drogę. Zaczęłam się naprawdę bać, nawet Louis przestał zgrywać nieustraszonego. Zdałam sobie sprawę, że walczymy teraz o własne życie...
- Z drugiej strony jest wyjście do ogrodu, pożar chyba tam jeszcze nie dotarł! - krzyknęłam, bo przez ogarniające nas morze płomieni słabo się słyszeliśmy. Zawróciliśmy, kierując się w stronę jadalni, w której były interesujące nas drzwi. Byliśmy już prawie u celu, kiedy z sufitu poleciały deski i tynk, a po chwili całe mnóstwo gruzu, wśród którego wypatrzyłam chyba niezniszczalną skrzynię. Strych nie wytrzymał, zawalił się na piętro, a to z kolei na parter. Nie przypuszczałam, że to wszystko może być aż tak słabe, firma budowlana nieźle spieprzyła robotę. Przecież w każdej chwili cały budynek mógł się sklapnąć jak kanapka. Partacze.
- Musimy to delikatnie odsunąć - odezwał się chłopak i zaniósł się kaszlem. - Mamy dwie opcje: spłoniemy, albo przygniecie nas pierwsze piętro - spojrzałam w górę, rejestrując spore pęknięcie. Niebezpiecznie... zabraliśmy się do pracy, co chwila patrząc z przestrachem na rysę i ogień, zbliżający się z każdą sekundą. Uniosłam kolejny kawałek betonu, splamiony czymś czerwonym. To była moja własna krew, miałam już poranione od przerzucania gruzu dłonie. Odsłoniliśmy niewielki kawałek, lekko powiało chłodnym powietrzem. Louis ujął moje ręce w swoje i zerknął z troską na rany. Pokręciłam głową, chwytając za dużą, pełną drzazg deskę. Czułam ból, ale płomienie były za blisko, by się tym przejmować.
- To przejście jest za wąskie... - jęknęłam, walcząc z zawrotem głowy. Od tego dymu i wysiłku było gorzej.
- Ty się zmieścisz, musisz stąd wyjść natychmiast. Widzę, że już ledwo dajesz radę - powiedział Lou, spuszczając wzrok. Wiedziałam, co ma na myśli: chce się poświęcić. Sufit zaskrzypiał, poleciało trochę tynku. Z determinacją sięgnęłam po następną deskę, on mnie powstrzymał.
- Louis, ja ci nie dam zginąć! Zdążymy to poodsuwać, pomóż mi! - krzyczałam przez łzy. - Albo umrzemy oboje, albo nikt nie umrze, tylko błagam, nie zostawiaj mnie samej... - spojrzałam mu w oczy, w których odbijały się szkarłatne promienie. Zdobył się na łagodny uśmiech i podniósł duży odłamek.
- Dla ciebie - odrzucił go w bok. Przejście powoli zwiększało swe rozmiary, byliśmy już tak blisko...
- Pęka - powiedziałam zdławionym głosem, a na potwierdzenie mych słów po ścianie obok nas pobiegła kolejna rysa, zatrzymując się co chwilę. Jakby dawała nam złudne nadzieje.
- Idź, proszę, chociaż ty się uratuj - powiedział znowu Louis, ale nie słuchałam go. Jak w amoku rzuciłam się na stertę, naznaczoną już moją krwią. Potem wszystko potoczyło się szybko: ruszyłam opierający się częściowo o ścianę odłamek, odsłoniłam wyjście, ostatnim rozpaczliwym ruchem wypchnęłam zaskoczonego tym zrywem Lou na zewnątrz i... wszystko runęło. Zamknęłam oczy i poczułam tylko, jak ktoś silnym szarpnięciem wyrywa mnie ze szponów śmierci. Poczułam miękką trawę i cudowną woń powietrza. Byłam na zewnątrz...
- I can't be no superman, but for you I'll be superhuman - szepnął mi do ucha Louis. - Uparta jesteś, ale i tak ja jestem dzisiaj tym, co uratował - uśmiechnęłam się z ulgą i pocałowałam mojego bohatera. Bylibyśmy tak trwali w zakochanym uścisku, ale przyjechała straż i policja, więc trzeba było się wyspowiadać z całego zdarzenia. Dzielnicowy podziękował nam, podobnie jak państwo Harrison, którzy zjawili się tuż po ugaszeniu pożaru. Od nich także dowiedzieliśmy się prawdy, jak do tego doszło. Maurice podpatrzył, jak jego tata rozpala ogień w kominku, więc mały postanowił zrobić to samo. Niestety, potem zajął się czymś innym w jego pokoju i przestał pilnować tańczących płomyczków. Jeden z nich musiał przeskoczyć na porozrzucane przez chłopca gazety i w ten sposób doprowadzić do całego zdarzenia. Najważniejsze było jednak to, że nikomu nic poważnego się nie stało. Willa była w kompletnej ruinie, na szczęście się ubezpieczyli. Opuściliśmy sprzeczających się o nieszczęsny strych, swoją drogą już spalony, rodziców Maurice'a i poszliśmy do domu chłopaków, by wziąć prysznic i zająć się moimi dłońmi, które dopiero teraz zaczęły naprawdę boleć. Louis bardzo delikatnie je przemywał i muskał ustami, powtarzając mi, jaka jestem dzielna. Muszę przyznać, że do silnych fizycznie to ja nie należę, a ten cały wysiłek był grubo ponad moje możliwości. Pożyczyłam od chłopaka nieco za dużą na mnie bluzę i spodnie dresowe, dał mi także płyn do demakijażu, który Claudia kiedyś zostawiła u Nialla. Można powiedzieć, że się "trochę" rozmazałam podczas przebywania blisko ognia, więc ten płyn był jak zbawienie. Wzięłam szybki prysznic i po chwili czułam się już odświeżona. Louis skorzystał z łazienki na dole, robiąc to w tempie ekspresowym, bo zanim wyszłam, on już czekał pod drzwiami. Przejrzałam się w lustrze: naturalność 100 %, kilka kropel wody na włosach, pachnąca Lou szara bluza z kapturem. Przypomniała mi się jedna z dziewczyn z mojej starej klasy, która tak zachwycała się męskimi bluzami. Teraz w pełni mogłam przyznać jej rację. Wyszłam z łazienki, z miejsca znajdując się w objęciach Tomlinsona.
- Mam nadzieję, że nie będziesz zwracał uwagi na fakt, że wyglądam tragicznie - wymamrotałam z lekkim uśmiechem, a on wziął mnie na ręce i ucałował w policzek.
- Dla mnie zawsze wyglądasz ślicznie, księżniczko. Jesteś zmęczona, zaniosę cię do łóżka - oznajmił i poszedł do pokoju Harry'ego (bo jego łóżko było w ?). Ułożył mnie w miękkiej pościeli i położył się obok.
- Co tak patrzysz? - zachichotałam, bo chłopak jak w transie nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Powiedziałaś, że czujesz coś więcej... - zaczął, a ja wsparłam się na łokciu i zbliżyłam do niego.
- Kocham cię, Louis - powiedziałam i pocałowałam go. Odwzajemnił, zaczęliśmy namiętnie okazywać sobie nasze gorące uczucie, aż tu nagle...
- Cześć, wróciłem wcześniej... ouu, coś przegapiłem? - odezwał się Zayn z niezłym WTF na twarzy. No tak, oprócz Liama i Harry'ego chłopcy nie wiedzieli o tej randce. Louis wstał z łóżka, ja z prawdopodobnie głupią miną pomachałam Zaynowi.
- Dajmy jej spać, jest zmęczona. Wszystko ci wyjaśnię, okej? - powiedział Lou, ale mulat pokręcił głową.
- Dobra, jutro mi powiesz, ja dzisiaj mam dość. Idę do siebie, zostawiam was samych. Dobranoc - uśmiechnął się i poszedł do siebie. Ziewnęłam i nakryłam się kołdrą.
- Masz rację, jestem zmęczona. Bardzo zmęczona...
- Dlatego idziesz teraz spać, a ja zrobię to samo, leżąc przytulony do ciebie - pocałował mnie, a ja ułożyłam się wygodnie i przymknęłam oczy. Sen przyszedł szybko, było mi dobrze.
Prawie pół godziny opóźnienia, jarałam się X Factorem. Przepraszam ;3
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
WRESZCIE, NAWET NIE WIESZ JAK DŁUGO CZEKAŁAM NA TEN ROZDZIAŁ. JESTEM WIERNA FANKĄ TWOJEGO OPOWIADANIA. ONO UZALEŻNIA. Edyta
OdpowiedzUsuńOhoho wielki powrót !!! Czytałam z zapartym tchem na szczęście się udało :3
OdpowiedzUsuńI oby dalej była z Lou !!! tak on jest zdecydowanie idealny :)
Nareszcie ;D Rozdział genialny !
OdpowiedzUsuńO ludu nareszcie, nie mogłam się doczekać, tak się martwiłąm o Lou . Cudownie piszesz , twój blog zaczełam czytać przedwczoraj doczytałam 25 rozdziałów zarywajać całą no ale nie będę ukrywać było warto. Oczywiście czekam na następny rozdział (oby szybko) bo strasznie mi się podoba :D Pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuńyou're *
OdpowiedzUsuńOdetchnęłam z ulgą, obawiałam się, że przez mój spadek formy odwrócicie się ode mnie... dziękuję Wam ;*
OdpowiedzUsuńI dziękuję za oddane głosy, WYGRAŁAM! <3
nareszcieee <3 rozdział przepiękny, ale już z koleżanką się bałyśmy że coś się Monice stanie albo Lou ; ( ale na szczęście nie <3
OdpowiedzUsuń@LoverToMusic
kiedy kolejny rozdział ?
OdpowiedzUsuńNareszcie :D Cudo! <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nic,a nikt nie zmieni relacji Lou z Monicą :)
http://holdmetight-vick.blogspot.com/
Kocham cię za to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńTAK ! nareszcie ! wchodziłam tutaj codziennie żeby sprawdzić czy dodałaś TAK <3
OdpowiedzUsuńNormalnie Kocham cię za to zajebiste opowiadanie
OdpowiedzUsuńNareszcie ! nie moglam sie doczekac ;] . Czekam na kolejny ; **
OdpowiedzUsuńNareszcie.. nie mogłam się doczekać ;3
OdpowiedzUsuńJak zwykle rozdział boski !
Mam nadzieję, że następny rozdział niedługo.. ;>
- Kaja.:*
nareszcie!♥♥
OdpowiedzUsuńja nadal mam cichą nadzieje,że będzie z Harrym,ale to twoje opowiadanie. jak zwykle świetnie!♥
omg jak zwykle zajebiste *___* heh nie mogłam się doczekać aż znowu zaczniesz pisać xd mam nadzieję że w następnej notce rozwiniesz wątek Hazyy i Victorii xd
OdpowiedzUsuńJakbyś miała ochotę to zajrzyj do mnie ; )
http://right-direction-1d.blogspot.com/
Bosssko.!! ♥♥
OdpowiedzUsuńSuper ! <3
OdpowiedzUsuńDługo czekałam ale warto było <3
Ciesze się z już wróciłas . :D
OdpowiedzUsuńCzemu ona nie jest z Harrym . ? :(:(
Czekam na następny . :)
O Mój Boże!!!! Jaki śliczny ;****
OdpowiedzUsuńDobrze, że po niego poszła. <3333
Nareszcie wyznała Louisowi prawdę. ♥♥♥
pisz, pisz dalej :D ~ Klaudia ♥
OdpowiedzUsuńI tak namieszam ;D dziękuję wam. Nowy pewnie w następną sobotę, bo przez szkołę wgl nie mam czasu. Bałam się, że nie przypadnie Wam do gustu postawa Monici i wgl ta sytuacja, że nie było tego dramatycznego dramatyzmu jak w filmach. Ale zależy mi na prawdziwości, tak ja bym postąpiła.
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie, dawaj następny ! ^^
OdpowiedzUsuńNo nareszcie!! Zajebiste to jest :)
OdpowiedzUsuńCzy to już ostateczna decyzja? Padło na Lou? Jakoś dziwnie intuicja mi podpowiada, że nie, ale zobaczymy..;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny.!
Pozdrawiam.;)
AAAAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! umarłam trzy razy i powstałam z zaświatów ! normalnie jaram się jak pochodnia ! o fakfakfakfakfakfakfakfakfakfakfak ! *dead*
OdpowiedzUsuńBoski rozdział ! No i oczywiścei muszę wykorzystać sytuację i zareklamować siebie ^^ Zapraszam - również blog o 1D ! zabwpam.blogspot.com
Ohh, wielki powrót udany.Spóźnieniem się nie przejmuj.Też się jarałam strasznie X Factorem :D Dramatyczny rozdział, lubię takie.Czekam cierpliwie na kolejny rozdział i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny! Ach lou i Monica <333 są razem! yeah...
OdpowiedzUsuńJa też chcę bluzę Lou! ej! to nie fer xd
Czekam na nexta!! i zapraszam do mnie ;)
http://iloveyouforever-onedirection.blogspot.com/