- Ohh, możesz zawsze mnie tak budzić - wymruczał Lou, przytulając mnie. - Czemu jesteś mokra?
- Zapomniałam zabrać rzeczy, jak szłam wziąć prysznic.
- Ah, tak. Z tego, co sobie przypominam, wyrzuciłem je - uśmiechnął się niewinnie.
- Co?
- Tak się składa, że były zupełnie zniszczone. Porwane na strzępy - powiedział, a ja naraz przypomniałam sobie, co robiliśmy poprzedniej nocy. Zachichotałam, lekko zawstydzona. W końcu za ścianą byli nasi przyjaciele...
- Byłeś niesamowity - szepnęłam, a on przysunął mnie do siebie i pocałował, a wspomnienia sprzed kilku godzin wróciły.
- Uwielbiam twoją drapieżną stronę. Za to twoje ubrania chyba nie polubiły mojej. Która godzina? Nie powinnaś właśnie...
- Powinnam. Mam jeszcze niecałą godzinę, ale muszę skoczyć do domu się przebrać, zjeść coś i zatankować, bo mam już rezerwę.
- Nie martw się o to, podwiozę cię. A co do ubrań, znajdziemy coś w mojej szafie.
- Kocham cię - zeskoczyłam z łóżka i podeszłam do szafy. Jak się spodziewałam, 3/4 jej zawartości to T-shirty w paski.
- Może ta? - Louis podał mi jakąś z najwyższej półki. Przyjrzałam się jej, była dość duża.
- Idealna - uśmiechnęłam się i ubrałam ją. Wyglądała jak krótka sukienka, nie było więc aż tak źle. - Masz jakiś cienki pasek albo coś w tym stylu? - zapytałam. Chłopak zamyślił się.
- Nie, ale mam sznurek.
- Sznurek?
- Ty nie masz w pokoju sznurka?
- Mam - zaczęliśmy się śmiać. Obwiązałam się sznurkiem w pasie, teraz prowizoryczna sukienka zaczęła przypominać jedną z tych, które Claudia miała na sobie na pokazie mody wiosna/lato 2012.
- Na szczęście nie zdążyłem nic zrobić z twoimi butami. Są tu - podał mi je, a ja wsunęłam w nie stopy. Przejrzałam się w lustrze, Lou podszedł od tyłu i mocno mnie przytulił.
- I jak? Ujdzie w tłoku? Mogę tak wyjść?
- Wyglądasz okropnie.
- Louis!
- Wiesz, że żartuję, wyglądasz pięknie. Moja dziewczyna zawsze wygląda pięknie.
- Bo ma u boku swojego chłopaka.
- Lizuska.
- Niewdzięcznik! - pokazałam mu język i ze śmiechem zbiegliśmy na dół. W salonie siedziała cała reszta zespołu. Na stole stało śniadanie: gorfy, mnóstwo dżemu, syrop klonowy i sok pomarańczowy.
- Dzień dobry państwu - uśmiechnął się Liam. - Dobrze się spało?
- Z tego, co słyszeliśmy, mieliście bardzo pracowitą noc - powiedział Zayn, a Niall swoim zwyczajem zarechotał, zakrywając czerwoną twarz gazetą.
- Ładna sukienka - wymamrotał Harry, co było nadzwyczaj niekreatywne. Zupełnie w jego stylu.
- Wybaczcie nam, staraliśmy się być cicho... - zrobiłam przepraszającą minkę.
- Dałbym głowę, że słyszała was cała ulica - powiedział Liam i podszedł do nas, by poklepać Lou po ramieniu.- Nic się nie stało, żartujemy sobie - zmierzwił mi włosy, czego bardzo nie lubiłam. Nerwowo poprawiłam i tak kiepską fryzurę.
- Co nie zmienia faktu, że się nie wyspałem - odezwał się znad swojej herbaty Zayn. Posłałam mu wymowne spojrzenie i wyciągnęłam ręce. Mulat wywrócił oczami i udając, że robi to z wielką łaską, przytulił mnie, miotając we wszystkie strony.
- Jesteśmy dzisiaj wyjątkowo wredni, co nie? - słusznie zauważył Niall - Masz szczęście, że cię kochamy.
- Tak, wielkie szczęście - przytaknęłam i chwyciłam gofra. Po wspólnym śniadaniu Louis zgodnie z obietnicą wytoczył swój samochód z garażu i podwiózł mnie prosto pod mury uczelni.
- Miłego dnia, panienko Whister.
- Ale się wczułeś w rolę szofera. Może to twoje powołanie?
- Jeśli chodzi ci o bycie wszędzie na twoje zawołanie, to chyba tak - cmoknął mnie w czoło, a ja wysiadłam i poszłam poszukać Meg. Wciąż nie porozmawiała z Zaynem, a niczemu winne dziecko w jej brzuchu rosło bez wsparcia mężczyzny, którego mogłoby nazywać kiedyś ojcem. Byłam pewna, że Zayn zrozumie wszystko i ją wesprze, ale ta dziewczyna zawsze musiała postawić na swoim, nawet jeśli nie miała racji.
- Meg? Meg! - zawołałam idącą w kierunku automatu z przekąskami przyjaciółkę. Odwróciła głowę, a jej bujne włosy zafalowały. Wyglądała zdrowo. - Jak się czujesz?
- Dobrze... nawet bardzo dobrze - ściszyła głos. - Ta ciąża chyba mi służy - wyciągnęła z podajnika dużego, czekoladowego batonika.
- Zachcianki, hmm?
- Kilka kilogramów więcej mnie nie zbawi. Poza tym, rosnący brzuch da się jeszcze ukryć pod tunikami. Oprócz ciebie nikt się nie domyślił.
- Czyli nie rozmawiałaś z Zaynem? - spytałam, a ona westchnęła i posadziła mnie na parapecie.
- Nie. Ale ostatnio dużo myślałam. O tym, co mi powiedziałaś. Naprawdę uważasz, że naraziłby swoją karierę, żeby pomóc mi wychować nie swoje dziecko?
- On cię kocha i zrobiłby wszystko. Poza tym jego fani bardzo wspierają wasz związek... dziecko nie oznacza końca kariery, czasem staje się tym, co ją napędza.
- Dzwoniłam do brata, dał mi czas do końca tygodnia na zastanowienie. Albo Londyn, albo Miami.
- Wiesz, że wszyscy tutaj woleliby, żebyś została. Jesteś moją przyjaciółką, zawsze będę cię wspierać.
- Jesteś kochana - przytuliła mnie. - Wybacz, umazałam cię czekoladą. Tak w ogóle, zajebista sukienka!
*
- To jest okropne, wyłącz to, proszę - powiedział Niall. Na jego twarzy malowało się obrzydzenie. Harry przytaknął i zamknął stronę. Przed chwilą przeczytali chyba najgorszego i najbardziej porąbanego imagina pod słońcem. Zawsze uważali, że ludzie, którzy piszą sex-imaginy mają jakby nierówno pod sufitem, a przynajmniej nie potrafią uszanować czyjejś prywatności. Ale wszystko to ma granice... a przynajmniej miało. Do teraz.
- Zayn nie może tego zobaczyć - odezwał się Liam. Trzeba zadzwonić do Lou... chociaż wolałbym uniknąć tej niezręcznej rozmowy z nią i jej mężem. Czy Paul to widział?
- On mi to wysłał. Napisał jeszcze, że powinniśmy zrozumieć, czemu na razie nie powinniśmy być widywani w towarzystwie Lux - odpowiedział Harry. Właśnie to mieli na myśli: naruszanie pewnych granic. Granic, którymi otoczona jest ich bajeczna jak dotąd kariera.
- Rany, ale kanał - jęknął Louis, opadając na kanapę. - Najgorsze jest to, że wszyscy wokół to rozpowszechniają. Myślą, że w ten sposób okazują nam wsparcie.
- Siema, już jestem... - zawołał z korytarza Zayn. Wszedł do pokoju i zobaczył swoich przyjaciół, zebranych nad laptopem Harry'ego. - Jezu, coś się stało? Ktoś umarł?
- Nie, my tylko... eee... - zająknął się Niall. Liam trzepnął go w ramię i przejął inicjatywę.
- Zastanawialiśmy się, jaki prezent kupić Monice. Wiesz, niedługo jej urodziny.
- Ach, tak. Kupiłbym jej zegarek. A wy? Już ustaliliście? - zapytał. Chłopcy spojrzeli po sobie. Prawda była taka, że nie mieli żadnego pomysłu. Trzeba było improwizować.
- Naszyjnik.
- Perfumy.
- Bransoletkę.
- Karnet na siłownię - powiedzieli w tym samym momencie. Wszyscy utkwili spojrzenia w Niallu, autorze ostatniego pomysłu. Ten zrobił minę w stylu "wat". Tak, to zdecydowanie im nie wyszło.
- Aha, ok... - Zayn przerwał niezręczną ciszę. Widzę, że musicie jeszcze to przedyskutować. Wciąż jestem za zegarkiem, jakby co. Ktoś jest głodny?
- To my pójdziemy zamówić pizzę. I obgadać sprawę z prezentem, ok? - Liam gestem nakazał reszcie wyjść, po czym do nich dołączył. Zayn zbyt dobrze znał swoich przyjaciół, żeby uwierzyć w tę bajeczkę o prezencie urodzinowym. Wyczuł, że coś przed nim ukrywają. To coś było na wyciągnięcie ręki, wystarczyło otworzyć historię i wejść na ostatnią stronę. Niestety, Zayn Malik zapomniał, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
*
- Dobra, Meg, dasz radę. Wszystko będzie dobrze - szeptała sama do siebie. Wysłała do swojego chłopaka sms, że chce się spotkać. Miał przyjść do małej kawiarenki, gdzie nie złapaliby go żadni paparazzi. Bez względu na to, co powiedziała jej Monica, i tak obawiała się jego reakcji. Spojrzała na zegarek w komórce. Spóźniał się już 15 minut.
- Przepraszam, czy tu jest wolne? - usłyszała niski, męski głos. Podniosła wzrok i przyjrzała się czarnowłosemu mężczyźnie w okularach przeciwsłonecznych. Był bardzo przystojny, miał idealnie zarysowaną żuchwę i kilkudniowy zarost.
- W zasadzie na kogoś czekam, ale ta osoba się spóźnia. Proszę, niech pan siada.
- Naprawdę, Meg, nie rozpoznałaś mnie po głosie? - zapytał, zsuwając lekko okulary. Te oczy Meg znała aż za dobrze. Rozejrzała się nerwowo, siedzący w lokalu ludzie najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z tego, że są w jednym pomieszczeniu z mordercą.
- Czego ode mnie chcesz?
- Jesteś w ciąży, prawda? Obserwowałem cię od jakiegoś czasu, żadna normalna dziewczyna nie pochłania tylu kalorii dziennie - rzucił spojrzeniem na jej talerzyk, na którym leżał spory kawałek kremówki i dwie kulki lodów waniliowych.
- To dziecko z pewnością wolałoby mieć innego tatusia - warknęła Meg, nie umiejąc utrzymać języka za zębami.
- Oh, zostawmy te formalności. Wy dwoje bardzo psujecie mi szyki. Trochę za dużo wiesz, a bękart jest chwilowo gwoździem do mojej trumny.
- Nie rozumiem, przecież nie zamierzam nikomu wyjawić, że to ty jesteś ojcem. Nie mam ochoty wchodzić seryjnemu mordercy w drogę. To nie mój biznes - powiedziała. Mężczyzna pochylił się do przodu i złożył ręce.
- Myślisz, że chciałem nim zostać? - rzekł cicho. - Kiedyś nawet bym nie pomyślał, że byłbym w stanie zabić człowieka. Ale pieniądze to potężna pokusa, niestety wymagająca poświęceń. Mam parę niedokończonych spraw z mafią, w które niechcący się wplątałem. Najwyraźniej nie mogę... albo nie umiem żyć na krawędzi. Podczas pobytu w więzieniu postanowiłem, że jak tylko naprawię to wszystko, to zacznę nowe życie. Skończę z kradzieżami i zabójstwami. Może założę rodzinę...
- Po co mi to mówisz?
- Bo jak tylko się o tobie dowiedzą, znajdą cię i zmuszą do zrobienia testu na ojcostwo! A dziecko z jakąś prostytutką znacznie wykracza poza naszą umowę.
- Musiałam zdobyć pieniądze na leczenie ojca. Ma raka.
- Przykro mi z tego powodu. Moja matka zmarła na raka płuc, jak miałem pięć lat - zamilkł na chwilę. Dziewczynie zrobiło się go trochę żal, ale zaraz przypomniała sobie, z kim ma do czynienia.
- Chłopak, na którego czekam, podpisze akt urodzenia. Nie będziesz miał nic wspólnego ani ze mną, ani z dzieckiem.
- Okłamiesz go, że to on jest tatusiem? A jeśli ono będzie podobne do mnie? Dobrze wiem, że czekasz na Zayna Malika. Nie wydaje mi się, żeby miał rude włosy czy niebieskie oczy.
- Rude? Przecież... zaraz, gdzie twoja blizna? - zdziwiła się Meg. Była zła na samą siebie, że dopiero zauważyła jej brak.
- Od dawna farbowałem włosy na blond, a co do blizny... chirurgia plastyczna i pieniądze potrafią działać cuda. To jeden z powodów mojej miłości do nich. Jak widzisz, jestem teraz nierozpoznawalny. Od prawie dwóch tygodni przechadzam się ulicami Londynu.
- Jesteś pewny siebie.
- To prawda. Mówisz, że on weźmie na siebie taką odpowiedzialność? Powiesz mu, że podczas "pracy" nie przypilnowałaś klienta i teraz nosisz w brzuchu niespodziankę?
- Wiem, że to dużo, ale on mnie kocha i wspiera. Myślę, że zrozumie, kiedy powiem mu, dlaczego to robiłam. A co do wyglądu dziecka... przecież mogę być farbowana. Kto mnie sprawdzi?
- I to ja jestem pewny siebie? Jeszcze jedna sprawa: twoja rodzina już wie, tak?
- Tylko brat. Mieszka w Miami, jest moim planem "B". Ojcu powiem, kiedy będę już pewna. Będzie zły, ale on też chce tego samego, co ja.
- Nie wnikam w wasze sprawy. Chcę tylko, żebyście usunęli mi się z drogi jak najszybciej.
- Tak zrobię. Ostatnie, co mi brakuje, to konflikt z mafią.
- Masz czas do końca tygodnia, tu jest mój numer - podał jej karteczkę. - Zadzwoń i powiedz, co postanowiłaś. Inaczej będę zmuszony sam cię usunąć. Miło było poznać cię w ubraniu. Ktoś chyba się zjawił - skinął głową w kierunku szyby. Zayn zbliżał się szybkim krokiem. Mężczyzna wstał i uśmiechnął się blado - Meg, poznaj ojca swojego dziecka. A przynajmniej kandydata na niego - oddalił się spokojnym krokiem, w drzwiach mijając z Zaynem. Wymienili krótkie spojrzenia, które przynajmniej dla Malika nic nie znaczyły.
- Cześć - pocałował dziewczynę w policzek na powitanie - Widziałem, że rozmawiałaś z tym facetem, znasz go?
- Nie, to znaczy... w sumie tak. Jest właścicielem budynku, w którym mieszkam. Musieliśmy omówić uiszczanie opłat za poprzedni miesiąc.
- Rozumiem. Boże, przed wyjściem przeczytałem coś strasznego. Naprawdę, mam nadzieję, że tego nie widziałaś.
- O co chodzi?
- Powiem tylko, że jest to "Zux imagine". Błagam, nie szukaj tego. Potworność. Chyba do końca życia będę miał uraz do małych dzieci. Szczególnie nie moich. To co chciałaś mi powiedzieć? - Meg przełknęła ślinę i zawahała się. Chyba zobaczy się z bratem szybciej, niż planowała...
*
Staliśmy na lotnisku i machaliśmy Meg na pożegnanie. Ja znałam prawdę, ale cała reszta usłyszała tę wersję: brat Meg załatwił jej staż na komendzie w Miami, a ona zdecydowała się go przyjąć. Rozstali się z Zaynem w przyjaźni, bo nie chcieli związku na odległość. Jej brat i ja zapewniliśmy pełną dyskrecję, o ciąży nie było mowy. Meg spanikowała po tym, co powiedział wtedy w kawiarni Zayn. Zdecydowała się nie ryzykować i zwyczajnie zniknąć z pola widzenia. Podeszłam do niej, by ostatni raz ją uścisnąć. Wyszeptała mi do ucha:
- Zadzwoniłam do niego i dowiedziałam się, że naprawdę nie nazywa się Casper Hendrich, jak wszyscy sądzą, ale Marvin Forrest. Powiedział mi, że teraz jestem bezpieczna i dobrze zrobiłam, decydując się na wyjazd. Myślę, że ma rację.
- Czyli nigdy więcej go nie zobaczymy?
- Po wyprostowaniu paru spraw wyjeżdża do Kanady. Zostawił mi namiary, gdybym chciała kiedyś skontaktować się z prawdziwym ojcem dziecka. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale on chyba naprawdę chce skończyć z takim życiem. Zobacz, po jego ucieczce wszyscy sądzili, że na nowo rozpocznie się plaga morderstw. Ale tak się nie stało i mam nadzieję, że nie stanie.
- Dlatego nigdy go nie osądzałam. Niektórzy czasem po prostu podejmują złe decyzje. Zawsze jest czas na nawrócenie. Chociaż ludzie popełniają wiele błędów, wciąż w nich wierzę. Będziemy w kontakcie, zrozumiano?
- Tak jest - uśmiechnęła się i dodała - przyślę ci zdjęcie, jak już się urodzi. Zbiegiem okoliczności żona Davida też jest w drugim miesiącu ciąży, a w jej rodzinie był ktoś rudowłosy. Uzgodniłam z nimi, że przed rodziną będziemy udawać, że to ich dziecko. Tata, matka i Jeremy są naszymi jedynymi krewnymi w Europie. Cała reszta rodziny od lat mieszka w Chinach. Dlatego nie obawiam się o jego... albo jej - pogładziła delikatnie brzuch - przyszłość. Będę mogła sama wychować moje dziecko. Wiesz, że prawdopodobnie nigdy tu nie wrócę, prawda?
- Będziemy za tobą tęsknić. Może teraz tego nie widzisz, ale mimo wszystko masz szczęście.
- Oj, mam. I to wielkie. A teraz wybacz, mam samolot. Kocham cię, przyjaciółko - przytuliła mnie i poszła w kierunku wejścia na pokład.
- Też cię kocham, Meg - powiedziałam. Podszedł do mnie Louis, oplatając ramionami. Dobrze, że ze mną był. Nie lubiłam przechodzić przez coś sama, choć byłam do tego przyzwyczajona. Niestety...
Wow, to chyba jeden z najszybciej napisanych przeze mnie rozdziałów. Zdążę zatem na X Factora, yaaay!
Moim zdaniem powinny odpaść The Chance. Nie, żebym coś miała do zespołów, ale no bez jaj, Podsiadło czy Lisowskiej mi nie wyrzucą, ja ich uwielbiam <3
Jednak idę na swój bal! Kiedy moja klasa się dowiedziała, że się wycofałam, bo nikt nie chciał ze mną tańczyć poloneza, przejęli się i zmobilizowali. Wysłali przedstawicieli w roli swatek XD i załatwili mi całkiem niezłego partnera, którego wciąż wystawiała na próbach jego koleżanka. Bardzo mnie zdziwiło, że MOJA KLASA, ci ludzie, okazali tyle wsparcia dla mnie. Niesamowite. Nawet ten 17-letni gość, który nie zdał, chyba się najbardziej przejął, bo podobno kazał tamtemu "zostawić tę blacharę (czy coś w tym stylu), bo ma tu lepsze" i potem powiedział o mnie. Normalnie szok, ale pozytywny. Teraz trzeba kupić sukienkę i buty...
Złożyłam już podania do szkoły i przyjęto mnie do internatu. I teraz zła wiadomość...
W internacie przez pierwszy SEMESTR nie wolno mieć laptopa ani notebooka. A potem: to zależy od kierowniczki i opiekunów. To oznacza, że będę mogła pisać tylko w weekendy (bo w soboty i niedziele trzeba opuszczać internat) i to wtedy, kiedy
a) zdołam się dopchać do kompa, bo po moim wyjeździe przejmuje go mój młodszy brat,
b) nie będę miała dużo zadane (a w liceum to nie wiadomo, ile nauki będzie).
Także, w wakacje nowe rozdziały będą w miarę regularnie, choć i tego nie mogę zapewnić, bo to zależy od humoru tatusia, który ostatnio często "tak sobie" wchodzi i wyłącza mi kompa, w dodatku zakłada blokady Internetu o różnych godzinach i takie tam...
Zdałam sobie sprawę, że Monica będzie miała 28 maja DWADZIEŚCIA lat! Matko, ale z niej staruszka Xd hahaha
Jak podoba się Wam sonda? Miałam dobry pomysł? Co sądzicie o samym rozdziale? Żeby od razu Was uspokoić powiem, że jeszcze nie żegnamy się z postacią Meg. Będzie mi później potrzebna do paru rzeczy. Wiecie, jak bardzo lubię, kiedy się coś dzieje ;)
Komentujcie ;)
P.S. Na pewno o czymś zapomniałam. A tak, zastanawiam się nad napisaniem nie-fan-fiction, ale kto by to czytał... po prostu myślałam nad słowami mamy, która powiedziała, że skoro tu mam tak dużo czytelników (nie, nie czytała tego, broń Boże), to może powinnam napisać powieść i skontaktować się z jakimś wydawnictwem? Czy to nie za wysokie progi dla Sparkle?