niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 38

Zaraz po tym, jak moje stopy stanęły na płycie lotniska, zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
- Lubię zapach tutejszego powietrza. Jest odświeżający - przeciągnęłam się, czując ciepło słonecznego blasku na mojej twarzy. Bordeaux naturalnie było cudowne latem. Chłopcy i Alyssa również byli pod wrażeniem tego portowego miasta.
- Mówiłaś, że twoja ciocia mieszka na Starym Mieście. Czy to daleko stąd? - zapytał Harry. Zastanowiłam się przez chwilę.
- Nie wydaje mi się, ale do obiadu mamy jeszcze dwie godziny. Nic się nie stanie, jeśli trochę się spóźnimy.
- Załatwiłem nam już dwie taksówki, zawiozą nas na miejsce - odezwał się Zayn. Kilka dziewczyn stojących za nim zaczęło szeptać między sobą i pokazywać na nas palcami.
- Dlaczego dwie taksówki? Nie możemy pojechać jedną? - obruszył się Harry. Chyba wciąż się gniewał za to, że nie mógł ze mną usiąść w samolocie.
- Sam widzisz, co się dzieje. Jesteśmy sławni i przyciągamy zbyt dużą uwagę, a przecież przyjechaliśmy tu na wakacje.
- Zayn ma rację - powiedziała Alyssa, która do tej pory milczała. Zignorowała obrażony wzrok Harry'ego i dokończyła swoją myśl. - Jeśli pojedziemy osobnymi taksówkami, większość tych dziewczyn uzna, że chyba nas jednak pomylili. To znaczy, was - zwróciła się do chłopaków. - Mnie nie znają w ogóle, a Monici nie będą w stanie rozpoznać.
- Dobra, koniec gadania, idziemy stąd - Harry wziął swoją walizkę i po chwili wahania, także walizkę Alyssy. Mogę dać głowę, że wziąłby moją, ale tym już się zajął Zayn. Podczas, gdy próbowałam z Harrym wcisnąć nasz bagaż do niewielkich bagażników, Malik rozmawiał o czymś z kierowcą drugiej taksówki. Nie słyszałam dobrze przez szum odlatujących i przylatujących samolotów, więc nie dowiedziałam się, co mówili. Zdziwiło mnie natomiast, że Zayn zna francuski. Nigdy się nie chwalił tą umiejętnością.
- Okej, wsiadamy - wrócił do nas i bez zbędnych ceregieli wepchnął mnie do taksówki, usiadł obok i zamknął drzwi. Alyssa zachichotała, obserwując zmieniający się wyraz twarzy Harry'ego.
- Wygląda na to, że znowu będziemy podróżować razem - uśmiechnęła się.
- Tak. Na to wygląda - burknął chłopak, silnym ruchem ręki zatrzaskując drzwi samochodu. Spojrzał przez ramię, jego dwoje przyjaciół rozmawiało i śmiało się.
- Harry...? Wszystko w porządku? - nieśmiało zapytała Alyssa.
- Nieważne, ja tylko... - obrócił głowę i wzrokiem natrafił na jasne, iskrzące się oczy. Poczuł, jak cała krew napływa mu do twarzy, więc zakaszlał i wbił wzrok w okno. - Już nic.
Taksówki ruszyły, a krajobraz wokoło zmienił się. Rozpoznałam kilka ulic, którymi kiedyś spacerowałam z rodzicami. Mniej więcej orientowałam się, gdzie się znajdujemy. Dlatego zdziwiłam się, kiedy jadący przed nami samochód z Harrym i Alyssą skręcił w małą, wewnętrzną ulicę.
- Chwila, przecież tędy nie dojedziemy...
- Spokojnie - odezwał się Zayn. - My jedziemy właściwą drogą.
- Zaraz, co? - druga taksówka znikła mi z oczu, natomiast ta, którą jechałam, sunęła dalej tą samą drogą.
- Małe problemy techniczne. Mogą spóźnić się na obiad - chłopak uśmiechnął się pod nosem. Nagle wszystko zrozumiałam.
- Podałeś tamtemu kierowcy zły adres! Dlaczego?
- Chciałem z tobą porozmawiać. Znasz tutaj jakiś miły, ustronny lokal?
- Hmm. Może miejska biblioteka z kawiarnią?
- Może być. Założę ciemne okulary i nikt mnie nie pozna - dla potwierdzenia swoich słów zademonstrował, wyjmując z plecaka parę dużych okularów przeciwsłonecznych, które zasłaniały mu prawie pół twarzy.
- Powiedz mi jedno. Jak dogadałeś się z tym facetem, skoro nie znasz francuskiego?
- Uniwersalna mowa 'Kali mieć, Kali chcieć' zawsze działa - powiedział poważnie. Zaraz potem wybuchliśmy głośnym śmiechem.

- "Coffe Book Shop", wciąż w tym samym miejscu i chyba za bardzo się nie zmienił - skwitowałam, popychając grube, szklane drzwi. Uderzył mnie znajomy zapach świeżo palonej kawy i starych książek. - Kiedyś często tu przychodziłam. Przeczytałam chyba cały dział dziecięcy - uśmiechnęłam się do Zayna, a ten pokiwał głową. - Ciekawe, czy mają jeszcze moją kartę...
- Zostajesz tutaj na całe wakacje, warto sprawdzić. Będziesz miała co czytać - powiedział. Chwilę później siedzieliśmy przy srebrnym stoliku na drugim piętrze, a kelnerka w uroczym uniformie podawała nam espresso. Przerzucałam palcami lekko pożółkłe strony książki, którą zawsze chciałam przeczytać, ale byłam ciągle na nią za młoda.
- Och, byłabym zapomniała. O czym chciałeś porozmawiać? - podniosłam wzrok na Zayna.
- Jak się trzymasz? - zapytał, spoglądając na mnie zatroskanym wzrokiem. Westchnęłam cicho.
- Jest lepiej, niż było - upiłam łyk kawy, żeby zyskać czas na wymyślenie lepszej odpowiedzi. - Podróże chyba mi służą. No i jestem tutaj z przyjaciółmi...
- Cieszę się, że uważasz mnie za jednego z nich. Wiem, że nigdy nie byłem do ciebie szczególnie otwarty, ale naprawdę cenię cię jako osobę. Czuję, że mogę na ciebie liczyć i chcę, żebyś wiedziała, że to działa w obie strony.
- Bez przesady... - speszyłam się. Nie byłam przyzwyczajona do szczerego Zayna Malika, a teraz zebrało mu się na wyznania.
- Chciałem ci także podziękować za pomaganie Meg.
- Och... - tak sądziłam, że poruszy ten temat. Choć od jej wyjazdu minęło trochę czasu, wciąż nie umiałam o tym rozmawiać.
- Mam wrażenie, że jej wyjazd nie był spowodowany nagłą propozycją pracy - przełknęłam ślinę i poczułam, że z nerwów zaczynają trząść mi się ręce. Jeśli zapyta wprost, nie będę umiała go okłamać. Wiedziałam, że tak będzie. Błagam, niech nie pyta, nie teraz. - Ale z jakiegoś powodu ci ufam i wierzę, że wszystko u niej w porządku. Może tak samo jak ty potrzebowała odskoczni od obecnego życia. - odetchnęłam z ulgą i napiłam się więcej.
- Na pewno jest wdzięczna, że uszanowałeś jej decyzję. To było dla niej bardzo trudne, rozstać się z tobą. Wiem, jak się czuła. Chyba... - głos mi się załamał, a na kartkę spadła jedna słona kropla. Tekst się rozmazał i ze słowa 'historia' została tylko pierwsza litera. Zayn nic nie mówiąc, wstał z krzesła, podszedł do mnie i przytulił. Nie chciałam przy nim płakać. Nie... nie chciałam płakać w ogóle.
- Jesteś słaba, powinnaś coś zjeść - chłopak wziął mnie pod ramię po tym, jak zachwiałam się w drodze do taksówki.
- O mój Boże, obiad u cioci! - Przypomniało mi się. Zaczęłam przerzucać rzeczy w torebce w poszukiwaniu telefonu. Zayn powstrzymał mnie ręką i popukał w tarczę swojego zegarka na rękę.
- Iście gwiazdorskie spóźnienie, ale wciąż w dobrym smaku - powiedział z uśmiechem, otwierając mi drzwi do samochodu. - Ale nie martw się, na pewno będziemy wcześniej, niż ta dwójka. Minie trochę czasu, zanim Harry uświadomi sobie, do czego służy telefon komórkowy.

*

Tymczasem Harry chodził w tę i z powrotem po brukowanej ścieżce niewielkiej parkowej alei, która znajdowała się w wyglądającej na opuszczoną dzielnicy. Wokoło rósł dawno nie strzyżony żywopłot, a stojąca pośrodku kamienna fontanna zdecydowanie poddała się upływowi czasu. Alyssa siedziała na jej brzegu i przebierała palcami w chłodnej wodzie. Była zupełnie niebieska, odbijało się w niej nieskazitelnie czyste niebo. Dziewczyna pomyślała, że chociaż to miejsce zostało dawno zapomniane, piękno i świeżość wciąż są w nim obecne. Chociaż pewnie to efekt pogody. W chłodną, jesienną noc byłoby tutaj jak w horrorze. Szczególnie przez te rzeźby. Ma się dziwne wrażenie, że przynajmniej dwie z nich intensywnie się w ciebie wpatrują, niezależnie od tego, gdzie stoisz.
- "Ale pewnie Hazzilla je już dawno wystraszyła" - zachichotała. Chłopak naprawdę miał minę, jakby chciał kogoś, delikatnie mówiąc, skrzywdzić.
- On nas totalnie wyrolował! - krzyknął, bardziej do siebie, niż do niej.
- Widocznie miał jakiś powód - odezwała się spokojnym głosem. Harry już chciał coś odpyskować, ale nie potrafił krzyknąć na tę drobną, blondwłosą istotkę. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie, co z pewnością nie pokrywało się z jej charakterem. Takie dziewczyny zawsze skrywają jakieś mroczne tajemnice albo są zołzami. - Dlaczego się tak na mnie patrzysz? Czuję się niezręcznie.
- To dlatego, że ta fontanna jest jakaś krzywa. Pewnie nie wytrzymuje twojego ciężaru i się przechyla - powiedział pierwszą lepszą myśl. Alyssa otworzyła szeroko oczy. - "Ach, cholera by mnie wzięła! Właśnie poważnie ją obraziłem, brawo dla mnie. Ja to jak coś powiem...' - zganił się w myślach.
- Dobrze, że jesteśmy przed, a nie po obiedzie u ciotki Monici. Jestem pewna, że wtedy ta fontanna zupełnie by się rozsypała, gdybym próbowała na niej usiąść - dziewczyna odparła z uśmiechem na twarzy. Harry był pod wrażeniem, jak zgrabnie obróciła jego nietaktowną wypowiedź w żart. Chociaż mały strumień wody, wypływający z rogu kamiennego aniołka wypływał pod naprawdę dziwnym kątem.
- Powinienem cię przeprosić, jestem zły na Zayna i dlatego tak... - zaczął iść w jej kierunku i wtedy to się stało. Posążek zachwiał się i nóżki aniołka oderwały się od cokołu, na którym stał. Harry bez wahania rzucił się w kierunku Alyssy i osłonił ją własnym ciałem. Poczuł okropny ból w plecach i stracił przytomność.
- Harry? Harry! Ocknij się! - coraz głośniej słyszał ten głos. Zmysły odzyskiwały sprawność i po chwili oszołomienia chłopak wrócił do świadomości. Jego głowa spoczywała na kolanach Alyssy.
- Nic ci nie jest... - wymamrotał. Plecy strasznie go bolały.
- Głupku, to nie ja oberwałam kamiennym posągiem! - nawet jak krzyczała, nie brzmiało to groźnie.
- Ja tylko odleciałem. Ty byś po takim zderzeniu wąchała kwiatki od spodu - burknął, próbując się podnieść. Zaraz jednak znał sobie sprawę, że znowu był dla niej niemiły. - Przepraszam. Już nie będę cię dręczyć. Mogłaś mnie tu tak zostawić, ale pomogłaś.
- Wiesz, w twoim świecie uratowałeś mi życie, mam chyba jakiś dług wdzięczności - żachnęła się, obrzucając chłopaka pełnym wyrzutu spojrzeniem.
- Zaczynam żałować, że to zrobiłem - wstał i otrzepał się. Ledwo mógł się wyprostować z bólu.
- Ale ja żartowałam... - spojrzała na niego smutnym wzrokiem. Harry wypuścił z ust powietrze i uśmiechnął się pod nosem.
- Ja też. Chodź - wyciągnął do niej rękę. - Musimy w końcu trafić na ten obiad!



Wiem, że ten rozdział jest ultrakrótki, ale obiecałam, że jakiś dodam. Dopiero dzisiaj wróciła mi wena i chętnie bym coś jeszcze dopisała, ale mój drogi OJCIEC wyłącza mi zaraz internet. Cóż, jestem nawet zadowolona, że coś jednak naskrobałam. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ^^

poniedziałek, 24 grudnia 2012

It was an amazing year...

Drodzy czytelnicy. Moi kochani. Uwierzycie, że to już rok? Tyle się wydarzyło od napisania pierwszego rozdziału... Sparkle dostała mnóstwo nominacji i nawet wygrała kilka nagród. Czuję się doceniona i aż mi się ciepło na sercu robi, jak o tym wszystkim pomyślę. Ale, dość o mnie.

Dziękuję wszystkim, którzy dawali mi siłę do pisania. Dziękuję Klaudii, bez której nie powstałby ten blog i która posłużyła mi jako wzór jednej z moich ulubionych postaci w opowiadaniu. Kochana, nawet nie wiesz, ile razy pomogłaś mi odzyskać wenę, zupełnie nic nie robiąc! Dziękuję Sophie, która naprawdę mnie rozumie i zawsze stała przy mnie w czasie kryzysu, kiedy traciłam wszystkie chęci. Doceniam także Twoją cierpliwość, gdy wysyłałam ci rozmaite próbki kolejnych rozdziałów i zasypywałam nowymi pomysłami na opowiadania. I saranghae za Twoją miłość do Azji, anime, j-rocka i k-popu, którą z Tobą dzielę! Nie masz pojęcia, ile to daje mi szczęścia i pogody ducha. Dziękuję Arturowi, który mimo zgrzytów wciąż jest moim dobrym znajomym. Nauczyłeś mnie empatii i okazałeś uznanie dla tego, co robię. To wiele dla mnie znaczy. Dziękuję Lexie, która przyczyniła się do powstania kilku naprawdę świetnych rozdziałów i dzieliła się ze mną przemyśleniami na temat seksownego tyłka Louisa! Hahaha xd Dziękuję mojemu drogiemu przyjacielowi Michałowi, który chyba jednak nie przeczytał tego bloga i wciąż uważa, że One Direction są trochę zniewieścieli (pracuję nad nim, pracuję, zmieni chłopak zdanie), ale prywatnie jest moją ostoją i pomaga mi utrzymać równowagę, kiedy mi się życie chwieje. Dziękuję Tynie i Livsterowi, które są tak samo pojebane jak ja, rozumieją mnie bez słów, też się hiperventylują bez powodu i wytrzymują ze mną już czwarty rok. Kocham Was! Dziękuję Patrykowi, który lubi pisać, ale nie lubi czytać i zawsze się o mnie martwi, każąc mi iść spać albo nie pić tyle kawy. Dziękuję Szurniętej, Stukniętej i Szalonej, które są naprawdę świetnymi bloggerkami i dobrymi koleżankami. Wasze wsparcie w tworzeniu jest nieocenione!
Najważniejsze jednak podziękowania kieruję do WAS, kochani czytelnicy. Wy jesteście głównym powodem, dla którego piszę. Zawdzięczam Wam wszystkie umiejętności, które rozwinęłam i uznanie, które zyskałam. Mam nadzieję, że będziecie ze mną przez kolejny rok i przez następne... aż kiedyś wydam książkę. Marzę o wydaniu książki *.* Kupilibyście? Obiecuję, że cena będzie przystępna!

Coś przykrego się dzisiaj zdarzyło i nie będę w stanie napisać rozdziału na ten blog. Jeszcze bym kogoś skrzywdziła, a ten pobyt we Francji ma być przyjemny. Jednakże miałam mini wenę na jeden z moich nowych projektów (nazywam je 'Sparkling Stories'), którą zamieszczę poniżej. Myślę, że jest to całkiem niezły prolog na moje nowe opowiadanie: Teach Me How To Love

*

Było już południe, kiedy wstała. Oczy miała zaczerwienione od płaczu. Znowu krzyki. Od rana krzyki. Nienawidziła tego z całego serca, ale był to mimo wszystko element jej chorego życia, tego domu, w którym mieszkała. Niemal bezszelestnie wysunęła się z łóżka i drżącymi palcami delikatnie wyjęła z kieszeni plecaka chusteczki do nosa. Zużytą cisnęła w kąt, czując jak wzbiera się w niej wściekłość. Dzisiaj była Wigilia, ten dzień powinien kojarzyć się z radością, narodzinami Zbawiciela i tak dalej. Dziewczyna uniosła kremową roletę i wyjrzała za okno. Pogoda była ohydna: kropił deszcz, miejscami leżał jeszcze na ciemnej trawie brudny śnieg, wiatr targał drzewami bez liści. Bloki pomalowane na paskudny odcień żółci na tle szarego nieba wyglądały na martwe. Zupełnie jakby w środku nie znajdowały się szczęśliwe rodziny, wspólnie przygotowujące świąteczną kolację. Ubrała się w biały sweterek i zupełnie niepasujące do tego brązowe spodnie dresowe. Po co się dzisiaj ładnie ubierać. Nastały ciężkie czasy, Chrystus przyjdzie w glanach, więc dres jest w porządku. Przystawiła ucho do drzwi i stała tak przez chwilę. Wszyscy w kuchni, można bezpiecznie wyjść. Niczym złodziej przemknęła się do łazienki i równie szybko z niej wyszła. Wróciła do pokoju, zamykając drzwi. Przeszył ją dreszcz, w pomieszczeniu było nieprzyjemnie chłodno. Ojciec nie chciał podkręcić ogrzewania, stwierdził, że to przez zamykanie drzwi jest u niej tak zimno. Ale drzwi nie mogły być otwarte. Choćby dlatego, że stukanie palcami w klawiaturę przyprawiało go do szału. A zdarzały się dni, że był to jedyny wydobywający się stamtąd dźwięk. Od kiedy sięgała pamięcią, uwielbiała pisać opowiadania. Rok temu zaczęła je publikować, to stało się początkiem prawdziwej pasji. Kiedy traciła chęci do życia, brała notes lub siadała do komputera i pisała. Różne opowiadania, teksty piosenek... Kochała czuć to mrowienie w palcach, kiedy wciskała litery na swojej klawiaturze. Najchętniej rzuciłaby szkołę, żeby zostać autorką dobrych książek. Ale rodzice... To nie zadowoliłoby rodziców. Skrzywiła się, na samą myśl o nich. Zawsze rujnowali wszystkie jej marzenia. Jednym słowem potrafili zdeptać biedną drabinę z plasteliny, na której usiłowała wspiąć się na szczyt. Teraz miała życzyć im wesołych świąt i podzielić się opłatkiem? Aż zrobiło jej się niedobrze. Może to dlatego, że nie zjadła jeszcze śniadania. - Po co mam jeść śniadanie. W końcu na nie nie zasługuję - mruknęła i zaczęła układać ubrania w szafie. Mówiła, że przecież dzisiaj to zrobi. Co z tego, że rodzice z jakiegoś powodu nie chcieli w to uwierzyć i od dwóch dni krzyczeli na nią, że jeszcze tego nie ruszyła...




Piszcie, co sądzicie. Jeszcze raz przepraszam i DZIĘKUJĘ!!! ;***