- A mówiłem mu, żeby tyle nie jadł zaraz po przyjeździe. W ogóle, jak on miał czelność zajmować się jedzeniem, skoro mieliśmy do dyspozycji tyle miejscowych atrakcji? - gderał Liam, najwyraźniej odczuwając potrzebę ponownego zaznaczenia swego stanowiska w tej sprawie.
- Powtarzasz się, tatuśku. Dobrze wiesz, że dla Nialla najważniejszą atrakcją w każdym miejscu jest jedzenie.
- Słyszysz, durniu? Nawet ona mówi ci to samo - zaśmiał się Lou, odbierając telefon kumplowi. Po drugiej stronie zrobiło się ciszej. - Wyszedłem z pokoju, strasznie cię zagłuszali. Wiesz, tęsknię. Pusto bez ciebie.
- "Awwww" - pomyślałam. Jaki on jest kochany. - Niedługo wracacie i obiecuję, że będę wyłącznie do twojej dyspozycji.
- Nie będziesz się mogła ode mnie odpędzić ;)
- Nie przeszkadza mi to ;D
- Ej, gołąbeczki, czy inne pierzaste zakochańce - wydarł się Zayn. - Paul ostrzega, że jeżeli tym razem znowu się spóźnimy, nie puści nas nigdzie wieczorem albo ustali godzinę policyjną!
- Popieram go, nie powinniście szaleć - odezwałam się prowokującym tonem.
- Szaleć to ja będę z tobą, jak wrócę - powiedział Louis i się rozłączył. Odłożyłam komórkę na stolik i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Żeby zadzwonić do chłopców po południu, musiałam wstać wcześnie rano (klnę na strefy czasowe), a że późno się wczoraj położyłam, mój mózg wysyłał teraz sygnały "spać!".
- Espresso patronum - mruknęłam, wciskając guzik ekspresu do kawy. Jego cichy szum został przerwany dzwonkiem do drzwi. Porządnie zawiązując szlafrok (ostatnio nabyłam beznadziejnego nawyku Harry'ego, a mianowicie łażenia nago, które jest zaskakująco komfortowe), podreptałam do przedpokoju i otworzyłam. Pusto. Wokoło moich krzaczków latały motyle, świeciło poranne słońce: nic nadzwyczajnego. Spuściłam wzrok, a moim oczom ukazało się niewielkie pudełko, pięknie opakowane i przewiązane kokardką. Rozejrzałam się, nie było widać żywej duszy.
- Dobra... - powiedziałam do siebie i podniosłam pakunek. Zupełnie zapominając o swojej kawie, udałam się do salonu, by go otworzyć. W środku była wyrwana z zeszytu kartka, a na niej napisana starannym pismem wiadomość:
"Wiem, że nasza znajomość nie najlepiej się zaczęła i to jest moja wina, ale dużo myślałem... przepraszam, że byłem taki nieczuły i Cię oszukałem, ale to nie było do końca tak, że ja nic nie czułem. Po prostu wtedy z różnych względów nie mogłem, a Tobie bym tylko zaszkodził. Zobacz, jak daleko zaszłaś, jestem naprawdę z Ciebie dumny. Ale kiedy zobaczyłem Cię wtedy na scenie, zmienioną i pewną siebie... zrozumiałem, że właśnie takiej dziewczyny potrzebuję. Mam nadzieję, że mogę na coś liczyć.
Lucas"
- Kłamca - skomentowałam krótko i podarłam list, po czym wyrzuciłam go do kosza. - Nagle stwierdził, że jednak mnie chce, co za palant! Drugi raz nie dam się nabrać.
- Ładne nogi - wymamrotał Jason, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Dziękuję - odparłam, uśmiechając się do przyjaciela. Dzisiaj zrobiło się niezwykle ciepło, więc postanowiłam założyć krótkie, czarne szorty, jasnoróżową bluzkę z falbankami oraz klasyczne, czarne buty na obcasach, do których przyczepiłam po jednym sztucznym, bladoróżowym kwiatku. Moim znajomym, a w szczególności Jasonowi, ten elegancki zestaw bardzo się spodobał. Chwalili także fryzurę, choć nie była jakaś nadzwyczajna: zwyczajnie spięłam włosy w wysoki kucyk. Szłam właśnie na łacinę, kiedy ktoś chwycił mnie za ramię. Odwróciłam się, stając twarzą w twarz z Lucasem.
- Cudnie wyglądasz. Powinnaś częściej się tak czesać.
- Daj mi spokój, spieszę się. Trzeba było parę lat temu - ruszyłam w stronę sali, zostawiając chłopaka za sobą.
- Nie martw się, jeszcze się zobaczymy! Przepisałem się tu, dokończę studia blisko ciebie - zawołał.
- Nie dość, że idiota, to jeszcze świr, normalnie świr - szepnęłam do Alyssy, ciągnąc ją za sobą. Wkurzyłam się, a na wykładzie nie mogłam się skupić. Ciekawe, jak napiszę ten esej...
- O co mu znów chodzi? Czy on nie zdaje sobie sprawy, ile krzywdy ci wyrządził? - zastanawiała się głośno Claudia, stukając swoimi niebotycznie wysokimi szpilkami o kafelki w damskiej łazience. Spojrzałam na swoje odbicie w lutrze, byłam niezdrowo blada i trochę kręciło mi się w głowie. Tak, nienawidzę Lucasa i mu nie wierzę. Ale wciąż na mnie w jakiś sposób działa, te jego oczy i uśmiech... przerażające.
- "Koszmar z ulicy Wiązów"... - uśmiechnęłam się pod nosem. Claudia spojrzała na mnie.
- Co?
- Bo to jest jak sen. Ale pora stawić czoła Freddy'emu Kruegerowi i się obudzić.
- Powiedzmy, że cię zrozumiałam. Jak zamierzasz pokonać demona?
- Nie dając mu satysfakcji. Widzisz, on wciąż uważa, że może mnie zdobyć. Otóż nie - podsumowałam, czując się odrobinę pewniej. Jeśli będę wyglądać na opanowaną i zdecydowaną, w końcu taka się stanę. Tak twierdzi Alyssa, a to mądra dziewczyna. Udziela porad psychologicznych chyba całemu kampusowi. Miałam mieć jeszcze zajęcia z retoryki (sztuka publicznego przemawiania), ale kobieta, która je prowadziła, dostała silnego ataku alergicznego (pyłki) i musiała je odwołać. Poszłam więc na przystanek autobusowy, bo akurat nie brałam tego dnia samochodu. Było tak ciepło i słonecznie, że chciałam się trochę przejść.W połowie drogi usłyszałam, że ktoś mnie woła. Nie był to oczywiście nikt inny, tylko Lucas. Wywróciłam oczami i zignorowałam chłopaka, przyspieszając kroku. Niestety, dogonił mnie.
- Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że mnie unikasz - zaczął, irytując mnie na dzień dobry.
- No właśnie. Nie znasz mnie, a ja faktycznie staram się być jak najdalej od ciebie.
- Oj, wiem, jaka jesteś.
- Mój ulubiony kwiat?
- Yyy - zawahał się, szukając w mózgu informacji. Zacisnęłam usta. - Pewnie róża, równie piękna, co ty.
- Ale róże mają też kolce. Nie lubię róż, są zbyt pyszne. Ale byłeś blisko.
- Serio?
- Nie.
- Zapomnij o tamtym, zacznijmy od nowa. Zobacz, teraz jesteś znana, masz pieniądze, dom...
- Aha, czyli o to ci chodzi? Chcesz poprawić sobie reputację, spotykając się ze mną?
- Nieee, nie to miałem... źle się wyraziłem. Chodzi mi o to, że pasuję do twojego świata. Do ciebie.
- Mój autobus. Bywaj - ucięłam rozmowę i wskoczyłam do pojazdu. Usiadłam daleko i wbiłam wzrok w przeciwległą szybę.
Pogoda się zbuntowała i pod wieczór rozszalała się burza. Pioruny trzaskały, deszcz lał się strumieniami. Brzdąkałam sobie w salonie na gitarze, grając jakąś bliżej nieokreśloną melodię. Dźwięk sms'a wyrwał mnie z zamyślenia.
Od: Hugh Grottman
"Nie wiem, czy wiesz, ale pod twoimi drzwiami od jakiś trzech godzin sterczy młody mężczyzna. Może powinnaś go wpuścić, zanim przemoknie do suchej nitki?"
Odpisałam: "Dziękuję za informację. Miło, ze Pan poświęca tyle czasu na obserwowanie mojego domu ;)" i podeszłam do judasza. Nie byłam specjalnie zaskoczona, widząc Lucasa. Nie zamierzałam go jednak wpuszczać. Skoro chce mu się stać na deszczu, to niech sobie stoi. Wróciłam do swojej gitary, grałam sobie godzinkę, potem zjadłam kolację i poszukałam trochę informacji do eseju. Dostałam kolejny sms.
Od: Hugh Grottman
"Musisz naprawdę nie lubić tego gościa. Ale on nawet się z miejsca nie ruszył. Albo mi się wydaje, albo postanowił przenocować na Twojej wycieraczce..."
Najciszej, jak mogłam, otworzyłam drzwi i zobaczyłam śpiącego Lucasa. Chłód na zewnątrz był przejmujący. Nie miałam serca go tak zostawić.
- Ahh, co ja wyprawiam - uklękłam przy chłopaku i delikatnie nim potrząsnęłam. - Hej, obudź się!
- Cco? - spojrzał na mnie ogłupiałym wzrokiem. - Monica, jak miło cię widzieć.
- Nie gadaj, właź do środka. Jeszcze mnie oskarżysz o narażenie zdrowia. Co ci strzeliło do głowy?
- Zależy mi na tobie. Bardziej, niż przypuszczasz - posłał zniewalający uśmiech, wieszając skórzaną kurtkę na wieszaku.
- Hmm, wszystko pomnożone przez zero to nadal zero.
- Wiem, że dobrze trafia do ciebie muzyka, przygotowałem coś...
- To musiał być dla ciebie heroiczny wyczyn.
- Pomyślałem o jakiejś piosence tego zespołu, który lubisz. Specjalnie dla ciebie nauczyłem się śpiewać wszystkich, chciałem teraz przekonać cię "Moments"...
- Mam lepszy pomysł - chwyciłam gitarę i uśmiechnęłam się perfidnie. Zobaczmy ten utwór. Ja zaczynam.
- Dobrze. Cokolwiek chcesz.
- Now that you can't have me
You suddenly want me
Now that I'm with somebody else
You tell me you love me - jego mina była rozbrajająca. Chyba nie tego się spodziewał.
- I slept on your doorstep
Begging for one chance - okazał się mieć całkiem niezły wokal.
- Now that I finally moved on
You say that you miss me all along
Who do you think you are?
- Who do you think I am?
You only loved to see me breaking
- You only want me cause I'm taken
You don't really want my heart
No, you just like to know you can - wyżywałam się na nim tą piosenką, która idealnie nadawała się do sytuacji. Widzisz, Lucasie, ile może muzyka?
- Still be the one who gets it breaking
- You only want me when I'm taken
You're messing with my head
- Girl that's what you do best
- Saying there's nothing you won't do
To get me to say yes
- You're impossible to resist
But I wouldn't bet your heart on it
- It's like I'm finally awake
And you're just a beautiful mistake
Who do you think you are?
- Who do you think I am?
You only loved to see me breaking
- You only want me cause I'm taken
You don't really want my heart
No, you just like to know you can
- Still be the one who gets it breaking
- You only want me when I'm taken
Thank you for showing me
Who you are underneath
Thank you I don't need
Another heartless misery
You think I'm doing this to make you jealous
And I know that you hate to hear this
But this is not about you anymore - gdyby Lucas miał serce, z pewnością bym mu je tymi słowami złamała. Ale to moje serce cierpiało przez te wszystkie lata i nie zapomnę mu tego.
- Who do you think you are
Who do you think I am
You only loved to see me breaking - bronił się chłopak, ale wyczerpywała mu się amunicja. Trafiłam.
- You only want me cause I'm taken
You don't really want my heart
No, you just like to know you can
Still be the one who gets it breaking
You only want me when I'm taken
- Monica, proszę...
- Now that you can't have me
You suddenly want me...
- Tak, chcę ciebie! Daj mi szansę!
- Jestem z Louisem, spóźniłeś się. Nie ma już ciebie, rozumiesz? Skrzywdziłeś mnie, nienawidzę cię za to.
- Fajnie - warknął, a w jego oczach pociemniało tak, że stały się niemal czarne. - Jesteś uparta, ale ja też. Zobaczysz, jeszcze będziemy razem.
- Nie chcę - odpowiedziałam oschle, a on zrobił krok w moim kierunku. Myślałam, że mnie uderzy, ale tylko przejechał drżącą dłonią po moim policzku. Drzwi trzasnęły, a mnie przeszył nieprzyjemny dreszcz. Nie mogłam zadzwonić do chłopaków, więc wybrałam numer Claudii i wszystko jej opowiedziałam.
- Nie bój się, kochanie. Po prostu go olej, tak jak mówiłaś. Zniechęci się, jak nie zobaczy efektów.
- Pewnie masz rację... zadzwonię jutro do Liama. Nie powinnam mieć przed nimi sekretów, a jemu zawsze wszystko mówię. Może mi coś poradzi.
- Tak sądzę, dobra myśl. Słuchaj, muszę kończyć, jutro mam wcześnie rano przymiarkę na pokaz.
- A tak, pamiętam. Oczywiście, że przyjdę. Dobranoc - dotknęłam czerwonej słuchawki, odłożyłam telefon na szafkę nocną. Wzięłam długi prysznic, zaciągałam się głęboko parą wodną. Chciałam uciec, uciec chociaż umysłem od tej sprawy z Lucasem. Czemu nie mogłam zaznać spokoju przez dłuższy czas? Zawsze przydarzało się coś niedobrego, co wszystkie dobre rzeczy spychało na drugi plan. Przyłożyłam głowę do poduszki i czekałam na sen.
*
W hotelu było cicho, co świadczyło tylko o jednym: zmęczeni wywiadami i zdjęciami chłopcy poszli spać. No, z wyjątkiem tego jednego, najcichszego i chyba najpoważniejszego, którego inni goście lubili najbardziej (bo najmniej im przeszkadzał). Sen nie chciał przyjść, chociaż Liam był wykończony. Nudziło mu się w pokoju, więc wyszedł na taras. Słońce przymierzało się do zanurzenia w oceanie, łagodna, ciepła bryza owiewała twarz i nagie ramiona chłopaka. Po raz kolejny spojrzał na ekran komórki, bezczelnie czysty i czarny. Naszła go ochota, żeby zadzwonić do rodziców, ale przypomniał sobie, że o tej godzinie (czasu londyńskiego, oczywiście) są w pracy i nie mogą rozmawiać ze swoim sławnym synem. Zrezygnowany zawrócił więc w stronę wejścia, w tym samym momencie jednak telefon zaczął wibrować.
- Liam...? - w jej głosie wyczuł niepokój.
- Monica? Co się stało? - spytał, pozwalając jej wyjaśnić.
- Staram się o tym nie myśleć, ale nie z takimi miałam do czynienia i naprawdę nie wiem, czy powinnam się bać. Powinnam?
- Nie martw się. Niedługo wracamy, a do tego czasu... uważaj na siebie. Wszystko będzie dobrze.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że w niczym ci nie przeszkodziłam moim telefonem.
- Ależ skąd, nawet chciałem z kimś porozmawiać. I dobrze usłyszeć twój głos. Jestem z tobą myślami.
- Liam?
- Mhm?
- Śpij dobrze. I pozdrów wszystkich.
- Dobrze, Leslie - tylko on używał czasem jej drugiego imienia. Wydawało mu się, że jakkolwiek ją nazwie, zawsze będzie to do niej pasowało. Jakby była zupełnie idealna. Rozłączył się i przejechał dłonią po twarzy. Uspokajał ją, ale sam do końca w to nie wierzył. Podobnie, jak Monica, miewał niezawodną intuicję, która teraz podpowiadała mu "ona jest w niebezpieczeństwie". Z pokoju dobiegł go dźwięk dzwonka komórki Nialla. Blondyn zleciał z łózka z jękiem i sięgnął odebrać.
- Kochanie, mów spokojniej, bo nie łapię. Hmm? Ja o niczym nie wiem. Liaaaam? - krzyknął, budząc resztę śpiących królewiczów.
- Taaak?
- Dzwoniła do ciebie Monica? Claudia się pyta, a ja nie wiem nawet, o co chodzi.
- A o co chodzi? - zainteresował się Louis.
- Coś się stało? - zapytał przejęty Harry, nie próbował nawet tego przejęcia ukryć. Zayn jak zwykle nie okazywał żadnych specjalnych emocji, ale również wstał i spojrzał na stojącego w drzwiach przyjaciela.
- Może powiem to tak: ten cały Lucas ją nagabuje, ona się boi, a ja mam złe przeczucia. Wyjaśnię wam w samolocie.
- Ale wracamy dopiero za dwa dni - odezwał się Niall. Z głośnika telefonu usłyszeli Claudię:
- Jej się może coś stać, ten chłopak jest nienormalny! Louis, ona ci mówiła wszystko! Mówiła ci, ty wiesz!
- Jeśli jest aż tak źle, jak twierdzicie, to wylatuję teraz, zaraz - powiedział Tomlinson, chwytając za swoją walizkę. Liam zatrzymał go gestem.
- Lecimy wszyscy. Pozostałych wywiadów możemy udzielić telefonicznie. Monica liczy na nas wszystkich jednakowo, jesteśmy jej przyjaciółmi. Pokażmy, że nimi jesteśmy. NAPRAWDĘ mam złe przeczucia - rzekł Liam, przełykając ślinę. Chociaż to nie od nich zależało, zostawili dziewczynę samą w najmniej odpowiednim momencie. Kiedy ich potrzebowała, nie było ich. Trzeba raz na zawsze posprzątać ten syf, który zrobiło jej parę wstrętnych osób.
Późny ten wieczór, ale jeszcze nie noc. Witam Was ponownie po dość długiej przerwie. Mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy. Przepraszam za wszystkie głupie zdania i błędy. Walnęłam fabułę jak Sienkiewicz w "Krzyżakach" i musiałam podzielić rozdział na części. Ale to nie pierwszy raz ;) Komentujcie ;*