środa, 4 kwietnia 2012

Rozdział 30 cz. 1

Przepychałam się w gąszczu ludzkich rąk i nóg, by stanąć bliżej sceny. Starając się uniknąć ciosów nieuważnych i rozentuzjazmowanych nastolatek, które machały dziko ogromnymi transparentami, wreszcie udało mi się dojść do barierki. Co prawda Louis proponował mi przepustkę za kulisy, ale wolałam doświadczyć ich występu z perspektywy przeciętnej, nowojorskiej fanki. Tak, byłam w Nowym Jorku, chłopcy postanowili mnie sprowadzić na trochę, bo doskwierał im brak bliskich. Claudia miała przyjechać zraz po sobotniej sesji zdjęciowej (wiosenna kolekcja Stelli McCartney). Oparłam dłonie na zimnym metalu w samą porę, bo sekundę później zgasły wszystkie światła i zapanowały iście egipskie, jak na Nowy Jork, ciemności. Jeśli ktoś postanowił zmienić teraz miejsce, musiał się liczyć z niebezpieczeństwem zostania znokautowanym przez dziewczyny, które zamiast ucichnąć i wyczekiwać na swój zespół, zaczęły piszczeć jeszcze głośniej.
- Nowy Jork, jesteście tam? - usłyszałam jak zwykle ciepły głos Liama. Po tych słowach fanki przekroczyły bezpieczny poziom decybeli, a mi nie pozostawało nic innego, jak zatkanie uszu. Zignorowałam pełne zdziwienia spojrzenia stojących najbliżej nastolatek.
- A jesteście gotowi? - tym razem odezwał się Harry, a moje uszy aż skuliły się z bólu. Wrzask, będący odezwą na to (bardzo retoryczne, z resztą) pytanie, był tak głośny, że odgłos startującego samolotu wydawał się muzyką relaksacyjną. Nie wliczając kilku innych koncertów One Direction, kiedy to byłam za o wiele cichszymi kulisami, ostatni koncert na jakim miałam okazję być, był występem jakiejś miejscowej kapeli. Wszystko działo się w niewielkim, ale przytulnym barze i to był pierwszy, jak również ostatni raz, kiedy byłam na koncercie jako widz, a nie VIP. Widownia liczyła wtedy około 20 osób, więc mój aparat słuchowy mógł czuć się bezpiecznie. To, co działo się tutaj było prawdziwą rzeźną.
- Zróbcie hałas dla...
- O nie, tylko nie to - jęknęłam.
- One Direction! - krzyknął tajemniczy głos, którego nie rozpoznałam. Uczepiłam się barierki, bo stojące za mną fanki wpadły w jakiś amok, który uznałam za mocno przesadzony. Rozległa się muzyka, na scenę wbiegli chłopcy. Louis odnalazł mnie wzrokiem i puścił oko, które odebrałam pewnie nie tylko ja, ale i cały mój sektor. Zaczęli śpiewać, muszę przyznać, że z widowni wszystko to inaczej brzmi. Na pewno gorzej słychać, bo wszyscy się drą. Koncert przebiegał pomyślnie, zmienili trochę kolejność wykonywania utworów, ale nikomu to nie przeszkadzało. Jako ostatni zaśpiewali "Moments", który jest drugim w kolejności moim ulubionym. Piosenka wyszła nieziemsko, zauważyłam, że Zayn i Niall bardzo się podszkolili i brzmią zdecydowanie lepiej, niż na początku trasy. Ich głosy są pewniejsze, a blondynek wreszcie poprawnie używa płuc i wyciąga wszystko jak należy.
- Before you leave me todaaaay - ostatni wers piosenki i koncert dobiegł końca. Chłopcy zrobili zbiorowy uścisk, machając fanom. Byli naprawdę zmęczeni, chociaż wyglądali na odświeżonych (te zakulisowe triki!).
- Zanim na dobre się z wami pożegnamy, chcielibyśmy zaprosić na scenę pewną osobę - powiedział Liam, uśmiechając się do mnie. Spiorunowałam go wzrokiem. - Monica, podejdź tu na chwilę - poprosił, a tłum rozkrzyczał się i poruszył. Do przodu wystąpiły wszystkie obecne Monici, to było trochę nieprzemyślane wezwanie. Louis szybko sprostował:
- Monica Leslie Whister proszona na scenę.
- Ale już! - wtrącił się Niall, a potem zarechotał, bo Zayn spojrzał się na niego z głupią miną. Ochroniarz umożliwił mi przedostanie się przez barierkę i po chwili szłam w kierunku moich przyjaciół. Czułam na sobie zazdrosne spojrzenia fanek, które znały mnie już jako dobrą znajomą zespołu i wielką szczęściarę.
- Chciałem wam coś ogłosić - zaczął Lou, chwytając moją dłoń. To było odważne z jego strony. - Poznajcie moją dziewczynę - wyszczerzył się w uśmiechu, ale widziałam, że był spięty. Przyznanie się na scenie do skończenia ze statusem singla przez kogoś takiego, jak Louis Tomlinson to wstąpienie na pole minowe z zawiązanymi oczami. Wstrzymałam oddech, wyczekując reakcji paru setek zakochanych w 1D osób.
- Gratulacje! - krzyknął ktoś, a piątka chłopaków oraz ja odetchnęliśmy z ulgą. Po chwili dało się słyszeć brawa i okrzyki uznania, a z męskiej części publiczności - gwizdy.
- Ej, ona teraz jest moja, proszę mi tu nie gwizdać, bo się robię zazdrosny - zażartował Lou. Chłopcy kolejno mnie uściskali i poklepali przyjaciela po plecach. Zeszliśmy ze sceny w aurze oklasków i ochoczych: gorzko, gorzko! Byliśmy już prawie za kulisami, kiedy Louis spojrzał się na mnie, jakby coś knuł.
- No bez przesady - zaśmiałam się, bo dobrze wiedziałam, co ten wariat zamierza zrobić. Opór był jednak bezcelowy, chłopak jednym sprawnym ruchem porwał mnie na ręce i zaniósł z powrotem na scenę, by potem ku uciesze tłumu (i dziesiątki reporterów) pocałować.
- To taka rekompensata za tę męczącą podróż, jaką odbyłaś - szepnął mi do ucha, kiedy szliśmy wąskim korytarzykiem do garderoby.
- Nie była męcząca.
- No to tak bez okazji. Miałem na to szaleńczą ochotę.

Musiałam wrócić wcześniej, bo zbliżał się egzamin z historii i wolałam się trochę pouczyć. Amerykańskie tabloidy huczały od śmiesznych plotek o mnie i Lou, ale przeważały ozdobione zdjęciami pocałunku artykuły, w których wyrażano aprobatę naszego związku i stwierdzano, że świetnie do siebie pasujemy. Spodziewałam się więc podobnej sytuacji w Wielkiej Brytanii, ale spotkało mnie zaskoczenie. Pierwszą rzeczą, która mi w tym wszystkim nie pasowała, był mail od szefa z The Times, w którym poprosił mnie o niezwłoczne stawienie się w jego gabinecie zaraz po powrocie, bo muszę mu wytłumaczyć, co oznaczają te artykuły. Nie miałam pojęcia, o co może mu chodzić, nie miałam okazji zobaczyć jeszcze żadnej "naszej" gazety, bo moja blackberry się rozładowała w samolocie, a w Nowym Jorku zrobiłam sobie przerwę od technicznych wynalazków, które i tak mnie tam otaczały. Zupełnie niedoinformowana pojechałam więc do redakcji. Gdy weszłam do środka, wszyscy zmierzyli mnie pełnym niechęci wzrokiem. Wszystko to bardzo mi się nie podobało, ze ściśniętym gardłem weszłam do gabinetu szefa. Stał za biurkiem, na którym rozłożone były popularne brytyjskie gazety i kilka chętnie czytanych szmatławców. Byłam na każdej z okładek lub pierwszych stron.
- "Czy to przez nią One Direction się rozpadnie?" - przeczytał jeden z tytułów. - "Oto dziewczyna, która złamała Harry'emu serce!". Albo to: "Koniec One Direction - oto winowajczyni". Możesz mi, moja droga, wyjaśnić, co TO jest? - dźgnął palcem w stosik.
- Nie rozumiem, skąd te plotki o rozpadzie zespołu? - spytałam, uginając się pod jego spojrzeniem.
- Ktoś poinformował wszystkie czasopisma tuż po twoim wyjeździe, że złamałaś serce Harry'emu, umawiając się w Walentynki z tym całym Tomlinsonem. Podobno chłopak załamał się, pokłócił z nimi, a kiedy ogłosiliście publicznie swój związek, podjął próbę samobójczą. Na tym zdjęciu wygląda, jakby płakał.
- Szefie, to są wyssane z palca brednie! Ja nawet nie umawiałam się z Harrym, a wtedy on nie płakał, tylko oczy mu łzawiły od tego dymu spod sceny. Nic się nie dzieje w zespole, to wszystko to steka bzdur.
- Monico, jesteś zaufaną pracownicą i świetną felietonistką, ale ta sprawa robi ci fatalną opinię. W dodatku może na tym ucierpieć całe The Times, bo my jako jedyni nie opublikowaliśmy niczego na ten temat. Tracimy wiarygodność, a to niedobrze. Jeśli do następnego tygodnia nie wyjaśnicie tego, będę musiał cię zwolnić, dla dobra gazety. Przykro mi.
- Rozumiem. Postaram się wszystko sprostować.
- Na sobotę napisz mi artykuł o Invisible Children i KONY 2012. Ma być obszerny i wnikliwy.
- Oczywiście. Do widzenia - powiedziałam i wyszłam. Po drodze kupiłam parę gazet, z których dowiedziałam się bardzo przykrych i zupełnie nieprawdziwych informacji o mnie. Jakiś gówniany młodzieżowy magazyn zrobił ze mnie taką wywłokę, że aż mi szczęka opadła. Najgorsze, że ludzie bezwzględnie w to uwierzyli, a przynajmniej tak sądziłam. Zaszyłam się w domu i zaczęłam się uczyć. Gdy przyszłam na uczelnię, czułam na sobie nienawistne spojrzenia studentek (może miałam tylko takie wrażenie...). Spotkałam na korytarzu Victorię, na mój widok zrobiła usta w podkówkę i podeszła mnie przytulić.
- O ty biedna, widziałam te straszne artykuły. Ale nie przejmuj się, my znamy prawdę i wszystko się ułoży.
- Ale nie rozumiem, kto w ogóle miał informacje o mojej randce z Lou i kto wiedział, że Harry mnie... no wiesz... - zerknęłam na nią, ona potrząsnęła głową.
- Nie mam pojęcia, ale to był chwyt poniżej pasa.
- Idealnie wredne wykorzystanie sytuacji i tego, że cię nie było - usłyszałam za sobą głos Alyssy.
- Chłopcy wracają we wtorek, po gali. Wyjaśnimy to. Publicznie - oznajmiłam z zaciętą miną. Wieczór tego i przedpołudnie następnego dnia spędziłam na zbieraniu materiałów i redagowaniu artykułu. Po południu próbowałam skontaktować się z Meg, ale odzywała się automatyczna sekretarka. Na szczęście oddzwoniła koło piątej po południu i zapewniła, że wszystko w porządku, była w pracy. Korzystając ze znajomości załatwiłam jej robotę w kawiarni, bo akurat zwolniło się jedno miejsce. Powiedziałam, że absolutnie się nie zgadzam, by dalej zajmowała się "dawaniem dupy". Na szczęście nie robiła problemów i bez gadania przyjęła tę posadę.
Niedzielny poranek był ciężki, do późna w nocy pisałam. Przetarłam zmęczone oczy, ziewnęłam szeroko i zwlokłam się z łóżka. Na pół przytomna zeszłam na dół, do kuchni. Jak zawsze najpierw podeszłam odsłonić rolety. Jednak moim oczom nie ukazał się piękny jak zawsze widok mojej ulicy. Szyby upstrzone były w zaschniętych, rozbitych jajkach i farbie. Czyżbym była wczoraj tak pochłonięta pracą lub tak twardo spałam, że nie usłyszałam, jak walą mi jajkami w okna? Otworzyłam drzwi wejściowe, a na moją głowę wylało się wiadro zimnej wody. Wrzasnęłam, a potem zatrzęsłam się z zimna, bo okropnie wiało. Zauważyłam, że ktoś zostawił list obok wycieraczki, podniosłam go więc i zaniosłam na kuchenny blat. Poszłam się przebrać, chwilę potem przygotowywałam sobie kakao i kanapki z masłem orzechowym, próbując otworzyć kopertę.
Ugryzłam kawałek chleba i zaczęłam czytać: "Od początku wiedziałyśmy, że ty zła kobieta jesteś, siła nieczysta! Odkryłyśmy Twój sekret, jesteś czarownicą..." czytałam dalej, z coraz większym niedowierzaniem i rozbawieniem. A to dopiero historia. Postanowiłam nie brać tego zbyt poważnie, przeczekać ten związany z plotkami cyrk w spokoju.
- Ale najpierw pościągam ten papier toaletowy z krzaczków - mruknęłam sama do siebie i w tym momencie usłyszałam brzęk tłuczonego szkła, a sporej wielkości kamień przemknął kilka centymetrów od mojej głowy. Spojrzałam na rozbitą w drobny mak szybę, przez powstałą dziurę przedostawał się poranny chłód. Teraz zaczęłam się bać. Czyżby list został napisany jakimś dziwacznym szyfrem i tak naprawdę był listem z pogróżkami? Zadzwoniłam po firmę, która obiecała przyjechać za pół godziny i wstawić nową szybę. Dobrze, że miałam ubezpieczony od aktów wandalizmu dom. Naprawianie szkody kosztowało mnie kilku godzin, ze względu na konieczność nadzorowania ekipy. Musiałam jeszcze dodatkowo umyć te okna. Później pojechałam tylko do sklepu po zakupy i do knajpki po kurczaka curry na wynos, bo jakoś nie miałam ani nastroju ani chęci na gotowanie. Zbliżając się moim smukłym mercedesem do willi mina rzedła mi coraz bardziej, a i tak nie byłam zbytnio uśmiechnięta. W ogrodzie ktoś poustawiał mnóstwo transparentów z napisami "dziwka", "suka', "szmata' itp. Okna były wymazane jakąś lepką mazią, a na wycieraczce czekała kolejna koperta. Tym razem list napisany był w jasny i dobitny sposób: "Jesteś samolubną, głupią dziwką, przez ciebie możemy stracić naszych chłopców (...) Nie darujemy ci tego, co zrobiłaś Harry'emu. Zerwij z Louisem i znikaj z miasta, bo obiecujemy, że długo nie pożyjesz. Wiemy więcej, niż myślisz (...) nigdy nie zadziera się z Directionerkami, szmato!". Tak, to bez wątpienia były pogróżki i nie miałam wątpliwości, że te same osoby są odpowiedzialne za wybicie szyby. Zmroziło mnie, gdy zdałam sobie sprawę, że kamień był wycelowany w moją głowę. Nie mogłam zadzwonić do Lou, bo był u nich środek nocy, ale ściągnęłam do domu Jasona, bo nie czułam się bezpiecznie. Zgodził się nawet u mnie nocować, przyjechał w mgnieniu oka. W nocy prawie nie spałam, obserwowałam okolicę, czy aby nikt nie zamierza wtargnąć mi do domu czy coś w tym rodzaju. Następnego dnia pojechaliśmy rano na uczelnię jego samochodem (albo rzęchochodem, jak ja nazywam jego autko), musiałam więc wrócić autobusem. Wysiadłam na przystanku i poszłam ulicą w kierunku domu.
- Brać ją! - usłyszałam nagle, a z krzaków wyskoczyła piątka dziewczyn i rzuciła się na mnie. Dwie przytrzymały mnie, a pozostałe trzy uderzały w twarz, kopały z całej siły, aż zabrakło mi oddechu. Krzyczały, że to jest ostatnie ostrzeżenie, że czeka mnie kara za skrzywdzenie Hazzy.
- Zginiesz, szmato! Dobrze Victoria powiedziała! - wydarła się któraś, a ja podniosłam głowę, otwierając szeroko oczy. Stojąca obok dziewczyna szturchnęła tamtą.
- Głupia jesteś? Po co to mówisz? Przecież ona ją zna!
- O kurwa, sorry...
- Kopcie mocniej, może straci przytomność i zapomni! - odezwała się blondynka o pomarańczowym odcieniu twarzy i bardzo długimi tipsami.
- Proszę, wy nie rozumiecie... - jęknęłam słabo, kątem oka dostrzegając znajomy samochód. Wyskoczył z niego Jason, piątka dziewczyn szybko uciekła na jego widok. Chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do domu. Położył mnie do łóżka i poszedł zadzwonić na policję. W głowie huczała mi tylko jedna informacja: Victoria powiedziała. Victoria...

Jednak w częściach. Ale nawet długi wyszedł. Jutro część druga, a potem zawieszam bloga na "do po egzaminach". Teraz nauka najważniejsza.

15 komentarzy:

  1. Aaaa nie no skandaliczne zachwanie... rozdzial swietny pzdr kinia

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurde ;o No to sie porobiło, nie powiem. Mam nadzieję, że to sie wyjasni i Monica bedzie szczesliwa z Lou. Powiem Ci, że zaszalałas. Takiego zwrotu akcji to ja się w życiu nie spodziewałam. ALe świetne, jak zawsze :D
    Czekam na nn! xxx

    [http://holdmetight-vick.blogspot.co.uk/]
    [http://xeverlastinglovex.blogspot.co.uk/]

    OdpowiedzUsuń
  3. fajne. mam pytanie czy watek z 29 rzdziału bd kontynuowany?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Który wątek? Jeśli chodzi ci o Meg, to mam szalony plan ;> mwahahaha.

      Usuń
  4. świetne,jestem straasznie ciekawa co będzie w następnym rozdziale :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No wreszcie ;) Fajny rozdział ;D Asia xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Z niecierpliwością czekam na następny.
    DizzyDee

    OdpowiedzUsuń
  7. Łoooooo ja ! Masakra, niezły zwrot ! Nie wierze normalnie - skandaliczne ! Jeszcze raz masakra ! więcej nie potrafię napisać.

    Zapraszam do siebie na http://gemini-blizniaki.blogspot.com ----> nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. boski, niesamowity, fantastyczny, uroczy po prostu nieziemski rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  9. masakra,co się porobiło..
    od samego początku wiedziałam,że Victoria coś knuję..
    czekam na następną część!

    OdpowiedzUsuń
  10. No no rozpisałaś się kochanie! Świetny rozdział ale żal mi Monicy i jej problemu. Ciekawe co ona zrobi Victorii. Czekam na następny ale sądząc że są święta posikam się z niedoczekania!
    ZAPRASZAM DO MNIE :
    http://you-be-gotta.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  11. Odcinek cudny!
    Szkoda, że zawieszasz, ale rozumiem też to przechodziłam.. Jakiś czas temu, no może trochę dłuższy.;P
    Czekam na następny, a wiem kiedy egzaminy się kończą.. ( to jest groźba!)
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo fajny rozdział . Szkoda mi Meg ; (


    Zapraszam na mojego bloga z wywiadami z osobami ,które mają opowiadania o 1D . http://thekaxii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Biedna Monika... Biedna Meg... Biedni oni wszyscy...
    Na razie nie stać mnie na bardziej elokwentny komentarz...
    SS&S

    OdpowiedzUsuń
  14. dobre, dawaj next !
    wpadnij na imaginy o 1d :)

    OdpowiedzUsuń