- Cieszę się, że odebrałaś. Musimy porozmawiać - usłyszałam głos Nialla. Brzmiał tak poważnie, że od razu się rozbudziłam.
- Coś się stało?
- Ja... Nie chcę na ciebie krzyczeć, ani o nic cię obwiniać, ale nam wszystkim przydałyby się wyjaśnienia.
- Niall, nie bardzo wiem, o czym mówisz - odezwałam się niepewnie. Czyżbym znowu zrobiła coś nie tak? Przecież od tak dawna nie miałam z chłopakami kontaktu...
- Dlaczego nie powiedziałaś Zaynowi, że Meg spodziewa się jego dziecka? To dlatego wyjechała? Zmówiłyście się, czy jak? A może był inny powód? Co, Zayn nie byłby dobrym ojcem? O to się martwiła? Czy może powodem tego kłamstwa była obawa, że sława One Direction zostanie zniszczona, kiedy okaże się, że jeden z członków zostanie ojcem? - potok słów wydostał się z ust mojego przyjaciela i zbombardował mnie, aż na chwilę zaniemówiłam. Odchrząknęłam, przejeżdżając ręką po twarzy.
- Posłuchaj... to nie jest dziecko Zayna... - powiedziałam cichym głosem. Czułam się okropnie, wiedząc, że zawiodłam moich przyjaciół i nie potrafiłam utrzymać sekretu Meg. Po drugiej stronie słuchawki zapadła jeszcze dłuższa cisza. Wreszcie blondyn odezwał się zaskakująco spokojnym tonem:
- Kocham cię, aniołku, wiesz? Ale teraz chyba też uważasz, że przyszedł czas na mówienie samej prawdy i tylko prawdy. Za chwilę powiesz o wszystkim Zaynowi, a potem przełączę na głośnomówiący, bo mamy jeszcze parę ważnych rzeczy do wyznania.
- Dobrze - tylko to byłam w stanie wykrztusić. Wiedziałam, że Niall ma rację. Kiedy mówiłam Zaynowi o trudnej sytuacji Meg, okropnym zrządzeniu losu, jej decyzji o ucieczce i rozpoczęciu nowego życia, łzy dosłownie lały mi się po policzkach. Ludzie patrzyli na mnie trochę ze współczuciem, ale bardziej ze zdziwieniem, a ja płakałam i przepraszałam, płakałam i przepraszałam. Kiedy trochę się uspokoiłam, Zayn zapytał mnie:
- Czy według ciebie to było dobre posunięcie?
- Co zamierzasz zrobić? Wiesz, że już jej nie odzyskasz, prawda? W jakkolwiek złej jesteś teraz pozycji, nie burz jej dopiero co zbudowanego świata - było to dosyć brutalne z mojej strony, ale dobrze wiedziałam, o co tak zaciekle walczyła moja przyjaciółka. Choć łączyło ją z Zaynem silne uczucie, nie ma już dla niego miejsca w jej życiu. To już rozdział zamknięty, ona tak chciała. Chłopak westchnął:
- Wiem, ja wszystko wiem. Po prostu muszę wiedzieć, czy Meg jest teraz szczęśliwa. Tylko taką będę mógł pożegnać.
- Jest bardzo szczęśliwa. Wątpię, czy tutaj kiedykolwiek udałoby się jej zaznać takiego szczęścia. Zayn... chciałam... czy my...
- Czy jesteśmy nadal przyjaciółmi? No cóż, okłamałaś mnie i to nie jest w porządku, ale dzięki tobie wszystko się jednak dobrze skończyło.
- Więc?
- Jesteś niemożliwa - roześmiał się. - Jak możesz się nad tym jeszcze zastanawiać? Oczywiście, że wciąż będziemy się przyjaźnić. Jesteś dla mnie prawie jak część mojej rodziny! - wyznał, a ja znów zaczęłam płakać, tym razem ze szczęścia.
- Hej, skończcie już, bo ona zaraz wypłacze z siebie całą wodę, a jeszcze jej potrzebujemy! - wydarł się Harry, którego do tej pory nie słyszałam.
- Skoro już się odezwałeś... Wiesz, co - powiedział Niall. Myślałam, że już nic mnie dzisiaj nie zdziwi. A jednak to, co powiedział mi Harry, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jąkał się i nie mógł znaleźć odpowiednich słów, jego palący wstyd dało się wyczuć mimo tylu dzielących nas kilometrów. W mojej głowie zaczęło się kłębić tyle rozmaitych myśli, że wkrótce przestałam słyszeć, co się działo wokół. Louis. Louis. Louis William Tomlinson. Louis. Lou. Przez tyle miesięcy byłam na krawędzi obłędu, próbowałam pokonać niszczącą mnie depresję, zapomnieć. Wyrzucić z siebie tę naiwną cząstkę, która wciąż go kochała i nie wierzyła w opowieść o zdradzie. Ale bałam się, tak okropnie się bałam, że znowu będę krzywdzona i oszukiwana, a przecież już prawie wygrałam z moim fatum... Tak, byłam skrzywdzona. Ale nie mniejszą krzywdę wyrządzono Louisowi. Do samego końca był uczciwy wobec mnie i swoich uczuć, a ja go tak potraktowałam... Moje zachowanie można wytłumaczyć, ale przecież czułam gdzieś w głębi, że to nie może być prawda. Wybrałam strach i przezorność, zamiast słuchać głupiego serca. W takich chwilach, jak ta, człowiek myśli sobie, że w ogóle siebie nie zna. Jeśli nie ufam samej sobie, to komu mam ufać? Jedyna taka osoba została moją własną ręką usunięta z drogi. Myślałam, że postąpiłam właściwie, a tymczasem zrobiłam największą głupotę w moim życiu!
- Cześć, Monica! Jak leci? - znikąd pojawiła się uśmiechnięta od ucha do ucha Alexis i usiadła obok mnie, zarzucając mi rękę na ramię.
- Ze wszystkich chwil wybrałaś chyba najgorszą... Przepraszam, muszę dokończyć tę rozmowę - wymamrotałam, nie potrafiąc spojrzeć jej w oczy. Gdyby zorientowała się, że płaczę, też byłaby smutna. Nie chcę już doprowadzać ludzi do smutku.
- W porządku... Zamówię sobie coś i... no - szepnęła i przesunęła na drugie krzesło, zasłaniając się menu.
- Nawet nie próbuj się obwiniać, nie zrobiłaś nic złego - mówił Liam, a Niall i Zayn przytakiwali mu.
- Ja wcale nie...
- Nie oszukasz mnie, przecież dobrze cię znam. Teraz musisz mnie uważnie słuchać, bo wyszła dosyć niespodziewana sytuacja. Mianowicie na początku myśleliśmy, że to zdjęcie dziecka Meg jest zdjęciem dziecka twojego i Louisa. Wiem, straszni z nas debile. Ja jestem chyba największym, bo pozwoliłem mu, żeby wsiadł w samochód i pojechał do ciebie z takim błędnym przekonaniem. On cię wciąż bardzo kocha, nigdy nie przestał. Tylko z tego nieporozumienia może wyniknąć nie zejście się, ale spora kłótnia...
- Odzywał się do was od tego czasu? Drogi są teraz fatalne - zaczęłam się denerwować. Naraz przypomniał mi się mój sen. Wyjrzałam przez okno, padał śnieg i wiał wiatr.
- Wszyscy próbujemy się do niego dodzwonić, jak na razie bez skutku. Ale nie martw się, to pewnie chwilowe zakłócenia. Być może stracił zasięg na jakiejś polnej, francuskiej drodze... Halo? Monica, jesteś tam? Halo?
*
Drzwi kawiarenki trzasnęły, a postać przyjaciółki ledwie mignęła Alexis przed oczami, zaraz potem znikając.
- Halo? Monica? - z słuchawki dobiegał czyjś bardzo zaniepokojony głos. Czarnowłosa dziewczyna po chwili wahania przystawiła komórkę do ucha.
- Tutaj Alexis, jej przyjaciółka... Przepraszam cię, ale Monica przed chwilą wybiegła bez słowa i jakby rozpłynęła się w powietrzu. Nie wiem, co się stało, ale to chyba było coś poważnego... Nawet nie założyła płaszcza, a jest śnieżyca.
- Alexis, tak? Nie rozłączaj się! - krzyknął Liam. W głębi słychać było kilka innych, męskich głosów.
- O co chodzi? - odezwała się niepewnie dziewczyna. Chłopak w kilku zdaniach wyjaśnił jej zarys sytuacji.
- Liam, dodzwoniłem się do Louisa! Co mam mu powiedzieć?
- Żeby rozglądał się za zamarzającą Monicą, która biega po pustkowiach i go szuka. Alexis, znasz wszystkie tamtejsze drogi, prawda?
- Mieszkam tu od dzieciństwa. Nawet domyślam się, gdzie mogła pójść.
- Musisz wziąć samochód... Masz samochód, prawda?
- Tak, mam. Co dalej, mów szybko.
- Któreś z was, Louis albo ty, musicie znaleźć Monicę i to jak najszybciej. Nie myślałem, że może być aż tak nieodpowiedzialna. Mróz na dworze, a ona biega nieubrana nie wiadomo, gdzie.
- Trochę ją rozumiem, wiesz? Mimo wszystko nie dało się przeoczyć faktu, że ten chłopak to najważniejsza osoba w jej życiu.
- Ja też ją rozumiem, pewnie zrobiłbym tak samo. Ale ona ma to do siebie, że zbytnio przejmując się innymi, zupełnie zapomina o sobie. Nie wiem, czy to jej największa wada, czy właśnie to najbardziej w niej cenię - powiedział bardziej do siebie, niż do niej. Upewnił się, że Alexis na pewno wie, co ma robić i rozłączył się. Spojrzał na swoich przyjaciół i ku ich zdziwieniu, uśmiechnął się.
- Co jest? - zapytał Zayn.
- Pamiętacie, jak kiedyś ratowaliśmy ją z rąk porywaczy? Okazało się, że największe niebezpieczeństwo stanowi ona sama...
*
Było tak, jak we śnie. Biegłam na oślep, mroźny wiatr targał mną na wszystkie strony, nie widziałam nic, poza śniegiem. Jednak to było prawdziwe. Nogi już mi omdlewały i traciłam siły, ale nie mogłam się zatrzymać. Kiedy zobaczyłam leżący w rowie samochód Louisa, żołądek podjechał mi do gardła, a serce prawie stanęło. Otworzyłam usta i przez chwilę bałam się, że nie będę potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ale tak się nie stało - mój krzyk przedarł się przez ciszę. Zbliżałam się, wołając imię tej cennej dla mnie osoby. Nikt nie odpowiadał, więc zaczęłam krzyczeć głośniej, choć lodowaty wiatr wdzierał mi się do gardła i próbował zatrzymać głos w krtani. Pewnie z powodu zimna nie byłam w stanie zastanawiać się nad tym, co mogę znaleźć we wnętrzu samochodu. Może to i lepiej? Te myśli są jak trucizna, która powoli i podstępnie mnie zabija.
- Louis! - wydarłam się i zaniosłam kaszlem, nie mogąc już złapać oddechu.
- Monica!
- 'O Boże, oszalałam... Słyszę głosy, oszalałam...' - pomyślałam przerażona. Ale wtedy Louis zawołał ponownie. I jeszcze raz. I następny... Powoli odwróciłam głowę i zobaczyłam go. Biegł w moim kierunku, to z pewnością był on. Byłam wykończona. Zaczęłam stawiać chwiejne kroki i wychodzić mu naprzeciw. Tak bardzo chciałam, żeby to nie była halucynacja...
- Monica... Moniu... Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam - mówił, podchodząc coraz bliżej. Teraz już nie miałam wątpliwości, że to wszystko nie dzieje się tylko w mojej głowie. Poczułam jego zimną rękę na moim policzku i spojrzałam mu w oczy.
- Wróciłam... - to były moje jedyne i ostatnie słowa. Zaraz potem osunęłam się w jego ramiona i straciłam przytomność. Obudziłam się w szpitalu, podpięta do kroplówki. Pamiętam, że kiedy otworzyłam oczy, oślepiło mnie światło jarzeniówki i musiałam je z powrotem zamknąć. Ale czułam, że ktoś przy mnie siedzi i trzyma moją rękę. Wiedziałam, kim była ta osoba.
*
- Emily, nie biegaj tak, bo się przewrócisz! - zawołałam do mojej młodszej córki. W odpowiedzi usłyszałam tylko głośny, radosny śmiech.
- Nie ważne, ile będziesz próbowała, to dziecko nigdy się nie zmieni - powiedział Louis, przytulając mnie. Posypałam warzywa serem i wstawiłam zapiekankę do piekarnika. Robiłam tę zapiekankę od siedemnastu lat, kiedy to urodziła się moja pierwsza pociecha, a na chrzciny przyjechali krewni, którzy są wegetarianami. Od tamtej pory często musiałam wymyślać jakieś nowe potrawy, żeby dogodzić mojej rodzinie. Często pomagali mi Harry z Niallem, o ile puściły ich żony. Harry pomagał w gotowaniu, a Nialler, naturalnie, w jedzeniu. Po ślubie zamieszkaliśmy z Louisem w dużej i pięknej willi z ogrodem na obrzeżach Londynu. Jak zmierzyła Diana (żona Liama, architekt), znajduje się ona w idealnej prostej od mojego pierwszego londyńskiego domu. Z tego, co wiem, wprowadziła się do niego jakaś miła rodzina z dziećmi. Naprzeciwko mieszka teraz małżeństwo w już podeszłym wieku. Czasem ich odwiedzamy, żeby porozmawiać i trochę powspominać. W końcu w tych pokojach tyle się kiedyś wydarzyło...
- Mamo, mam wielką prośbę - za ręce ścisnęła mnie moja siedemnastoletnia córka, Darcy.
- O nie. Znam tę minę, wyczuwam kłopoty - zachichotał Louis i poszedł bawić się z małą, która chyba już zdążyła coś rozbić.
- Mów.
- No bo... Nauczysz mnie, jak się piecze babeczki? - zrobiła oczy Kota ze 'Shreka' i potrząsnęła moimi rękami.
- Nagle odkryłaś swoje kulinarne powołanie? A jak cię proszę o pokrojenie warzyw do zapiekanki, to uciekasz - powiedziałam, trochę zdziwiona jej słowami.
- Och, mamo, nie o to chodzi! To znaczy, ja mam jakieś tam powołanie, zacznę ci nawet więcej pomagać, tylko mnie naucz!
- A chcesz umieć piec muffiny, ponieważ...? - zapytałam. Darcy poczerwieniała i lekko zawstydzona wyznała:
- Wiesz, mamo... Naprzeciwko wprowadził się taki facet, a razem z nim jego czterech przybranych synów... I oni są naprawdę fajni, i chciałam ich jakoś powitać, żeby mnie zapamiętali i może gdzieś czasem zaprosili... Mamo, to wcale nie jest śmieszne! - krzyknęła, ale ja tylko mocno ją przytuliłam, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Może nie uwierzysz, ale witanie sąsiadów muffinkami to najlepsze, co możesz zrobić.
- Naprawdę? - rozpromieniła się Darcy. Spojrzałam na Louisa, który łaskotał Emily i odpowiedziałam:
- Naprawdę.
Moi kochani... Skończyłam. Oto i ostatni rozdział na What Makes Me Beautiful, bloga, który zmienił moje życie. Pisząc to byłam tak wzruszona, że chyba nigdy nie będę w stanie wyrazić mojej wdzięczności za taką szansę. Chciałabym jednak podziękować WSZYSTKIM, którzy przyczynili się do powstania całego opowiadania, jak i poszczególnych rozdziałów. Dziękuję Klaudii, Lexie, Sophie, Szurniętej, Stukniętej, Szalonej i Kasi za ciągłe wsparcie w sferach 'zawodowych' i prywatnych. Dziękuję Kamili, Arturowi, Patrykowi i Mateuszowi za dzielenie się ze mną Waszą twórczością, wiele pytań i inspirujących konwersacji. Dziękuję tym czytelnikom, którzy piszą rozległe komentarze, a także tym, którym potrzeba tylko kilka słów. Dziękuję za wszystkie linki do blogów, które w większości otwieram i czytam ;)
Dziękuję również tym czytelnikom, którzy po prostu wchodzą na bloga i zajmują się lekturą. Dzięki Wam spodziewam się w bliskiej przyszłości JUŻ 150 000 wejść! Ta liczba jest naprawdę kosmiczna, nie zasłużyłam na tak wiele...
Chciałabym na koniec podziękować mojej wenie. Bez względu na Wasze wsparcie i dobre chęci - gdyby jej nie było, całe What Makes Me Beautiful po prostu by nie istniało <3
DZIĘKUJĘ <3
Posłowie: Już jutro spodziewajcie się mojego nowego bloga - Teach Me How To Love! Informacje o nowych blogach/notkach publikuję także na moim Twitterze @sparklingmintaj ^^